Administracja Donalda Trumpa prowadzi nie tylko masakrę piłą łańcuchową w strukturach rządowych i wojskowych. Kolejnym punktem jest odcinek 2786 telenoweli pod tytułem Reset z Rosją. Wśród zachęt pod adresem Kremla jest nie tylko awantura z Wołodymyrem Zełeńskim w Gabinecie Owalnym, ale przede wszystkim wstrzymanie wielu operacji na kierunku rosyjskim. Czy to jednak wystarczy do resetu albo chociaż wbicia niewielkiego klina między Moskwę a Pekin?
Zaczęło się jeszcze przed feralnym 28 lutego, chociaż to tego dnia serwis The Record podał niepokojące wiadomości z Departamentu Obrony. Według trzech pragnących zachować anonimowość źródeł sekretarz obrony Pete Hegseth miał nakazać US Cyber Command wycofać się z wszelkich planów przeciwko Rosji, w tym działań ofensywnych. Rozkaz nie dotyczy jednak National Security Agency, która odpowiada między innymi za wywiad i rozpoznanie elektroniczne. Dotyczy natomiast odpowiadającej za cyberoperacje 16. Armii Powietrznej, podległej Dowództwu Europejskiemu.
Pełen zakres poleceń wydanych przez Hegsetha pozostaje nieznany, nie wiadomo też, jak długo będą obowiązywać. Według źródeł The Record ma to być „przewidywalna przyszłość”. W myśl obowiązujących procedur Dowództwo Cybernetyczne zaczęło przygotowywać „ocenę ryzyka” (risk assesment). Dokument potwierdza otrzymanie rozkazu, przedstawia wykaz operacji wstrzymanych z jego powodu, a także ocenę zagrożenia ze strony Rosji. Według ocen serwisu na kierunku rosyjskim może pracować jedna trzecia spośród 5800 żołnierzy podległych Cyber Command.
Chociaż rozkaz Hegsetha nadszedł w takim czasie, że trudno nie wiązać go z ukłonami Waszyngtonu w stronę Moskwy, mogą stać za nim również inne założenia. Cyberdowództwu brakuje ludzi do prowadzenia operacji wymierzonych w meksykańskie kartele narkotykowe. Te zaś zostały oficjalnie uznane przez USA za organizacje terrorystyczne, a w administracji Trumpa są głosy za podjęciem przeciwko nim działań bojowych. Dodajmy do tego jeszcze informacje o współpracy meksykańskich karteli z chińskimi syndykatami/służbami w przemycie fentanylu do Stanów Zjednoczonych.
Z drugiej strony wyraźnie widać, że Waszyngton świadomie umniejsza zagrożenie ze strony Rosji. W poświęconym cyberbezpieczeństwu wystąpieniu na forum ONZ Liesyl Franz, zastępczyni asystenta sekretarza do spraw międzynarodowego cyberbezpieczeństwa w Departamencie Stanu, dużo i barwnie mówiła o zagrożeniu ze strony Chin oraz Iranu, słowem nie wspominając o Rosji. Podległa Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego Agencja Cyberbezpieczeństwa i Bezpieczeństwa Infrastruktury (CISA) w swoich nowych priorytetach dużo rozpisuje się o realnym zagrożeniu ze strony Chin, zupełnie pomijając równie realne zagrożenie ze strony Rosji. Jak dowiedział się brytyjski Guardian, pracownicy agencji mieli zostać ustnie poinformowani, aby nie zajmować się Rosją ani nawet nie zgłaszać zagrożeń, jakie stwarza.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
Zdaniem źródła gazety, wszelka działalność związana z Rosją została na dobrą sprawę anulowana. Co gorsza, mimo ciągłych braków kadrowych czystka przetoczyła się też przez personel odpowiedzialny za cyberbezpieczeństwo.
– Nasze systemy nie będą chronione i nasi przeciwnicy o tym wiedzą – ostrzega informator Guardiana. Źródło dodaje, że w agencjach panuje przygnębiająca atmosfera i poczucie, ze Rosja wygrywa a „Putin jest teraz w środku”. Powodów do niepokoju jest więcej, bowiem według informacji New York Timesa agenci CISA pracujący nad rosyjskimi ingerencjami w amerykańskie wybory są przenoszeni na inne stanowiska.
