16 lipca 1945 roku rozpoczęła się nowa era w dziejach świata – na poligonie Alamogordo Amerykanie przeprowadzili pierwszą eksplozję nuklearną. Niecały miesiąc później dokonali ataków atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Pomimo różnych napięć i rozpoczęcia „zimnej wojny” wydawało się, że broń atomowa jest dobrze zabezpieczona i służyć będzie jedynie jako broń odstraszająca. Było tak do czasu, aż siedemnaście lat po wspomnianych wydarzeniach dowódca radzieckiego okrętu podwodnego podjął decyzję o zaatakowaniu amerykańskiego lotniskowca torpedą z głowicą nuklearną…

Ziemia na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych była miejscem bardzo dynamicznym. Na świecie zachodziły zmiany powodowane dekolonizacją i rozszerzającymi się wpływami ideologii komunistycznej, które wydawała się odpowiedzią dla ludzi, którzy po trudach drugiej wojny światowej poszukiwali powszechnej wolności i sprawiedliwego świata, a także dla tych, którzy wyzwalali się spod panowania zachodnich mocarstw kolonialnych. Dodatkowym czynnikiem był gwałtowny rozwój techniki.

Strach ma wielkie oczy

Będącym na fali wznoszącej Związkiem Radzieckim od 1953 roku rządził Nikita Siergiejewicz Chruszczow, pod wodzą którego państwo to rozpoczęło erę kosmiczną. 4 października 1957 roku przy pomocy rakiety R-7 na orbitę wystrzelono Sputnik 1, a po nim kolejne podobne urządzenia. Tak naprawdę jednak w owym czasie podbój kosmosu miał znaczenie jedynie propagandowe, a rozwój techniki rakietowej spowodowany był chęcią stworzenia pocisku balistycznego zdolnego dostarczyć jedną lub więcej głowic nuklearnych, nad terytorium Stanów Zjednoczonych. Oczywiście Amerykanie również prowadzili takie prace, jednak ich rakiety miały lecieć w przeciwną stronę. Wystrzeliwując Sputnika, ZSRR znalazł się u szczytu swojej propagandowej potęgi, a w Stanach zapanował panika i obawy przed wyprzedzającym uderzeniem ze Wschodu, ponieważ w tym czasie USA nie dysponowało jeszcze rakietą dorównującą osiągom R-7. Amerykanie nie wiedzieli jednak, że R-7 była konstrukcją bardzo zawodną, skomplikowaną w użyciu i bardzo niepraktyczną, jeśli chodzi o zastosowanie bojowe, i sprawdzała się jedynie w roli rakiety kosmicznej. Wersji z głowicą nuklearną zbudowano jedynie kilka sztuk, jednak Chruszczow chwalił się, że jego kraj produkuje kolejne rakiety jak parówki.



W odległej o kilka tysięcy kilometrów od Moskwy Hawanie od 1940 roku rządził – najpierw jako legalnie wybrany prezydent, a później jako dyktator – Fulgencio Batista, marionetka w rękach amerykańskich koncernów prowadzących interesy na Kubie. Niezadowolenie z jego rządów i dominacji amerykańskich korporacji na wyspie było tak duże, że dochodziło do prób zamachu stanu. Wreszcie w 1955 roku powstał Ruch 26 Lipca kierowany przez Fidela Castro, który w 1959 roku przeprowadził skuteczną kampanię partyzancką, obalił Batistę i zaczął wprowadzać na wyspie ustrój socjalistyczny. Wbrew powszechnemu mniemaniu nie był on jednak internacjonalistycznym komunistą i pachołkiem Moskwy, jego ideologia była raczej nacjonalistyczna i nastawiona na pełną niepodległość i niezależność od wszystkich mocarstw. W ramiona Moskwy pchnęli go dopiero sami Amerykanie, którzy nie mogli pogodzić się z rewolucją u brzegów Florydy i startami biznesowymi, co zaowocowało nieudanym desantem w Zatoce Świń. Dopiero wtedy Castro – bojąc się kolejnych prób odsunięcia go od władzy – zwrócił się o pomoc do ZSRR.

