12 lipca wybuchły walki między Azerbejdżanem a Armenią. Nie wiadomo, która strona zainicjowała starcia, kraje obrzucają się wzajemnie oskarżeniami, a w społeczeństwach słychać było coraz głośniejsze nawoływania do wznowienia wojny. Najbardziej szokującą częścią konfliktu było zasugerowanie ataku rakietowego na elektrownię atomową.
Zaognienie konfliktu
Suszan Stepanian, rzeczniczka prasowa ministerstwa obrony Armenii, stwierdziła, że walki wybuchły w wyniku prowokacji dokonanej przez azerbejdżańskich żołnierzy. Z niewiadomych przyczyn terenowy UAZ próbował naruszyć granicę między państwami. Po otrzymaniu ostrzeżenia żołnierze wysiedli i wycofali się, porzucając samochód. Około godziny później doszło do ostrzału moździerzowego armeńskiego posterunku oraz wsi Ajgepar i Mowses. Inaczej sytuację przedstawiają służby Azerbejdżanu. Według nich to armeńscy żołnierze, korzystając z haubic D-30 kalibru 122 milimetry i moździerzy, ostrzelali azerbejdżański posterunek i zabudowania cywilne w okolicznych wsiach.
12 lipca Baku przyznało, że po azerbejdżańskiej stornie granicy poległo trzech żołnierzy, a następnego dnia – czwarty. Podano też informacje o stratach w ludziach po stronie armeńskiej, ale władze w Erywaniu zdementowały te doniesienia. Do tego pojawiły się też informacje o użyciu na szeroką skalę (po obu stronach) bezzałogowych aparatów latających, z których kilka rzekomo zestrzelono – w tym jednego „drona kamikadze”, pod którym to terminem należy zapewne rozumieć amunicję krążącą.
Kryzys osiągnął punkt kulminacyjny 14 lipca. Walki rozgorzały na nowo około godziny 3.00 czasu lokalnego. Ostrzał artyleryjski prowadzono z przerwami z obu stron, pojawiły się też informacje o armeńskich czołgach zbliżających się do granicy. W rejonie przygranicznego azerbejdżańskiego miasta Tovuz zginął tego dnia 45-letni generał dywizji Polad Həşimov. Stał się on trzecim generałem sił zbrojnych Azerbejdżanu poległym na przestrzeni lat w walkach z Armenią – po İsməcie Qayıbovie i Məhəmmədzie Əsədovie (obaj w 1991 roku).
Wiadomo, że obie strony użyły dronów rozpoznawczych i bojowych. Armeńskie ministerstwo obrony przedstawiło nagranie pokazujące moment zestrzelenia drona Elbit Hermes 900. Wymiana ognia trwała co najmniej do godziny 20.00. W jej trakcie ucierpiały instalacje należące do Gazpromu. Koncern potwierdził, że w wyniku ostrzału artyleryjskiego uszkodzono gazociąg na pograniczu Armenii i Azerbejdżanu. Kilka wsi w prowincji Tawusz zostało odciętych od dostaw gazu.
W kolejnych dniach dochodziło do starć na małą skalę. Obie strony oskarżają się o łamanie zawieszenia broni, naruszanie granicy i ostrzeliwanie wsi z haubic i moździerzy oraz wydają kolejne oświadczenia dotyczące rzekomych nieudanych prób zajęcia pogranicza. Większość tych doniesień nie została zweryfikowana.
15 lipca premier Armenii Nikol Paszinian opublikował nagranie pokazujące start pary myśliwców Su-30SM, rozpoczynających „służbę bojową, aby zagwarantować nienaruszalność granic Armenii”. Myśliwce tego typu stacjonują w bazie Erebuni od grudnia ubiegłego roku. Nie wiadomo jednak, czy armeńscy piloci są już przeszkoleni do odbywania lotów bojowych na Su-30SM. Nie ma też żadnych informacji o pojawieniu się myśliwców w strefie działań bojowych na granicy, a post Pasziniana na Facebooku miał najpewniej wymiar jedynie propagandowy.
W kolejnych dniach obie strony ograniczyły użycie broni ciężkiej. Od 17 lipca pojawiały się informacje wyłącznie o użyciu wielkokalibrowych karabinów maszynowych i karabinów wyborowych. Ostatnie doniesienia o strzałach na granicy pojawiły się 22 lipca. Ministerstwo obrony Azerbejdżanu poinformowało również o zestrzeleniu tego i poprzedniego dnia w sumie trzech dronów rozpoznawczych nieustalonego typu.
