Przebieg zmagań powstańców listopadowych z wojskami rosyjskimi
Powstanie listopadowe rozpoczęło się 29 listopada 1830 roku w Warszawie, stolicy Królestwa Polskiego. Z punktu widzenia militarnego i gospodarczego było skazane na niepowodzenie ze względu na to, iż przeciwnikiem powstańców była jedna z największych potęg militarnych ówczesnej Europy – carska Rosja. Rosjanie przygotowali się do odbicia terenów z rąk powstańczych i w dniach 5-6 lutego 1831 roku pod dowództwem gen. Iwana Dybicza przekroczyli granicę Królestwa Polskiego. Pierwsze starcia z Rosjanami miały miejsce dopiero między 11 a 12 lutego pod Liwcem. W ciągu następnych trzech dni dochodzi do bitwy pod Stoczkiem. Druga połowa lutego to nieustanne potyczki i większe bitwy między wojskami polskimi i rosyjskimi między innymi pod Dobrem, Wawrem i Olszynką Grochowską. Oprócz walk na terenie Królestwa Polskiego doszło do powstania na Litwie (26 marca 1830 roku).
Bohaterstwo i męstwo żołnierza powstańczego budziło podziw ówczesnej Europy, a takie bitwy jak pod Wawrem (druga) i pod Dębem Wielkim 31 marca przyczyniły się do tego, że nikt w Królestwie nie wierzył w przegraną powstańców. Jeszcze 10 kwietnia gen. Prądzyński stoczył zwycięska bitwę pod Iganiami, lecz przewaga Rosjan w uzbrojeniu, liczbie żołnierzy i zaopatrzeniu była duża i w drugiej połowie kwietnia doszło do załamania się ataków polskich i przegranej pod Kazimierzem Dolnym. Rosjanie przystąpili do szeroko zakrojonej ofensywy, chcąc rozbić powstańców na Litwie i Wołyniu, a następnie zdobyć stolicę Królestwa i ostatecznie zdusić bunt. Nadeszła seria polskich klęsk: pod Połogą, Daszowem i Ostrołęką. W pierwszej dekadzie czerwca powstańcy na Litwie przegrali pod Wilnem, a w niecały miesiąc później, 13–15 maja, przekroczyli granicę Pruską i zostali internowani. Rosjanie w tym czasie, dzięki pomocy pruskich wojsk inżynieryjnych, przeszli przez dolną Wisłę pod Osiekiem z zamiarem zaatakowania Warszawy od zachodu. Ostatniego zwycięstwa wojska powstańcze odniosły 28 sierpnia pod Rogoźnicą na Podolu. W tym czasie Rosjanie już okrążyli Warszawę i przygotowywali się do ostatecznego rozprawienia się z powstańcami.
6 września rozpoczął się szturm na stolicę od strony Woli. Dwa dni później miasto poddało się, wojsko zaś wycofało się do Modlina, a później do Płocka. Powstanie chyliło się ku upadkowi, a żołnierze kapitulowali lub, gdy nie chcieli poddać się Rosjanom, przekraczali granice Królestwa i zostali internowani w Prusach albo w Austrii.
Internowanie powstańców w Prusach na terenie Żuław i ich pobyt
Wczesnym rankiem 5 października 1831 roku dwie długie kolumny wojska – główny trzon armii powstańczej pod dowództwem gen. Macieja Rybińskiego w sile 19537 żołnierzy, 1782 oficerów, 5280 koni oraz 95 dział – przekroczyła granicę Królestwa Polskiego z Prusami pod Brodnicą. Po pięciu dniach pobytu pod Brodnicą, 10 października, ogłoszono oświadczenie w imieniu króla Prus Fryderyka Wilhelma III nawołujące żołnierzy polskich do trzymania dyscypliny i porządku jak to nazwano pod rozkazami własnych oficerów. Utrzymywano, że od tego będzie zależało bezpieczeństwo osobiste żołnierzy i gościnność władz pruskich. Gdyby zaszła potrzeba, jakiekolwiek skargi i zażalenia żołnierze mieli składać przełożonym i wraz z pruskim sekretarzem obwodowym miano je rozpatrywać. Natomiast w sprawach ważkich decyzje podejmował generał Rybiński, wspólnie z miejscowymi landartami za pośrednictwem oddelegowanego pruskiego pułkownika Karola von Drygalskiego. W tym samym czasie wszyscy powstańcy zostali poddani pruskiemu sądownictwu.
