Polska, podobnie jak inne kraje europejskie, w 1936 roku dostrzegła już widmo wojny, dlatego powstawały wówczas liczne plany rozbudowy armii, w tym również rozbudowy floty. Chociaż marynarka wojenna nie była dla polskich strategów tamtych czasów najważniejszym ogniwem obrony kraju, pragnę w tym miejscu nadmienić, iż pomimo porażki w wojnie obronnej 1939 roku polska flota nadal reprezentowała siły zbrojne II RP, walcząc na zachodzie z flotą niemiecką. Polska Marynarka Wojenna składała się z floty morskiej, rzecznej oraz wojsk obrony wybrzeża. O każdym z tych elementów powstawały publikacje książkowe, jednak w niniejszym artykule skupiłem się głównie na flocie – ponieważ to właśnie ona stanowiła trzon Polskiej Marynarki Wojennej.

Polskie wybrzeże i porty

Uzyskany przez Polskę w 1918 roku fragment wybrzeża bez półwyspu Hel miał długość zaledwie siedemdziesięciu kilometrów1. Dostęp do wybrzeża Polska miała dzięki tak zwanemu korytarzowi pomorskiemu, który ze strategicznego punktu widzenia stanowił o ogromnej trudności obrony tego obszaru. Powodem było to, iż od wschodu i zachodu korytarz pomorski graniczył z Niemcami, które od 1936 roku coraz bardziej podkreślały na arenie międzynarodowej swoje ekspansywne zamiary. W przypadku wojny polski odcinek wybrzeża mógł zostać natychmiast odcięty od reszty kraju, a polska flota mogła być zdana wyłącznie na zapasy zaopatrzeniowe zgromadzone w portach wojennych. Tym samym zupełnie bezzasadna wydawała się rozbudowa umocnień Wybrzeża, które w pierwszym tygodniu walk mogło zostać zajęte od strony lądu. Sama obrona korytarza oznaczała konieczność wyznaczenia podwójnych sił do obrony tego odcinka, co i tak nie dawało gwarancji utrzymania ciągłości dostaw zaopatrzeniowych na Wybrzeże. W 1939 roku starano się umocnić korytarz oraz Wybrzeże, nie ulega więc wątpliwości, że polskie dowództwo miało na uwadze ten rejon. Należy jednak pamiętać, że był to jeden z wielu problemów, które musiało rozwiązać polskie Kierownictwo Marynarki Wojennej.

Autor nieznany, na licencji Public Domain, via Wikimedia commons

Autor nieznany, na licencji Public Domain, via Wikimedia commons

Każda flota wojenna, by móc normalnie funkcjonować, potrzebuje portu. W 1918 roku jedynym portem mogącym pełnić funkcję portu wojennego był Gdańsk. Nieprzychylnie nastawiony do Polski Senat Wolnego Miasta Gdańska (WMG) wciąż starał się ograniczyć polskie prawa do portu oraz utrudniał możliwość traktowania Gdańska jako portu wojennego. Dla przykładu podam, że Senat WMG stworzył granicę walutową i akcyzową, handlowo traktując Polaków jako obcokrajowców, mimo iż to Polsce w 1918 roku powierzono kuratelę nad niewielkim państwem-miastem, którym było Wolne Miasto Gdańsk2. Rolę portu dla PMW odgrywała wydzielona część półwyspu Westerplatte. Z uwagi na ciągłe konflikty między rządem II RP a Senatem WMG państwo polskie postarało się o uzyskanie prawa port d’attache, czyli prawa zawijania do portu okrętów wojennych, ale jednocześnie traktowania go jako portu handlowego.