Dopuszczenie do obalenia proamerykańskiego reżimu i rzekoma przewaga ZSRR w zakresie broni atomowej (która przeszła do historii pod hasłem „luki rakietowej”) spowodowały w USA osłabienie pozycji republikanów i zwycięstwo w wyborach prezydenckich kandydata demokratów. Głową państwa został John Fitzgerald Kennedy, który podjął decyzję o desancie w Zatoce Świń, a po fiasku operacji nie ustawał w kolejnych próbach usunięcia Fidela Castro.

Anadyr

W połowie 1962 roku mieliśmy więc następujący układ: Amerykanie chcieli obalić Castro i w broni jądrowej mieli przewagę nad ZSRR, kubański dyktator, bojąc się utraty władzy, prosił o pomoc Związek Radziecki, a Chruszczow szukał rozwiązania pozwalającego zwiększyć możliwości ataku na USA bez potrzeby korzystania z zawodnych rakiet R-7 i chciał wspierać światowy ruch komunistyczny. Mając to wszystko na uwadze, minister obrony ZSRR marszałek Rodion Malinowski przygotował operację, którą ostatecznie zatwierdzono na posiedzeniu Prezydium Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego 10 czerwca 1962 roku. Operacja otrzymała kryptonim „Anadyr”. Zakładała rozmieszczenie radzieckich wyrzutni rakiet balistycznych na Kubie.

Radziecki kontyngent na Kubie składać się miał z 26 wyrzutni i 36 rakiet R-12 o zasięgu 2500 kilometrów, 16 wyrzutni i 24 rakiet R-14 o zasięgu 4500 kilometrów oraz rozbudowanych sił obronnych, na które składały się cztery pułki zmotoryzowane, trzy dywizjony rakiet taktycznych, dwa pułki rakiet skrzydlatych, dwie dywizje obrony przeciwlotniczej, pułk myśliwski i grupa okrętów marynarki wojennej. Cały sprzęt tego kontyngentu dostarczono na wyspę na pokładach radzieckich statków handlowych.

Pocisk rakietowy R-12 prezentowany na paradzie w Moskwie. National Security Archive

Pocisk rakietowy R-12 prezentowany na paradzie w Moskwie. National Security Archive

Wszystko szło po myśli radzieckiego kierownictwa do 14 października, kiedy to wykonujący lot rozpoznawczy nad Kubą samolot U-2 zrobił zdjęcia podejrzanym instalacjom, które analitycy rozpoznali jako wyrzutnie rakiet balistycznych z głowicami nuklearnymi. Kolejne loty rozpoznawcze prowadzone na dużej wysokości przez U-2 i na małej wysokości głównie przez należące do marynarki RF-8 Crusader przyniosły kolejne dowody. 20 października prezydent Kennedy zarządził morską kwarantannę Kuby, aby uniemożliwić dostarczenie pozostałej części radzieckiego kontyngentu na wyspę i zmusić przeciwnika do wycofania się z Kuby. Jednocześnie za kulisami trwały dyplomatyczne działania, by załagodzić kryzys, jednak do jego rozwiązania było jeszcze daleko.



Odpowiedź ZSRR była stanowcza, stwierdzono w niej, że kwarantanna – będąca de facto morską blokadą Kuby – jest nielegalna z punktu widzenia prawa międzynarodowego i że w przypadku próby zatrzymania jakiejkolwiek radzieckiej jednostki przez amerykański okręt wojenny Związek Radziecki wykorzysta wszystkie dostępne środki dla ochrony swoich praw. Podjęto decyzję, że do ochrony statków handlowych skierowane zostaną cztery oceaniczne konwencjonalne okręty podwodne projektu 641 (NATO: Foxtrot) wydzielone ze składu Floty Północnej.

