Polska polityka zagraniczna z lat 1921–1939 nie zapobiegła wybuchowi II wojny światowej, to fakt. Czy można było uniknąć wojny, ogromnych strat ludzkich i materialnych oraz trwającej pięć lat okupacji? Czy można było prowadzić politykę zagraniczną w inny, skuteczniejszy sposób? Niniejszy artykuł nie jest opisem historii alternatywnej, ma jedynie na celu wyjaśnienie polityki zagranicznej prowadzonej przez władze II RP i ukazanie zabiegów dyplomatycznych, jakie prowadzono po 1933 roku w celu przyciągnięcia Polski do jednego z trzech systemów politycznych na świecie.
Polska uzyskała niepodległość po ponad stu latach niewoli w 1918 roku, jednak jej granice państwowe były ustalane traktatami i krwią aż do roku 1921. Z większością sąsiadów mieliśmy zatargi o prowincje, do których rościła sobie pretensje także Polska. Z Republiką Weimarską walczyliśmy o Pomorze z Gdańskiem, Śląsk i część Wielkopolski, które Niemcy utracili w wyniku powstań: śląskich i wielkopolskiego oraz traktatu wersalskiego. Warto w tym miejscu wspomnieć o Wolnym Mieście Gdańsk. Ten twór państwowy, zamieszkały w przeważającej części przez Niemców (ponad 80% ludności), był samodzielnym krajem, powstałym w wyniku konferencji pokojowej w Wersalu. Powstanie Wolnego Miasta, dużego ośrodka portowego, było kolejnym policzkiem wymierzonym Niemcom, gdyż mimo że było niemieckie z natury, pozostawało poza granicami Republiki Weimarskiej.
Z Rosją bolszewicką byliśmy w stanie wojny od 1919 roku, którą zakończył traktat ryski z 1921 roku. Na jego mocy II RP osiągnęła wschodnie regiony dawnej Rzeczpospolitej, niebędące w granicach Księstwa Warszawskiego i ciągnące się od Wilna po Lwów i Stanisławów. Z południowym sąsiadem, Czechosłowacją, mieliśmy sięgające 1919 roku zatargi o Śląsk Cieszyński. Litwa miała pretensje o okręg wileński, zaanektowany po tak zwanym buncie generała Żeligowskiego. Tak więc II RP w trakcie powstawania była skłócona z prawie każdym sąsiadem za wyjątkiem Łotwy i Rumunii. Przy okazji trzeba wspomnieć o ogromnym zróżnicowaniu narodowościowym w przedwojennej Polsce. Na ziemiach byłego zaboru pruskiego mieszkało wielu Niemców, ponad 2,5% ludności kraju. Kresy wschodnie zamieszkiwała głownie ludność pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego i litewskiego (22%). Jedynie duże miasta kresów wschodnich, jak Lwów, Brześć, Tarnopol czy Wilno, były w przeważającej większości zamieszkiwane przez ludność polską.
Okres od 1921 do 1939 roku był czasem wytężonej pracy społeczeństwa polskiego w celu scalenia ziem pozostawionych przez trzech zaborców. Mimo ogromu środków i wyrzeczeń, pod koniec lat dwudziestych Polska była państwem rolniczym, biednym, zacofanym i posiadającym słabo uzbrojoną armię. Ponadto kryzys światowy z 1929 roku negatywnie wpłynął na życie Polaków. Mimo patriotycznych uniesień społeczeństwa i wiary we własną potęgę, nasz kraj samotnie w Europie nic nie znaczył i musiał szukać sojuszy w celu zabezpieczenia się przed nową wojną.
Sojusznicy i wrogowie
Francja, nasz naturalny sojusznik, poniosła w trakcie I wojny światowej ogromne straty. Wciąż żywa wśród Francuzów była pierwszowojenna rzeź z lat 1914–1918. Francja była więc „naturalnym sojusznikiem” tylko dlatego, że obawiała się niemieckiej potęgi i sojusz z Polską miał być zabezpieczeniem na wypadek przyszłej wojny. Według tej koncepcji Francja i Polska miały w trakcie ewentualnego konfliktu zaatakować Niemców z dwóch stron, przez co ci, zagrożeni wojną na dwa fronty, nie mogliby rzucić gros swoich wojsk tylko na jednego z przeciwników. Zgodnie z tą doktryną oba kraje podpisały w Paryżu w lutym 1921 roku francusko-polską deklarację o przyjaźni, a dodatkowo układ polityczny wraz z konwencją wojskową.
Z drugiej strony Francja, pamiętając straty poniesione w wyniku walk pierwszowojennych z Niemcami, zaczęła pod koniec lat 20. tworzyć na granicy niemieckiej linię umocnień zwaną od nazwiska ministra wojny André Maginota – linią Maginota. Sojusz z Francją był dla Polski słabym gwarantem pokoju w Europie. Po pierwsze ludność francuska była nastawiona mocno pacyfistycznie. Po drugie zniszczenia wojenne, ogromne straty wśród ludności, niepokoje w koloniach i kryzys światowy były większym zmartwieniem dla rządu francuskiego i społeczeństwa niż ewentualne wywiązywanie się z umów sojuszniczych. Dziś, po bez mała osiemdziesięciu laty, można rzec, że sojusz Polski z Francją był rodzajem straszaka na Niemcy, który nie miał pokrycia w rzeczywistości. Nie było między Polską a Francją rzeczywistej współpracy wojskowej ani wywiadowczej. Sprzęt, który Polska wówczas kupowała, był w większości przestarzały, pochodził z zapasów z czasów I wojny, czego przykładem mogą być czołgi Renault FT-17. Ponadto służby wywiadowcze nie wymieniały się do końca lat 30. informacjami mimo oficjalnego sojuszu.
Dopiero tuż przed zbliżającą się wojną osiągnięcia polskich kryptologów stały się pretekstem do wymiany myśli i osiągnięć obu sojuszniczych stron.