Po tygodniu od przekroczenia granicy i czynnościach organizacyjnych, takich jak opieka nad rannymi czy dezynfekcja żołnierzy, podzielono internowanych w kolumny marszowe, które począwszy od 12 października wyruszały etapami po uprzednio zarezerwowanych i wyznaczonych trasach. Dokładne zaplanowanie przemarszu było koniecznością ze strony Prusaków, gdyż liczono się z żywym i entuzjastycznym przyjęciem żołnierzy przez ludność polską zamieszkałą w Prusach. Trasy przemarszu, a było ich cztery, prowadziły na północ wzdłuż Wisły. Chorych i rannych pozostawiono w Brodnicy. Jeden z powstańców nazwiskiem Sierawski wspomina: …po drodze, wszędzie ludność występowałaby nas witać i przypatrywać się smutnemu pochodowi; język jej polski, acz już zepsuty, jeszcze nam uszy mile głaskał. W trakcie przemarszu Polaków ich zakwaterowaniem i wyżywieniem zajmowały się, na koszt państwa, władze miejscowe, czyli wójtowie i sołtysi. Po kilku dniach marszu wojskowi przybyli do nowych miejsc pobytu. Żołnierzy rozmieszczono między największymi miastami, Gdańskiem, Malborkiem, Tczewem i Elblągiem, oraz na Żuławach Wiślanych. Zgodnie z rozkazem rządu pruskiego kwatery miały znajdować się w miejscowościach, gdzie przeważała ludność niemiecka, co miało na celu względne odizolowanie powstańców od germanizowanej ludności polskiej i niemożność przenikania świadomości patriotycznych w jej szeregi.
Od dnia 19 października żołnierze otrzymywali stałe kwatery. W Elblągu stacjonowali między innymi generałowie Józef Bem i Maciej Rybiński jako oficerowie sztabu głównego. W Tczewie ulokował się sztab kawalerii pod dowództwem płk. Franciszka Koski oraz szpital dywizyjny. Sztab piechoty siedzibę miał w Malborku z dowodzącym płk. Feliksem Breańskim. Od połowy listopada teren, który mieli zajmować powstańcy, został poszerzony o pięć powiatów, w tym gdański, elbląski, malborski i sztumski. Od tego też czasu pruscy administratorzy z Elbląga mieli przeprowadzić bardzo szczegółowy spis internowanych powstańców.
Zakwaterowanie polskich żołnierzy na terenach Prus oprócz przysparzania problemów politycznych, o których była mowa, stało się uciążliwe finansowo dla miejscowych władz, dlatego władze Gdańska i Kwidzyna podjęły interwencję w Berlinie mającą na celu dalszą dyslokację powstańców na przykład na tereny Pomorza Zachodniego.
Do Berlina dochodziły także obawy pruskich generałów, choćby von Krafta, dowódcy I armii, który nalegał na oddzielenie zwykłych żołnierzy od oficerów w celu osłabienia ich morale.
Na samym początku osiedlania się powstańców na nowych miejscach dochodziło do częstych wizyt pomiędzy zakwaterowanymi w pobliżu żołnierzami. Szczególnym miejscem był Elbląg, gdzie oficerowie z armii Rybińskiego, spotykali się z oficerami armii generała Giełguda, którzy zostali internowani w Prusach po przekroczeniu granicy na Litwie. Oni też zostali jako pierwsi zakwaterowani w Elblągu, bo już 24 października 1831 roku. Do dnia 17 października w samym Elblągu stacjonowało dziesięciu generałów oraz prawie trzystu oficerów i ponad dwa tysiące żołnierzy. Niektórzy oficerowie, korzystając z wolnego czasu, zaczęli zwiedzać okolice, w których mieszkali. Odwiedzali miejsca związane z polską historią na Żuławach, podziwiano pruską solidność w miastach i na wsi, oglądano systemy irygacyjne oraz stare pokrzyżackie umocnienia w Elblągu i Malborku. Trafny był pogląd jednego z oficerów, iż pruska administracja oraz pruski dryl i karność mieszkańców uniemożliwiały jakiekolwiek rozruchy rewolucyjne, nawet wśród miejscowej ludności pochodzenia polskiego. Początkowe, nawet poprawne stosunki między władzami pruskimi a polskimi powstańcami stawały się z każdym nadchodzącym tygodniem pobytu coraz gorsze. Spowodowane to było, jak już wspomniałem, kosztami utrzymania powstańców. Stąd też częściej namawiano do powrotu na tereny Królestwa Polskiego. Motywowane było to tym, iż Prusacy ofiarowali się w mediacji z rządem carskim w sprawie amnestii dla uczestników powstania. W związku z prawie żadnym odzewem ze strony powstańców nakazano odizolowanie oficerów od zwykłych żołnierzy.