Do misji na Karaibach wyznaczono 69. Brygadę Okrętów Podwodnych ze składu 4. Dywizji. W jej skład wchodziły cztery jednostki: B-4 (komandor porucznik1 Rurik Kietow), B-36 (komandor porucznik Aleksiej Dubinko), B-59 (komandor porucznik Walentin Sawicki) i B-130 (komandor porucznik Nikołaj Szumokow)2. Dodatkowo na B-4 zaokrętowany został dowódca brygady, komandor Witalij Agafonow, a na B-59 – szef sztabu, komandor porucznik Wasilij Archipow. Aby zwiększyć bezpieczeństwo i zapewnić skrytość, cztery okręty przebazowano z bazy Polarnyj do zatoki Sajdu Gubu gdzie dokończono przygotowania, w tym załadowano na pokład każdej jednostki po torpedzie z głowicą nuklearną. Były to torpedy typu T-5 z głowicą o mocy dziesięciu kiloton. Po raz pierwszy została przetestowano je rok wcześniej, a okrętem, który ją odpalił dowodził komandor Szumokow, który teraz stał na czele B-130. Za udane przeprowadzenie tamtego testu komandor otrzymał nawet Order Lenina. Cel misji załogi poznały dopiero po wyjściu w morze, kiedy po osiągnięciu danego punktu trasy dowódcy mogli otworzyć tajne rozkazy.

25 października 1962 roku. Okręt podwodny B-130 Nikołaja Szumokowa. National Security Archive

25 października 1962 roku. Okręt podwodny B-130 Nikołaja Szumokowa. National Security Archive

W 2001 roku przeprowadzono wywiad z komandorem Witalijem Agafonowem, w którym zapytano go, dlaczego dowództwo zdecydowało się na wysłanie na Karaiby okrętów konwencjonalnych, zamiast atomowych, które nie musiałyby się wynurzać. Komandor uzasadnił to tym, że w 1962 roku okręty podwodne o napędzie nuklearnym były bronią ciągle nową i zawodną. Rok wcześniej doszło do awarii na K-19, a nie był to jedyny wypadek we flocie podwodnej. Dlatego zdecydowano się na pewniejsze okręty konwencjonalne, a Foxtroty w tym czasie zaliczały się do światowej czołówki w swojej klasie.

23 października morska blokada Kuby już obowiązywała, a radzieckie statki i eskortujące je okręty podwodne zbliżały się do wyznaczonej przez Amerykanów nieprzekraczalnej linii. Coraz bardziej rosło ryzyko bezpośredniego spotkania amerykańskich i radzieckich okrętów wojennych, czego obie strony chciały uniknąć. W czasie narady na Kremlu marszałek Malinowski naciskał, by wszystkie cztery okręty jednak przedarły się i zawinęły do kubańskiego portu Mariel gdzie miała powstać stała baza dla tych jednostek. Głównymi przeciwnikami takiego rozwiązania byli Anastas Mikojan, który nie chciał konfrontacji z Amerykanami, i głównodowodzący radzieckiej floty admirał Siergiej Gorszkow, który nie tyle obawiał się Amerykanów, ile nie chciał wprowadzać swoich okrętów na trudny akwen karaibski, gdzie jego jednostki mogłyby zostać szybko wykryte. Cztery Foxtroty znajdowały się wtedy w odległości 480 do 1300 kilometrów od wyspy.

Admirał Gorszkow jednak nie wiedział, że wszystkie zostały wykryte już znacznie wcześniej – podczas przejścia na północny Atlantyk – dzięki systemowi sonarów SOSUS, o którego istnieniu Związek Radziecki nie miał wtedy pojęcia. W owym czasie system ten nie był jeszcze bardzo dokładny, ale potrafił wykryć okręt, co wystarczało, by wysłać w dany rejon oceanu okręty i samoloty patrolowe celem dokładniejszego śledzenia. W ten sposób, mimo że radzieckie jednostki cały dystans pokonały w zanurzeniu i na chrapach, ich czujniki stale odbierały sygnały o wrogich sonarach aktywnych i opromieniownaiu masztów przez radary. Zwiększało to napięcie radzieckich dowódców, którzy nie wierząc w tak wysoką skuteczność amerykańskich sił przeciwpodowdnych, podejrzewali istnienie szpiega w sztabie radzieckiej marynarki.

