Guernica stanowi w powszechnym odczuciu symbol wojny totalnej – tego uczą nas szkolne podręczniki. Ale czy rzeczywiście nalot przeprowadzony przez niemieckie i włoskie bombowce jest złowrogim preludium do przyszłych bombardowań znanych z czasów II wojny światowej?
Wielu uznanych badaczy poddaje w wątpliwość legendę niewinnej Guerniki. Co więcej, traktuje sam nalot nie jako akt barbarzyństwa, ale w kategoriach wielkiego blamażu niemiecko-włoskiego lotnictwa. Wydaje się, że legenda bezbronnej Guerniki zamieszkała w ludzkiej świadomości dzięki Pablu Picassowi, który dziełem „Guernica. Wezwanie przeciwko wojnie” nadał zaistniałym wydarzeniom nowy, symboliczny wymiar, który szybko zaczął żyć własnym życiem, niebezpiecznie odrywając się od rzeczywistości.
Bezsprzecznie musimy uznać, że symboliczna stolica Basków stała się zakładniczką interpretacji historii. Wydarzenia z 26 kwietnia 1937 roku stanowią permanentne pole bitwy między zwolennikami prawicy i lewicy.
O co tyle zachodu?
Po serii nieudanych ataków na Madryt generał Francisco Franco, zachowujący inicjatywę w wojnie, ze względu na brak decydujących rozwiązań w walkach o stolicę postanowił przesunąć punkt ciężkości wojny na północ. „Mniej chwały, ale więcej spokoju”, powiedział włoskiemu ambasadorowi Robertowi Cantalupie. Co przemawiało za zmianą strategii?
Po pierwsze: prowincje Asturia, Santander i Vizcaya stanowiły serce hiszpańskiego przemysłu. Na tych obszarach ulokowana była większość kopalń żelaza, cynku i węgla, ciężkiego przemysłu, w tym liczne zakłady zbrojeniowe i stocznie. Po drugie: ofensywa mogła odciąć 20-25% sił Frontu Ludowego, na które składały się zdyscyplinowane i w miarę dobrze wyekwipowane wojska narodowe Basków, w praktyce stanowiące odrębną siłę, niezależną od rządu republikańskiego. Po trzecie: po stronie Basków brakowało wykształconych kadr oficerskich, czego przykładem mogła operacja listopadowo-grudniowa, szumnie ogłaszana przez baskijski dziennik „Euzkadi” nową rekonkwistą, a zakończona totalną kompromitacją baskijskich narodowców. Ponadto ofensywę na północy zalecali niecierpliwi niemieccy i włoscy doradcy oraz wojskowi: gen. Alfredo Kindelán (szef lotnictwa powstańców), gen. José Solchaga, gen. Juan Vigón.
Na czele nowo obranego frontu głównego stanął dowódca Nacjonalistycznej Armii Północnej – gen. Emilio Mola. Jeszcze przed rozpoczęciem ofensywy wezwał samozwańczy baskijski rząd do natychmiastowej kapitulacji, w innym przypadku zrówna „z ziemią całą Biskaję, począwszy od ośrodków przemysłu zbrojeniowego”. Był to oczywisty blef, gdyż rozbudowany przemysł regionu był najważniejszym celem frankistów, czego dowód dał również sam Mola, w rozkazach zakazujący niszczenia tego typu obiektów. Sama odezwa została zignorowana przez stronę przeciwną.
Mola, zobowiązując się przed Franco do pacyfikacji Vizcayi w trzy tygodnie, zdecydował się na atak wzdłuż wybrzeża ze wchodu oraz z południa. Głównymi punktami oporu stały się miasta Durango oraz Guernica, leżące około trzydziestu kilometrów w głąb baskijskiego terytorium.
Mola miał pod komendą 39 batalionów piechoty (około 50 000 żołnierzy) wsparte skromną artylerią oraz setką samolotów. Dodatkowo działania Hiszpanów wspomagali Włosi oraz niemieccy żołnierze Legionu Condor. Obrońcy posiadali jedynie przewagę liczebną (50 batalionów), natomiast całkowite panowanie w powietrzu należało do wojsk frankistowskich, co wyrównywało istotne braki wsparcia artyleryjskiego u nacierających.