Wielka Brytania, gdy tylko umilkły działania pierwszowojenne, dążyła do zachowania względnej równowagi sił na kontynencie europejskim i za wszelką cenę nie chciała zbytnio osłabiać pokonanej II Rzeszy na rzecz Francji. Polityka równowagi, tak bardzo ceniona wśród Brytyjczyków, była zarzewiem konfliktów z Francją, która tuż po wielkiej wojnie chciała pokonane Niemcy upokorzyć i maksymalnie wydrenować ich gospodarkę. Postanowienia traktatu pokojowego ograniczyły powierzchnię Republiki Weimarskiej, nakazały płacenie wysokiej kontrybucji i redukcję armii niemieckiej tylko do stu tysięcy żołnierzy zawodowych. Takie postanowienia były upokarzające dla większości dumnych Niemców i przy okazji marginalizowały ich kraj na arenie międzynarodowej. W podobnej sytuacji była Rosja Sowiecka, traktowana jako parias Europy, nieakceptowana na salonach dyplomatycznych jako kraj z niedemokratycznymi rządami bolszewików. Naturalnym stanem rzeczy było w tym wypadku zbliżenie obu krajów zaledwie cztery lata po wojnie. W 1922 roku, w trakcie konferencji w Rapallo, doszło do spotkania dyplomatów obu krajów, na mocy którego podpisano dokumenty o współpracy ekonomicznej i, co było zakazane przez traktat wersalski, tajnej wojskowej. Współpraca na linii Berlin-Moskwa budziła uzasadnione obawy w Paryżu, jak i w Warszawie. Okazało się, że wrogowie z czasu wielkiej wojny, nagle współpracują, co nie było na rękę Francji i Polsce.
Lata dwudzieste
Do drugiej połowy lat 20. większość krajów na kontynencie europejskim powoli wychodziła z kryzysu ekonomicznego, jaki pojawił się tuz po zakończeniu I wojny. Społeczeństwo Wielkiej Brytanii i Francji, nastawione głównie pacyfistycznie, chciało za wszelką cenę uniknąć kolejnej wojny i w spokoju rozwijać się gospodarczo. Republika Weimarska, mimo kryzysu powojennego i szalejącej hiperinflacji, wychodziła w tym czasie na prostą. Choć kraj był uznawany przez niektórych Niemców za twór urągający byłej pozycji Rzeszy w Europie, dźwigał się z zapaści ekonomicznej dzięki rozbudowanej gospodarce, pomocy finansowej i umorzeniu części długów przez amerykańskie banki.
Związek Radziecki był po trwającej prawie cztery lata wojnie domowej krajem pozbawionym przemysłu i elektryfikacji, biednym i zacofanym. Jego liczna, lecz słabo przeszkolona i słabo uzbrojona armia nie była do końca lat 20. zagrożeniem dla innych krajów europejskich. W tym czasie dla dygnitarzy partyjnych i samego Józefa Stalina większym zmartwieniem była krnąbrna ludność wiejska, problemy z aprowizacją oraz brak maszyn rolniczych i myśli technicznej niż aspekty międzynarodowe. Tuż po klęsce zadanej przez wojska polskie w roku 1920 przywódcy Związku Radzieckiego odłożyli na później światową rewolucję i marsz na zachód. Podpisanie z Republiką Weimarską porozumień z Rapallo dawało sygnatariuszom obopólne korzyści: Związek Radziecki udostępniał Niemcom surowce, poligony wojskowe i dostęp do fabryk zbrojeniowych w zamian za myśl technologiczną, maszyny i patenty.
Czechosłowacja w połowie lat dwudziestych była demokratycznym krajem z dobrze prosperującą gospodarką i silnym przemysłem. Jedynym niebezpieczeństwem dla tego kraju były ewentualne rewizjonistyczne żądania Niemców w sprawie granic i zagrożenie ze strony Węgier. Polska, północny sąsiad, była postrzegana, jako mniejsze zagrożenie, ale obie strony podchodziły do siebie z nieufnością i dystansem. Ani rząd w Warszawie, ani w Pradze nie dążyły do zacieśnienia współpracy wojskowej i gospodarczej. W obu krajach nadal żywe były urazy związane z Czechosłowacką interwencją na Śląsku Cieszyńskim z 1919 roku. Czechosłowacja na początku lat 20. nawiązała ścisłe stosunki z Rumunią oraz Królestwem Serbów, Chorwatów i Słoweńców, późniejszą Jugosławią. Tak zwana „Mała Ententa” była sojuszem zwróconym przeciwko Węgrom i ewentualnemu powrotowi dynastii Habsburgów na tron węgierski bądź austriacki. O ile stosunki dwustronne między Węgrami, Rumunią i Jugosławią a Polską były bardziej niż dobre, o tyle napięcia na linii Warszawa–Praga uniemożliwiały zawieranie jakichkolwiek sojuszy, a tym bardziej włączenia się Polski w sojusz przeciwko Węgrom. Na domiar złego dla Czechosłowacji, mała Ententa nie chroniła przed zagrożeniem ze strony Republiki Weimarskiej, tak samo jak Rumunii przed ZSRR i Jugosławii przed Włochami.
Niemal identycznie wyglądała sytuacja w rejonie Bałtyku. Dwie republiki nadbałtyckie, Łotwa i Estonia, były od pierwszej połowy lat 20. połączone dwustronnymi umowami obronnymi. Łotwa i Estonia obawiały się, podobnie jak Finlandia czy Polska, swojego wschodniego sąsiada, Związku Radzieckiego. Obie republiki miały także dobre stosunki dyplomatyczne z Litwą i Polską, lecz analogicznie jak w wypadku animozji polsko-czechosłowackich, tak i tu nie mogło dojść do zawiązania sojuszu republik nadbałtyckich i Polski ze względu na animozje polsko-litewskie o okręg wileński.
W tym czasie wyraźnym sygnałem przejścia Republiki Weimarskiej do nowej, rewizjonistycznej polityki zagranicznej wobec Polski i jej zachodnich granic było wystąpienie marszałka Paula von Hindenburga, wybranego na prezydenta republiki, który w lutym 1925 roku, przemawiając w Reichstagu, zażądał rewizji granicy polsko-niemieckiej i oddania przez Polskę byłych ziem zaboru pruskiego.
O słabości polskiej polityki zagranicznej oraz jakości sojuszu z Francją najdobitniej świadczy Traktat z Locarno. 5 października 1925 roku w tej szwajcarskiej miejscowości rozpoczęła się międzynarodowa konferencja z udziałem niemieckiego ministra spraw zagranicznych Gustava Stresemanna i kanclerza Hansa Luthera. Po drugiej stronie zasiedli ministrowie spraw zagranicznych: Francji – Aristide Briand i Wielkiej Brytanii – Joseph Austen Chamberlain, dyktator Włoch Benito Mussolini i minister spraw zagranicznych Belgii Emile Vandervelde.
Dodatkowo zaproszeni zostali także polski minister spraw zagranicznych Aleksander Skrzyński i minister spraw zagranicznych Czechosłowacji Edvard Beneš, przy czym trzeba od razu zaznaczyć, że obaj panowie nie mogli brać udziału przy głównym stole obrad (sic!).
