Minęło zaledwie pięć miesięcy, od kiedy alianci wylądowali w Normandii, a już stali u bram Trzeciej Rzeszy. Wydawało się, że po spektakularnych sukcesach uda się zakończyć drugą wojnę światową jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia 1944 roku. Takie nadzieje były powszechne na froncie zachodnim. Nie przyjmowano tam do wiadomości, że Niemcy mogą jeszcze dysponować jakimiś większymi siłami zdolnymi zagrozić alianckim armiom. Jednak podobnie jak to miało miejsce wcześniej, niedocenianie Niemców przyniosło fatalne skutki.

W momencie rozpoczęcia niemieckiej ofensywy w Ardenach generał George Patton stał na czele 3. Armii nieco na południe od głównego rejonu bitwy. Właściwie nawet bardzo na południe, jednak był człowiekiem o takim charakterze, że uważał, iż na wszystkim zna się najlepiej i często interesował się sprawami, które go nie dotyczyły. A że był także wybitnym wojskowym, który nie wierzył w uspokajające doniesienia wywiadu, już w listopadzie podejrzewał, że na wschód od Ardenów Niemcy koncentrują większe siły. Opinie jego i wielu mu podobnych były jednak lekceważone. Mówiono, że teren ten nie nadaje się do operacji sił pancernych. Zupełnie tak, jakby rok 1940 i tryumfalny marsz Wehrmachtu na Francję nie zaczął się właśnie od przejazdu czołgów Guderiana przez Ardeny.

12 grudnia, a więc jeszcze przed podęciem jakiejkolwiek ofensywy przez Niemców, przewidujący Patton, opierając się na różnych przesłankach swoich i ludzi sobie podobnych, polecił swojemu szefowi sztabu i szefowi zaopatrzenia przygotować plany manewru całej 3. Armii, jaki musiałaby wykonać, żeby uderzyć od południa na Niemców, jeśli ci rzeczywiście zdecydowaliby się zaatakować przez Ardeny. Był to manewr niezwykle skomplikowany, ponieważ każda armia składa się z tysięcy pojazdów i dziesiątek tysięcy ludzi rozrzuconych na obszarze wielu kilometrów kwadratowych.



16 grudnia rozpoczęła się niemiecka ofensywa. Patton był zdania, że Amerykanie powinni kontratakować natychmiast wykorzystując siły 3. i 7. Armii, które atakując od południa, odcięłyby niemieckie siły na zachód od Renu. Byłaby to kolejna błyskotliwa akcja generała, który wsławił się pancernym rajdem przez Francję, jednak wezwanie na naradę sztabową do generała Omara Bradleya oznaczało, że nie dojdzie ona do skutku.

Na naradzie przedstawiono informacje, zgodnie z którymi sytuacja wyglądała znacznie gorzej niż początkowo sądzono. W dużej mierze wynikało to z bezczynności marszałka Bernarda Montgomery’ego, na którego odcinku została przeprowadzona główna niemiecka ofensywa. Brytyjski marszałek nie wykazywał dość inicjatywy, a swoje rozkazy ograniczył jedynie do wycofania się i okopania, co jego zdaniem miało zatrzymać niemieckie natarcie. Działania Niemców ułatwiał fakt, że rozpoczęli atak w momencie, kiedy pogoda nad obszarem działań uniemożliwiała działanie lotnictwa, przez co alianci stracili znaczną część potencjału bojowego, w znacznej mierze opierającego się na całkowitej dominacji w powietrzu.

