Sean Longden – „1945. Polowanie na niemieckich naukowców”
Gdy rozpatrujemy ostatnie miesiące drugiej wojny światowej i zastanawiamy się nad jej konsekwencjami, przede …
Gdy rozpatrujemy ostatnie miesiące drugiej wojny światowej i zastanawiamy się nad jej konsekwencjami, przede …
Książka prezentuje kulisy działalności Pujola jako agenta niemieckiego, który dobrowolnie zgłosił się do Anglików z propozycją współpracy i został włączony w bieg operacji „DC”. Nie działał sam, wspomagali go w pracy szpiegowskiej współpracownicy, i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zostali oni wymyśleni na potrzeby operacji. Aktywność tego, jak się okazało później okazało, cennego agenta przypadła na lata 1942–1945, ale to jego działania w przededniu lądowania w Normandii miały wpłynąć na podejmowane przez niemieckie OKW i samego Hitlera decyzje. Podobnie rzecz się miała, gdy na francuskim wybrzeżu lądowali żołnierze alianccy.
To, co tajemnicze i niedostępne, od zawsze przyciągało uwagę ludzi. Szczególnie, gdy tyczyło się osób sprawujących władzę. Od czasów starożytnych po dzień dzisiejszy jesteśmy świadkami nieustającego zainteresowania społeczeństw aferami politycznymi i szpiegowskimi, rozgrywkami służb specjalnych. Ma to przełożenie nie tylko na świat mediów, gdzie każdy news z tego zakresu jest poddawany głębokiej analizie, a słupki oglądalności zdecydowanie wzrastają, ale także w sferze publicystyczno-naukowej. Thrillery polityczne, powieści szpiegowskie, publikacje popularnonaukowe z zakresu działalności służb i oddziałów specjalnych – te wszystkie kategorie zawsze znajdą wierną i oddaną klientelę.
Z dużą dozą satysfakcji odnotowuję każde ukazanie się publikacji poświęconej historii Trzeciej Rzeszy. Ktoś mógłby powiedzieć, że już wszystko zostało powiedziane i napisane. Tymczasem pojawiają się nowe ustalenia, nowe fakty, które umożliwiają reinterpretację dotychczasowego dorobku naukowego. Zadowolenie jest tym większe, gdy problematyka dotyczy służb specjalnych. Charakter ich działań ciągle uniemożliwia pełny dostęp do materiałów archiwalnych, mimo że sprawy, których one dotyczą, sięgają tak naprawdę zamierzchłej z punktu widzenia współczesnego czytelnika historii. Dlatego z niecierpliwością i ciekawością oczekiwałem przesyłki z książką Christera Jörgensena „Szpiedzy – tajna armia Hitlera”, która ukazała się nakładem wydawnictwa RM w serii „Sekrety Historii”. Lektura przeciągnęła się w czasie, co opóźniło przygotowanie omówienia, ale o powodach piszę później.
Od połowy lat dwudziestych Józef Stalin konsekwentnie budował podwaliny pod wprowadzenie dyktatury. Jednym z jej najważniejszych narzędzi był aparat bezpieczeństwa. Posłuszne i bezwolne narzędzie w rękach tyrana okazało się bardzo skuteczne w procesie likwidacji jego prawdziwych i domniemanych przeciwników. Tych wewnątrz państwa i tych, którzy zdążyli uciec za granicę. Nikt nie mógł się czuć bezpieczny, nawet ci, którzy jednego dnia byli myśliwymi – bo drugiego mogli się znaleźć w roli tropionej zwierzyny. Apogeum zbrodni osiągnięto w drugiej połowie lat trzydziestych, w okresie „wielkiej czystki”. I o tym jest książka Nikity Pietrowa, rosyjskiego historyka i działacza stowarzyszenia Memoriał.
Wydawać by się mogło, że największe niebezpieczeństwo, z jakim mógł się zetknąć kurier w czasie marszu, to spotkanie z funkcjonariuszami służb granicznych. Owszem, ale z lektury wspomnień wyłania się także inny ważny, jeśli nie ważniejszy aspekt, mianowicie dobór właściwych, pewnych współpracowników na trasie. Należy sobie bowiem zdawać sprawę, iż w czasie pokonywania kolejnych odcinków szlaku niezbędna jest logistyka, a ta wiązała się z pomocą miejscowej ludności i po stronie węgierskiej, i po stronie słowackiej, i rzecz jasna po stronie polskiej.
Sprawa „stanu wojennego” – jego przyczyn i konsekwencji – budzi i będzie budzić żywe reakcje w polskim społeczeństwie. Przewertowano już dziesiątki tysięcy zachowanych polskich dokumentów z tego okresu, w jakimś stopniu naświetlono postawę ówczesnych władz radzieckich, poznaliśmy kulisy reakcji amerykańskiego prezydenta i jego administracji oraz sojuszników z Paktu Północnoatlantyckiego. Niemniej jednak, nie wszystkie kwestie mogą być jeszcze dostatecznie wyjaśnione, choćby z powodu utajnienia dokumentów proweniencji wywiadowczej.
Nie brakuje informacji o starciach zbrojnych, jednak ten, kto spodziewa się szczegółowych opisów, na pewno się rozczaruje. Owszem, występują opisy walk, głównie jednak za sprawą wzmiankowanych wspomnień, natomiast charakterystyka starcia pojawia się w pracy w niewielkim objętościowo komentarzu, który jest wyeksponowany dzięki umieszczeniu tekstu w ramce. Pojawiają się tam informacje o miejscu bitwy oraz siłach stron wraz z wymienieniem poszczególnych jednostek biorących w niej udział i poniesionych stratach.
Gdy sięgnąłem po tę książkę, przez moment zastanawiałem się, co można więcej napisać o jednym z najbardziej wyrafinowanych systemów zagłady, jakim bez wątpienia był sowiecki Gułag. Wydawało mi się, że napisano już tak wiele, że mamy do czynienia z pełnym obrazem tego systemu. Po raz kolejny zostałem zaskoczony, praca Orlando Figesa jest bowiem czymś wyjątkowym na tym tle. To opowieść o dwójce młodych ludzi, których rozdzielił wybuch wojny niemiecko-rosyjskiej, a którzy mimo rozłąki i wielu przeciwności trwali we wzajemnym uczuciu miłości i szacunku. Trzynastu lat potrzebowali, by móc znów być razem.
Jednym z autorów, których książkę chciałem przeczytać w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, był Sławomir Koper. Dlatego gdy dowiedziałem się o możliwości zrecenzowania jego najnowszego dzieła, od razu zgłosiłem się na „ochotnika”. I jaki wniosek z lektury? Już nie pamiętam sytuacji (podejrzewam, że ostatni taki raz miał miejsce w wieku szkolnym), kiedy książkę przeczytałem w ciągu dwóch dni. Publikację liczącą ponad 400 stron.