Na mocy traktatu z Locarno Republika Weimarska gwarantowała nienaruszalność granic z Francją i Belgią, czego gwarantem miały być Wielka Brytania i Włochy. Godzenie się Republiki Weimarskiej z postanowieniami wersalskimi w sprawie granic państwowych z Francją i Belgią nie było równoznaczne z takim samym traktowaniem przez nich granicy z Czechosłowacją i Polską. Nasuwa się od razu stwierdzenie, że po szczycie w Locarno w Europie pojawiły się granice nienaruszalne i naruszalne. Słaba, lecz rosnąca w siłę Republika Weimarska nie była w owym czasie dość silna na korektę granic, czy to metodami dyplomatycznymi, czy militarnymi, ale w przyszłości nie wykluczała takiej możliwości. Tak więc zróżnicowane traktowanie Polski przez państwa zachodnie stało się faktem 16 października 1925 roku, kiedy to ostatecznie podpisano układy locarneńskie. Owszem, podobnie jak w 1921 roku, tak i w Locarno Francja udzieliła gwarancji Polsce w razie ewentualnego konfliktu z Niemcami, ale była to kolejna pusta obietnica. Podsumowując, Locarno dało Niemcom w przyszłości zielone światło do zgłaszania pretensji terytorialnych wobec Polski i Czechosłowacji.
Rządy sanacji i polityka równowagi
Polska polityka zagraniczna z lat 1926–1932 prowadzona przez ministra Augusta Zaleskiego była mieszaniną łagodzenia napiętych stosunków z Republiką Weimarską i Związkiem Radzieckim. Z tym ostatnim oraz z Łotwą, Estonią i Rumunią podpisano 9 lutego 1929 roku tak zwane protokoły Litwinowa, na mocy których w przypadku pretensji terytorialnych sygnatariusze wyrzekali się działań zbrojnych na rzecz rozwiązań pokojowych i mediacji.
Polska, skonfliktowana z prawie każdym z sąsiadów, była regionalnie osamotniona i dlatego na początku lat 30. za namową marszałka Józefa Piłsudskiego zaczęto w kręgach rządowych polepszać relacje z największymi sąsiadami – Niemcami i ZSRR. Szefem polskiej dyplomacji został w 1932 roku zaufany marszałka Piłsudskiego, pułkownik Józef Beck, którego głównym celem była polityka równowagi z ZSRR i Niemcami. Celem jej było ułożenie poprawnych stosunków z oboma krajami i nieangażowanie się w umowy dwustronne wymierzone przeciwko trzeciemu państwu. Załagodzeniem konfliktów na linii Warszawa–Moskwa miał być podpisany 25 lipca 1932 roku w radzieckiej stolicy układ o nieagresji. Polska dyplomacja zabiegała o to, gdyż z punktu widzenia naszej racji stanu pakt Litwinowa był niewystarczającym gwarantem naszych granic. Pakt o nieagresji z 25 lipca zawarto na trzy lata.
Tymczasem w Republice Weimarskiej do władzy dochodziła partia narodowosocjalistyczna kładąca kres istnieniu republiki. 30 stycznia 1933 roku kanclerzem został Adolf Hitler. Naziści zdawali sobie wówczas sprawę z tego, że w trakcie kryzysu światowego i przez narzucone Niemcom ograniczenia zbrojeń i liczebności wojska nie mogą sobie pozwolić na otwartą wrogość wobec sąsiadów. Dlatego też dążyli do zapewnienia w miarę poprawnych relacji z nimi do czasu, aż dzięki rozbudowie sił zbrojnych będą w stanie dyktować warunki w Europie. Po prawie roku od przejęcia władzy w Niemczech, 26 stycznia, w Berlinie podpisano deklarację o niestosowaniu przemocy między Polską a III Rzeszą. Deklaracja ta była ewidentnym afrontem wobec Francji ze strony rządu polskiego. Okazało się, że jako drugorzędny partner Francji, Polska sama podejmuje kroki dyplomatyczne w celu zapewniania sobie gwarancji bezpieczeństwa. Z drugiej strony deklaracja była także w teorii gwarantem poprawnych stosunków na linii Berlin–Warszawa. Tuż przed i po jej podpisaniu ucichła na chwilę wroga niemiecka propaganda żądająca zmian granic i przyłączenia Gdańska do Rzeszy.
Po powrocie z Berlina minister Beck został przez swoich przeciwników oskarżony o prowadzenie polityki proniemieckiej i antyfrancuskiej. Wychodząc z założenia, że najważniejsza dla Polski jest polityka równowagi z III Rzeszą i ZSRR oraz że narodowy socjalizm jest doktryną antagonistyczną wobec bolszewizmu, 5 maja 1934 roku Beck przedłużył pakt o nieagresji ze Związkiem Radzieckim z 25 lipca aż do 31 grudnia 1945. Tym samym uregulowano stosunki dyplomatyczne pomiędzy Polską a oboma wielkimi sąsiadami.
Niemcy rosną w siłę
W roku 1935 miały miejsce dwa wydarzenia, które w wydatny sposób wpłynęły na politykę międzynarodową. Pierwszy z nich to powołanie 16 marca 1935 roku – wbrew traktatowi wersalskiemu – Wehrmachtu, zastępującego stutysięczną Reichswehrę. Wehrmacht powstał po wprowadzeniu przez Adolfa Hitlera powszechnej służby wojskowej. W jego skład wchodziły niezależne od siebie i posiadające własne sztaby generalne: wojska lądowe (Heer), lotnictwo (Luftwaffe) i marynarka wojenna (Kriegsmarine). Drugim ważnym wydarzeniem były manewry Armii Czerwonej Kijowskiego Okręgu Wojskowego, na które zaproszono zagraniczne delegacje wojskowe, w tym przedstawicieli armii Wielkiej Brytanii, Francji i III Rzeszy. W trakcie manewrów pokazano zagranicznym gościom desant radzieckich spadochroniarzy, który opanował lotnisko, umożliwiając wylądowanie samolotów, z kadłubów których wyjechały lekkie czołgi, działa, pojazdy i prawie 5700 żołnierzy. Pokaz siły Armii Czerwonej musiał wywrzeć na zagranicznych gościach ogromne wrażenie, gdyż zaraz po manewrach Armii Czerwonej kierownictwa polityczne Wielkiej Brytanii i Francji zdały sobie sprawę, że gdyby doszło do wojny ze Związkiem Radzieckim, ich armie nie miałyby żadnych szans. Dlatego też brytyjska polityka nastawiona była od tego czasu na pobłażliwe traktowanie hitlerowskich Niemiec w ich planach tworzenia armii, lotnictwa i marynarki wojennej.