Ograniczono między innymi swobodę poruszania się w miejscu zakwaterowania. Aby utrzymać polskich żołnierzy, rząd w Berlinie wyasygnował poważne środki: żołdu dla oficerów w kwocie 36 srebrnych groszy i 18 fenigów oraz jedną szóstą tego dla zwykłych żołnierzy. Oprócz kosztów związanych z opłaceniem oficerów liczono się z tym, że dysproporcje w żołdzie spowodują rozłam i niezadowolenie wśród szeregowych powstańców, co było na rękę władzom pruskim. Oczywiście żołd ten był bezpośrednio wydawany Polakom, lecz pobierany przez gospodarzy, u których kwaterowali żołnierze i oficerowie, i przeznaczany na wyżywienie. Odzież i inne artykuły codziennego użytku powstańcy musieli wygospodarować we własnym zakresie. Trzeba pamiętać, że mundury i buty powstańców często były w bardzo złym stanie, a zbliżająca się zima przełomu 1831 i 1832 roku oraz brak odpowiednich środków sukcesywnie pogarszały sytuację Polaków. Dlatego też często dochodziło do wysyłania raportów w tej sprawie na ręce generała Bema. Jeden z oficerów pisał: Mam honor zaraportować J.W.Jenerałowi, iż żołnierze kompani puszkarskiej nie dostają żywności na kwaterach, byłem zmuszony niektórym z mego własnego funduszu dać im na życie. Ten sam oficer w kolejnym raporcie pisze: ludzie po większej części boso i prawie bez koszul, litość bierze patrzeć na niedostatek, gospodarze, chociaż mają się dobrze inaczej żołnierza żywić nie chcą jak za 18 groszy dziennie. Podane raporty wskazują jednoznacznie, iż miejscowa ludność niechętnie kwaterowała wojskowych polskich za wymienione stawki. Brak funduszy na rzecz wojskowych w pewien sposób rekompensowały zbiórki pieniędzy i tak już pod koniec roku 1831 do Elbląga przyjechał pewien doktor z Ameryki, polonofil, Samuel G. Howe z sumą trzydziestu tysięcy franków. Za te pieniądze można było kupić odzież, buty i inne potrzebne wojskowym rzeczy. Doktor ów oprócz odwiedzania chorych w szpitalach sporządził także notatki na temat sytuacji powstańców i według jego opinii w okolicach Elbląga stacjonowało 4,5 tysiąca żołnierzy rozlokowanych po kwaterach.
Emigracja czy amnestia…
Żołnierze polscy byli nakłaniani do jak najszybszego opuszczenia ziem pruskich i udania się do Królestwa Polskiego. Oprócz szykan i rozdzielenia większości oficerów od szeregowych niektórzy wyżsi rangą dowódcy zostawali u boku towarzyszy niedoli w charakterze opiekunów – szczególnie rannych żołnierzy – i namawiali ich na wspólną emigrację do Francji, a nie jak chciały władze pruskie – do Królestwa. Mimo zapewnień o amnestii ze strony carskiej (1 listopada) i rękojmi króla pruskiego, że po powrocie nic się nie stanie powstańcom, wielu z nich patrzyło niechętnie na te deklaracje. To spowodowało zdecydowane kroki ze strony Berlina polegające miedzy innymi na wysłaniu do Elbląga majora Heinricha Brandta.