Inne źródło Guardiana, mające doświadczenie w zwalczaniu rosyjskich zagrożeń, mówi o „prawdziwie szokującym” rozwoju wydarzeń.
– Tysiące amerykańskich pracowników rządowych i wojskowych codziennie pracuje nad ogromnym zagrożeniem, jakie stanowi Rosja jako prawdopodobnie najważniejszy aktor państwowy. Nie umniejszając znaczenia Chin, Iranu czy Korei Północnej, Rosja jest co najmniej na równi z Chinami najbardziej znaczącym cyberzagrożeniem – twierdzi źródło. Dodajmy, że Chiny przez lata koncentrowały się na cyberoperacjach związanych ze szpiegostwem przemysłowym i dopiero teraz wchodzą na inne pola, garściami czerpiąc z obfitych rosyjskich doświadczeń.
Decyzje Hegsetha budzą konsternację nie tylko w USA. Minister spraw zagranicznych Francji Jean-Noël Barrot w wywiadzie dla Radio France stwierdził, że ma „pewien problem ze zrozumieniem” decyzji sekretarza obrony. Podkreślił również, że kraje europejskie codziennie zmagają się z rosyjskimi cyberatakami i nie tylko. Rosyjskie konta na Telegramie oferują wynagrodzenie w kryptowalutach za podpalanie meczetów na terenie Wielkiej Brytanii. Cel jest oczywisty: destabilizacja.
Tymczasem po drugiej stronie
Według The Wall Street Jornal już w roku 2023 Rosja utworzyła specjalną jednostkę przeznaczoną do prowadzenia sabotażu na terenie państw Zachodu. Owa jednostka ma nosić nazwę Wydziału Zadań Specjalnych (SSD) i łączyć aktywa wszystkich rosyjskich służb specjalnych. Podporządkowany miał jej zostać między innymi ośrodek szkolenia sił specjalnych Sienież. SSD ma podlegać bezpośrednio Putinowi i niekoniecznie potrzebować zgody na prowadzenie konkretnych akcji. Dziennik powołuje się na informacje uzyskane od szefów dwóch europejskich służb wywiadowczych oraz przedstawicieli organów bezpieczeństwa USA, państw europejskich i Rosji.
Na czele SSD ma stać bohater Federacji Rosyjskiej generał pułkownik Andriej Awierjanow z GRU. Lista jego zasług dla władzy Władimira Putina jest długa: weteran wojen w Czeczeni i aneksji Krymu, podejrzewany przez czeską policję o kierowanie operacją wysadzenia składu amunicji w Vrběticach w roku 2014, był też aktywny w Afryce. Zastępcą Awierjanowa ma być równie zasłużony generał porucznik Iwan Kasanienko, również z GRU. To on koordynował prawie udane otrucie Siergieja Skripala, nadzorował szereg tajnych operacji na terenie Europy, a także przejmowanie operacji Grupy Wagnera w Afryce i transfer technologii do Iranu.
Lista operacji przypisywanych SSD jest już dość długa. Znajdują się na niej próba zamachu na Armina Pappergera, dyrektora zarządzającego Rheinmetalla, próby sabotażu i zamachów we Francji podczas igrzysk olimpijskich czy umieszczenia wybuchowych przesyłek w samolotach DHL. Wybuchy na lotniskach w Niemczech i Anglii miały być wprawką do zamachów na samoloty lecące do USA. Jak twierdzą źródła WSJ, w ostatnich miesiącach SSD spowolniła tempo. Może być to z jednej strony spowodowane koniecznością przemyślenia sposobów działań, do tej pory mało skutecznych, ale według źródeł gazety może być to również gest dobrej woli w stosunku do administracji Trumpa.
Z punktu widzenia Kremla gestem „dobrej woli” są raczej masowe zwolnienia w amerykańskiej administracji. Natomiast z punktu widzenia USA i ich sojuszników mówić należy raczej o popisowym harakiri (chociaż prawidłowym terminem jest seppuku). Według informacji, jakie CNN uzyskało od źródeł w CIA, FBI i pozostałych służbach, wywiady Rosji Chin i kilku innych państw zintensyfikowały działania w celu rekrutacji zwalnianych agentów i urzędników. Największą grozę budzi fakt, że około 80% zwalnianych ma klauzulę dostępu do tajnych danych. Sfrustrowanych, rozżalonych i niepewnych przyszłości ludzi łatwiej zwerbować. Jedno ze źródeł CNN stwierdza, że nie ma się czemu dziwić – amerykańskie służby same stosują takie metody.