Uważano, że w razie ewentualnej wojny zabezpieczeniem przed sowietyzacją Europy miała być armia III Rzeszy, kraju, który walczy z komunizmem u siebie i którego ustrój polityczny stoi w opozycji do bolszewizmu. Koncepcja ta, słuszna z punktu widzenia Wielkiej Brytanii, była zagrożeniem w pierwszej kolejności dla Polski, a w drugiej dla Francji i mniejszych państw Europy środkowowschodniej. W tym samym czasie premier Czechosłowacji Edvard Beneš w prywatnej rozmowie wyraził pogląd, że zezwolenie przez Wielką Brytanię na zbrojenia III Rzeszy i ewentualne wkroczenie wojsk niemieckich do Nadrenii da Hitlerowi w przyszłości „wolną rękę” do zagarnięcia Austrii, co w konsekwencji spowoduje, że Czechosłowacja zniknie z map Europy.
Polityka pobłażliwości wobec III Rzeszy objawiła się także rok później, gdy wbrew traktatowi wersalskiemu faktycznie doszło do remilitaryzacji Nadrenii. Niemieckie wojska wkroczyły tam przy ogromnym entuzjazmie społeczeństwa. W trakcie plebiscytu opowiadało się za tym – i pozostaniem tam na stałe – aż 95% Niemców.
Okres od 1936 do 1938 roku był czasem względnej stabilności w polskiej dyplomacji, jeżeli nie liczyć ciągłych dążeń Berlina w kierunku wchłonięcia Gdańska do Rzeszy. Narastające napięcia z Niemcami zmusiły polskie kierownictwo wojskowe do zmiany koncepcji obronnych. Do tego czasu największego zagrożenia upatrywano w Związku Radzieckim, a to ze względu na brak dużej armii w III Rzeszy do 1935 roku. Przeprowadzono w tym czasie kompleksowe analizy z zakresu obronności, sytuacji Polski na tle sąsiadów, polskiego rolnictwa, finansów, uzbrojenia armii, gospodarki, ilości surowców i tak dalej. Bilans wyszedł negatywnie i najwyższe władze uznały, iż w najbliższych latach nie uda się powstrzymać w pojedynkę ani III Rzeszy, ani tym bardziej Związku Radzieckiego, mających znacznie bardziej rozbudowany przemysł i od dawna się zbrojących. Wniosek był jeden: za wszelką cenę rozbudować i unowocześnić armię, wzmocnić gospodarkę, zabezpieczyć kraj w polityce surowcowej i unikać za wszelką cenę konfrontacji z potężnymi sąsiadami. Przy okazji Polska otrzymała pożyczkę od naszego sojusznika, Francji, w kwocie 2,6 miliarda franków na te właśnie cele.
Dopiero Anschluss Austrii w marcu 1938 roku zasiał niepokój w kręgach dyplomacji zachodniej. Adolf Hitler grożąc użyciem siły, wymógł na rządzie austriackim włączenie tego kraju w skład III Rzeszy, po raz kolejny wbrew postanowieniom wersalskim. Z naszego punktu widzenia wchłonięcie Austrii przez Rzeszę nie miało większego znaczenia, oprócz dalszego jej wzrostu militarnego i gospodarczego. Polskie koła dyplomatyczne, z ministrem Beckiem na czele, wyrażały się na temat Anschlussu w taki oto sposób:
Drażliwe dla nas punkty były zawsze te same: Gdańsk, stosunki z Litwą, Zaolzie i wreszcie sprawa wspólnej granicy z Węgrami w wypadku rozbioru Czechosłowacji. Dla Niemiec problem austriacki był pierwszorzędny, a dla nas był on najbardziej odległy i w gruncie rzeczy najmniej nas obchodził; dlatego też byłem zdania, że nasza reakcja powinna być bardzo ostrożna.
W tym samym czasie na polsko-litewskiej granicy doszło do incydentu, w którym zginął żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza. Nasze kręgi polityczne i wojskowe były podzielone co tego, jak zareagować winna nasza dyplomacja. W całym kraju doszło do wybuchowych reakcji ludności polskiej, która w czasie demonstracji domagała się rozstrzygnięć siłowych hasłami w stylu „Wodzu, prowadź nas na Kowno!”. Minister Beck przeforsował swoją wersję reakcji wobec rządu Litwy, która przewidywała wysłanie ultimatum, w którym strona polska żądała nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy oboma krajami; polskie ultimatum spotkało się z negatywną reakcją ZSRR oraz Francji. Sytuacja ta przypominała naciski Hitlera na Austrię. Ostatecznie 19 marca rząd Litwy przyjął żądania, co pozwoliło unormować stosunki pomiędzy oboma państwami, zwaśnionymi od czasu zajęcia Wileńszczyzny w 1920 roku.
Kryzys sudecki
Jeżeli ktoś myślał, że po Anschlusie Hitler zaprzestanie dalszej ekspansji terytorialnej, musiał być srodze zawiedziony. Parę miesięcy po zagarnięciu Austrii zaczął coraz śmielej rościć pretensje do czechosłowackich Sudetów, zamieszkanych w większości przez Niemców (85%). Utrzymana we wrogiej atmosferze propaganda hitlerowska domagała się od rządu czechosłowackiego dobrowolnego oddania tego terytorium. Trzeba mieć także na uwadze fakt, że okręg sudecki był dobrze ufortyfikowany na wypadek konfliktu zbrojnego z III Rzeszą i obejmował prawie 40% przemysłu Czechosłowacji.
Groźby ze strony Rzeszy zbiegły się z ostrymi notami dyplomatycznymi słanymi z Warszawy w sprawie udzielania pomocy przez wrogi Polsce rząd czechosłowacki, polskim komunistom i zbiegom politycznym (między innymi Wincentemu Witosowi i Wojciechowi Korfantemu). Narastający kryzys związany z okręgiem sudeckim i ewentualna wojna między Czechosłowacją a III Rzeszą doprowadziły do włączenia się w mediacje pokojowe Francji i Wielkiej Brytanii. Chcąc za wszelką cenę uniknąć nowej wojny, premier Wielkiej Brytanii, Neville Chamberlain we wrześniu 1938 roku dwa razy, w Berchtesgaden i Bad Godesberg, spotkał się z Adolfem Hitlerem. Ustalono wówczas, że dojdzie do konferencji międzynarodowej w Monachium w sprawie przyłączenia Sudetów do III Rzeszy. W dniach 29 września i 30 września 1938 roku w Monachium pomiędzy Niemcami i Włochami oraz Wielką Brytanią i Francją, bez udziału Czechosłowacji, o której rozbiorze przecież debatowano, podjęto decyzję o przyłączeniu Sudetów do Rzeszy. Przy okazji wspomniano w czasie konferencji, że w niedalekiej przyszłości powinno się uregulować sytuację Gdańska i Śląska Cieszyńskiego.
Tuż po konferencji premier Wielkiej Brytanii chwalił się na lotnisku w kraju, że uratował pokój w Europie. Wiwatowały tłumy niechętne wojnie w Londynie i w Paryżu.