W praktyce rząd II RP został zmuszony do poszukiwania lepszego miejsca na port wojenny. Antypolska polityka Senatu Wolnego Miasta Gdańska w okresie przedwojennym wynikała głównie ze struktury narodowościowej tej aglomeracji, ponieważ Polacy przed wojną stanowili tam jedynie 10% ogółu mieszkańców3. Władze II RP, wychodząc naprzeciw potrzebie budowy nowego polskiego portu wojennego, w 1925 roku zadecydowały o budowie portu wojennego w Gdyni, która w 1939 roku liczyła już 120 tysięcy mieszkańców4. To duże przedsięwzięcie budowlane doprowadziło do jeszcze większego napięcia stosunków na linii Warszawa – Gdańsk, ale pozwoliło na rozbudowę rodzimego szkutnictwa oraz rozwiązało problem braku portu wojennego. Warto dodać, iż Westerplatte mogło być łatwiejszym obiektem infiltracji wrogiego wywiadu, port wojenny Oksywie (który był częścią Gdyni) znajdował się zaś na terenie polskiego miasta, na polskim terytorium. W skład portu wojennego Oksywie wchodziły Warsztaty Portowe Marynarki Wojennej, które zapewniały polskiej flocie zaplecze inżynieryjne. Z całą pewnością polskie władze skutecznie poradziły sobie z problemami, które stwarzał Senat WMG. Dynamiczny rozwój Gdyni jako portu handlowego i wojennego jest tego doskonałym przykładem.

Dowódcy Polskiej Marynarki Wojennej w latach 1936–1939

Najbardziej zasłużoną osobą dla Polskiej Marynarki Wojennej (PMW) w latach 1936–1939 był wiceadmirał Jerzy Świrski. To jemu polska flota zawdzięcza najwięcej z uwagi na jego inicjatywę w rozbudowie floty oraz zmiany kadrowe. Mianowany szefem Kierownictwa Marynarki Wojennej (KMW) w 1925 roku, przystąpił bowiem do odmłodzenia korpusu oficerskiego PMW. Dokładał również wszelkich starań, by uzyskać od rządu fundusze na rozbudowę i modernizację floty. Był wprawionym oficerem i korzystał z doświadczeń zdobytych podczas służby w rosyjskiej Flocie Czarnomorskiej jeszcze przed 1918 rokiem. W maju 1939 roku na polsko-brytyjskiej konferencji uzyskał od marszałka Rydza Śmigłego zezwolenie na odesłanie trzech polskich niszczycieli (zwanych wtedy kontrtorpedowcami) do Wielkiej Brytanii5.

Antoni Dubowicz, na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0, via Wikimedia Commons

Antoni Dubowicz, na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0, via Wikimedia Commons

Była to, jak się okazało, bardzo rozsądna decyzja. Szef KMW uznał (zresztą słusznie), że obrona polskiego wybrzeża jest praktycznie nierealna, a możliwości polskiej floty będą znacznie ograniczone nie tylko z uwagi na ilościową przewagę Kriegsmarine, ale także z powodu dużego zagrożenia ze strony niemieckiej Luftwaffe. Polskie niszczyciele mogły bowiem operować z brytyjskich portów przy zniwelowanej przewadze niemieckiego lotnictwa, które stanowiło ogromne zagrożenie dla jednostek nawodnych. Wiceadmirał Świrski w kwestii rozbudowy floty był zdania, że jej wielkość nie może mieć przewagi nad jakością. Uważał, że polska flota powinna być bardzo dobrze uzbrojona, a kadry profesjonalnie przeszkolone, ponieważ niemożliwe było uzyskanie takiej wielkości floty, jaką dysponowali dwaj potencjalni przeciwnicy Polski, Niemcy i ZSRR. Stanisław Piaskowski, autor obszernego opracowania na temat PMW, podaje, iż na początku lat trzydziestych niemiecka Kriegsmarine była piętnastokrotnie liczniejsza od naszej floty, radziecka Flota Bałtycka natomiast dziesięciokrotnie, co w pełni uzasadnia sposób myślenia Kierownictwa Marynarki Wojennej6. Wiceadmirał Świrski jako szef KMW po przegranej kampanii przedostał się na Zachód.