Były wieloletni agent CIA Christopher Burgess dodaje na łamach serwisu CSO własne ostrzeżenia. W swojej karierze już raz widział sytuację, gdy oficerowie wywiadu masowo dzielili się informacjami z wrogiem. Było to w roku 1989, gdy wiadomo już było, że Związek Radziecki chwieje się w posadach. Agenci służb państw bloku wschodniego masowo wówczas zgłaszali się do CIA, oferując zawartość całych sejfów z tajnymi danymi w zamian za możliwość osiedlenia się na Zachodzie lub chociaż odpowiednią zapłatę. Burgess ostrzega przed jeszcze jednym zagrożeniem związanym z nieodpowiedzialną działalnością Elona Muska i „departamentu” DOGE. Niepewni swego agenci i urzędnicy mogą przeistoczyć się w sygnalistów i hacktywistów, upubliczniając tajne dane. Efekt będzie jeszcze gorszy niż w przypadku współpracy z obcym wywiadem.
Cytowani przez WSJ politycy i urzędnicy prezentują krańcowo odległe od Trumpa podejście do Rosji. Nick Thompson, były oficer CIA odpowiadający za operacje paramilitarne, zaleca, by odpłacać pięknym za nadobne. W podobnym tonie wypowiada się przewodniczący senackiej komisji do spraw wywiadu, republikanin Tom Cotton. Zdaniem senatora z Arkansas CIA musi stać się śmielsza i bardziej innowacyjna (szkopuł w tym, że dyrektorką wywiadu narodowego została właśnie Tulsi Gabbard, zwolenniczka obalonego dyktatora Syrii Baszszara al‑Asada i propagatorka teorii spiskowych o amerykańskich zakładach produkujących broń biologiczną w Ukrainie). Z kolei James Appathurai, zastępca asystenta sekretarza generalnego NATO do spraw działań hybrydowych, ostrzega, że w obliczu rosyjskiej agresji Stany Zjednoczone i ich sojusznicy muszą w odpowiedzi przyjąć wojenny sposób myślenia „w całym społeczeństwie”.
Powtórzony Nixon?
Donald Trump jest trudnym politykiem. Instynktownie „czuje” wiele spraw i wie, w którym kierunku przestawić wajchę. Z drugiej strony są jego niszczycielskie instynkty, prowadzące do wysyłania sprzecznych sygnałów i siania chaosu. Nie inaczej jest w sprawie relacji z Rosją. Na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa specjalny wysłannik do spraw Ukrainy i Rosji, generał w stanie spoczynku Keith Kellogg, otwarcie mówił, że Waszyngton będzie próbować oderwać Moskwę od Pekinu. Z kolei sekretarz stanu Marco Rubio przyznaje, że nie bardzo wierzy w możliwość obrócenia Rosji, a celem USA jest danie jej nieco więcej „powietrza” i zmniejszenie zależności od Chin.
Kellogg explains that America will attempt to break Russia away from China, Iran, and North Korea. pic.twitter.com/Z5GInLDeH3
— Glenn Diesen (@Glenn_Diesen) February 16, 2025
Od kilkunastu lat waszyngtońską administrację i think tanki nawiedza duch „odwróconego Nixona” – pomysł, aby jak na początku lat 70. doszło do zbliżenia z Chinami wymierzonego w Związek Radziecki, tak teraz nawiązać wymierzoną w ChRL współpracę z Rosją. Zacznijmy od tego, że sam „manewr Nixona” jest mitem. Mówiąc brutalnie: Nixon i Kissinger mogli obrócić się na fotelu, a nie obrócić Chiny. Obaj przyszli na gotowe, sojusz radziecko-chiński od początku lat 60. był fikcją, a oba komunistyczne państwa były w roku 1969 na krawędzi pełnoskalowej wojny.
