Ostatnie miesiące przyniosły wiele nowinek związanych z postępującą military­zacją Arktyki. Kanadyjska straż wybrzeża jest coraz bliżej otrzymania arktycz­nych pełno­mor­skich okrętów patrolowych, z kolei Rosjanie rozpoczynają próby morskie uzbrojonego lodołamacza. W odpo­wie­dzi rządy Finlandii, Kanady i Stanów Zjednoczonych podpisały porozumienie w sprawie połączenia sił w opracowywaniu i pozyskiwaniu lodołamaczy, co pozwoli przeciw­sta­wić się zarówno Moskwie, jak i Pekinowi, aktywnie działającym na Dalekiej Północy.

Skąd tak nagłe zainteresowanie Arktyką? Powód jest prosty: „kiedy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Zanim przejdziemy do meritum, należy nieco przybliżyć obecną sytuację geopolityczną w Arktyce.

Przez wiele stuleci Arktyka była ignorowana z uwagi na surowe warunki klimatyczne, niedostępność i przekonanie, że poza lodem nic więcej tam nie ma. Wraz z rozwojem nauki okazało się, że pod lodami Arktyki kryje się aż 30% światowych zasobów ropy naftowej i 10–15% zasobów gazu ziemnego. W praktyce przekłada się to na 90 miliardów baryłek ropy i 47 bilionów metrów sześciennych gazu ziemnego. Nie należy też zapominać o praktycznie nienaruszonych zasobach metali szlachetnych i potencjalnych krótszych szlakach żeglugowych.

W związku z silnym zlodowaceniem wydobycie było mocno utrudnione, a opracowanie koniecznej technologii – zbyt kosztowne. W ostatnich dekadach następuje jednak ocieplenie klimatu. Dłuższy okres ciepłych miesięcy powoduje, że z roku na rok pokrywa lodowa staje się coraz cieńsza i pokrywa mniejsze obszary. Według szacunków klimatologów Arktyka może być wolna od lodu między latami 30. a 60. obecnego stulecia. Wszystko zależy od tempa wzrostu temperatur w regionie.

Geologicznie region Arktyki to w zdecydowanej większości pływająca lodowa wyspa. Obszar stricte lądowy stanowi mniejszą część północnej części globu. W związku z tym przy prawnym podziale Arktyki decyduje Konwencja Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS), zwłaszcza część mówiąca o wyłącznej strefie ekono­micz­nej i szelfie konty­nen­tal­nym. Z prze­pi­sów konwencji mogą korzystać państwa tak zwanej Arktycznej Piątki: Federacja Rosyjska, Kanada, Stany Zjednoczone, Dania i Norwegia. W ostatnich latach do rywalizacji o Arktykę dołączyły również Chiny.

Problem polega na tym, że konwencja konwencją, a realia – realiami. Przez wiele lat nie udało się uregulować statusu prawnego Arktyki, w związku z tym państwa forsują dwie teorie podziału: sektorów (poniżej) i morza pełnego, gwarantującą wolność żeglugi (ta druga oczy­wiście nie jest na rękę państwom arktycznym). Kto kontroluje większy obszar Arktyki, jest w stanie w większym stopniu eksplorować jej zasoby i kontrolować żeglugę. Po tym lekko przydługim wstępie śmiało można przejść do meritum.

(rdb, translated by Grawiton, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Rosjanie i Chińczycy rozgaszczają się na Północy

Rosyjska aktywność w Arktyce w praktycznie każdym aspekcie nie jest niczym nowym. W czasach zimnej wojny ZSRR rozbudowywał Foltę Północną, instalacje lądowe i jednostki wojskowe w regionie. W ostatnich latach na mocy dekretu Władimira Putina Arktyce nadano status obszaru o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Otworzyło to drogę do rozbudowy potencjału poprzez odtwarzanie zlikwidowanych jednostek ark­tycz­nych i generacyjną wymianę sprzętu wojskowego, zwłaszcza lodołamaczy.

Mimo że lodu w Arktyce jest coraz mniej, operowanie tam bez floty lodołamaczy jest trudne. W 2016 roku zatwierdzono budowę dwóch pełno­mor­skich okrętów patrolowych (a w zasadzie uzbrojonych lodołamaczy) projektu 23550 dla marynarki wojennej. Trzy lata później zakon­trak­to­wano dwa kolejne okręty serii o nieznacznie zmodyfikowanym projekcie dla straży wybrzeża Służby Pogranicznej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Na początku ubiegłego miesiąca okręt wiodący typu, Iwan Papanin, rozpoczął próby morskie. W tym roku nastąpić ma również wodowanie drugiej jednostki dla marynarki wojennej i wpro­wa­dze­nie do służby pierwszej dla FSB.