Ostatecznie na naradzie u Chruszczowa uzgodniono, że okręty podwodne mają zostać na Atlantyku na pozycjach odległych od dwa, trzy dni rejsu od Kuby. Jednocześnie podjęto decyzję o zawróceniu statków transportowych do Europy.



W szachu

W czasie, gdy na Kremlu trwała narada, w Waszyngtonie była noc. Jednak o poranku 24 października problem radzieckich okrętów podwodnych znalazł się również na agendzie władz amerykańskich. John Kennedy chciał wiedzieć, czy US Navy ma procedury na wypadek ataku któregoś z radzieckich okrętów na jednostkę amerykańską. Na tak postawione pytanie odpowiedzi nie dostał, jednak sekretarz obrony Robert McNamara stwierdził, że w sytuacji zagrożenia okręty podwodne zostaną obrzucone ćwiczebnymi ładunkami głębinowymi, co będzie stanowić wezwanie do wynurzenia się. Sekretarz podkreślił, że nawet bezpośrednie uderzenie takiego ładunku w okręt podwodny nie spowoduje żadnych uszkodzeń.

15 września 1962 roku. Radziecki statek Połtawa w drodze na Kubę. National Security Archive

15 września 1962 roku. Radziecki statek Połtawa w drodze na Kubę. National Security Archive

Tego dnia rozpoczęły się problemy okrętu B-130. Mimo prośby kapitana nie wymieniono akumulatorów przed wypłynięciem, przez co teraz B-130 musiał się często wynurzać, bo stare nie trzymały energii wystarczająco długo. Był więc łatwym celem do wykrycia. Drugim problemem była słaba kondycja załogi, która – podobnie jak okręt – była przygotowana do działania nie na tropikalnych wodach w okolicach Karaibów, ale raczej w zimnych wodach Oceanu Arktycznego. Temperatura wewnątrz kadłuba sięgała sześćdziesięciu stopni Celsjusza, wilgotność – dziewięćdziesięciu procent. Na domiar złego wcześniejszy forsowny marsz sprawił, że dwa z trzech silników przestały działać i okręt mógł pływać jedynie z bardzo małą prędkością. Szumokow był otoczony przez jednostki amerykańskie. Co prawda miał na pokładzie torpedę atomową, którą mógł zatopić całą wrogą flotyllę, ale w tamtym momencie jej użycie nie wchodziło w grę. Zdecydował się uciec Amerykanom poprzez zanurzenie awaryjnie i manewry, szybko zużywające się akumulator zmusiły go jednak do ponownego wynurzenia. Nie mając innego wyjścia, nadał meldunek, że potrzebuje pomocy. Skierowano ku niemu okręt ratowniczy Pamir, który zaholował okręt podwodny do bazy. B-130 wrócił do ZSRR dwa miesiące po wyjściu w morze.

B-36 został wykryty i osaczony 26 października, a więc już po przesileniu kryzysu, gdy przywódcy mocarstw dogadali się, że Rosjanie wycofają wojska z Kuby w zamian za wycofanie z Turcji amerykańskich pocisków Jupiter i gwarancje bezpieczeństwa dla Kuby. Jednak dowódcy okrętów podwodnych nie wiedzieli jeszcze o tych ustaleniach, a ich misja po zawróceniu statków handlowych była niejasna. Jednak podczas kolejnego wynurzenia w celu naładowania akumulatorów z Moskwy przyszedł rozkaz powrotu i okręt wykorzystując rotację w dyżurujących przy nim śmigłowcach ZOP zanurzył się alarmowo i obrał kurs na wschód.