Oficer ten, zaopatrzony w specjalne i poufne pełnomocnictwo, miał agitować na rzecz dalszej emigracji. Rząd w Berlinie uważał, że pobyt wojskowych w ich kraju staje się coraz bardziej uciążliwy, i to nie tylko z już wspominanego powodu finansowego, ale także ze względu na to, iż obawiano się, że duże skupiska powstańców stanowią bardzo groźny, jak to nazwano, żywioł niezadowolony ze swojego położenia, zapalny, podatny na wszelką wywrotową i rewolucyjną agitację, mogących swą masową emigracją na Zachód pomnożyć jeszcze istniejące tam podobne żywioły lub utworzyć zbrojną formację, która w razie wojny ściągałaby ochotników ze wszystkich trzech zaborów. Mimo tych poglądów po wielu latach pruscy historycy pisali, iż o zachowaniu Polaków znajdują się tylko najpochlebniejsze świadectwa. Wyjaśniano przy tym, że żołnierze polscy nie byli przyzwyczajeni do pałki, ale świadomie karni i posłuszni, nie nastręczali szczególnych trudności władzom pruskim.
Najciekawsze jest jednak to, iż już 20 października 1831 roku pruski minister wojny zażądał, aby wszyscy oficerowie i żołnierze złożyli pisemną deklarację, czy chcą wrócić do swojego kraju lub też udać się na emigrację.
28 listopada pruski generał von Krafft rozkazał wszystkim podoficerom i żołnierzom powstańczym powrót do Królestwa Polskiego.
Na 10 grudnia wyznaczono datę wymarszu i zachowania karności w szeregach powstańczych. Oprócz tego zapowiedziano, że mimo dotychczasowego zachowywania posłuszeństwa i karności jakiekolwiek próby oporu będą uznawane za przejaw wrogości i surowo karane. Tę informację otrzymał także generał Bem, w Elblągu, ustnie od generała von Rummela. Oprócz Elbląga, Gdańska i Malborka, gdzie przybywali powstańcy, także Tczew w roku 1831 gościł w swoich murach uchodźców i rozbitków wojska polskiego. Dla chorych żołnierzy urządzono główny szpital wojskowy w oberży – dziś nieistniejącej – Jakuba Wernera – na przedmieściu gdańskim. Stare lipy, stojące w ogrodzie starościńskim widziały ich postacie użyczające im cienia. Właściciel oberży pobierał miesięcznie dzierżawę 200 talarów – w owe czasy ładną sumkę – jak pisze Edmund Radziński w „Zarysie dziejów miasta Tczewa”.
Pruskie represje
Pierwsze tragiczne zajście, jakie miało miejsce od czasu przybycia pierwszych powstańców na ziemię pruską, miało miejsce 22 grudnia 1831 roku w Elblągu. Sprowokowane było przez Prusaków, pod pretekstem zmiany kwater chcących wywieźć powstańców za granicę, do Królestwa Polskiego. Polacy jednak, na znak protestu, zgromadzili się w centrum Elbląga i żądali powrotu do dawnych miejsc. W odpowiedzi na bezbronnych powstańców uderzył pierwszy pułk huzarów pod dowództwem wspomnianego generała Rummla. W efekcie tego zdarzenia kilku Polaków zostało zabitych i rannych, a resztę zamknięto na dobę w zimnej ujeżdżalni. Jeden z naocznych świadków wspomina: W oczach moich ranili huzarzy pruscy pięciu żołnierzy i dwóch podoficerów artylerii, tratując ich końmi i rąbiąc szablami bezbronnych. Po tych zajściach większość powstańców uzbroiła się w długie kije zakończone na końcach metalowym ostrzem. Między innymi tak „uzbrojonych” żołnierzy 4. pułku z Malborka chcieli Prusacy wydalić ku granicy 29 grudnia, lecz po utarczkach z Polakami zrezygnowali.
