W Chinach jak zawsze bardzo dużo się dzieje, zwłaszcza za kulisami, o czym zwykle dowiadujemy się po fakcie. Coraz wyraźniej widać postępujący spadek znaczenia ministerstwa obrony w chińskich strukturach władzy. Widomy znak, że przewodniczący Xi Jinping wątpi w wojsko, a przynajmniej jego część. Po drugiej stronie spektrum są paramilitarne milicje, które po latach zastoju przeżywają prawdziwy renesans. Nowe oddziały są tworzone w tempie, niewidzianym od przełomu lat 60. i 70., gdy Mao Zedong szykował się do wojny i ze Stanami Zjednoczonymi, i ze Związkiem Radzieckim.
Zacznijmy od roli ministerstwa obrony w chińskim systemie władzy. Resort ten nie odgrywa decydującej roli w kontroli i zarządzaniu siłami zbrojnymi, są to zagadnienia w kompetencji Centralnej Komisji Wojskowej (CKW), której pozycja i rola w ostatnich latach znacząco się wzmocniły. Ministerstwo obrony odpowiada przede wszystkim za dyplomację wojskową, jednak kierujący resortem, zwykle trzygwiazdkowy generał w służbie czynnej, zawsze był członkiem CKW.
Pozycję resortu jasno pokazuje dobór ministra. Stanowisko to zwykle powierzano generałom niewywodzącym się z wojsk lądowych, czyli najważniejszego rodzaju wojsk. Dodajmy jeszcze, że w wojskowej hierarchii minister ma status odpowiadający dowódcy jednego z pięciu Teatrów Działań, czyli wysoko, ale poniżej dowódców rodzajów wojsk. Najczęściej wybór padał na przedstawicieli Sił Rakietowych lub Generalnego Departamentu Uzbrojenia. Tutaj zaczyna się właściwa historia.
Zdrada zaufania i odpowiedzialności
Jak już kilkakrotnie pisaliśmy, przez Siły Rakietowe i Generalny Departament Uzbrojenia przetacza się skandal korupcyjny. Śledztwem objęto dwóch ostatnich ministrów obrony, Li Shangfu (w GDU kierował Departamentem Rozwoju Wyposażenia) i Wei Fenghe (były dowódca Sił Rakietowych). Li po raz ostatni był widziany na początku września ubiegłego roku, a pod koniec października zdawkowo poinformowano o usunięciu go ze stanowiska. Dopiero 29 grudnia Pekin ogłosił, że nowym ministrem obrony został admirał, a w zasadzie generał (w ChALW marynarka nie ma osobnych stopni), Dong Jun, poprzednio dowódca marynarki wojennej.
To był dopiero początek. Pod koniec czerwca poinformowano o usunięciu Li i Weia z Komunistycznej Partii Chin. Wprawdzie oficjalnie nie powiedziano o postawieniu im zarzutów korupcyjnych, ale partyjna nowomowa jest w tym przypadku klarowna. Obaj byli ministrowie swoimi działaniami mieli „zdradzić zaufanie i odpowiedzialność”, jakimi obdarzyło ich kierownictwo Partii. Li dodatkowo zarzucono „zdradę podstawowych ideałów i zasad partii”, a Wei został oskarżony o „utratę wiary i lojalności”. Przypomnijmy, że w trwającej już przeszło rok aferze wokół Sił Rakietowych pojawia się też wątek szpiegowski, a konkretnie spekulacje o przekazywaniu tajnych informacji Amerykanom. Formacja ta, podobnie jak Generalny Departament Uzbrojenia, przechodzą gruntowna czystkę.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że zarówno Li, jak i Wei byli postrzegani jako protegowani Xi Jinpinga. Nie należeli wprawdzie do najbliższego kręgu najwyższego przywódcy, ale dzięki jego sympatii ich kariery przebiegały w ciągu ostatniej dekady nadzwyczaj szybko. Niezależnie od tego, co dokładnie zbroili obaj ministrowie, Xi ma prawo być wściekły i czuć się zdradzonym. Rykoszetem obrywa jednak także admirał Dong Jun.