Radziecki okręt podwodny B-59 zmuszony do wynurzenia się przez US Navy w pobliżu Kuby. Nad okrętem unosi się amerykański śmigłowiec. U.S. National Archives, Still Pictures Branch, Record Group 428, Item 428-N-711200

Radziecki okręt podwodny B-59 zmuszony do wynurzenia się przez US Navy w pobliżu Kuby. Nad okrętem unosi się amerykański śmigłowiec. U.S. National Archives, Still Pictures Branch, Record Group 428, Item 428-N-711200

Zanim przejdziemy do wydarzeń rozegranych na pokładzie B-59, pozostał jeszcze B-4, jedyny z okrętów, któremu udało uniknąć się przymusowego wynurzenia. Jak pamiętamy, to na jego pokładzie zaokrętowany był dowódca całej brygady, komandor Agafonow. Wspólnie z kapitanem okrętu tak nim manewrowali, że pomimo kilkukrotnego wykrycia i obrzucenia go – zgodnie z wytycznymi McNamary – ćwiczebnymi ładunkami głębinowymi zdołał ujść pościgowi i po otrzymaniu stosownych rozkazów skierował się z powrotem do bazy.



Wreszcie na scenie pozostał jedynie dowodzony przez Walentina Sawickiego B-59, na którego polowała flotylla z lotniskowcem USS Randolph na czele. Wieczorem, około godziny osiemnastej radziecki okręt został zauważony przez obserwatora z samolotu wczesnego ostrzegania S-2 Tracker (wcześniejsza nazwa tej maszyny to S2F). Zanim jednak maszyna zdążyła wykonać drugi nalot, okręt zanurzył się alarmowo. Przy kolejnym przelocie Tracker zrzucił ćwiczebne ładunki, sugerując Sawickiemu, by się wynurzył, a jednocześnie w rejon skierowano śmigłowiec ZOP, który śledził okręt na sonarze. B-59 pozostawał jednak w zanurzeniu, więc do akcji weszły niszczyciele. Załoga USS Beale zrzuciła do wody pięć granatów ręcznych, a z pokładu USS Cony odpalono pięć ładunków ćwiczebnych, mimo to kapitan Sawicki pozostał nieugięty i nie wynurzył się. Jeszcze nie.

Mapa zasięgu radzieckich rakiet balistycznych rozmieszczonych na Kubie. Dokument ten przedstawiono prezydentowi Kennedy’emu 16 października 1962 roku.. National Security Archive

Mapa zasięgu radzieckich rakiet balistycznych rozmieszczonych na Kubie. Dokument ten przedstawiono prezydentowi Kennedy’emu 16 października 1962 roku.. National Security Archive

Sytuacja na pokładzie B-59 była krytyczna. Chociaż silniki były sprawne, to z powodu konieczności ciągłego przebywania w zanurzeniu akumulatory były bliskie całkowitego wyczerpania, a stężenie dwutlenku węgla i temperatura na pokładzie stale rosły. Ponadto nie było możliwości skontaktowania się z dowództwem w Moskwie, a posiadane przez kapitana informacje mogły sugerować, że konflikt atomowy może się rozpocząć w każdej chwili. Na taką sytuację miał przygotowaną wspomnianą torpedę z głowicą nuklearną. Miał też dla niej odpowiedni cel – USS Randolph. Teoretycznie jej użycie było możliwe jedynie na wyraźny rozkaz ze sztabu, jednak w praktyce nie istniał żaden mechanizm zabezpieczający przed samowolnym jej wystrzeleniem przez załogę, chyba że za taki mechanizm uznać pilnującego torpedy komandora podporucznika, który pełnił przy niej stałą wachtę.

Gdy wokół okrętu zaczęły wybuchać ćwiczebne bomby głębinowe i granaty, nikt na pokładzie nie wiedział, co się dzieje. Napięcie rosło, a energia w akumulatorach kończyła się. Dla komandora Sawickiego jasne było, że Amerykanie chcą tylko zmusić go do wynurzenia, ale nie wiedział, czy na powierzchni nie toczy się już wojna i czy jego załoga nie zostanie pojmana. W czasie jednego z kolejnych amerykańskich ataków ładunek trafił prosto w kadłub okrętu i choć zgodnie z przewidywaniami nie wyrządził mu żadnych szkód, doprowadził załogę i jej dowódcę do kresu wytrzymałości. Komandor Sawicki przebywał w tym momencie w centrali, gdzie towarzyszyli mu szef sztabu brygady okrętów podwodnych Wasilij Archipow i szef zespołu wywiadu radiowego Wadim Orłow. Chociaż Archipow miał ten sam stopień co Sawicki, a dodatkowo zajmował wyższe stanowisko, to na okręcie pełnię władzy miał Sawicki. Oto jak wyglądał krytyczny moment według wspomnień Orłowa: „Amerykanie trafili nas czymś mocniejszym niż granat, najwyraźniej jakąś ćwiczebną bombą głębinową. Myśleliśmy, że to już koniec. Po tym ataku całkowicie wyczerpany Sawicki wpadł we wściekłość. Pomijając wszystko inne, nie mógł nawiązać łączności ze sztabem generalnym. Wezwał oficera odpowiedzialnego za torpedę jądrową i rozkazał mu przygotować ja do użycia. Krzyczał: «Może tam, na górze, zaczęła się wojna, podczas gdy my tutaj fikamy koziołki! Teraz ich rozwalimy. Sami zginiemy, ale ich wszystkich zatopimy. Nie przyniesiemy wstydu naszej marynarce»”.