Ofensywa rozpoczęła się 31 marca 1937 roku; plan skoordynowanego ataku z obydwu stron musiał zostać skorygowany ze względu na niedobór artylerii, której rolę po części musiały przejąć siły lotnicze. Braki w artylerii wymagały dwóch ataków w kierunki Durango – raz od strony Álavy, drugi z kolei przez Guipúzcoę.
Pierwszego dnia miał miejsce nalot włoskiego lotnictwa na Durango, w którym zginęło około dwustu osób. Rozmiar strat będących skutkiem tego najtragiczniejszego dotąd nalotu wynikł z nieprzygotowania odpowiednich schronów dla mieszkańców. Mimo początkowego zaskoczenia baskijskie oddziały z zaciekłością spowalniały natarcie Hiszpanów, umiejętnie wykorzystując sprzyjające obronie nierówności terenowe.
Z początkiem ofensywy doszło do nieporozumień między generałem Molą a podpułkownikiem Woframem von Richthofenem – dowódcą sił lotniczych Legionu Kondor. Również pogoda pokrzyżowana plany napastników, przesuwając termin natarcia przez Vergarę do 20 kwietnia. Pięć dni później czołowej 1. Brygadzie Nawarryjskiej udało się dotrzeć do góry Oiz, za liniami obrońców, co zagrażało rozbiciem ich pozycji. Jednostka znalazła się w równej odległości pomiędzy miastami-celami: Guernicą i Durango (samie miasta leżały od siebie 20 km w linii prostej).
Tak wyglądała sytuacja frontowa w chwili nalotu na miasto Guernica.
Nieszczęsna Guernica
Miasto Guernica historią sięga do XIV wieku, gdy powstało jako baza handlowa. Na przestrzeni stuleci stała się symbolem jedności wszystkich Basków. W tym mieście królowie hiszpańscy pod dębem zwanym Gernikako Arbola składali przysięgę dochowania przywilejów baskijskich. Miasto stało się tradycyjnym również miejscem generalnych zgromadzeń rdzennej ludności. W interesującym nas okresie Guernica była szerzej nieznanym miasteczkiem, z około pięcioma tysiącami mieszkańców. Na wskutek intensywnego tworzenia, de facto niezależnej od władz republikańskich, armii baskijskiej z miasta ubyło czterystu mężczyzn. W czasie działań zbrojnych w mieście rozlokowano trzy bataliony oraz trzy szpitale wojskowe – łącznie przeszło dwa tysiące ludzi.
Co zdecydowało o nalocie?
Jak już wspominałem, Guernica już w zarysie była ważnym celem planowanej ofensywy strony narodowej. Jednakże jej waga wzrosła wskutek trwałych, choć mozolnie osiąganych sukcesów żołnierzy generała Moli.
Na dzień przed nalotem, gdy front przebiegał zaledwie 14 km od miasta, przez Guernicę przesuwały się liczne rozbite przez frankistów odziały rządu premiera Aguirry. Tak więc miasto stało się kluczowym węzłem komunikacyjnym dla jednostek wycofujących się za rzekę Oca. Opodal miasta przerzucony był nad nią kamienny most Rentier, którego zburzenie mogłoby odciąć siły Basków tym rejonie. Równie ważna była stacja kolejowa, przez którą przerzucano świeże oddziały i sprzęt. Na przedmieściach znajdowały się ponadto trzy zakłady produkujące na potrzeby wojny – dwie fabryki broni strzeleckiej „Unceta&Co” i „Beistegui Hermanos” oraz fabryka amunicji „Talleres Guernika”.
Bynajmniej, decyzja o nalocie była samowolną decyzją von Richthofena, który widząc możliwość odcięcia wojsk Basków pod Guernicą, domagał się od Moli zmiany planów ofensywy. Jednakże Hiszpan pozostał wierny pierwotnemu planowi, koncentrując się na zdobyciu Durango. Mimo odmowy, prawdopodobnie rankiem 26 kwietnia konsultował się w tej sprawie z gen. Vigonem, który choć przychylny Niemcowi, nie mógł wpłynąć ani na Molę, ani na Franco.
Jest jeszcze jeden, pomijany często powód determinacji niemieckich lotników. Czekali z zemstą za męczeńską śmierć ich kolegi – pilota biorącego 4 stycznia 1937 roku udział w nalocie na Bilbao, gdzie zestrzelony, musiał skakać na spadochronie. Nieszczęśnik dostał się w ręce rozjuszonych Basków, którzy urządzili lincz – założyli jeńcowi sznur na szyję, po czym bili go i włóczyli po ziemi, póki nie umarł.