Bardziej trzeźwo patrzący na politykę Hitlera premier Francji Édouard Daladier, widząc wiwatujące francuskie tłumy, miał powiedzieć o nich: głupcy, nie wiedzą z czego się cieszą!. Osamotnionej Czechosłowacji nic już nie mogło pomóc. Na domiar złego polskie koła rządowe wystosowały notę do rządu Czechosłowackiego w sprawie dobrowolnego oddania zagarniętego przez Czechosłowację w 1919 roku Śląska Cieszyńskiego.
30 września przed północą minister Beck wystosował ultimatum w tej sprawie do czechosłowackiego rządu, a 1 października poseł RP w Pradze Kazimierz Papeé powiadomił rząd polski o przyjęciu żądań przez stronę czechosłowacką. Oddziały polskie wkroczyły na Zaolzie następnego dnia, zajmując jednocześnie leżącą na Słowacji, a będącą kiedyś częścią Śląska Cieszyńskiego, Ziemię Czadecką. Sprawa zajęcia Śląska Cieszyńskiego była moralnie dwuznaczna. Z jednej strony to wojska czechosłowackie w roku 1919 zajęły tę krainę mimo ustaleń z listopada 1918 roku, widząc słabość polski w trakcie wojny polsko-bolszewickiej. Z drugiej strony, współudział Polski w rozbiorze Czechosłowacji wraz z III Rzeszą był krokiem nieprzemyślanym pod względem wizerunkowym. Z dzisiejszej perspektywy można zrozumieć radość ludności polskiej z faktu wkroczenia wojsk polskich oraz włączenia Zaolzia do macierzy. Krok, jaki wykonał polski rząd w tej sprawie, wzbudził uzasadnione oburzenie Francji. Można powiedzieć, że to posunięcie quasidemokratycznej Polski usankcjonowało zagarnięcie Sudetów przez Hitlera.
Propozycje Hitlera
Prawie cztery tygodnie po traktacie monachijskim, 24 października 1938 roku, niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop zaprosił na spotkanie ambasadora polskiego w III Rzeszy, Józefa Lipskiego. W trakcie spotkania przedstawił propozycję samego Hitlera, by Polska umożliwiła wchłonięcie Wolnego Miasta Gdańsk do Rzeszy i wybudowanie eksterytorialnej autostrady z Rzeszy do Prus Wschodnich w zamian za uznanie granic między oboma krajami, bezproblemową wymianę handlową w Gdańsku i przedłużenie niemiecko-polskiej deklaracji o nieagresji na 25 lat. Polski dyplomata stwierdził, że nie jest w stanie samodzielnie udzielić odpowiedzi i musi się skonsultować z Warszawą. Do tego czasu III Rzesza bez porozumień z kimkolwiek zajęła Nadrenię i Austrię (przy cichym wsparciu ze strony Włoch), a w stosunku do Czechosłowacji groziła wojną i zniszczeniem. Tym razem propozycje zmian terytorialnych były prowadzone w zupełnie innym klimacie. Zaolzie dla Polaków było tym samym, co Gdańsk dla Niemców, więc przyzwolenie na aneksję tego niezależnego bytu państwowego nie było stratą terytorialną dla Polski, a co najwyżej uznaniem niemieckiej racji stanu. Drugim, godnym podkreślenia szczegółem jest fakt wystosowania propozycji uznania naszych granic państwowych. Propozycja niemiecka była o tyle zaskakująca, iż od samego zakończenia I wojny światowej Niemcy cały czas żądali rewizji granic. W 1925 roku, podpisując z Francją układy w Locarno, zastrzegli taką możliwość w stosunku do Polski, a teraz proponowali układ będący zaprzeczeniem dotychczasowej polityki Republiki Weimarskiej w stosunku do ziem polskich byłego zaboru pruskiego. Do końca 1938 roku niemiecka propozycja nie znalazła oficjalnej odpowiedzi ze strony polskiej.
W tym samym czasie doszło do podpisania pierwszego arbitrażu wiedeńskiego czyli traktatu z 2 listopada 1938 roku, w wyniku którego Węgrom przyznano terytorium południowej Słowacji wraz z miastem Koszyce za zgodą Niemiec, Włoch i Czechosłowacji. Minister Beck skomentował to wydarzenie w następujący sposób:
W ostatnich dwóch miesiącach skompromitowały się różne systemy i metody, w których wartość znacznie silniej wierzono, niż na to zasługiwały (…) Liga Narodów zamarła. Równocześnie z nią skompromitował się w sposób gwałtowny tzw. system francuski w Europie wschodniej, jak również skuteczność kombinowanych wystąpień francusko-angielskich, którym na tle Ligi chciano nadać charakter zbliżony do wyroków trybunału międzynarodowego (…) Myśmy przeszli przez to obronną ręką. Z drugiej strony zostało udowodnione, że nie potrafimy zostać obojętni wobec zjawisk bliskich, które nas obchodzą. Pod tym względem stanowisko nasze nie jest najgorsze. Jesteśmy w dobrym punkcie politycznym.
Okazja załatwienia spraw niemiecko-polskich nadarzyła się na początku 1939 roku, gdy do Berlina zawitał polski minister spraw zagranicznych. 5 stycznia Beck spotkał się z Hitlerem. Rozmawiano na temat Rusi Zakarpackiej i jej ewentualnego przyłączenia do Węgier. Adolf Hitler ponownie wrócił do koncepcji z 24 października. Przez cały czas Beck odpowiadał wymijająco i nie ustalono niczego konkretnego. Na podstawie tej rozmowy dwa dni później Beck zreferował prezydentowi Mościckiemu niemieckie propozycje. W Warszawie ustalono, że III Rzesza jest obecnie potęgą i Polska jest za słaba na samodzielną konfrontację, więc należy za wszelką cenę zacieśnić współpracę militarną z Francją i Wielką Brytanią. Niemieckie propozycje w sprawie Polski zaniepokoiły kręgi rządowe Wielkiej Brytanii i, przede wszystkim, Francji. Zdawano sobie sprawę, że ewentualny sojusz polsko-niemiecki będzie rzutować na niemieckie pretensje w sprawie francuskiej Alzacji i Lotaryngii. Francja nie była gotowa do wojny, a jej społeczeństwo nie chciało o żadnej słyszeć. Podobne tendencje wykazywało społeczeństwo brytyjskie. Położenie aliantów zachodnich bez sojusznika na wschodzie stawiało oba narody wobec możliwego konfliktu z III Rzeszą, na który nie były przygotowane.