Amerykańscy żołnierze wzięci do niewoli przez Niemców, 22 grudnia 1944.
(Bundesarchiv, Bild 183-J28589 / CC-BY-SA 3.0)

Na spotkaniu w Verdun pojawili się wszyscy najważniejsi amerykańscy dowódcy: Eisenhower, Bradley, Tedder, Devers, no i Patton. W tym momencie sytuacja była już bardzo zła. Niemcy dotarli do kluczowego skrzyżowania szlaków komunikacyjnych w Bastogne, które to miasto okrążyli, zamykając w nim 101. Dywizję Powietrznodesantową oraz oddziały z 9. i 10. DPanc. Eisenhower zapytał Pattona, jak szybko może uderzyć na oblężone miasto i uwolnić znajdujące się tam amerykańskie oddziały. Odpowiedź brzmiała: „Trzy dni”, co wywołało uśmiechy na twarzach innych dowódców, którzy uważali, że taki termin jest niemożliwy; nie wiedzieli jednak, że Patton podjął już wcześniej kroki zmierzające do realizacji takiego właśnie planu. Narada została zakończona i Patton wrócił do swojego sztabu w Luksemburgu, by przygotowywać się do natarcia. Miał zaatakować lewą flankę i tyły nieprzyjaciela, a do realizacji tego zadania dysponował trzema korpusami: III, XII i VIII.

Dzięki znakomitej pracy sztabu 3. Armii atak pierwszych oddziałów miał się rozpocząć 20 grudnia. Niemiecki, niespodziewany dla większości, atak spowodował chaos wśród amerykańskich oddziałów. Poszczególne oddziały wymieszały się ze sobą i nie było dokładnie wiadomo, gdzie kto się znajduje. Patton podjął decyzje o tworzeniu małych Grup Operacyjnych, których nazwy pochodziły od nazwisk ich dowódców. Miały zbierać wszystkie okoliczne oddziały i porządkować je, przywracając im zdolność bojową.

Tuż po północy 19 grudnia Grupa Bojowa B ruszyła na północ. Jedyna mapę trasy posiadał jej dowódca – pułkownik Dager. Jechał on na czele kolumny czołgów swoim jeepem, stając na kolejnych skrzyżowaniach i kierując ruchem. W ten sposób w ciągu 24 godzin czołgiści przejechali ponad 260 kilometrów i zatrzymali się dopiero pod Bastogne. Z Grupy Bojowej B została tam wydzielona Grupa Operacyjna Ezell, która szybkim marszem przebyła pozostały do Bastogne odcinek i wdarła się do miasta. Po dotarciu do miasta otrzymali rozkaz odwrotu, co też uczynili, nie napotykając oporu ze strony Niemców.

Patton i Bradley w Bastogne.

Kolejny atak 3. Armii nastąpił 22 grudnia. Atakował III Korpus gen. Millikina, w skład którego wchodziła 4. DPanc., 26. DP i 80 DP. Wszystkie te jednostki dobrze sobie radziły podczas natarcia, średnio pokonując 12 kilometrów w kierunku celu. Tego samego dnia pogoda poprawiła się na tyle, że do akcji mogła wejść grupa lotnicza pod dowództwem generała Weylanda, która na stałe, od czasu wylądowania Pattona we Francji, współpracowała z jego armią. Pomimo tych sukcesów powodzenie ataku oddziałów Pattona nie było przesądzone.

Dwa dni po jego rozpoczęciu Niemcy nadal posuwali się naprzód, a Montgomery wieścił rychłą klęskę aliantów spowodowaną złym przygotowaniem ataku przez Pattona. Jednocześnie wierzył, że jest w stanie sam zatrzymać niemiecki atak dzięki wycofaniu swoich oddziałów i utworzeniu nowej linii obrony.

Co więcej, brytyjski marszałek uważał, że tylko on jest w stanie powstrzymać Niemców, a co za tym idzie powinny mu podlegać wszystkie siły w rejonie operacji, w tym także dywizje Pattona. Oczywiście, jak można się było spodziewać, na taką propozycję amerykański generał zareagował ze wściekłością i zagroził podaniem się do dymisji, jeśli utraci dowodzenie nad swoimi wojskami lub też otrzyma rozkaz wycofania się. Uważał, że taki manewr miałby druzgocące skutki dla żołnierskiego morale.

