Przeprowadzony na początku lutego francuski nalot na konwój bojowników przekraczających granicę libijsko-czadyjską zwrócił uwagę na bliskie relacje łączące Ndżamenę i Paryż. Francuskie zaangażowanie w Afryce obejmuje działania o podłożu zarówno ekonomicznym, jak i wojskowym, trudno jednak znaleźć na kontynencie państwo, w którym Francja zaangażowana jest równie mocno co w Czadzie. Prezydent Idriss Déby cieszy się ogromnym poparciem Paryża, który postrzega go jako wiarygodnego partnera w walce przeciwko ekstremistom. Bliskie relacje między krajami mają długą tradycję, jednak opieranie się przez Czad na Francji w zakresie polityki bezpieczeństwa ukazuje niebezpieczną słabość nie tylko administracji zagrożonej przez bojowników z Libii i religijnych ekstremistów, ale również rozbitej wewnętrzne czadyjskiej sceny politycznej.
Francuskie zaangażowanie w Czadzie podczas zimnej wojny
Patrząc na historyczne zaangażowanie Paryża w Czadzie, należy odnosić je do działań Libii, której władze próbowały rozszerzać wpływy na południe. Do 1990 roku Francja wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi aktywnie wspierały prezydenta Hissène’a Habrégo, widząc w nim silnego przywódcę mogącego stanowić przeciwwagę dla geopolitycznych ambicji pułkownika Mu’ammara al-Kaddafiego, uznawanego za jedno z największych zagrożeń dla pozycji Zachodu w regionie. Udzielenie poparcia okazało się dobrą decyzją, ponieważ Habré skutecznie stawił opór Libijczykom podczas tak zwanej wojny toyot (1986–1987, nazywanej tak od powszechnego użycia samochodów marki Toyota przez czadyjskie wojsko) i zamknął dla Kaddafiego perspektywę ekspansji na południe w kierunku Afryki Środkowej.
Niebawem Habré okazał się jednak kłopotliwym sprzymierzeńcem. Podczas jego rządów Czad znalazł się w grupie najbiedniejszych krajów świata, podczas gdy członkowie rządu żyli na bardzo wysokim poziomie. Prezydent i jego stronnicy byli również zaangażowani w zbrodnie przeciwko ludności cywilnej, co znalazło potwierdzenie w wyroku dożywotniego pozbawienia wolności dla Habrégo ogłoszonym 30 maja 2016 roku przez trybunał powołany przez Senegal i Unię Afrykańską.
Zagrożenie ze strony Libii było na tyle poważne, że Paryż rozpoczął w 1986 operację „Krogulec” (Épervier), mającą na celu zatrzymanie afrykańskiej ekspansji Trypolisu. Z czasem okazało się, że kontynuowana do 2014 roku operacja była najważniejszym czynnikiem uzasadniającym francuską obecność w Czadzie. Kraj ten przez lata był wykorzystywany jako fundament działalności Paryża w regionie. Już kilka lat po rozpoczęciu operacji „Krogulec” okazało się, że przeszkodą dla utrzymania dobrych relacji między partnerami jest sposób sprawowania władzy przez urzędującego prezydenta Czadu.
Wraz ze zmianą sytuacji geopolitycznej na początku lat 90. Paryż zaczął szukać sposobu na zachowanie dobrych stosunków z Ndżameną bez konieczności utrzymywania partnerstwa z rządzącym w niej dyktatorem. W 1989 roku Habré stanął w obliczu poważnych problemów – generał Idriss Déby zbuntował się i maszerował ze swoimi oddziałami w kierunku stolicy. Francja ogłosiła neutralność, pozbawiając rządzących najważniejszego sprzymierzeńca. Buntownicy wkroczyli do Ndżameny 3 grudnia 1990 roku. Francuscy żołnierze nie włączyli się w walki, skupili się jedynie na zabezpieczeniu lotniska, elektrowni i ambasad. Rebelianci przejęli kontrolę nad stolicą, zmuszając Habrégo do ucieczki.
Najbliższy afrykański sojusznik Francji
Zmiana na stanowisku głowy państwa nie wpłynęła na stosunki z Paryżem, dla którego Czad pozostawał jednym z najważniejszych sojuszników w Afryce Środkowej. Idriss Déby okazał się jednak łatwiejszym partnerem dla budowania trwałych i stabilnych relacji. Poważnym wyzwaniem dla nowej administracji okazało się utrzymanie władzy w państwie, którego społeczeństwo składa się z ponad dwustu grup etnicznych. Prezydent musiał liczyć się z zagrożeniem płynącym ze strony nie tylko opozycji, ale również członków własnego klanu.
Pierwszą poważną próbą zbrojnego przejęcia władzy w kraju była rebelia pułkownika Bechira Haggara. Buntownicy zaatakowali 16 maja 2004 roku, próbując przejąć strategiczne punkty w stolicy, jednak już następnego dnia ogłoszono zduszenie zamachu stanu i powrót do normalności. Podobna próba puczu nastąpiła w 2006 roku. Spiskowcy zamierzali wówczas zestrzelić prezydencki samolot lecący na szczyt Wspólnoty Ekonomicznej i Walutowej Afryki Centralnej odbywający się w Gwinei Równikowej. Plan wykryto i ponad stu członków sił zbrojnych zostało aresztowanych w związku z udziałem w spisku.
