„Komandos” – Richard Marcinko. Fragment II
Miałem jeszcze może jakieś metrów i nagle – bum! – trzasnąłem twarzą w pień. Dobrze było tak oberwać. Dzięki temu czułem, że żyję. Zostawiłem spadochron na drzewie, zeskoczyłem na ziemię i zacząłem zbierać drużyny. Szybko się przeliczyliśmy. Byłem w euforii. Wszyscy dotarli do strefy lądowania z nieuszkodzonym sprzętem.