W Bastogne 101. DPD ciągle pozostawała w okrążeniu, jednak jej sytuacja nie była bardzo zła. Ciągle miała sporo żywości dla wyżywianie swoich żołnierzy, a ponadto stale utrzymywała łączność z Grupą Operacyjną z armii Pattona, przez co wiedzieli, że zbliżają się do nich czołowe jednostki 3. Armii. Gorzej było z zapasami amunicji. Już po wojnie dowódca 101. DPD, generał McAuliffe, nie mógł się nachwalić umiejętności Pattona i podległych mu oddziałów. W wigilię Bożego Narodzenia nastąpił zrzut zaopatrzenia dla uwięzionej dywizji. Co ważne, nie stracono w tej akcji ani jednego samolotu.

Przez całe święta pogoda była wyśmienita i alianckie lotnictwo w pełni kontrolowało sytuację, przeprowadzając coraz więcej ataków na niemieckie jednostki. Być może, jak uważają niektórzy, była to zasługa modlitwy, jaką generał Patton rozkazał zmówić wszystkim kapelanom 3. Armii. Później kompania topograficzna wydrukowała ją na małych kartonikach, aby można ją było rozesłać do wszystkich żołnierzy w armii wraz z życzeniami świątecznymi. Brzmiała ona: „Wszechmocny i miłosierny Ojcze, pokornie Cię błagamy, abyś w swej niezmierzonej dobroci zechciał powstrzymać nadmierne deszcze, z którymi musimy się zmagać. Ześlij nam ładną pogodę do bitwy. Łaskawie wysłuchaj nas, żołnierzy, którzy zwracamy się do Ciebie, abyśmy, zbrojni Twą mocą, mogli posuwać się od zwycięstwa do zwycięstwa i unicestwić ucisk i niegodziwość naszych wrogów, i ustanowić Twą sprawiedliwość wśród ludzi i narodów. Amen.” Alianci szacowali, że tylko w jeden dzień 24 grudnia samoloty zniszczyły ponad pięćset niemieckich pojazdów. Szczególnie zaciekle atakowane były konwoje przewożące paliwo dla niemieckich czołgów.

Patton i McAuliffe w Bastogne.
(US Army)

Przełom w bitwie o Ardeny nastąpił drugiego dnia świąt, kiedy to Grupa Bojowa należąca do 4. DPanc. dotarła do obrzeży Bastogne. Na marginesie warto wspomnieć, że jednym z jej dowódców był wówczas podpułkownik Creighton Abrams, którego nazwiskiem nazwano wiele lat później słynny czołg M1. Po południu czołgi, po ominięciu fortyfikacji wokół belgijskiego miasta, dotarły do jego granic. Amerykańskie siły były stosunkowo nieliczne, ale otrzymały zgodę na próbę przedarcia się. Misja się powiodła i wieczorem nawiązano bezpośredni kontakt z generałem McAuliffe’em. Czołgi Grupy Bojowej, która dotarła do oblężonych, zabezpieczyły wąski korytarz, którym natychmiast ruszyły konwoje z zaopatrzeniem, a z powrotem te same ciężarówki wywoziły rannych obrońców miasta. Całkowite odblokowanie Bastogne zajęło siedem dni. Poza 4. DPanc. Patton przypisał największe zasługi w tym sukcesie 80. DP oraz Grupie Bojowej B z 9. DPanc.

Odblokowanie miasta i liczne inne zwycięstwa aliantów, szczególnie dzięki ogromnemu zaangażowaniu lotnictwa, któremu Niemcy nie mogli się przeciwstawić, spowodowało konieczność podjęcia decyzji, co robić dalej. Tam, gdzie dzieła zniszczenia nie dokonały samoloty, Niemcom po prostu kończyło się paliwo. Jednym z głównych warunków powodzenia niemieckiej ofensywy było założenie, że w czasie ataku nacierające oddziały zdobędą alianckie składy paliwa, z których następnie będą zaopatrywane niemieckie kolumny pancernie. Z powodu mocnej alianckiej obrony i niszczenia magazynów, których obronić się nie dało, plan nie powiódł się, a z powodów ciągłych bombardowań przemysłu naftowego III Rzeszy Niemcy mieli możliwość prowadzenia operacji o dużej intensywności jedynie przez kilkanaście dni.