Postacią mniej ważną dla rozbudowy floty, ale za to zasłużoną z uwagi na obronę Wybrzeża był wiceadmirał Józef Unrug. Powierzono mu dowództwo nad tak zwanym obszarem nadmorskim, utworzonym 10 lipca 1938 roku w celu usprawnienia organizacji obrony kraju7. To wiceadmirał Unrug dowodził obroną Wybrzeża w sztabie na Helu w 1939 roku i był dowódcą polskiej floty. Wybrzeże broniło się mężnie mimo beznadziejnej sytuacji. Wiceadmirał Unrug dowodził siłami mniejszymi i niejednokrotnie gorzej uzbrojonymi niż przeciwnik, ale obrona tego terytorium nadal jest chlubną kartą w historii kampanii obronnej 1939 roku. Czy było to jednak zasługą wiceadmirała Unruga? Bez wątpienia pomogły mu doświadczenia wyniesione jeszcze ze służby we flocie niemieckiej przed 1918 rokiem. Jako przedstawiciel niemieckiej myśli szkoleniowej, znał i rozumiał specyfikę funkcjonowania przeciwnika. Mimo iż wiceadmirał dowodził obroną Wybrzeża do samego końca, zabrakło mu konsekwencji w dowodzeniu flotą. W tej kwestii był dowódcą niepewnym swoich decyzji. Trudno stwierdzić, co było tego powodem. Wojna zawsze stwarza pewne wyjątkowe warunki, na które nie każdy jest przygotowany. Bohaterska obrona Wybrzeża we wrześniu 1939 roku była dziełem żołnierzy, którzy w wielu wypadkach, jak przystało na prawdziwych bohaterów, pozostali bezimienni. Wiceadmirał Unrug w moim przekonaniu nie tylko źle dowodził flotą, ale również słabo nadzorował przygotowania do obrony Wybrzeża, co niestety wyszło na jaw we wrześniu 1939 roku. Zawiodła między innymi obrona przeciwlotnicza. Czy tak trudno było złożyć zamówienie na działka przeciwlotnicze? Być może dowódca nie potrafił przewidzieć zagrożenia ze strony Luftwaffe, jednak najważniejsze było dowodzenie flotą. Koordynacja działań naszej floty w momencie obrony Wybrzeża na szczeblu dowództwa obszaru nadmorskiego była nie najlepsza, ale na szczęście polskim marynarzom nie zabrakło inicjatywy, czego dowodem jest wiele dobrze świadczących o Polskiej Marynarce Wojennej epizodów, takich jak: słynna ucieczka ORP Orzeł, zatapianie jednostek, by nie dostały się w ręce wroga (co dla kapitana było każdorazowo trudną decyzją), czy chociażby próby przedostania się na neutralne wody, aby później móc dalej prowadzić walkę. Wiceadmirał w momencie kapitulacji Helu został schwytany przez wojska niemieckie i osadzony w obozie. Po upływie wielu lat trudno o sprawiedliwą ocenę jego działań. Przykładna obrona Helu, którą dowodził, do dziś jest dowodem bohaterstwa Polaków. Wiceadmirał nie sprawdził się jednak jako dowódca floty.

Plany rozbudowy floty

Polska miała w dwudziestoleciu międzywojennym naprawdę ambitne plany morskie. Polakom marzyło się nawet posiadanie zamorskich kolonii. By jednak spełnić to marzenie, należało mieć silną flotę, a w 1936 roku Polska Marynarka Wojenna pozostawiała wiele do życzenia. W 1936 roku powstał w Polsce obliczony na dziesięć lat plan rozbudowy floty, który zakładał budowę trzech pancerników, jednego krążownika, jednego minowca, dwunastu niszczycieli, dwudziestu jeden okrętów podwodnych, dwunastu ścigaczy oraz dwudziestu pięciu okrętów pomocniczych, ale Sejm II RP nigdy go nie zatwierdził8. Decyzję podjęto zapewne z kilku powodów. Najważniejszym były z pewnością kwestie finansowe. W roku 1936 finansowanie rozbudowy floty cały czas było zdaniem KMW za skromne – nie mówiąc już na przykład o budowie trzech pancerników. Nie mieliśmy ani doświadczenia, ani odpowiedniego zaplecza, by takie jednostki zbudować, jedyną możliwością było złożenie zamówień u zachodnich armatorów, co z pewnością byłoby bardzo kosztowne. Na szczęście wyżej wymieniony scenariusz nie był jedynym planem rozbudowy floty.