Po stronie azerbejdżańskiej poległo dwanaście osób: generał dywizji Polad Həşimov, pułkownik İlqar Mirzəyev, major Namiq Əhmədov, major Anar Novruzov, kapitan Rəşad Mahmudov, chorąży İlqar Zeynallı, chorąży Yaşar Babayev, sierżant Vüqar Sadıqov, starszy szeregowy Elşad Məmmədov oraz szeregowi Xəyyam Daşdəmirov, Elçin Mustafazadə i Nazim İsmayılov. Wśród zabitych Armeńczyków są major Garusz Hambardzumian, kapitan Sos Elbakjan, sierżant Smbat Gabrielian, sierżant Grisza Matjosian i szeregowy Artur Muradian.
Groźba ataku na elektrownię atomową
Podczas nagłego zaostrzenia kryzysu międzypaństwowego zawsze pada wiele słów. Często formułowane są groźby tak absurdalne, że trudno uwierzyć, iż ktoś rozważa je jako potencjalny scenariusz. Tak należy traktować sugestię ataku na armeńską elektrownię atomową w mieście Mecamor, zaspokajającą około jednej trzeciej zapotrzebowania kraju na energię elektryczną.
Rzecznik azerbejdżańskiego ministerstwa obrony ostrzegł Armenię, że rakiety mogą bez trudu dosięgnąć Mecamoru. Realizacja tej spektakularnej groźby byłaby jednak tragedią nie tylko dla Erywania, ale też dla całego regionu. Należy zauważyć, że elektrownia znajduje się niecałe czterdzieści kilometrów od granicy z Turcją, najbliższym sojusznikiem Azerbejdżanu. Poważne rozważanie tego scenariusza z pewnością spotkałoby się ze zrozumiałą reakcją Ankary i doprowadziłoby do międzynarodowej izolacji Azerbejdżanu.
Oświadczenie natychmiast zostało wykorzystane przez armeńskie ministerstwo spraw zagranicznych. Urzędnicy stwierdzili, że otwarte sugerowanie ataku na obiekt cywilny jedynie potwierdza, iż Azerbejdżan nie cofnie się przed niczym, nawet przed ludobójstwem. Sugestia ataku na Mecamor okazała się ogromną porażką wizerunkową dla Baku.
Reakcja otoczenia międzynarodowego
Rosja, będąca główną siłą geopolityczną w regionie, natychmiast wezwała obie strony do wstrzymania walk – stanie w rozkroku to sposób Moskwy na utrzymywanie kontroli nad strategicznie ważnym Kaukazem Południowym. W podobnie koncyliacyjnym tonie wypowiedzieli się przedstawiciele Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Znacznie bardziej zdecydowane stanowisko zajęła Turcja, która – jak można było się spodziewać – natychmiast stanęła po stronie Azerbejdżanu, oskarżając Armenię o „agresywny nacjonalizm” i nielegalną okupację Górskiego Karabachu.
Wspierany przez Ankarę Azerbejdżan ruszył do ofensywy dyplomatycznej i oskarżył Gruzję o udział w przerzucie serbskiej broni do Armenii. Według mediów powiązanych z azerbejdżańskimi służbami specjalnymi z Gruzji do Armenii miały docierać wojskowe ciężarówki i samobieżne wyrzutnie rakietowe BM-21 Grad. Do złożenia wyjaśnień zostali wezwani przedstawiciele dyplomatyczni Serbii w Azerbejdżanie. Serbia potwierdziła, że sprzedała broń Armenii, zastrzegła jednak, że transakcja dotyczyła broni indywidualnej, nie ciężkiego sprzętu, a wartość kontraktu nie przekroczyła miliona euro. Gruziński przewodniczący parlamentu Gia Wolski określił doniesienia o przerzucie broni przez terytorium Gruzji jako medialne plotki.
Ani Armenia, ani Azerbejdżan, mimo ostrej retoryki, nie dążą do otwartego starcia. Żadna ze stron nie ma sił ani sprzętu umożliwiających osiągnięcie trwałej przewagi. Ewentualne włączenie się w konflikt dwóch najsilniejszych państw regionu – Rosji i Turcji – może jednak przyczynić się do wybuchu wojny na pełną skalę.
Prezydent Azerbejdżanu İlham Əliyev skrytykował społeczność międzynarodową za impas w negocjacjach mających uregulować ani statusu Górskiego Karabachu ani konfliktu między oboma państwami. Premier Armenii Nikol Paszinian zaproponował formułę negocjacji, która zakłada udział nieuznawanych przez Azerbejdżan władz Górskiego Karabachu. Oferta spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony Baku. Całość rokowań została określona przez władze Azerbejdżanu jako bezcelowe.
Przeczytaj też: Grom nad Hanoi. Operacja Thunderhead i najtajniejsza misja SR-71
Reakcja społeczna w Azerbejdżanie
Trwający od niemal trzydziestu lat konflikt wielokrotnie wykorzystywany był do prowadzenia polityki wewnętrznej w obu krajach. Mobilizację społeczną i skupienie się na walce o interesy narodowe wykorzystywano do przysłaniania problemów. I tym razem można odnieść wrażenie, że zaostrzenie napięć wykorzystywane jest do odwrócenia uwagi od pandemii COVID-19.