Przebieg nalotu
Poniedziałek 26 kwietnia 1937 roku nie zapowiadał znaczących wydarzeń. Wyczuwało się jednak rosnące podenerwowanie wynikające ze zbliżania się linii frontu. Komisarz rządu odwołał planowany mecz piłki nożnej, a przyciągający uwagę okolicznych mieszkańców targ zakończył się koło południa. Przed godziną 16.30 w kierunku miasta wyruszyła grupa bombowców z eskadry VB/88.
Nalot rozpoczął atak pojedynczego bombowca, w ślady którego (z mizernym skutkiem) podążyły pozostałe maszyny. Jednostki z niskiego pułapu zrzuciły bomby na okolice stacji kolejowej, a po części na okoliczne zabudowania, wywołując pożary, czego efektem stały się ograniczające widoczność kłęby dymu unoszące się pod wpływem silnego wiatru.
Po upływie trzydziestu minut nadleciał klucz włoskich bombowców Savoia-Marchetti SM.79, które na wysokości 3 600 metrów, na skutek błędu bombardierów (którym pracę znacząco utrudniły dym, silny wiatr i zła jakość przyrządów celowniczych), upuściły pięćdziesięciokilogramowe ładunki burzące nie na kamienny most, ale na samo miasteczko. W następnych, nadchodzących z kilkunastominutowymi przerwami trzech falach atakowały bombowce niemieckie, wspierane przez włoskie myśliwce, które ostrzelały z karabinów drogi dojazdowe i rogatki miasta. Łącznie zaatakowało szesnaście bombowców typu Heinkel He 111B.
Gdy nad niebem Guerniki pojawiły się pierwsze nieprzyjacielskie samoloty, z lotnisk podniosły się trzy eskadry bombowców Junkers Ju 52 z K/88, załadowane bombami burzącymi o masie 50 kg i 250 kg oraz małymi bombami zapalającymi (Termita) o masie 1 kg. Asekurowały je myśliwce Messerschmitt Bf 109 oraz Heinkel He 51. Samoloty znalazły się nad miastem około 18.30, bombardując je falami z północy na południe na pasie o szerokości 150 m przez niecały kwadrans.
Frankistowski lotnik Salas Larrazabal ocenił w późniejszym raporcie dla dowództwa, że na miasto i okolicę łącznie 2822 kilogramy bomb, z tego większość poza miastem, głównie w pobliżu mostu nad rzeką Oca.
Atak nie spełnił oczekiwań. Nalot ani nie zburzył kamiennego mostu, ani nie zablokował linii kolejowej. Niemcy, a szczególności znany z wysokiego mniemania o sobie podpułkownik von Richthofen, uznając ów blamaż za ujmę na honorze, tłumaczyli się brakiem doświadczenia niemieckich lotników oraz kiepskimi przyrządami celowniczymi.
Agonia miasta
Duża liczba bomb burzących oraz zapalających zniszczyła zabudowę miasta, powodując liczne pożary. W godzinę po nalocie 18% zabudowań płonęło lub było już ruiną. Miejscowy komendant służb przeciwpożarowych Castor Uriarte wezwał na pomoc strażaków z odległego o 30 km Bilbao. W niepełnych stanach przybyli oni około godziny 22:00, gdy ogień pochłonął znaczną część zabudowań. Ratownicy napotkali na wiele problemów (na przykład zerwanie rur), dlatego zdecydowali się ratować jedynie wyżej położoną część miasteczka. Akcja gaśnicza na rozkaz Uriartego została przerwana około godziny trzeciej wobec braku możliwości zapanowania nad żywiołem. Mimo wszystko świadkowie zarzucali później komendantowi opieszałość w działaniu oraz bierność w próbie wciągnięcia do akcji gaśniczej oddziałów wojska.
Ostatecznie, na skutek nieudolnej akcji przeciwpożarowej, owocem bombardowania stało się zniszczenie aż 71% Guerniki. Zdaniem wielu historyków republikanie przez opuszczeniem miasta (29 kwietnia) „dopracowali” dzieło zniszczenia, zachowując przy tym budynki o historycznej wartości dla ludności baskijskiej.