W obu sytuacjach Francja udzielała dyskretnego wsparcia czadyjskiemu rządowi, przekazując dane wywiadowcze i sprawując pieczę nad konfliktem, aby nie dopuścić do niekontrolowanych wybuchów walk. Paryż ograniczał się przy tym do działania zakulisowych, zostawiając ciężar walki na barkach lokalnych oddziałów. W 2014 roku Francja zmieniła sposób działania i przyjęła znacznie aktywniejszą politykę w zakresie bezpieczeństwa. Oficjalnie działania te miały zapobiec zdobywaniu przez religijnych ekstremistów wpływów w centralnej Afryce.
Przyjęcie nowych założeń w zakresie wsparcia wojskowego dla zaprzyjaźnionych rządów w regionie związane było z ogłoszeniem zastąpienia czadyjskiej operacji „Krogulec” i malijskiej operacji „Serwal” jedną wspólną operacją „Barchan” (Barkhane), obejmującą cały Sahel.
W założeniach koalicja, której przewodziła Francja, miała walczyć przeciwko ugrupowaniom terrorystycznym. W przypadku Czadu oznaczało to jednak walkę nie z religijnymi ekstremistami, lecz z oddziałami motywowanymi politycznie. Przeprowadzone w lutym 2019 roku naloty wymierzone były w rebeliantów należących do Unii Sił Oporu (URF). Dowodzący grupą Timan Erdimi jest kuzynem urzędującego prezydenta i próbował przejąć władzę podczas wojny domowej trwającej od 2005 do 2010 roku. Wyparci z Czadu bojownicy schronili się w Libii, skąd przeprowadzili, powstrzymany przez francuskie naloty, atak.
Rządowi w Ndżamenie udało się przekonać Paryż, iż Czad jest jedynym pewnym sojusznikiem umożliwiającym utrzymanie dotychczasowych relacji i wspierającym działania wojskowe w Sahelu. Walcząc przeciwko Boko Haram i innym grupom paramilitarnym, siły Czadu muszą zaś polegać na wsparciu z zewnątrz. Kraj nie posiada wystarczających środków dla prowadzenia efektywnej walki na tak wielu frontach. Prezydent Déby, korzystając z atmosfery walki z wszelkimi przejawami ekstremizmu, z łatwością przekonał Francję, że URF nie jest grupą opozycyjną, lecz „bandą najemników i terrorystów”.
URF realnym zagrożeniem?
Francuscy wojskowi i politycy twierdzą, że naloty zostały wykonane za zgodą i we współpracy z czadyjskim rządem. W rzeczywistości uderzenie na siły URF było bardziej powiązane z sytuacją wewnętrzną w kraju niż z zagrożeniem ze strony ekstremistów.
Obejmując rządy w 1990 roku, Déby zbudował autorytarny system władzy, podporządkowując niemal cały aparat państwa urzędowi prezydenta. Początkowo mógł liczyć na wsparcie członków swojego klanu. Szczególnie silnymi sojusznikami okazali się właśnie bracia Erdimi – Timan i Tom – którzy zajmowali wysokie stanowiska w siłach zbrojnych. Uważali, że jeden z nich jest naturalnym kandydatem do przejęcia władzy po ustąpieniu aktualnej głowy państwa. Zapisy czadyjskiej konstytucji zakładały sprawowanie tego urzędu jedynie przez dwie kadencje. Członkowie klanu Zaghawa byli więc zdumieni, gdy Déby ogłosił, że zamierza zmienić ustawę zasadniczą, aby móc rządzić trzecią kadencję. Rozczarowani bracia Erdimi wraz ze stronnikami powołali własną, cieszącą się wsparciem ze strony Sudanu, grupę paramilitarną która kilkukrotnie próbowała przejąć władzę. Konflikt z kuzynami trwa od 2000 roku, jednak sytuację dodatkowo komplikuje rosnąca pozycja Hindy, żony prezydenta. Promowanie na stanowiska państwowe osób powiązanych etnicznie z pierwszą damą dodatkowo skomplikowało przesycone nepotyzmem relacje w czadyjskim rządzie.
Ostatnia próba dotarcia kolumny bojowników do Ndżameny ma również związek z niedawną ofensywą generała Chalify Haftara w sąsiedniej Libii. Zajęcie przez jego żołnierzy pól naftowych i przemieszczenie dużych sił na południe oznaczało zaostrzenie sytuacji na pograniczu libijsko-czadyjskim. Używane przez URF bazy znalazły się w niebezpieczeństwie, dlatego oddziały rebeliantów postanowiły szturmować Ndżamenę i po raz kolejny spróbować obalić urzędującego prezydenta.
Zanim kolumnę pięćdziesięciu pojazdów zbombardowały francuskie samoloty, dotarła 600 kilometrów w głąb terytorium Czadu. Po uderzeniu wojska czadyjskie dokonały 250 aresztowań. Operacja okazała się dużym sukcesem, jednak bez francuskiego wsparcia rebelianci prawdopodobnie dotarliby do Ndżameny i rozpoczęliby kolejne oblężenie stolicy. Władze Czadu są obecnie uzależnione od wsparcia ze strony Francji, która potrzebuje stabilnego i wiernego sojusznika w Sahelu. Idriss Déby dzięki długofalowej polityce opartej na Francji stał się niezastąpiony, dzięki czemu może obecnie liczyć na prawie nieograniczone wsparcie.
Zobacz też: Legenda o Walentinie Sawickim, który prawie zniszczył świat