Jerzy Pertek, Wielkie dni małej floty, Poznań, 1976, via Wikimedia Commons

Jerzy Pertek, Wielkie dni małej floty, Poznań, 1976, via Wikimedia Commons

Rok 1936 był dla Wojska Polskiego bardzo ważny, ponieważ powstał wówczas ogólny plan rozbudowy armii, w tym floty. Pragnę jednak podkreślić, iż plany rozbudowy floty w II RP były ciągle modyfikowane ze względu na skromne finansowanie oraz słabe możliwości rodzimego szkutnictwa. Najistotniejszy był opracowany przez KMW w 1936 roku sześcioletni plan, który zakładał, iż do 1942 roku flota miała składać się z ośmiu niszczycieli, dwunastu okrętów podwodnych, jednego stawiacza min, dwunastu trałowców oraz dziesięciu ścigaczy. Ponadto miała dysponować własnym lotnictwem morskim złożonym z osiemnastu nowoczesnych wodnosamolotów9. Plan z 1936 roku zakładał zamówienie we Francji dwóch okrętów podwodnych typu Orzeł, ale umowę podpisano dopiero w październiku 1938 roku, więc wojna przerwała realizację projektu10. Złożono również zamówienia w Holandii, w wyniku czego powstały ORP Orzeł i ORP Sęp. Warto dodać, iż zakupiono je za osiem milionów złotych z Funduszu Obrony Morskiej11. Zlecenia dla polskiej floty składano również w Wielkiej Brytanii. Zamówione tam dwa nowoczesne niszczyciele ORP Grom i ORP Błyskawica weszły do służby w Polskiej Marynarce Wojennej w 1937 roku i kosztowały dwadzieścia cztery miliony złotych12. W ramach krajowej produkcji wybudowano latem 1939 roku dwa trałowce – ORP Żuraw i ORP Czapla13.

Zbigniew Machalinski: Jerzy Wlodzimierz Swirski (1882-1959), szef Kierownictwa Marynarki Wojennej w latach 1925-1946, Nautologia, nr 1, 1988, via Wikimedia Commons

Zbigniew Machalinski: Jerzy Wlodzimierz Swirski (1882-1959), szef Kierownictwa Marynarki Wojennej w latach 1925-1946, Nautologia, nr 1, 1988, via Wikimedia Commons

Powszechnym zjawiskiem było przezbrajanie bądź przystosowywanie starych poniemieckich jednostek do nowych działań bojowych, chociaż pełniły one głównie funkcje pomocnicze. W ten sposób II RP realizowała plan rozbudowy nawodnej i podwodnej floty, przy czym pragnę podkreślić, iż głównym założeniem, zgodnie z koncepcją wiceadmirała Świrskiego, była jakość. Na szczególną uwagę zasługują polskie okręty podwodne tamtego czasu, a konkretnie ORP Sęp i ORP Orzeł, które nazywano „podwodnymi krążownikami” z uwagi na ich dużą wyporność. Były to jednostki przystosowane do operowania na oceanach, a nie płytkich wodach Morza Bałtyckiego, jednak bez wątpienia były okrętami bardzo nowoczesnymi jak na realia lat trzydziestych. Rodzaj budowanych, a właściwie zamawianych przez nas jednostek sugerował typowo defensywne przeznaczenie polskiej floty, przy czym raczej zakładano, że będzie ona głównie zabezpieczać szlaki komunikacyjne.

Plan rozbudowy floty zakładał między innymi budowę nowoczesnego stawiacza min. Rolę takiej jednostki miał odgrywać ORP Gryf, na którym polską banderę podniesiono 27 lutego 1938 roku14. Kierownictwo Marynarki Wojennej nie mogło się jednak zdecydować, jakie przeznaczenie powinien mieć największy okręt w składzie polskiej floty. Było to przyczyną wielu egzotycznych pomysłów KMW co do dalszych losów Gryfa. Miał on pełnić funkcje reprezentacyjne i szkolne, a także funkcjonować jako okręt artyleryjski, jednak prawdziwą wyobraźnią KMW popisało się, planując zamontować na nim wyrzutnie torpedowe, a nawet katapultę dla wodnosamolotu15. Trudno powiedzieć, czy kreatywność Kierownictwa Marynarki Wojennej wynikała z braku kompetencji. Jest to raczej świadectwo odejścia od specjalizacji Gryfa jako stawiacza min na rzecz przekształcenia go w okręt mogący wykonywać zróżnicowane zadania. W związku z tą sytuacją pojawił się również problem specjalizacji polskiej floty. Z uwagi na sojusze z Francją i Wielką Brytanią najważniejszym (i de facto niewykonalnym) zadaniem było utrzymanie morskiego szlaku komunikacyjnego między II RP a Zachodem. By się tego podjąć, polska flota potrzebowała odpowiednich jednostek. W 1936 roku w Przeglądzie Morskim ukazał się głośny wówczas artykuł A. Kadulskiego pod tytułem „Wpływ warunków nawigacyjnych i atmosferycznych na Bałtyku na budowę okrętów wojennych”. Autor podkreślał w nim, iż najbardziej przydatne do działań operacyjnych na Morzu Bałtyckim są jednostki o małej wyporności16. Tekst nagrodzono, co świadczy o jego wysokim poziomie merytorycznym, a z punktu widzenia wydarzeń roku 1939 można go uznać za proroczy. Wody Bałtyku są wymarzonym akwenem dla niewielkich jednostek takich jak okręty podwodne o małej wyporności bądź kutry torpedowe, zwane też ścigaczami. Ich możliwości manewrowe w wielu przypadkach mogły pozwolić załogom na uniknięcie nieuchronnej klęski w starciu z niemiecką Kriegsmarine, a także realizację zadań bojowych, na przykład rajdów dywersyjnych. Rolę takich jednostek Kierownictwo Marynarki Wojennej dostrzegło jednak zbyt późno, ponieważ zgodę na zamówienie ścigaczy na Zachodzie wydało dopiero w lipcu 1939 roku17.