Jeśli chodzi o koncepcje dalszego działania aliantów, jak zwykle były dwie drogi: Montgomery uważał, że z ofensywą trzeba poczekać do końca zimy i wtedy powoli ruszyć na wschód. Ruszyć oczywiście jego siłami, które po obu flankach byłyby osłaniane przez Amerykanów. Patton natomiast opowiadał się natychmiastową ofensywą, z północy i z południa, która ścięłaby niemiecki klin i zamknęła niemieckie oddziały w okrążeniu. Dalszym etapem ofensywy miał być Bitburg i dojście do Renu na wysokości Bonn. Patton narzekał, że gdyby oddano mu jeszcze trzy dywizje, już teraz mógłby zakończyć całą wojnę.

Obie koncepcje odrzucono. Generał Eisenhower zdecydował się przeprowadzić ograniczona ofensywę w kierunku Saint Vith. Armii Pattona przypadło w udziale opanowanie wyżyny i skrzyżowania na południe od miasta Houffalize, następnie miała ruszyć dalej na St. Vith. Była to jedna z najgorzej przeprowadzonych przez Pattona operacji. Być może wynikało to po części z tego, że otrzymał on do jej realizacji dwie nowe dywizje bez doświadczenia: 87. DP i 11. DPanc. W czasie czterech dni walk, które zaczęły się 30 grudnia, dywizje posunęły się do przodu jedynie o dziesięć kilometrów, tracąc przy tym wielu zabitych i rannych oraz 52 czołgi. Samo miasto Houffalize było zacznie bardziej zniszczone niż oblegane Bastogne.

W trakcie walk na miejsce 11. DPac. przyszła 17. DPD, jednak nie pomogło to ofensywie. Tylko 4 stycznia 1945 roku Niemcy przeprowadzili siedemnaście kontrataków, z których wiele zakończyło się lokalnymi sukcesami. Nie mogły one odwrócić biegu kampanii, ale poważnie utrudniały życie amerykańskim dowódcom. Korpus generała Middletona, który był głównym celem niemieckich ataków, poniósł dotkliwe straty, a sam dowódca był w bardzo złej formie. Szef sztabu 3. Armii, który go wizytował, wykorzystując swoje uprawnienia, odwołał dalszą część tej ofensywy w obawie przed całkowitym załamaniem.

Powszechnie znane są przypadki rozstrzeliwania przez podległych Pattonowi żołnierzy niemieckich jeńców w czasie walk na Sycylii w 1943 roku.

Podobne przypadki miały też miejsce, choć na mniejszą skalę, w czasie operacji w Ardenach. Patton nazwał je niefortunnymi wypadkami i wyraził nadzieje, że uda się je zatuszować. Była jednak między tymi dwoma wypadkami jedna, znacząca różnica. O ile na Sycylii rozstrzeliwania były spowodowane przemówieniami Pattona do swoich żołnierzy, o tyle wypadki z Mande-Saint-Etienne były reakcją na podobne zachowania ze strony Niemców. Żołnierze 1 DPanc. SS Joachima Peipera pomiędzy 17 a 20 grudnia zabili około 350 Amerykanów i 100 Belgów – w większości cywilów. Najgłośniejszy przypadek miał miejsce w Malmedy, gdzie zabito 86 Amerykanów. Wieść o tych wydarzeniach rozchodziła się szybko i w żołnierzach narastała chęć zemsty i stąd przypadki rozstrzeliwania Niemców. Nie wiadomo dokładnie, ile ich było, jednak relacje samych Amerykanów mówią, że „sporo”.