Rosyjski patrolowiec arktyczny Iwan Papanin projektu 23550 w drodze na próby morskie.
(Alekc2m, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

Nie byłoby w tym fakcie nic nad­zwy­czaj­nego – Rosjanie dysponują flotą około pięćdziesięciu lodołamaczy i pat­ro­low­ców różnych typów (w tym z napędem atomowym) – gdyby nie to, że będą to okręty nad wyraz dozbrojone. Ich główne uzbrojenie stanowią dziobowa armata automatyczna AK-176MA kalibru 76 mili­metrów i dwa stanowiska armat AK-630M. Okręty dysponują też przestrzenią na rufie umożliwiającą zaim­ple­men­to­wa­nie kontene­rowych wyrzutni pocisków manew­ru­ją­cych Kalibr. Okręty tego typu są w stanie zabrać do ośmiu pocisków. Istnieje również możliwość montażu kontenerów misyjnych z innym uzbrojeniem i wyposażeniem.

Uzbrojone pełnomorskie lodołamacze stanowią poważną zagwozdkę dla pozostałych państw arktycznych, zwłaszcza że rozbudowa Floty Północnej i infrastruktury w rosyjskiej Arktyce traktowana jest przez Moskwę priorytetowo. Dodat­kowo Rosjanie rozmieszczają wzdłuż granicy z Finlandią taktyczną broń jądrową i przeprowadzają ćwiczenia lotnictwa w regionie.

Z roku na rok wzrasta też liczba statków idących Północną Drogą Morską – sezonowym szlakiem żeglugowym w rosyjskiej Arktyce, wzdłuż brzegów Eurazji. Biegnie on z Morza Barentsa i Morza Białego przez Morze Karskie, Morze Łaptiewów, Morze Wschod­nio­sybe­ryj­skie i Morze Czukockie na Morze Beringa. Stanowi najkrótszy szlak łączący europejską część Rosji z Syberią i Dalekim Wschodem. W 2018 roku tonaż przeprawianych Północną Drogą Morską towarów sięgnął około 17 milionów ton. Kreml szacował wówczas, iż w 2024 roku liczba ta wzrośnie do 80 milionów ton rocznie, ale eksperci uznają takie założenia za przejaw dużego optymizmu. Realnie mogłoby to być 40–70 milionów ton do 2030 roku.

Szacunki te nie uwzględniały jednak wybuchu wojny w Ukrainie i obecnie mogą one być niższe. Ale jeśli Rosjanie dojdą do dolnej granicy tonażu, będą to ogromne ilości, przekładające się na duże sumy pieniędzy zasilające skarb państwa. Dodatkowo z roku na rok ubywa lodu w Arktyce i być może w przyszłej dekadzie będzie go na tyle mało, iż Północna Droga Morska będzie drożna przez większość roku, a nawet z szlaku sezonowego przeinaczy się w całoroczny.

Rosyjski lodołamacz atomowy 50 let Pobiedy projektu 10520 – do niedawna największy lodołamacz świata.
(Christopher Michel, Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

Swój „kawałek tortu” próbuje ukroić sobie Chińska Republika Ludowa, która od dekady cieszy się statusem obserwatora w Radzie Arktycznej, zaś w 2018 roku opublikowała własną strategię dla regionu. Chiny określają się również mianem państwa bliskiego Arktyce. Z punktu widzenia Pekinu ustępowanie lodów ma korzystny wpływ na gospodarkę: pozwala to wytyczyć nowe, zdecydowanie krótsze morskie szlaki handlowe na linii Azja–Europa. Na przełomie sierpnia i września 2015 roku grupa pięciu chińskich okrętów pojawiła się niespodziewanie na Morzu Beringa u wybrzeży Alaski.

Pekin inwestuje w rosyjskie spółki energetyczne i wydobywcze działające na Dalekiej Północy, podejmuje także aktywnie działania w sektorze portowym. Inwestując w rosyjskie przed­się­bior­stwa, Chińczycy zyskują często znaczne udziały, co pozwala nie tylko zarabiać na Rosjanach, ale i mieć duży wpływ na zarządzanie firmami. W grę wchodzą również inne bilateralne umowy o współpracy Moskwy i Pekinu na obszarze Arktyki.