Stanowisko III Rzeszy w sprawie Polski po raz trzeci przedstawił minister Ribbentrop w trakcie oficjalnej wizyty w Polsce w dniu 25 stycznia 1939 roku. W trakcie spotkania z prezydentem Mościckim, marszałkiem Śmigłym-Rydzem i ministrem Beckiem Ribbentrop nalegał na przyjęcie przez Polskę hojnej niemieckiej oferty.
Ribbentrop w zamian za to oferował przekazanie Polsce Słowacji po zakończeniu rozbioru Czechosłowacji, wspominał także o możliwości wspólnych działań zbrojnych przeciwko ZSRR. Stwierdził między innymi: Jesteście bardzo uparci w sprawach dostępu do morza. Ale Morze Czarne jest przecież także morzem. Odpowiedź polska była kategoryczna, wspomniano niemieckiemu ministrowi, że nadal obowiązują Polskę zobowiązania wobec ZSRR, a ewentualne przyjęcie żądań niemieckich nie ma za dużych szans ze względu na stanowisko rządu i społeczeństwa.
W tym samym momencie Hitler i jego najbliższe kierownictwo zdało sobie sprawę, że zmiana sytuacji Wolnego Miasta Gdańska nie obędzie się bez konfrontacji militarnej z Polską. W takim wypadku ewentualna wojna z Polską o Gdańsk sprowokowałaby Francję do podjęcia działań zbrojnych. Do tego należało mieć na uwadze ewentualne zaangażowanie ZSRR w wypadku ewentualnych zmian granic w tym rejonie Europy i fakt, że ZSRR gotów był walczyć pół roku wcześniej po stronie osamotnionej Czechosłowacji, w trakcie konfliktu sudeckiego, w zamian za przemarsz Armii Czerwonej przez terytorium Polski, na który Polska się nie zgodziła.
Napięta sytuacja polsko-niemiecka była tematem rozmów miedzy ministrem Beckiem a włoskim ministrem spraw zagranicznych Galeazzem Cianem w trakcie jego wizyty w Warszawie 19 lutego 1939 roku. Minister Beck sądził, że poprzez mediacje Ciana, którego kraj miał interesy zbieżne z III Rzeszą, uda się złagodzić niemieckie roszczenia wobec Gdańska i korytarza. Ciano w trakcie wizyty udzielał wymijających odpowiedzi i znów nie doszło do żadnych znaczących ustaleń.
14 marca proklamowano powstanie Słowacji – nowego państwa w Europie i przy okazji południowego sąsiada Polski. W połowie marca wypadki na naszej południowej granicy potoczyły się bardzo szybko, gdyż 15 dnia tego miesiąca III Rzesza dokonała, wbrew ustaleniom konferencji monachijskiej, aneksji Czech i Moraw, a Węgry zajęły dzień później Ruś Zakarpacką. Od połowy marca Polska od południowego zachodu powiększyła granicę z III Rzeszą, a od południowego wschodu z przyjazną jej Słowacją oraz Węgrami.
O fakcie aneksji Czech i Moraw przez Rzeszę, poinformował Becka niemiecki ambasador w Warszawie, Hans Adolf von Moltke. III Rzesza, łamiąc słowo dane w Monachium, wywołała nerwową reakcję w Paryżu i Londynie. Już w pięć dni po aneksji brytyjski minister spraw zagranicznych, lord Halifax, wygłosił przemówienie, w którym zwracał się do rządów Francji, Polski i ZSRR o zwołanie rady pomiędzy czterema państwami w sprawie zachowania pokoju w Europie. Minister Beck bardzo pozytywnie wyrażał się na temat brytyjskiego wystąpienia, lecz nie sądził by mogło dojść do wojny. Musiał zweryfikować swoje stanowisko w sprawie niemieckich dążeń do konfliktu zbrojnego już dwa dni później, gdy III Rzesza wymusiła na Litwie pod groźbą użycia siły oddanie Kłajpedy, po niemiecku: Memel.
Został nam tylko honor
Polskie kierownictwo polityczne i wojskowe ustaliło, że na ten czas największym zagrożeniem dla Polski staje się III Rzesza, a nie ZSRR. Natychmiast rozpoczęto tworzenie nowych planów na wypadek agresji Niemiec. Przy okazji zmian granic następujących w Europie na przełomie 1938 i 1939 roku dało się zauważyć rosnące zaniepokojenie prowadzoną przez Becka polityką zagraniczną wśród polskiego społeczeństwa. W trakcie prywatnych rozmów Beck miał stwierdzić, że:
Określiliśmy dokładnie, gdzie są granice naszych bezpośrednich interesów i poza tą linią prowadzimy normalną politykę i podejmujemy akcje, traktując to jako nasze normalne, bieżące prace. Poniżej tej linii przychodzi nasze polskie non possumus. To proste: będziemy się bić!
26 marca 1939 roku polski ambasador w Berlinie dał jednoznaczną odpowiedź na niemieckie propozycje w sprawie korytarza, statusu Wolnego Miasta Gdańsk i ewentualnego sojuszu z III Rzeszą. W myśl tego przekazu Polska kategorycznie odmawiała budowy eksterytorialnej autostrady i przyłączenia Gdańska do Rzeszy. W tym samym czasie minister Beck w rozmowie z ambasadorem Rzeszy w Warszawie, uznał, że pertraktacje można prowadzić dalej, ale na takich samych warunkach, na jakich prowadzą je władze Rzeszy.
W trakcie rozmów polsko-niemieckich, do gry włączyli się Brytyjczycy, którzy obawiali się polsko-niemieckiego sojuszu. 31 marca premier Neville Chamberlain ogłosił w Izbie Gmin, że Wielka Brytania udzieli pomocy Polsce w razie jakiejkolwiek sytuacji, która zagrażałaby niepodległości Polski. Przy okazji zapewnił deputowanych, że stanowisko Wielkiej Brytanii podziela Francja. W myśl brytyjskiej koncepcji ogłoszenie gwarancji niepodległości dla Polski wymusza na III Rzeszy wzięcie pod uwagę kilku faktów. Po pierwsze: w razie agresji niemieckiej na Polskę bądź zbrojnego zajęcia Gdańska Rzesza będzie w stanie wojny z Polską, Francją i Wielką Brytanią, co oznacza wojnę na dwa fronty. Po drugie i ważniejsze: brytyjsko-francuskie gwarancje powodują, że Warszawa będzie spokojniejsza w razie niemieckich natarczywych żądań w sprawie korytarza i Gdańska, a przy okazji oddalą ją od hipotetycznego sojuszu z Rzeszą. Sojusz taki byłby bardzo nie na rękę Wielkiej Brytanii i Francji, gdyż jak już wspomniałem, stanowiłby zielone światło dla Rzeszy na prowadzenie wojny z Francją, do której ani ona, ani Wielka Brytania nie były gotowe.