Z biegiem dni udało się poniekąd Prusakom oddzielić oficerów od żołnierzy, ale mimo tych zabiegów zdumiała ich sprawność, z jaką żołnierze pozbawieni dowódców wykonywali komendy wydawane przez stojącego na czele podoficera. Świadczy to także o poziomie wykształcenia naszych kadr podoficerskich, gdyż jak wspomina jeden z powstańców, Prusacy bez swoich oficerów na polu walki stawali się bezkształtną masą. Jak zaś pisze w pamiętnikach Wincenty Pol, w tych wstrętach, które nam Prusacy czynili, było wszystko bardzo mądrze i systematycznie obmyślone z góry. Jeżeli tego trzeba było, udawali wielkie niechęci do Moskali, a że głownie chodziło o to, aby oficerów oddzielić od wiarusów dawano im bardzo wymyślne zarobki, kochanki i żony. W pierwszej dekadzie stycznia 1832 roku w Tczewie zbuntowało się około pięciuset kawalerzystów polskich, którzy żądali uznania ich za „skompromitowanych” w oczach carskich i wydania im paszportów do Francji. Epizod ten na całe szczęście zakończył się bez rozlewu krwi, jedyne represje, jakie spotkały tych „buntowników”, to trzymanie ich przez pięć dni o chlebie i wodzie. Do najbardziej brutalnej akcji Prusaków przeciwko powstańcom doszło 27 stycznia we wsi Fiszewo (Fischau) opodal Malborka.
Zdarzenie zaczęło się od tego, że jeden z oficerów pruskich – major Szweykowski – unieważnił zgłoszenia „skompromitowanych” powstańców. Oburzeni Polacy wystąpili przeciwko jawnej dyskryminacji, a naprzeciw nich stanęła pruska piechota, która otworzyła do nieuzbrojonych (choćby w kije) żołnierzy ogień. Zginęło dziewięci Polakówu, a rannych zostało dwunastu. Mimo tuszowania sprawy przez władze pruskie, masakra w Fiszewie nie uszła uwadze emigrantów polskich we Francji z Joachimem Lelewelem i Adamem Mickiewiczem na czele, z których ten drugi napisał nawet w „Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego”: Przez męczeństwo żołnierzy zamordowanych w Fischau przez Prusaków – wybaw nas panie. Z powodu represji pozostałym w Prusach żołnierzom nie pozostawało nic innego jak próba wyemigrowania do Francji za pieniądze zgromadzone między innymi przez generała Bema (od Klaudyny Potockiej – czterdzieści tysięcy franków), który już 15 grudnia wyjechał z Elbląga do Drezna. Oprócz użycia siły pod Fiszewem i w Elblągu, Prusacy dokonali 12 czerwca 1832 roku pacyfikacji polskich żołnierzy pod wsią Gardeja i Osiek niedaleko Grudziądza. Większość Polaków, którzy wtedy dostali lekcję „pruskiej gościnności”, nie wytrzymała trudów pobytu i udała się nad granicę Królestwa Polskiego.
Oprócz stosowania przemocy Prusacy szykanowali i podjudzali polskich żołnierzy, szerząc plotki i fałszywe wiadomości. Niektóre druki rozprowadzane wśród emigrantów drukowała drukarnia z Królewca. W połowie roku 1832 władze w Berlinie „oczyściły” tereny z polskich emigrantów, wydalając ich do Królewca, do Królestwa Polskiego albo z paszportami do Francji lub Galicji. Na przykład ostatnią grupę byłych powstańców wyprawiono z Elbląga już 20 marca 1832 roku. Pozostałą część, około dwóch tysięcy powstańców, zamknięto w twierdzach Grudziądza (250 osób) i Gdańska – w Wisłoujściu lub na Biskupiej Górce (370 osób), zmuszając ich tam, jako ciężkie i oporne przypadki, do prac polowych i fortyfikacyjnych. Przetrwały do naszych czasów listy osób osadzonych w Gdańsku, z relacji których wynika, że praca trwała od godziny czwartej rano do wpół do czwartej po południu i była ponad siły. Według niemieckiego historyka P.
Bohninga jeszcze w końcu 1832 roku tylko w prawobrzeżnych powiatach regencji kwidzyńskiej osiedliło się i znalazło pracę ponad 1400 byłych powstańców listopadowych.
Emigracja powstańców przez Prusy i Saksonię do Francji
Ci żołnierze, którzy wyemigrowali z Prus przez Saksonię do Francji, wysyłali wiadomości o entuzjastycznym przyjęciu na Zachodzie i nawoływali do obrania podobnego kursu.
