Niewielki amatorski dron sterowany przez prywatną osobę, nieniepokojony przez nikogo, wylądował na pokładzie najnowszego brytyjskiego lotniskowca HMS Queen Elizabeth. Dron przedarł się przez system ochrony składający się między innymi z uzbrojonych łodzi patrolowych, nie wzbudzając alarmu.
– Jestem zdumiony, jak łatwo udało mi się wylądować na lotniskowcu. Po pierwsze: ponieważ nikt nie próbował temu zapobiec, mimo że ochrona na łodziach machała w kierunku drona. A po drugie: dlatego, że wiatr w tym czasie był bardzo silny i system kontroli doradził mi lądowanie – powiedział anonimowy operator.
Następnie dodał, że chciał po tym incydencie porozmawiać z kimś z załogi okrętu, ale okazało się, że wszyscy wyżsi rangą oficerowie są na brzegu na obiedzie. Informacja została przekazana jedynie żandarmowi wojskowemu, który obiecał przekazać ją dalej, ale nikt nie wydawał się zbytnio zaniepokojony tą sytuacją. Operator drona uważa, że jedyny przepis, jaki złamał to lot nad okrętem, nad którym nie miał kontroli.
Były pierwszy lord morski sir Alan West powiedział, ze to niepokojące, ponieważ terroryści już udowodnili, że potrafią wykorzystywać drony do przenoszenia ładunków wybuchowych. Ponadto na lotniskowcu odbywają się próby ze śmigłowcami i obecność niewielkiego drona zwiększa ryzyko kolizji. Lord West uważa, że trzeba zaostrzyć prawo, ponieważ drony stwarzają realne niebezpieczeństwo w przestrzeni powietrznej lotniskowca.
Rzecznik ministerstwa obrony powiedział, ze sprawa została przekazana szkockiej policji i jest traktowana bardzo poważnie. Ponadto środki bezpieczeństwa zostały zwiększone, ale incydent z pewnością nie poprawy prasy lotniskowca.
(telegraph.co.uk)