Efektem wytężonych prac zagranicznych stoczni, ale także naszego rodzimego przemysłu (Polska dostarczała elementy takie jak radiostacje dalekiego zasięgu) była znaczna poprawa stanu floty. Wszystkich planów nie udało się jednak w pełni wykonać. Polska Marynarka Wojenna w 1939 roku dysponowała dziewiętnastoma okrętami, zajmując czwarte miejsce pod względem liczebności wśród państw bałtyckich18. Składała się z Dywizjonu Okrętów Podwodnych, Dywizjonu Niszczycieli oraz Dywizjonu Minowców utworzonego już w 1936 roku19. Analizując postępy w realizacji planu rozbudowy floty oraz fundusze przeznaczone na ten cel, można stwierdzić, że do 1939 roku zrobiono dosłownie wszystko, co było możliwe przy dostępnych środkach. Nie można zarzucić Kierownictwu Marynarki Wojennej braku inicjatywy, jednak w trudnych realiach przełomu lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku polska flota była skazana na porażkę.

Tragiczny wrzesień 1939 roku

Organizacja wojenna PMW była niemal identyczna z pokojową, dlatego w przypadku wybuchu konfliktu przekształcenia organizacyjne nie mogły stanowić większych trudności. Nowy plan mobilizacyjny dla floty wprowadzono dopiero w 1938 roku20. Poza mobilizacją floty w czasie od pięciu do piętnastu godzin zakładał on również zarekwirowanie jednostek cywilnych21. Zgodnie z tym założeniem taki los we wrześniu 1939 roku spotkał statki pasażerskie ORP Gdańsk oraz ORP Gdynia22. Jednak nawet najlepszy plan mobilizacyjny lub plan obrony może zawieść wtedy, gdy się go nie zna bądź brakuje czasu na jego realizację. Osoby odpowiedzialne za obronę Wybrzeża, czyli dowódca floty oraz generał dywizji Bortnowski (inspektor Armii Pomorze, odpowiedzialny za lądową obronę Wybrzeża), dokładne zadania z zakresu obrony Wybrzeża otrzymały dopiero w lipcu 1939 roku23. Wraz z zaostrzaniem się sytuacji międzynarodowej polskie dowództwo musiało sobie zdawać sprawę z nieuchronności wojny i – niestety – braku szans na zwycięstwo w niej. Przewaga niemieckiej floty nad PMW była jeszcze większa niż przewaga Wehrmachtu nad polskimi siłami lądowymi. W maju 1939 roku na polsko-brytyjskiej konferencji kontradmirał Jerzy Świrski, uzyskując zgodę na wysłanie trzech polskich niszczycieli do Wielkiej Brytanii, dał dowód świadomości KMW, iż podjęcie walki z Kriegsmarine będzie trudne. Odejście okrętów na Zachód opatrzono kryptonimem „Pekin”. Był to przejaw pragmatyzmu Kierownictwa Marynarki Wojennej, jednak kiedy 1 września 1939 roku zagrzmiały działa pancernika Schleswig-Holstein, nadal nie rozumiano skali innego zagrożenia dla polskiej floty. Tym zagrożeniem była niemiecka Luftwaffe, która w walce z polską flotą zebrała obfite żniwo. Polskie bazy na Westerplatte, Oksywiu i Jastarni zostały zaatakowane przez niemieckie bombowce nurkujące, które z uwagi na możliwość precyzyjnych nalotów były dla polskiej floty szczególnym zagrożeniem. To właśnie niemieckie lotnictwo, a nie flota, spowodowało największe straty wśród polskich okrętów. Postępy Wehrmachtu były tak szybkie, że polskie załogi były niekiedy zmuszone do zatapiania własnych jednostek, ponieważ w przeciwnym razie były one przechwytywane przez Niemców. Przykładną postawą wykazał się Stanisław Talaga, który z braku możności prowadzenia dalszej walki zatopił dowodzoną przez siebie stację torpedową w głównym wejściu do portu gdyńskiego24.