Minister Beck przybył do Londynu 2 kwietnia 1939 roku. Polskie stanowisko, jakie reprezentował, uspokoiło Halifaksa i Chamberlaina, gdyż przedstawił polską rację stanu i stosunek do III Rzesz stawiający na status quo. Po trzech dniach pertraktacji ustalono obopólne stanowisko, w którym Polska także udzielała gwarancji Wielkiej Brytanii. Zgodnie z ustaleniami porozumienie miało być tajne, ale chcąc poprawić reputację wśród społeczeństwa, minister Beck upublicznił jego treść.
W tym wypadku polsko-brytyjskie porozumienie było ewidentnym policzkiem dla III Rzeszy, a oświadczenie Becka było jednoznaczną i klarowną odpowiedzią, że nie ma co liczyć na dogadanie się z Polską. Ponadto, w razie wojny z Francją Polska jako jej lojalny sojusznik na pewno wypowiedziałaby wojnę Rzeszy, zmuszając ją do prowadzenia wojny na dwa fronty. Dodatkowo Hitler zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakim był ZSRR i ewentualnej reakcji Stalina na wojnę z Polską. Teoretycznie, w razie wygranej wojny ze wschodnim sąsiadem, granica Rzeszy przesunęłaby się o kilkaset kilometrów bliżej Moskwy, a taka sytuacja nie była po myśli radzieckich władz.
28 kwietnia, w związku z podpisaniem umowy polsko-brytyjskiej, III Rzesza poinformowała stronę polską o unieważnieniu deklaracji polsko-niemieckiej z 1934 roku. Na polską reakcję nie trzeba było długo czekać, 5 maja 1939 roku minister Beck wygłosił w sejmie słyną mowę na temat stosunków polsko-niemieckich:
Z chwilą, kiedy po tylokrotnych wypowiedzeniach się niemieckich mężów stanu, że respektowali nasze stanowisko i wyrażali opinie, że to prowincjonalne miasto nie będzie przedmiotem sporu pomiędzy Polską a Niemcami, słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dnia 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiadują się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań – to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! (…) Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na okres pokoju zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.
Przemówienie ministra Becka było entuzjastycznie przyjęte w Sejmie i przez społeczeństwo. Polska jako jedyny kraj w Europie nie ugięła się przed niemieckimi roszczeniami, ale także jako jedyna, do której pretensje terytorialne zgłaszała III Rzesza, miała propozycje ze strony Berlina, które jednak zostały 5 maja jednoznacznie i ostatecznie odrzucone przez stronę Polską. W dniu sejmowego wystąpienia Becka polska dyplomacja wysłała do Berlina memorandum, w którym stwierdzono bezzasadność niemieckiego zerwania układu z 1934 roku. Entuzjazm społeczeństwa po przemówieniu potęgowały prasowe stwierdzenia o naszych sojusznikach, czyli o „potężnej armii francuskiej” i o potężnej flocie brytyjskiej, która miałaby w razie wojny z III Rzeszą wpłynąć na Bałtyk.
Entuzjazm społeczeństwa i słowa ministra nie miały potwierdzenia w rzeczywistości. Polska armia była słaba, zacofana i źle przygotowana do wojny. Przyszła wojna z III Rzeszą wymagała walki na trzech frontach! Armia francuska była niezdolna do akcji ofensywnych, a francuskie koncepcje wojenne zakładały wojnę pozycyjno-obronną, podobną do tej, którą prowadzono dwadzieścia lat wcześniej. Flota brytyjska, choć potężna, nie mogła w żaden sposób w razie wojny wpłynąć na Bałtyk ze względów choćby geograficznych – droga prowadzi przez cieśniny duńskie, które w prosty sposób mogła kontrolować nieliczna Kriegsmarine.
Oprócz zapewnień ze strony Francji i Wielkiej Brytanii w sprawie naszej niepodległości i poszanowania granic, z podobną propozycją wystąpił zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRR Władimir Potiomkin w trakcie wizyty w Warszawie w dniu 10 maja. Potiomkin zapewnił Becka, że w razie konfliktu z III Rzeszą Polska może liczyć na „przychylność” rządu radzieckiego, cokolwiek miałoby to znaczyć. Ze swojej strony Beck zapewnił, że Polska w żaden sposób nie sprzymierza się z III Rzeszą przeciwko ZSRR i chce podtrzymywać wzajemne i poprawne stosunki.
Cios w plecy tuż przed burzą
Tymczasem w Rzeszy przygotowania do wojny z Polską trwały od ponad miesiąca, kiedy to 11 kwietnia Adolf Hitler zaaprobował Plan Biały (Fall Weiss), czyli strategiczny plan wojny z Polską. Zakładał on rozpoczęcie działań wojennych bez wyraźnego wypowiedzenia wojny i zastosowanie w praktyce koncepcji Blitzkriegu. W związku z widocznymi oznakami przygotowań III Rzeszy, w Polsce poczyniono niejakie przygotowania – budowano umocnienia na granicy z Prusami Wschodnimi, przeprowadzono też potajemną mobilizację. Na dzień 22 sierpnia sytuacja polityczna Polski była zła, lecz nie beznadziejna. Za naszymi granicami z III Rzeszą i Słowacją stacjonowało ponad 1,8 miliona żołnierzy, 2700 czołgów i 1300 samolotów. Była to potężna siła ognia, ale Polska miała sojusz z Francją i Wielką Brytanią oraz zapewnienie ZSRR o przychylności sowieckiego rządu w razie ewentualnych działań zbrojnych na terenie Polski. Polska koncepcja wojny obronnej zakładała podjecie działań defensywnych na całej granicy, by wypełnić założenia sojusznicze i wytrzymać, jak długo się da, aż do czasu rozpoczęcia ofensywy na zachodzie. Tymczasem 23 sierpnia 1939 roku minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop i radziecki ludowy komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow podpisali pakt o nieagresji wraz z tajnym protokołem dodatkowym, stanowiącym, że:
1) Estonia, Łotwa i Finlandia znajdą się w strefie wpływów ZSRR;
2) Granica Litwy z Łotwą stanowić będzie granicę pomiędzy strefami wpływów III Rzeszy i ZSRR;
3) Strefa wpływów III Rzeszy i ZSRR będzie biec wzdłuż linii rzek Narwi, Wisły i Sanu;
4) ZSRR jest zainteresowany rumuńską Besarabią.
Porozumienie między ZSRR, a III Rzeszą było szokiem tak dla Polski, jak i Francji oraz Wielkiej Brytanii. Jasno z niego wynikało, że nic już nie może uratować Polski przed rozbiorem dokonanym w przyszłości przez oba kraje.