W wyniku nalotu najprawdopodobniej zginęło nie więcej niż 120 osób. Dowodem na to są między innymi listy pogrzebów z dni od 26 do 29 kwietnia, listy zmarłych w szpitalu Basurto w Bilbao i relacja komendanta Uriartego.
Reakcja po nalocie
Następnego dnia republikański rząd ogłosił komunikat:
„Wczoraj pod wieczór z miasteczka Guernica pozostały tylko ruiny i zgliszcza. Casa de Juntas (budynek rady miejskiej), jej zabytkowe drzewo, zabudowania najważniejszych ulic ocalały. W ruinach została tylko wielka ilość zwęglonych trupów. Liczba kobiet i dzieci, które straciły życie w ruinach, idzie w tysiące. Dowódcy buntowników i Niemców zadecydowali, iż należy zmieść z powierzchni ziemie baskijskich chłopów oraz wszystko, co reprezentuje ich baskijską ideę Ojczyzny”.
Nagle cały świat dowiedział się o tym niewielkim mieście… Dzienniki na całym świecie rozpisywały się na pierwszych stronach o zagładzie niewinnej Guerniki. Pięciu zagranicznych korespondentów z Brytyjczykiem George’em L. Steerem na czele rozpisywało się o makabrycznych widokach zastanych w mieście. Kolejne doniesienia przewyższały poprzednie, tak więc liczba domniemanych ofiar urastała do kilku tysięcy. Reportaże Steera miały wkrótce zainspirować samego Pabla Picassa, a lewicowa propaganda, wspierana między innymi przez Komitern umiejętnie wykorzystywała ludzką wrażliwość.
Na frakcję generała Franco posypały się protesty z całego globu. 5 maja, już po zajęciu zniszczonego miasta, sztab Franco wydał komunikat:
„Guernicę zniszczono ogniem i benzyną. Została doszczętnie spalona przez czerwoną hordę kryminalistów na służbie Aguirre. To Aguirre przygotował akcję zniszczenia miasta, by oskarżyć potem o to swego przeciwnika i spowodować falę oburzenia wśród Basków”.
Komunikat ten szybko obrócił się przeciwko swoim twórcom, gdyż wielu świadków obaliło ten fałsz. Nie pomogła nawet dokładnie przeprowadzona wizja lokalna z udziałem zagranicznych obserwatorów. Lewica miała kolejny oręż w propagandowej walce. Mit Guerniki był w rzeczywistości, jedynym trwałym sukcesem Frontu Ludowego.
Fenomen tego miasta, jak przyznał Jesus Salas, historyk zajmujący się zagadką Guerniki, polega na tym, że wciąż żyje w powszechnej świadomości, mimo że wszystkie aspekty legendy które poddał analizie, „doprowadzają do zadziwiającego wniosku, że ani jeden z nich nie jest zgodny z prawdą”. Myślę, że obecnej sytuacji musimy przyjąć do świadomości istnienie dwóch Guernic, tej rzeczywistej, zlokalizowanej nad zatoką Biskajską oraz drugiej, wyimaginowanej, stanowiącej symbol barbarzyństwa wojny.
Ale w takim razie, dlaczego nie lepiej odwoływać się do rzeczywiście istniejącej i zniszczonej Warszawy, albo chociażby Rotterdamu czy Coventry? Ciekawe również, czy bez obrazu mistrza Picassa ktokolwiek z nas pamiętałyby o tych wydarzeniach? Śmiem szczerze wątpić…
Bibliografia:
1. Moa Pio „Mity wojny domowej. Hiszpania 1936 – 1939”, Fronda, Warszawa 2007
2. Gola Barbara, Franciszek Ryszka „Historia państw świata XX wieku. Hiszpania” Wyd. Trio, Warszawa 1999.
3. Wojciech Jerzy Muszyński „Guernika” MYŚLnik – blog, 30.08.2008, 15.02.2009 http://eire00.info/portal3/blog/2008/08/30/guernika/
4. Piotr Ciszewski „Guernika wciąż płonie” Internetowa Biblioteka Wolnościowa, 15.02.2009 http://www.wrs.bzzz.net/ibw/node/26
{{Image{src:guernica_4.jpg|thumb:45 kB|title:|}Image}}
Pingback: Obalamy mity – Guernica | M.I.N.T.S.()