Wybuch wojny oznaczał dla polskiej floty również realizację określonych planów operacyjnych. Plany były dwa i wykonywano je równolegle od momentu wybuchu wojny. Realizację pierwszego z nich, oznaczonego kryptonimem „Worek”, powierzono polskiemu Dywizjonowi Okrętów Podwodnych. ORP Żbik, Ryś, Sęp oraz Orzeł miały zająć pozycje bojowe wokół Helu, w wyniku czego udało się zatopić niemiecki trałowiec. Operację jednak przerwano ze względu na uszkodzenia spowodowane niemieckimi minami głębinowymi i polskie okręty podwodne zostały zmuszone do wycofania się do Szwecji25. Wyjątkiem był ORP Orzeł, który udał się do Tallina. Ta defensywna z założenia operacja dowodzi dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że polskie dowództwo mimo dysproporcji nie bało się przeciwnika i było gotowe na podjęcie nierównej walki. Po drugie polskie okręty podwodne, natrafiając na zagrożenie ze strony niemieckich bomb głębinowych, mogły paść ofiarą wojny wywiadów. Niemcy zapewne doskonale wiedzieli o naszych zakupach okrętów podwodnych na Zachodzie, jednak skąd zdobyli informacje o dyslokacji polskich jednostek wokół Helu? Czyżby odkryli plany operacji „Worek”? Wykrywanie okrętów podwodnych w 1939 roku nadal nie było zadaniem prostym mimo zaawansowania technologicznego Kriegsmarine. Oczywiście jest to tylko teoria, która być może już nigdy nie znajdzie potwierdzenia.

Drugim planem operacyjnym, również typowo defensywnym, był plan o kryptonimie „Rurka”. Polegał on na postawieniu zapory minowej w Zatoce Gdańskiej. Zadanie powierzono polskiemu Dywizjonowi Minowców stacjonującemu w Jastarni. Operacja zakończyła się zupełną klęską z powodu licznych strat spowodowanych przez Luftwaffe26. Duża aktywność niemieckiego lotnictwa raczej nie była w tym przypadku owocem działań niemieckiego wywiadu, ponieważ operacja rozpoczęła się 1 września. To by było dziwne, gdyby niemieckie lotnictwo tego dnia nie operowało nad polskimi bazami. Zagadkowe jest jednak zachowanie dowódcy floty Józefa Unruga, który po wyjściu minowców w morze kazał odwołać operację. Decyzja mogła wynikać z obawy przed dużymi stratami, lecz w rzeczywistości spowodowała jeszcze większe szkody, ponieważ manewrujące w zatoce polskie minowce stały się wymarzonym celem dla niemieckich bombowców nurkujących.

Gorzki smak porażki

Do połowy września 1939 roku polska flota właściwie została zneutralizowana. Sprawdziły się przedwojenne prognozy, że byliśmy w stanie bronić się tylko prestiżowo. Nie można jednak stwierdzić, że polska flota zawiodła, ponieważ kadra PMW w trudnej godzinie próby wykazała się bohaterstwem. Na szczególną uwagę zasługuje Hel, który odcięty, bez amunicji oraz nadziei na pomoc bronił się aż do października 1939 roku. Polskie przygotowania do wojny, choć niepozbawione pewnych niedociągnięć, bez wątpienia były ambitne. Trudności finansowe wynikające z kłopotów ekonomicznych kraju były problemem, wobec którego Kierownictwo Marynarki Wojennej było bezradne.