Podpisanie tajnego protokołu pomiędzy rządami ZSRR i III Rzeszy było sprzeczne z porozumieniem, jakie zawarły rządy Polski i ZSRR z 1932 roku. Tym samym jakakolwiek pomoc ze strony Francji czy Wielkiej Brytanii nie miała sensu, gdyż Polska miała zostać zaatakowana z prawie wszystkich stron. Mimo to 25 sierpnia podpisano w Londynie sojusz rządu Wielkiej Brytanii z Polską. Tego samego dnia do Gdańska przypłynął z kurtuazyjną wizytą pancernik szkolny Kriegsmarine Schleswig-Holstein.
Porozumienie się rządów III Rzeszy i ZSRR było tym większym szokiem, że od czasu przejęcia w Niemczech władzy przez narodowych socjalistów zaniechano współpracy ekonomicznej i wojskowej z ZSRR, którą prowadzono ściśle od czasów Rapallo. W trakcie wojny domowej w Hiszpanii oba kraje wspomagały przeciwne strony konfliktu. III Rzesza, Włochy i Japonia od 1936 roku współtworzyły wymierzony w ZSRR sojusz antykominternowski. W prasie niemieckiej straszono komunizmem i oskarżano ZSRR o podżeganie do wojny. Podobnie w Związku Radzieckim wypowiadano się na łamach prasy na temat III Rzeszy, a mimo to partykularne interesy obu dyktatorów w sprawie podziału Polski i wymazania jej z mapy Europy były silniejsze niż animozje pomiędzy nimi.
29 sierpnia rząd Polski ogłasił powszechną mobilizację, odłożoną na prośbę Wielkiej Brytanii o jeden dzień. 31 dzień sierpnia 1939 roku był ostatnim dniem pokoju w Europie.
Post scriptum, czyli historia alternatywna
Można sobie dziś zadawać pytanie o sens naszej polityki zagranicznej. Czy mieliśmy jako naród inne wyjście? Można w alternatywny sposób odpowiedzieć na to pytanie, rozwijając trzy hipotetyczne warianty.
Wariant pierwszy to stworzenie koalicji państw Europy środkowej przeciwko bolszewizmowi i – od 1933 roku – nazizmowi. Jak już zostało wcześniej powiedziane, taka ewentualność wymagałaby ścisłej współpracy, wyrzeczenia się animozji pomiędzy poszczególnymi państwami i dążenia do zachowania status quo w sprawie granic. Przy okazji sojusz musiałby mieć gwarancje rządów demokratycznych Wielkiej Brytanii i Francji. Brak zainteresowania ze strony poszczególnych krajów Europy środkowowschodniej spowodował, że każde z państw, osamotnione i bez sojuszników, albo stawało się łatwym łupem dla większego sąsiada, albo wchodziło z nim w alianse. Wariant taki byłby bardzo mało prawdopodobny.
Drugi wariant prowadzący do uniknięcia wojny to przyjęcie niemieckich propozycji z przełomu 1938 i 1939 roku, odwrócenie sojuszy i współpraca z III Rzeszą. W tym czasie rządy Francji, Wielkiej Brytanii i ZSRR zrobiłyby wszystko, żeby taki sojusz nie powstał. Do tego trzeba się liczyć z reakcją społeczeństwa polskiego, które było niechętne ewentualnym paktom z Rzeszą. Zakładając hipotetycznie, że sojusz powstałby wiosną 1939 roku, nic by nie powstrzymało Hitlera od podjęcia działań zbrojnych i rozprawienia się z zachodnimi sąsiadami. Po ewentualnym zagarnięciu Francji, krajów Beneluksu i Danii, dążyłby zapewne do powiększenia terytorium Rzeszy o byłe ziemie zaboru pruskiego kosztem Polski. Mając zapewniony spokój na zachodniej granicy i podległą Polskę, wypowiedziałby zapewne wojnę ZSRR, chcąc uzyskać Lebensraum na wschodzie. Tak więc Polska stałaby się teatrem działań wojennych. Taki scenariusz nie wykluczałby wyniszczenia części społeczeństwa polskiego pochodzenia żydowskiego. Ponadto, znając z podręczników historii podejście ekonomiczne Rzeszy do sojuszników w trakcie II wojny, dochodzi się do wniosku, iż Polska stałaby się zapleczem ekonomicznego wyzysku dla oraz rezerwuarem siły roboczej i mięsa armatniego.
Wariant ostatni to sojusz Polski z ZSRR. Najmniej prawdopodobny, ale można brać go pod uwagę. Polska przyłącza się do Kominternu, wbrew oporom mniejszości białoruskiej, ukraińskiej i społeczeństwa polskiego. W Polsce zaczynają stacjonować jednostki Armii Czerwonej. Do rządu polskiego zostają włączeni komuniści, a Polska staje się kolejną republiką sowiecką. W takim wypadku Rzesza czułaby się zagrożona i zapewne, przy cichym wsparciu Wielkiej Brytanii i Francji, rozpoczęłaby wojnę. Nawet gdyby ZSRR i Polska ją wygrały, nasz kraj znów byłby teatrem działań wojennych, a kierownictwo ZSRR dążyłoby do tego, by do czasu jej zakończenia nie było na terytorium Polski inteligencji i wrogich władzy ludowej mieszkańców.
Tak więc mimo że nasza dyplomacja i koła rządowe nie uniknęły wojny, okupacji hitlerowskiej, a później 45 lat socjalizmu, to i tak, z dzisiejszej perspektywy, nie mieliśmy innego wyjścia, niczym bohaterowie tragedii antycznych.
Bibliografia:
1) William E. Dodd, Wspomnienia ambasadora, Wyd: PAX, Warszawa 1974
2) Olgierd Terlecki, Pułkownik Beck. Wyd: KAW, Kraków 1985
3) Marek K. Kamiński, Michał J. Zacharias, Polityka zagraniczna II Rzeczypospolitej 1918-1939. Wyd: Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1987
4) Wojciech Roszkowski, Najnowsza historia Polski 1914-1945.Wyd: Świat Książki, Warszawa 2003
5) http://www.youtube.com/watch?v=FV4F7x4sDdQ, serwis YouTube, Przemówienie ministra spraw zagranicznych RP Józefa Becka z dnia 5 maja 1939r., data publikacji 23.02.2009, z dnia 01.06.2009
6) http://www.polskieradio.pl/jedynka/tajnahistoriapolski/default.aspx?id=14286 Polskie Radio, program Tajna Historia Polski – Ekonomia i gospodarka II Rzeczypospolite cz.1 – prof. Marek Jabłonowski, data publikacji 04.05.2008, z dnia 04.06.2009