Odległość z Szanghaju do niemieckich portów jest o około 2900 mil morskich krótsza przez Drogę Północną niż przez Kanał Sueski. W związku z tym Chiny budują swoją flotę lodołamaczy. Obecnie w służbie pozostaje kilka starych lodołamaczy w rękach marynarki wojennej i prywatnych przed­się­biorstw. W ostatnich latach wybudowano jednak cztery nowe lodołamacze do prowadzenia prac badawczych. Ostatni z nich, Ji Di, zwodowano pod koniec ubiegłego roku dla arktycznego instytutu badawczego Chińskiej Republiki Ludowej.

Oprócz nich instytucja ma do dys­po­zycji ciężki lodołamacz Xue Long (zbudowany notabene w Ukrainie w latach 90.) oraz Xue Long 2 – pierwszy lodołamacz wybudowany w Chinach. Jednocześnie Pekin ma chrapkę na budowę kolejnych jednostek tej klasy, w szczególności ciężkich lodołamaczy pozwalających kruszyć lód o grubości do dwóch metrów. Chińskie aspiracje opisywaliśmy szerzej w osobnym artykule.

W ostatnich latach marynarka wojenna otrzymała dwa lodołamacze Haibing 722 (lód morski) i Haibing 723 o wyporności 4,5 tysiąca ton i długości 103 metrów. W ubiegłym roku grupa jedenastu chińskich okrętów ponownie niezauważona zbliżyła się Aleutów. Te wydarzenia oraz poczy­nania Pekinu i Moskwy sprawiły, że Amerykanie obudzili się z ręką w nocniku, zaś inne państwa arktyczne rozpoczęły rozbudowę swoich arktycznych flot.

Kanada się rozpędza

Kanadyjczycy program budowy arktycznych okrętów patrolowych rozpoczęli wcześniej niż Rosjanie. Budowę okrętu wiodącego typu Harry DeWolf rozpoczęto w 2015 roku. Docelowo do 2025 lub 2026 roku kanadyjska marynarka wojenna otrzyma sześć patrolowców tego typu; obecnie w służbie są cztery. Na bazie projektu zakontraktowano też dwie zmodyfikowane jednostki dla kanadyjskiej straży wybrzeża, oznaczone AOPS (Arctic and Offshore Patrol Ships).

HMCS Harry DeWolf (AOPV 430).
(US Coast Guard)

Prace kadłubowe przy budowie bloków jednostek postępują. Stępkę pod budowę pierwszej jednostki położono w sierpniu ubiegłego roku, drugiej – pod koniec czerwca roku bieżącego. Obie otrzymają nazwy od lodowców: Donjek (w parku naro­dowym Kluane w Jukonie) i Sermilik (z parku naro­dowego o tej samej nazwie w kanadyjskim terytorium arktycznym w Nunavut). Rozpoczną służbę odpowiednio w 2026 i 2027 roku.

– Jesteśmy o krok bliżej do włą­cze­nia tych dwóch nowo­czes­nych i wszech­stron­nych jednostek do sił okrętowych naszej floty – stwierdził Mario Pelletier, komisarz formacji. – To ważny kamień milowy w odnowie Canadian Coast Guard.

Kanada dysponuje najdłuższą linią brzegową pośród wszystkich państw na świecie, w dodatku w dużej części przebiegającą przez Arktykę. Nowe jednostki pozwolą zdecydowanie poprawić możliwości w zakresie nadzoru i poprawy bezpieczeństwa kanadyjskich obszarów morskich. Oprócz tego w budowie znajduje się pierwszy z dwóch lodołamaczy polarnych Seaspan Polar Icebreaker (mogących kruszyć lód o grubości trzech metrów). Planuje się, że rozpocznie on służbę na początku przyszłej dekady. Warto podkreślić, że nie będzie to jedyne przedsięwzięcie Ottawy w zakresie budowy jednostek przeznaczonych do operowania na wodach Arktyki.