Bohaterska obrona polskiego wybrzeża, a także wspaniała historia polskich okrętów, które przedostały się na Zachód, reprezentując tam polskie siły zbrojne, są świadectwem męstwa Polaków. Są dowodem odwagi, która mimo nierównych szans pozwoliła obrońcom Wybrzeża oraz polskim marynarzom kapitulować z podniesioną głową i poczuciem spełnionego obowiązku. Bronili się, nie mając szans na zwycięstwo. Dopiero brak możności prowadzenia dalszych walk – z powodu braku amunicji, prowiantu czy po prostu ludzi – zmuszał ich do poddania się. Wehrmacht z uznaniem obserwował poczynania obrońców Wybrzeża. Józef Beck miał rację, że dla nas, Polaków, najważniejszy jest honor, a losy Polskiej Marynarki Wojennej w trudnym okresie końca lat trzydziestych są tego świadectwem.

Bibliografia:

Borowiak M., Mała flota bez mitów, Oficyna Wydawnicza Alma-Press, Warszawa 2010
Ciesielski Cz., Pater W., Przybylski J., Polska Marynarka Wojenna 1918–1980. Zarys dziejów. Warszawa 1992
Dyskant J., Flotylla rzeczna Marynarki Wojennej 1919-1939, Bellona, Warszawa 1994
Mańkowski S., Okręt podwodny Orzeł, Wydawnictwo MON, Warszawa 1972
Kosiarz E., Flota białego orła, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1980
Ordon S., Polska Marynarka Wojenna w latach 1918–1939. Problemy prawne i ekonomiczne. Gdynia 1966
Piaskowski S., Okręty Rzeczpospolitej Polskiej 1920–1946. Album planów, Wydawnictwo Lampart, Warszawa 1996
Pertek J., Wielkie dni małej floty, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1976
Waśko Z., Witkowski R., Wojsko Polskie. Krótki informator historyczny o Wojsku Polskim w latach II wojny światowej. Regularne jednostki Wojska Polskiego, formowanie, działania bojowe, organizacja uzbrojenie, wyposażenie, metryki okrętów i oddziałów lądowych Marynarki Wojennej, Wydawnictwo MON, Warszawa 1976

Przypisy

1. S. Piaskowski, Okręty Rzeczpospolitej Polskiej 1920–1946. Album planów, Warszawa, 1996, s. 17.

2. S. Ordon, Polska Marynarka Wojenna 1918–1939. Problemy prawne i ekonomiczne, Gdynia, 1966, s. 24.

3. Cz. Ciesielski, W. Pater, J. Przybylski, Polska Marynarka Wojenna 1918-1980. Zarys dziejów., Warszawa, 1992, s. 23, [za: H. Trocka, Gdańsk a hitlerowski „Drang nach osten”, Gdańsk, 1964, s. 16].

4. S. Piaskowski, Okręty…, op. cit., s. 18.

5. Idem, s. 10.

6. Idem, s. 49.

7. Idem, s. 11.

8. S. Ordon, Polska Marynarka Wojenna w latach…, op. cit., s. 75-76.

9. Cz. Ciesielski, W. Pater, J. Przybylski, Polska Marynarka Wojenna 1918–1980…, op. cit., s. 74.

10. S. Piaskowski, Okręty…, op. cit., s. 55.

11. Idem, s. 51.

12. E. Kosiarz, Flota białego orła, Gdańsk, 1980, s. 2.

13. Idem, s. 2.

14. Cz. Ciesielski, W. Pater, J. Przybylski, Polska Marynarka Wojenna 1918–1980…, op. cit., s. 42.

15. Idem, s. 43.

16. Idem, s. 73–74.

17. Idem, s. 44–45.

18. Idem, s. 74.

19. Idem, s. 43.

20. J. Dyskant, Flotylla rzeczna Marynarki Wojennej 1919–1939, Warszawa, 1994, s. 225.

21. Idem, s. 232.

22. S. Piaskowski, Okręty…, op. cit., s. 60.

23. Cz. Ciesielski, W. Pater, J. Przybylski, Polska Marynarka Wojenna 1918–1980…, op. cit., s. 114.

24. S. Piaskowski, Okręty…, op. cit., s. 59.

25. Idem, s. 41.

26. Idem, s. 43.