Wraz z objęciem teki ministerialnej nie wszedł w skład CKW. Początkowo można było myśleć, że to sprawa proceduralna i Dong dostanie nominację przy właściwej okazji. Ale przyszedł marzec, a wraz z nim Zjazd Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, czyli fasadowego parlamentu, a w połowie lipca odbyło się opóźnione trzecie plenum XX Komitetu Centralnego KPCh – i nic. Więcej, w przeciwieństwie do poprzedników Dong nie został radcą stanu (to ranga pośrednia między ministrem a wicepremierem).
Co to nam mówi? Ministerstwo obrony jest w niełasce, a jego szef ma ograniczony dostęp do Xi Jinpinga i niewielki wpływ na decyzje dotyczące sił zbrojnych. Shanshan Mei i Dennis J. Blasko na łamach Defense One zwracają uwagę na jeszcze jedną rzecz: najwyraźniej dyplomacja wojskowa znalazła się nisko na liście priorytetów Pekinu. To z pewnością kiepska wiadomość dla Pentagonu. Dong w przeciwieństwie do poprzednika nie jest objęty amerykańskimi sankcjami, w Waszyngtonie liczono więc na ożywienie tego kanału komunikacji. Zaskoczenia nie powinno jednak być. Zawsze, gdy Pekin jest niezadowolony z poczynań danego państwa, sygnalizuje to, ograniczając wymianę wojskową.
Realna gotowość ChALW
Zdaniem części obserwatorów chińskiego życia politycznego skandale korupcyjne w wojsku miały być przyczyną rozwiązania powołanych w roku 2015 Sił Wsparcia Strategicznego i utworzenia w ich miejsce sił wsparcia informacyjnego, cybernetycznego i kosmicznego. Zmiana o tyle istotna, że SWS miały status rodzaju wojsk, a nowe formacje to stojące szczebel niżej siły wsparcia. Biorąc jednak pod uwagę silną w ostatnich latach wśród wojskowych krytykę rozwiązania w postaci zebrania pod jednym dachem jednostek odpowiadających za nowe domeny pola walki (czyli: przestrzeń kosmiczną, cyberprzestrzeń i spektrum elektromagnetyczne), należy raczej przyjąć, że korupcja mogła pomóc Xi w podjęciu decyzji. Pewności oczywiście nie ma.
Brakuje także odpowiedzi na kluczowe pytanie, jakim jest realna wartość bojowa ChALW. Xi regularnie porusza ten temat, wzywając wojsko do zwiększonych wysiłków w prowadzeniu ćwiczeń oraz „odwagi, by walczyć i zwyciężać”. Wszak wojsko odgrywa istotną rolę w ambitnych planach Xi na arenie zagranicznej i realizacji osobistego celu, jakim jest przyłączenie Tajwanu. Walka z endemiczną korupcją z pewnością jest tutaj ważnym krokiem. Ale przewodniczący ChRL zdaje się przykładać większą wagę do lojalności zbrojnego ramienia KPCh, a ta jest najwyraźniej uważana za wątpliwą. Stąd wzmocnienie roli oficerów politycznych i nacisk, by żołnierze studiowali „myśl Xi Jinpinga”.
Wojskowi pomimo czystek, walki z korupcją i szkoleń ideologicznych pozostają krnąbrni. Wiosną ubiegłego roku skazany na karę śmierci w zawieszeniu został Liu Yazhou, generał Sił Powietrznych ChALW w stanie spoczynku, niezwykle ceniony w Chinach i za granicą. Liu został oskarżony o korupcję, ale dość otwarcie mówiono, że głównym jego przewinieniem było krytykowanie Xi i planów ewentualnego siłowego rozwiązania kwestii Tajwanu. Zdaniem generała ChALW nie jest i w dającym się przewidzieć czasie nie będzie gotowa do jakiejkolwiek wojny.
