W programie europejskiego lotniczego systemu bojowego nowej generacji Future Combat Air System (FCAS) od samego początku dochodziło do tarć. Nową serię zarzutów można by zbyć jako kolejne przepychanki między uczestniczącymi w projekcie firmami, gdyby nie fakt, że tym razem ich źródła znajdują się na wysokim szczeblu. Tygodnik Spiegel dotarł do dwóch wewnętrznych raportów niemieckiego ministerstwa obrony. Oba zgodnie stwierdzają, że przy obecnym kształcie FCAS udział Niemiec w programie jest nieopłacalny.
Pierwszy z raportów został przygotowany przez Federalny Urząd do spraw Wyposażenia, Technik Informatycznych i Wsparcia Eksploatacji Bundeswehry (BAAINBw). W ocenie urzędu porozumienie z Francją i Hiszpanią powinno zostać ze względów politycznych i gospodarczych renegocjowane. W obecnej formie umowa ma wprowadzać zasady i ramy współpracy niekorzystne dla Niemiec. Zdaniem BAAINBw FCAS spełnia jedynie wymagania Francji, a tym samym umacnia dominującą pozycję Paryża w programie.
Głównym przedmiotem zmartwień niemieckich ekspertów jest strona techniczna. Zdaniem autorów raportu istnieje duże ryzyko, że nie uda się rozwinąć kluczowych technologii lub nie zostaną opracowane na czas albo też dostarczone rozwiązania nie będą spełniać wymagań. Ogólnie FCAS został oceniony jako mało innowacyjny. Jest to wątek tym bardziej interesujący dlatego, że większość innowacji miała być rozwijana w Niemczech. Według BAAINBw część istotnych technologii w ogóle nie jest brana pod uwagę lub zostanie uwzględniona dopiero w późniejszych fazach projektu, co doprowadzi do problemów z jego finansowaniem.
Jeszcze bardziej druzgocący jest raport przygotowany przez resort obrony. W opinii autorów dokumentu silna pozycja Francji sprawi, że nie uda się osiągnąć celu, jakim jest opracowanie myśliwca szóstej generacji. Zamiast tego przyjęte może zostać podejście zmierzające do stworzenia za niemieckie i hiszpańskie pieniądze samolotu określonego jako „Rafale Plus”.
Niemieckie raporty są tym bardziej zaskakujące, że w połowie maja tego roku, po wielu miesiącach negocjacji Berlin, Madryt i Paryż doszły wreszcie do ogólnego porozumienia w sprawie dalszego procedowania programu. Na początku czerwca kanclerz Angela Merkel i prezydent Emmanuel Macron ogłosili, że udało się osiągnąć zgodę co do dalszego rozwoju FCAS. Zdaniem raportu BAAINBw jednak porozumienie w obecnej formie nie nadaje się do podpisania.
Przypomnijmy, że na FCAS składa się kilka elementów. Myśliwiec nazwany New Generation Fighter (NGF) będzie częścią Next Generation Weapons System (NGWS) – systemu składającego się zarówno z samolotów załogowych, jak i z rojów bezzałogowców oraz innych rodzajów uzbrojenia. To wszystko będzie z kolei częścią FCAS, na który poza NGWS będą składały się naziemne, lotnicze i kosmiczne środki rozpoznawcze oraz wiele innych systemów wspierających.
Strona niemiecka, zwłaszcza zaś tamtejszy oddział Airbusa, od samego początku sprzeciwiały się dominującej pozycji Francji w rozwoju myśliwca i przejmowaniu kontroli nad programem przez koncern Dassault. Dołączenie do prac Hiszpanii jeszcze bardziej skomplikowało sytuację. Francuzi odrzucają zarzuty. Przede wszystkim według strony francuskiej FCAS jest powiązany z programem MGCS – Francuzi grają pierwsze skrzypce w pracach nad myśliwcem, w zamian za co zgadzają się, aby Niemcy mieli decydujący wpływ na rozwój czołgu podstawowego następnej generacji.
Do tego Paryż zgodził się uwzględnić interesy firm z krajów partnerskich. Przykładowo głównym wykonawcą prac nad silnikiem dla FCAS jest Safran, który jednak realizuje je we współpracy z MTU Aero Engines i ITP Aero. Hiszpańska i niemiecka firma już wcześniej pracowały razem, rozwijając silnik Eurojet EJ200 dla Eurofightera. Kolejnym, zdaniem Francuzów, argumentem za ich przewodnią rolą w programie jest fakt, że FCAS musi uwzględniać również wymagania Marine National odnośnie do wersji pokładowej myśliwca.
Ale również Francja stawia zarzuty. Początkowo Dassault i Airbus dzieliły się pracami pół na pół. Po dołączeniu Hiszpanii i podpisaniu wstępnej umowy ramowej fazy demonstracyjnej programu doszło do przetasowań. Pierwotnie liderem po stronie hiszpańskiej miała być Indra, jednak ostatecznie został nim Airbus Spain. Przy zachowaniu równych udziałów w pracach między Dassaultem oraz niemieckim i hiszpańskim oddziałem Airbusa dwie trzecie udziałów przypada ostatecznie Airbusowi, formalnie występującemu jako dwa podmioty. Dla Francuzów jest to sytuacja trudna do zaakceptowania.
Francuskie obawy mają też inny charakter. Paryż obawia się, że restrykcyjne niemieckie przepisy dotyczące eksportu uzbrojenia utrudnią sprzedaż FCAS do innych państw, w tym tradycyjnych klientów na Bliskim Wschodzie. Kolejny problem to toczona w Niemczech dyskusja o uzbrojeniu dronów będących na wyposażeniu Bundeswehry. Szczególnie politycy SPD i Zielonych sprzeciwiają się „zabijaniu za pomocą joysticka”. Oznacza to spore ryzyko dla będącego integralną częścią FCAS projektu bezzałogowego lojalnego skrzydłowego, nazywanego na obecnym etapie Remote Carrier. Dron ma pełnić zadania rozpoznawcze, ale również bojowe i działać wówczas w różnych trybach autonomiczności.
Wiele spraw może rozstrzygnąć się po zaplanowanych na wrzesień tego roku wyborach parlamentarnych w Niemczech. Nawet wówczas jednak przyszłość kluczowych obecnie systemów bezzałogowych pozostaje niepewna. W takiej sytuacji nie dziwi, że Dassault ogłosił plan „B”, czyli samodzielne kontynuowanie prac nad FCAS. We Francji pojawiają się także głosy za samodzielnym opracowaniem nowego czołgu. Francuskie i niemieckie wymagania względem MGCS są oceniane jako trudne do pogodzenia. Niemcy chcą solidnie opancerzonego i uzbrojonego czołgu do działań w Europie, Francuzi – ze względu na działania ekspedycyjne – optują za nieco lżejszym wozem.
Zobacz też: Blue Angels pożegnali Hornety
(opex360.com, n-tv.de, spiegel.de)