Transatlantycki „pakt lodołama­czowy”

Wobec poczynań Chińczyków i Rosjan w Arktyce Amerykanie są praktycznie bezradni. Flota umożli­wia­jąca dzia­łania w Arktyce praktycznie nie istnieje. Nawet Kanadyjczycy, znani z luźnego podejścia do obronności, zdają sobie sprawę z konieczności rozbudowy floty i możliwości do działań na północy.

Kanadyjska straż wybrzeża dysponuje flotą dziewięciu lodołamaczy czterech typów – od ciężkich do średnich. Amerykańska straż wybrzeża ma jeden lodołamacz ciężki – USCGC Polar Star (WAGB 10), mający 122 metry długości i niespełna 14 tysięcy ton wyporności. Jego bliźniak, USCGC Polar Sea (WAGB 11), został wycofany z czynnej służby w 2010 roku w związku z niesprawnym napędem. Remont uznano za nieopłacalny ze względu na rozległość usterek w pięciu z sześciu silników dieslowskich.

Polar Star uzupełniany jest przez lodołamacz średni USCGC Healy (WAGB 20). Wprawdzie zakon­trak­to­wano budowę dwóch lodołamaczy ciężkich (i lekko uzbrojonych) w ramach programu Polar Security Cutter, jednak ich przyjęcie do służby to pieśń przyszłej dekady. Docelowo amerykańska straż wybrzeża otrzyma trzy nowe jednostki.

Kanadyjski lodołamacz CCGS Louis S. St-Laurent (na pierw­szym planie) i USCGC Healy.
(Dr. Pablo Clemente-Colon, Chief Scientist National Ice Center)

W związku z tym w ubiegłym miesiącu zawarto nie­co­dzienne poro­zu­mie­nie między rządami Kanady, Stanów Zjednoczonych i Finlandii w sprawie współpracy przy opra­co­wy­wa­niu, budowie i pozys­ki­wa­niu lodo­ła­maczy. Zapotrzebowanie na jednostki tej klasy pośród sojuszników Ottawy i Waszyngtonu szacowane jest na dziewięćdziesiąt jednostek. Porozumienie otrzymało nazwę Icebreaker Collaboration Effort.

Główne założenia projektu mają dotyczyć wymiany informacji, współpracy w zakresie rozwoju kadry robotniczej oraz zaproszenia sojuszników i partnerów do zakupu lodołamaczy budowanych w amerykańskich, kanadyjskich lub fińskich stoczniach. Do końca roku zostanie sporządzony protokół ustaleń, który określi rolę każdego kraju w przedsięwzięciu. Jest to szczególnie krytyczna kwestia z punktu widzenia Stanów Zjedno­czo­nych i ich floty jednostek tej klasy – a w zasadzie ich braku.

Informację o podpisaniu poro­zu­mie­nia przekazano podczas szczytu NATO w Waszyngtonie. Miało to wysłać Chinom i Rosji jasny sygnał, że USA i ich sojusznicy przygotowują się do rywalizacji na północy i zwiększają współpracę dążącą do urzeczywistnienia planów.

Dzięki flocie lodołamaczy Kana­dyj­czycy poprawią swoje zdolności w zakresie operowania w Arktyce, zaś Amerykanie w zasadzie zbudują je na nowo, umożliwiając przy tym operowanie okrętom marynarki wojennej w regionie. Z kolei Finowie mogą nie dość, że zarobić na budowie jednostek tej klasy, to i utorować sobie drogę do własnych inwestycji lub współpracy w regionie.

Podczas gdy amerykańskie siły powietrzne i wojska lądowe mają wiele baz w Arktyce, marynarka wojenna nie ma ich praktycznie wcale. Żołnierze 160. Pułku Lotnictwa Operacji Specjalnych „Night Stalkers” przećwiczyli w zeszłym roku obronę wyspy Shemya na Alasce. Niepozorna wyspa stanowi stra­te­giczny poste­ru­nek, znajdujący się potencjalnie wysoko na rosyjskiej lub chińskiej liście celów w przypadku konfliktu zbrojnego w regionie.

Należy dodać, że pod koniec ubiegłego miesiąca Waszyngton zaktualizował strategię dla regionu arktycznego na rok 2024, co stanowiło pierwszą aktualizację dokumentu od 2019 roku. Podobny dokument przedłożono Kongresowi w sprawie obecnej sytuacji w regionie. Mimo że lody w Arktyce stopniowo topnieją, popyt na lodołamacze wzrasta, podobnie jak napięcia między państwami.

Tuomas Romu, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International