Oczywiście ChALW nie jest niezwyciężoną siłą, jak usiłują nas przekonać chińska propaganda i panikarze na Zachodzie. Oczywiście chińskie wojsko nie jest także pod żadnym względem operetkową armią. Prawda leży gdzieś między tymi dwoma ekstremami, a jak i gdzie indziej, także w Chinach wojna rosyjsko-ukraińska jest uważnie obserwowana i analizowana.
Renesans milicji
Być może jednym z wniosków, które wyciągnięto w Pekinie, jest odbudowa formacji paramilitarnych. Te zawsze były istotną częścią systemu militarnego ChRL. Najbardziej znana ich część to odpowiadająca za bezpieczeństwo wewnętrzne i działania antyterrorystyczne Zbrojna Policja Ludowa oraz odgrywające istotną rolę na Morzu Południowochińskim milicje morskie. W całej plejadzie formacji paramilitarnych istnieją też lądowe milicje, tworzone przy państwowych zakładach pracy i partyjnych komórkach, tak zwane Wydziały Ludowych Sił Zbrojnych.
Ich zadania są bardzo szerokie. W trakcie wojny z Wietnamem w roku 1979 milicje odpowiadały za dostawy zaopatrzenia na front, transport rannych, zadania wartownicze na tyłach, a zdarzały się nawet przypadki udziału w walkach. To ta bardziej militarna strona. Oprócz niej istnieje strona bardziej cywilna. Milicje są szkolone do wspierania służb ratowniczych i porządkowych w przypadku katastrof naturalnych i sytuacji kryzysowych. W najbardziej codziennym scenariuszu oddziały przy zakładach pracy organizują szkolenia z zakresu pierwszej pomocy i zachowania na przykład w razie pożaru.
Milicje swoje lata świetności przeżywały w czasach rewolucji kulturalnej, potem ich znaczenie zaczęło maleć. Według oficjalnych danych liczą 8 milionów członków. Liczba robi wrażenie, ale nie, jeśli przedstawić ją jako procent populacji. Renesans milicji zaczął się w ubiegłej dekadzie, gdy postawiono przed nimi nowe zadania. Najprawdopodobniej znane firmy i grupy hakerskie, takie jak Qihoo 360, iS00N, APT31 i APT40. działają właśnie na zasadzie milicji.
W ubiegłym roku zaobserwowano ponowne tworzenie Wydziałów Ludowych Sił Zbrojnych przy firmach. Laura He, korespondentka CNN w Hongkongu, naliczyła utworzenie jednostek milicji przy co najmniej szesnastu dużych firmach. W większości są to przedsiębiorstwa państwowe, ale zaczęły pojawiać się też firmy prywatne. Wśród nich Yili Group, jeden z potentatów branży mleczarskiej. W październiku 2023 roku ministerstwo obrony zapowiedziało, że będzie naciskać na tworzenie oddziałów milicji w przedsiębiorstwach państwowych w celu „wzmocnienia rozwoju obrony narodowej”.
To nie koniec zmian. Na ostateczną aprobatę czeka nowelizacja ustawy o kształceniu do obrony narodowej. Zakłada ona wprowadzenie obowiązkowych ćwiczeń wojskowych w gimnazjach, a nawet proponuje zajęcia wojskowe już w szkołach podstawowych. W teorii w szkołach średnich i na uczelniach wyższych cały czas prowadzone są zajęcia z przysposobienia obronnego, jednak podejście do nich jest bardzo podobne do tego, co znamy z własnego podwórka. Jednocześnie trwa inicjatywa oddolna. Chcący się wykazać, dyrektorzy wprowadzają zajęcia z obrony narodowej. To połączenie przysposobienia obronnego z podstawami obrony i bezpieczeństwa narodowego z solidnym dodatkiem edukacji patriotycznej, a raczej nauki kochania partii komunistycznej.