Teraz pojawia się następne pytanie: co Rosja mogłaby zyskać, odstępując od Chin i sprzymierzając się z Waszyngtonem? Putinowi marzy się jakaś Jałta 2.0, ale na jak daleko idące ustępstwa są gotowe Stany Zjednoczone? Nawet jeżeli Trump pójdzie na ustępstwa w Europie, europejscy sojusznicy mają, wbrew pozorom, sporo do powiedzenia i mogą skutecznie stanąć okoniem. Czy takie niepewne zyski zrekompensują wrogie Chiny? Rosyjskie awanturnictwo w Europie, na Bliskim Wschodzie i w Afryce jest możliwe właśnie dzięki bliskim relacjom z Pekinem. Oba mocarstwa są komplementarne, Chiny utrzymują rosyjską gospodarkę na powierzchni, odpada też konieczność pilnowania długiej wspólnej granicy. Czy Trump jest w stanie dać wiarygodne gwarancje bezpieczeństwa, chroniące Putina przed zemstą porzuconego Xi?

Richard Nixon z małżonką wysiadają z Air Force One po lądowaniu w Pekinie, 1972 rok.
(Ollie Atkins, White House Photographer)
Wprawdzie jak donosi telegramowy kanał WCzK-OGPU, wśród rosyjskiej elity narasta niezadowolenie z roli młodszego partnera względem Chin, ale niewiele z tego wynika. Przynajmniej tak długo, jak u władzy jest Putin. Stąd też w Pekinie widoczny spokój. Niewykluczone nawet, że Rosjanie szeroko informują Chińczyków o przebiegu rozmów z Amerykanami, a może nawet działają w myśl z góry ustalonego planu.
Administracja Trumpa, tak samo jak wszystkie poprzednie, stara się doprowadzić do jakiegoś resetu z Rosją. Za każdym razem kończyło się to powrotem do punktu wyjścia. Putin umie grać w reset i chętnie wykorzystuje przeciwko Stanom Zjednoczonym uzyskane od nich ustępstwa. W obecnym odcinku telenoweli Reset z Rosją może próbować ugrać chociaż częściowe zniesienie sankcji, które wprawdzie według Kremla nie działają, ale dobrze by było, gdyby ich nie było. Według doniesień płynących z Białego Domu Trump faktycznie planuje zniesienie, a przynajmniej ograniczenie, sankcji.
Bo Putin potrafi grać w reset.
W czasie gdy trwa awantura miedzy Kijowem a Waszyngtonem w publicznej telewizji w Rosji pokazują symulację ataku nuklearnego na USA.4/4 pic.twitter.com/gVjULDlsFJ— Maciej Milczanowski (@macmil71) March 2, 2025
W przypadku Trumpa w grę wchodzą jeszcze czynniki biznesowe. Niewykluczone, że prezydentowi i biznesmenom z jego otoczenia zamarzyły się zyskowne interesy na „obiecującym i chłonnym” rosyjskim rynku. Pamięć ludzka jest zawodna i najwyraźniej zapomnieli skąd wziął się Magnitsky Act, wprowadzający indywidualne sankcje wobec rosyjskich polityków, oligarchów i urzędników. Inaczej trudno wyjaśnić wizytę w Moskwie specjalnego wysłannika na Bliski Wschód Steve’a Witkoffa. Pojawiają się nawet pogłoski o możliwym amerykańskim błogosławieństwie dla Nord Stream 2.
Taki krok wywołałby szereg konsekwencji. W Niemczech zbyt dużo osób związało swoje biznesowe, polityczne i naukowe kariery z Rosją, by przepuścić taką okazję. Rosyjskie lobby w Berlinie zwarłoby szeregi i mocno naciskałoby na rząd, żeby wrócił na stare koleiny. Jak jednak zwraca uwagę dziennik gospodarczy Handelsblatt, w płynących z Waszyngtonu sygnałach jak zwykle są sprzeczności. Skoro Trump chce sprzedawać Europie amerykański gaz, dlaczego miałby wzmacniać rosyjską konkurencję? Do tego rosyjskie wydobycie ropy i gazu przeorientowało się na zaspokajanie potrzeb Azji, zwłaszcza Chin. Zdaniem Handelsblatt przywrócenie stabilnych dostaw gazu z Rosji wymagałoby nie tylko naprawy Nord Stream 2, ale też stabilnego powojennego ładu.