W Baku doszło do demonstracji zwolenników wznowienia działań zbrojnych na pełną skalę. Protesty szybko jednak przerodziły się w rozruchy antyrządowe, w których mogło wziąć udział nawet 50 tysięcy osób. Manifestanci krytykowali opieszałość odpowiedzi na armeńską agresję oraz wznosili okrzyki przeciw premierowi i szefowi sztabu generalnego, którzy powinni natychmiast pomścić poległych. Podczas starć policji z demonstrantami rannych zostało siedmiu funkcjonariuszy.
Gwałtowność reakcji azerbejdżańskiego społeczeństwa jest zrozumiała. Śmierć tak wielu oficerów na przestrzeni kilku dni wywołała szok. Wznowienie walk i pragnienie zemsty sprawiły, iż azerbejdżańskie siły zbrojne odnotowały znaczne zwiększenie liczby potencjalnych rekrutów. Ponad 38 tysięcy osób złożyło w komisjach uzupełnień dokumenty wyrażające chęć wstąpienia do wojska.
supposed pro-war demonstrations going on in Liberty Square, Baku. They are chanting "End the quarantine, start the war" pic.twitter.com/ThmgCsRis0
— erməni şeytan 🇦🇲֎ (@syriahay) July 14, 2020
Reakcja społeczna w Armenii
Reakcje w Armenii nie są tak gwałtowne jak w Azerbejdżanie, lecz społeczeństwo ponownie jednoczy się wokół wspólnej sprawy. Opozycja wyraża jednoznaczne poparcie dla przedstawicieli sił zbrojnych, nie stroniąc przy tym od krytyki działań rządu. Armen Aszotian z Republikańskiej Partii Armenii stwierdził, że władze nie przeciwstawiają się skutecznie ofensywie medialnej Azerbejdżanu, który z powodzeniem przedstawia światu swoją wersję tego, co wydarzyło się na pograniczu. Wśród przeciwników premiera Pasziniana panuje zgoda co do tego, że zbyt wiele uwagi poświęcane jest na debaty wewnętrzne, a zbyt mało – na ofensywę medialną na zewnątrz.
Pomimo krytyki rządzących większość stronnictw wzywa do zachowania jedności wobec zagrożenia ze strony Azerbejdżanu. Społeczeństwo oddolnie zaczyna organizować zbiórki na rzecz poszkodowanych, powołano również komisje mające określić dokładne straty w ostrzelanych wsiach.
Na starcia zareagował również armeński internet. Dziennikarz armeńskiej telewizji państwowej Artur Chaczatrian odniósł się do krążących nagrań z walk i komentarzy wyrażających entuzjazm z powodu starć. Stwierdził, że nie rozumie, jak można cieszyć się ze śmierci drugiego człowieka, nawet jeśli to przeciwnik. Anna Hakobian, żona premiera i ambasadorka Kampanii Kobiety dla Pokoju, wezwała mieszkanki Azerbejdżanu do aktywnego działania na rzecz zapobieżenia wojnie. Nastroje mobilizacji społecznej przeplatają się z wezwaniami do deeskalacji i zachowania spokoju.
Długi cień ZSRR
Struktura etniczno-językowa na Kaukazie jest skomplikowana. Sytuacji nie poprawiła radziecka polityka, w której ramach często zmieniano granice i formy samorządności poszczególnych grup. Głównym punktem niezgody między Armenią i Azerbejdżanem jest status Republiki Górskiego Karabachu. Jego niezależności nie uznaje żadne państwo, nawet Armenia, lecz jest de facto niepodległy. W mediacje między Baku a Erywaniem wielokrotnie angażowała się społeczność międzynarodowa. Do tej pory wszystkie próby osiągnięcia porozumienia kończyły się fiaskiem.
Na pograniczu niemal codziennie dochodzi do incydentów, jednak zazwyczaj nie przeradzają się w poważniejsze starcia. Ostatnim konfliktem zbrojnym na większą skalę była wojna kwietniowa w 2016 roku, gdy siły Górskiego Karabachu, wspierane przez Armenię, starły się z oddziałami Azerbejdżanu. Zginęło wówczas ponad 200 osób.
Niejako na marginesie warto podkreślić intensywne użycie bezzałogowców różnych klas i typów przez obie strony konfliktu. Zarówno Baku, jak i Erywań od wielu lat realizują rozległe udronowienie sił zbrojnych, a ostatnie dni jasno pokazały, że nie jest to tylko propaganda. Azerbejdżan – wyraźnie prowadzący w tym wyścigu – stawia przede wszystkim na drony produkcji izraelskiej, takie jak Hermes czy amunicja krążąca Harop i SkyStrike. Oba kraje opanowały już technologię małych dronów rozpoznawczych.
Przeczytaj też: Ussuri 1969. Radziecko-chiński konflikt graniczny