Starzy żołnierze, którzy pozostawiali swoje rodziny w Królestwie, skłonni byli do powrotu, a młodzi – głównie podoficerowie – do emigracji na Zachód. Wojskowe władze pruskie, chcąc uniknąć manifestacji pożegnalnych i owacji na cześć byłych powstańców ze strony Polaków zamieszkujących tereny pruskie, postanowili, że wszelkie przemarsze będą się odbywać nocą i pod eskortą wojska. Jedna z tras przemarszu wiodła z Elbląga przez Malbork, Tczew, Stargard, Czersk, Chojnice, Człuchów, Jastrowie, Wałcz, Kostrzyn, aż do Frankfurtu nad Odrą. Doskonale oddaje atmosferę tamtych dni pamiętnik Wincentego Pola: Wszelkie upokorzenia, jakie tylko znieść można było, mając udział w sprawie na ten czas upadłej i należącej do armii rozwiązanej, musieliśmy ponosić w ciągu kilkumiesięcznego pobytu w Prusiech; i Prusacy, chociaż nie bardzo pobożni, uczyli nas cnót chrześcijańskich. Posmutniała butna wiara, ujrzawszy się po wrzawie wojennej i niejeden zwycięstwie oręża polskiego w tak opłakanem położeniu u Prusaków w rygorze wojskowym pod dozorem żandarmeryi trzymano […] Dzięki to osobie Jenerała Bema, który chciał połączyć wspólny wysiłek by nas z niedoli wyzwolić i legiony we Francyi stworzyć […] Tej to komendzie i temu prowadzeniu rzeczy należy przypisać, że się tak poważnie trzymał korpus oficerów naszych; temu należy przypisać heroiczny opór naszych żołnierzy pod Fischau i w różnych punktach, gdzie garnizonem w Prusiech wojsko stało. Jeden z kompanów Pola, artylerzysta Ćwik, na granicy prusko-saksońskiej przykląkł do granicznego słupa Saskiego, pocałował ziemię i rzekł grożąc pięścią – Chybaby Boga na niebie nie było i tej Matki Boskiej Częstochowskiej w Jasnogórze, żebym ja na tobie Prusaku nie odbił tej naszej krzywdy, tych śledzi i podłych kartofli.
Epilog
Powstańcy listopadowi, którzy przekroczyli granicę Pruską w trakcie trwania powstania, żyli na terenach, na których mieszkali Polacy i Prusacy. Ze względów formalnych musieli zostać internowani, lecz od samego początku byli niewygodni dla władz pruskich i nie chodziło tylko o wspominane wielokrotnie fundusze wykładane z państwowej kasy, ale przede wszystkim o rozbudzenie przez powstańców patriotycznych uczuć wśród germanizowanej ludności. Jasne stanowisko żołnierzy i oficerów co do postaw patriotycznych i chęci kontynuacji dalszej walki było trudne do zdławienia. Szykany, fałszywe oświadczenia i prowokacje odniosły skutek, może nie w stu procentach, jak sądzili Prusacy, ale większość powstańców jednak wyemigrowała na Zachód. Sukcesem Polaków było jednak zachowanie godnych podziwu i wartych naśladowania postaw. Część jednak pozostała, krzewiąc wśród miejscowej ludności patriotyczne treści. Niektórzy mieli mniej szczęścia i zginęli pod Fiszewem lub w Elblągu, bądź też pracowali w nieludzkich warunkach w pruskich twierdzach. Ogólnie rzecz biorąc, pobyt powstańców w Prusach był dla większości tylko kolejnym etapem do emigracji głównie do Francji i starania się w różny sposób o odzyskanie przez ukochaną Ojczyznę wolności.
Bibliografia:
1. Encyklopedia PWN, Warszawa 1970.
2. J. Święcicki, Pamiętniki ostatniego dowódcy pułku 4 piechoty liniowej, Warszawa 1982.
3. W. Pol, Wspomnienia z Niemiec – Dzieła t. X (str. 334 – 336, 338), Lwów 1878.
4. E. Raduński, Zarys dziejów miasta Tczewa (str. 97 –98), Tczew 1927.
5. T. Łupkowski, Powstanie Listopadowe t. III – 45 (str. 80 -81), Warszawa 1987.
6. J. Zdrada, Wielka Emigracja po Powstaniu Listopadowym (str. 2 -7), Warszawa 1987.
7. H. Brandt, Die Polen in und bei Elbling (fragmenty – tłum. pol).
8. E. Kozłowski, Generał Józef Bem, Warszawa 1958.
Pingback: Przybycie Kujawskich do Łęga – TenGen()