Kontynuowano oczyszczanie Ardenów z pozostałych niemieckich oddziałów. Chociaż niemiecka ofensywa została zatrzymana i tylko kwestią czasu było rozbicie wszystkich wrogich sił na tym obszarze. to na początku stycznia, głównie z powodu błędów amerykańskiego dowództwa, Niemcy trzymali się mocno. Patton zaplanował nowe uderzenie na 6 stycznia. Tego dnia w sztabie 3. Armii pojawił się Bradley, który zakomunikował, że Niemcy chcą wyrwać się z okrążenia i uciekają na wschód. Informacje te nie miały pokrycia w rzeczywistości i 6. DPanc. natrafiła na jeden z najsilniejszych niemieckich kontrataków, w czasie którego utraciła półtora kilometra terenu, odzyskanego jednak następnej nocy. Wiele takich przypadków było spowodowanych brakiem współpracy pomiędzy dowódcami sąsiadujących ze sobą dywizji. Przez cały czas walk w Ardenach ten brak był jednym z głównych powodów frustracji Pattona, który niemal stale narzekał i pouczał swoich podwładnych.

Z powodu kontrataków zaplanowany przez Amerykanów atak rozpoczął się 9 stycznia. Trudne warunki atmosferyczne uniemożliwiały korzystanie z lotnictwa, jednak mimo tego 101. DPD i 4. DPanc. pokonały w sumie osiem kilometrów w kierunku Noville. Operacja rozwijała się pomyślnie, kiedy 10 stycznia do Pattona zadzwonił Eisenhower z rozkazem zatrzymania ofensywy, ponieważ wywiad SHAEF donosił o spodziewanej kolejnej kontrofensywie Niemców w miejscu, gdzie siły aliantów były najsłabsze. Dlatego Patton musiał się zatrzymać, aby w razie czego być gotowym do jego odparcia. Oczywiście sam zainteresowany uważał, że te doniesienie to celowa dezinformacja Niemców, którzy chcą zyskać na czasie i wycofać z zagrożonego rejonu jak najwięcej sprzętu i ludzi, a dowództwo aliantów im to ułatwia. Jak się później okazało, Patton miał rację i żaden kontratak nie nastąpił.

Ostatecznie kocioł zamknięto 16 styczna, kiedy to oddziały 11. DPanc. spotkały się z oddziałami 2. DPanc. Tym samym, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, 1. Armia wróciła pod dowództwo generała Bradleya – wcześniej była u Montgomery’ego. Jednak czas, jaki stracono na przygotowanie się do odparcia nieistniejącego niemieckiego ataku, sprawił, że większość oddziałów nieprzyjaciela zdołała uniknąć okrążenia. Do 23 stycznia trwało oczyszczanie terenu z pozostałości niemieckich oddziałów i kolejne przegrupowane 3. Armii w kierunku trójkąta Saara-Mozela i Treiru. Gdzieniegdzie napotykano jeszcze na mocniejszy opór – szczególnie mocno broniła się 11. DPanc. – ale został przełamany i już nic nie mogło powstrzymać aliantów przed wdarciem się do III Rzeszy. Bradley zlecił Pattonowi opracowanie i wykonanie planu przebicia się przez Linię Zygfryda, jednak wkrótce palny te musiały zostać na jakiś czas zarzucone.

Nieco bardziej na południu, w okolicy Kolmaru, pojawiło się kolejne zagrożenie niemieckim kontratakiem i operującej w tym rejonie 6. Grupie Armii generała Deversa przydzielono do likwidacji tego zagrożenia aż cztery dywizje ze składu 3. Armii, przez co pochód Pattona na wschód został na pewien czas zatrzymany. Operacja w Ardenach zakończyła się, a SHAEF zajął się przygotowaniem ostatecznej ofensywy na terytorium III Rzeszy, która miała zakończyć wojnę. Ofensywa rozpoczęła się w następnym miesiącu.

Bibliografia:

1. Hirshon S.P., Generał Patton, Bellona, Warszawa 2004
2. Patton G.S., Wojna. Jak ją poznałem, De Facto, Warszawa 2006
3. Ambrose S.E., Obywatele w mundurach, Magnum, Warszawa 2008
4. Reynolds M., Synowie Rzeszy, Erica, Warszawa 2008
5. Piekałkiewicz J., Wojna pancerna 1939-1945, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1997