Wasilij Aleksandrowicz Archipow (1926–1998)

Wasilij Aleksandrowicz Archipow (1926–1998)

Na szczęście pozostali oficerowie nie mieli takiego zapału do walki, Archipow wraz z zastępcą oficera politycznego Iwanem Maslennikowem przekonali dowódcę, że lepszym rozwiązaniem od ataku jądrowego będzie jednak wynurzenie się. Tak też się stało, a pierwszą rzeczą po osiągnięciu powierzchni było nadanie meldunku do Moskwy o tym, co się wydarzyło. Amerykanie odnotowali, że była godzina 21:52 dnia 27 października. Radziecka jednostka była otoczona przez cztery niszczyciele US Navy i kilka śmigłowców. Przez ponad godzinę nikt się nie ruszał, lecz wtedy z Moskwy przyszła odpowiedź zawierająca rozkaz zgubienia pogoni i zajęcia pozycji niedaleko Bermudów.



Łatwiej było jednak powiedzieć niż zrobić. Najpierw trzeba było naładować akumulatory. W tym czasie zaczęła się wojna psychologiczna. Amerykanie podejmowali kolejne próby nawiązania łączności z załogą, w tym przy wykorzystaniu dwóch marynarzy mówiących po rosyjsku. Żadnej odpowiedzi nie było. Potem spróbowali zachęcić Rosjan, organizując na pokładzie jednego z okrętów koncert boogie-woogie i rzucając w kierunku B-59 papierosy i puszki Coca-Coli. Radzieccy marynarze byli jednak karni i wypełnili rozkaz Sawickiego o ignorowaniu tego typu zachowań. Wreszcie w niedzielny poranek, gdy akumulatory zostały naładowane, B-59 zanurzył się na głębokość 150 metrów i kiedy uciekł Amerykanom, skierował się do domu.

Epilog

W domu na dowódców wszystkich czterech okrętów podwodnych czekało lodowate przyjęcie. Zostali oskarżeni o naruszenie zasad tajności, a przecież to nie ich wina, że do tego zadania skierowano okręty konwencjonalne, które muszą się wynurzyć, by naładować akumulatory. Nie było tez ich winą, że Amerykanie dysponowali przewagą jakościową w sprzęcie do wykrywania okrętów podwodnych. Mimo to marynarze mieli jeden powód do zadowolenia – wojna jądrowa nie wybuchła, a oni byli znów bezpieczni na radzieckiej ziemi.

Tak było przynajmniej według niektórych. Przedstawiona powyżej wersja wydarzeń na pokładzie okrętu podwodnego B-59 opiera się na relacji szefa zespołu wywiadu radiowego Wadima Orłowa pochodzącej z książki Aleksandra Mozgowoja „Kubinskaja samba kwarteta Fokstrotow”. Przypisuje on główną rolę Wasilijowi Archipowowi, który zdołał uspokoić kapitana Sawickiego. Ta dramatyczna wersja wydarzeń jest bardzo atrakcyjna i dobrze się sprzedaje i pewnie to jest jednym z powodów jej szerokiego przyjęcia w historii popularnej. Tytuły krzyczące o minutach dzielących ludzkość od wojny jądrowej zawsze dobrze się klikają i sprzedają. To prawda, w październiku 1962 roku świat stał na krawędzi zagłady jednak nie był jej tak blisko jak chcieliby publicyści i nie było to w tych momentach, które powszechnie uważa się za najbardziej niebezpieczne.