W teorii wiele z tych pomysłów ma sens. Wobec powrotu rywalizacji wielkich mocarstw i ryzyka wybuchu wojny między nimi większy nacisk na przysposobienie obronne jest wskazany. Podobnie jak tłumaczenie ludziom, na jakich zasadach działają siły zbrojne, dlaczego obrona i bezpieczeństwo narodowe są ważne, jak radzić sobie z dezinformacją i temu podobne zagadnienia. ChALW zapewne liczy także, iż w ten sposób może udać się zwiększyć liczbę chętnych do służby wojskowej.
Niepokoi postępująca militaryzacja chińskiego społeczeństwa. Od roku 2017 wszystkie formacje paramilitarne podległe wcześniej Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego przechodzą pod bezpośrednią kontrolę Centralnej Komisji Wojskowej. Militaryzacja i postępujące wraz z nią zacieśnianie kontroli nad gospodarką i społeczeństwem przez KPCh to wyraźny efekt obserwacji tego, jak Rosja radzi, a właściwie nie radzi, sobie z mobilizacją i szkoleniem oddziałów.
Dodajmy do tego gromadzenie zapasów surowców strategicznych i żywności razem z uodpornianiem gospodarki na sankcje, a otrzymamy obraz Chin szykujących się do wojny. Czy zatem wybuch gorącego konfliktu jest nieunikniony?
To, że Chiny się szykują, nie oznacza jeszcze, że zaczną. Xi Jinping wyda rozkaz ataku na Tajwan jedynie wtedy, gdy będzie pewny całkowitego sukcesu. Kolejne skandale i utrata zaufania do wojska mogą zachęcić „przewodniczącego wszystkiego” do zgodzenia się z opinią na przykład generała Liu Yazhou. Do tego w chińskim establishmencie są zakorzenione obawy, że wojna zacznie się od wyprzedzającego uderzenia ze strony Stanów Zjednoczonych.
郑州富士康 双方吃饱了 开干
警察把战场分开地方 不让员工集中
员工集中就占据优势 策略成功
2022年11月23日(九) pic.twitter.com/gtFdV6nmvG— 白小7️⃣ 的纪彔 (@tw_Tomy7) November 23, 2022
Jest też druga strona medalu. Odbudowa i rozbudowa milicji ma wymiar także wewnętrzny. Tym, czego włodarze Zhongnanhai boją się najbardziej, jest utrata władzy. Zagrożenie dla władzy ludowej równie dobrze może przyjść z wewnątrz, co pokazały protesty z lat 80. z krwawym finałem na placu Tiananmen. Masowe protesty przeciwko polityce „zero Covid” pod koniec 2022 roku były dla KPCh niemiłym zaskoczeniem. Do tego wraz ze spowolnieniem gospodarczym i ciągłym kryzysem na rynku nieruchomości rośnie liczba protestów. China Labour Bulletin, hongkońska organizacja pozarządowa zajmująca się monitorowaniem protestów pracowniczych, w roku 2022 naliczyła 830 wystąpień i strajków. W ubiegłym roku już 1794. Najdramatyczniejszy przebieg miał strajk w fabryce tajwańskiego Foxconnu w Zhengzhou jesienią 2022 roku, gdzie doszło do starć protestujących z policją.
Pamiętajmy, że Chiny wydają więcej na bezpieczeństwo wewnętrzne niż na obronę. Dokładne liczby nie są znane, oprócz ministerstw bezpieczeństwa publicznego i bezpieczeństwa państwa trzeba doliczyć jeszcze komórki bezpieki utrzymywane przez władze regionalne i lokalne. Według Minxin Peia z Claremont McKenna College w niektórych regionach kraju stopień nasycenia społeczeństwa informatorami może być porównywalny z działaniami Stasi w NRD. Utrzymywanie tak rozbudowanej siatki kosztuje.
Ogólnie przyjmuje się, że całościowe chińskie wydatki na bezpieczeństwo wewnętrzne są o kilka–kilkanaście miliardów dolarów wyższe niż wydatki na obronę. W takiej sytuacji rola milicji nie ogranicza się do wspierania wojska w razie wojny. Równie istotne są działania pomocnicze wobec służb porządkowych i bezpieki, z pacyfikacją niezadowolonych włącznie.