Co do B-59, inni dowódcy okrętów podwodnych nie wierzą w wersję Orłowa i są przekonani, że Sawicki nie wydał takiego rozkazu, a jego krzyki były naturalną reakcją zdenerwowanego człowieka. Któż z nas w chwilach wściekłości nie wykrzykuje różnych rzeczy, w tym gróźb, które można podciągnąć pod karalne. Dowódcy radzieckich okrętów podwodnych to nie byli przypadkowi ludzie. Byli specjalnie selekcjonowani, na czele okrętów stanąć mogli tylko ludzie najlepsi i najbardziej zdyscyplinowani, stanowiący elitę radzieckich sił zbrojnych. Po prostu z powodu panującego na pokładzie napięcia skala incydentu została wyolbrzymiona. Sam Orłow później stwierdził, że większe niebezpieczeństwo tkwiło w możliwości przypadkowego wypadku skutkującego eksplozją nuklearną niż w samowolnym wystrzeleniu torpedy przez dowódcę. Popiera go w tym Joseph Bouchard, amerykański autor opracowania o morskim aspekcie kryzysu kubańskiego, który również największe zagrożenie widział w przypadkowym wystrzeleniu jakiejkolwiek torpedy, a nie w działaniach rozmyślnych.

Dlatego wydaje się, że Thomas Blanton – szef amerykańskich Archiwów Bezpieczeństwa Narodowego – zagalopował się nieco, kiedy na hawańskiej konferencji z okazji czterdziestej rocznicy kryzysu powiedział o Archipowie, że jest to „człowiek który uratował świat”. Tak czy inaczej, niezależnie od tego, który moment historii uznamy za najbardziej niebezpieczny, gdyby nie chęć wszystkich – począwszy od głów państw po dowódców okrętów – by uniknąć wojny, zdrowy rozsądek, opanowanie i profesjonalizm, a także odrobina szczęścia, historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej.

Bibliografia

Matthew Brzezinski, Wschód czerwonego księżyca, Znak, Kraków 2009.
Michael Dobbs, Za minutę północ, Świat Książki, Warszawa 2010.
Krzysztof Kubiak, Działania sił morskich po drugiej wojnie światowej, Książka i Wiedza, Warszawa 2007.
Krzysztof Kubiak, Kuba od rewolucji do kryzysu rakietowego, Altair 1996.
Krzysztof Kubiak, Kryzys kubański – aspekt morski, [w:] Morza, statki i okręty nr 3/2001 i 4/2001.
Richard Bonhomme, Vasili Arkhipov – The Man Who Saved The World, Daily Paul, 08.09.2009, dostęp: 18.10.2012.
Интервью с Агафоновым В Н, Avtonomka, 11.05.2012, dostęp: 18.10.2012 r.
T. S. Blanton, W. Burr, The Submarines of October. U.S. and Soviet Naval Encounters During the Cuban Missile Crisis, National Security Archive Electronic Briefing Book No. 75, dn. 18.10.2012 r.
W. Orłow, We Will Sink Them All, But We Will Not Disgrace Our Navy [w:] A. Mozgowoj, The Cuban Samba of the Quartet of Foxtrots: Soviet Submarines in the Caribbean Crisis of the 1962, Military Parade, Moskwa 2002 r. (tłumaczenie The National Security Archive).

Przypisy

1. Autor operuje tu polskimi stopniami marynarskimi, które są odpowiednikami stosowanych w marynarce radzieckiej stopni kapitan I rangi (komandor) i kapitan II rangi (komandor porucznik), a w miejscach gdzie mowa o kapitanie, chodzi po prostu o dowódcę danego okrętu, który w rzeczywistości mógł mieć inny stopień.

2. W niektórych opracowaniach spotyka się też nieco zmienione nazwiska Dubiwko i Szumkow.

US Navy