Donald Trump zapowiedział, że to Izrael będzie grał pierwsze skrzypce w ewentualnej operacji mającej siłowo zakończyć irański program rozwoju broni jądrowej. Prezydent Stanów Zjednoczonych nie pierwszy raz mówi to, co większość analityków uznaje za przesądzone: jeśli państwo ajatollahów nie zrezygnuje z broni „A”, prędzej czy później na irańskie instalacje spadną amerykańskie bomby. Ale tak jasne określenie roli Izraela – i to roli tak prominentnej – stanowi zupełną nowość.
W poniedziałek 7 kwietnia Trump ujawnił, że Waszyngton od pewnego czasu prowadzi bezpośrednie rozmowy przygotowawcze z Teheranem i że w tę sobotę – 12 kwietnia – odbędą się rozmowy „na bardzo wysokim szczeblu”. Irański minister spraw zagranicznych Abbas Araghczi potwierdził, że do takich rozmów faktycznie dojdzie i że gospodarzem będzie Oman, ale podkreślił także, iż nie będą to rozmowy bezpośrednie. Najwyższy przywódca Ali Chamenei wykluczył tę możliwość dopóty, dopóki Trump stosuje wobec Iranu swoją politykę „maksymalnej presji”.
W praktyce wynika z tego, że rozmowy będą toczone z udziałem mediatorów, bez wymiany zdań bezpośrednio między stronami. Ale samo to bynajmniej nie oznacza, że są skazane na porażkę. „To zarówno szansa, jak i test”, powiedział Araghczi. Bezpośrednich rozmów na linii Iran–USA nie prowadzono od czasów administracji Baracka Obamy.
Na razie nie wiadomo, jak dużo czasu Trump daje dyplomatom. Nieoficjalne doniesienia sugerują, że harmonogram rozpisany jest na dwa miesiące. Ale zapytany wczoraj o to przez dziennikarzy w Gabinecie Owalnym, Trump zwrócił uwagę, że w trakcie negocjacji szybko da się ocenić, czy zmierzają w dobrym kierunku czy nie. I właśnie wtedy – gdy będzie wiedział, jakie są nadzieje na przyszłość – podejmie decyzję, co dalej. „Mamy trochę czasu, ale niedużo, ponieważ nie pozwolimy im zdobyć broni jądrowej”, powiedział Trump.
Interesującym szczegółem układanki jest to, że Netanjahu najwyraźniej nie miał pojęcia, że kluczowe rozmowy odbędą się w tę sobotę. Podczas wizyty w Białym Domu starał się uzyskać zwolnienie z ceł nałożonych na Izrael (i prawie cały świat, łącznie z bezludnymi wyspami, ale to temat na inny artykuł). Poniósł w tym względzie kompletną klęskę, tymczasem Trump skorzystał z okazji, aby pochwalić się swoim nowym osiągnięciem w kwestii polityki międzynarodowej.
Tu nie Netflix – za nic nie trzeba płacić. Jak długo będziemy istnieć, tak długo dostęp do naszych treści będzie darmowy. Pieniądze są jednak niezbędne, abyśmy mogli funkcjonować.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
Pytany wczoraj, czy zamierza użyć siły wobec Iranu, Trump powiedział, że jeśli konieczne będzie użycie wojska, „to będziemy mieli wojsko”. Właśnie wtedy Trump zapowiedział również, że Izrael będzie ściśle zaangażowany w operację i będzie jej liderem. Ale wkrótce potem sam sobie zaprzeczył, podkreślając, że „nikt nami nie kieruje, robimy, co chcemy”.
Głównym negocjatorem ze strony USA będzie specjalny wysłannik Trumpa do spraw Bliskiego Wschodu Steven Witkoff, któremu prezydent powierzył również rolę łącznika między nim a Władimirem Putinem. Partnerem Witkoffa w tym potencjalnie wiekopomnym tańcu będzie Araghczi. Tymczasem Amerykanie starają się przekonać Irańczyków, aby wyrazili zgodę na bezpośrednie rozmowy, i podobno grożą odwołaniem podróży Witkoffa do Omanu, jeśli ci nie ustąpią. Sam Witkoff jest rzekomo gotów lecieć wprost do Teheranu, jeśli tylko w ten sposób uda się zorganizować negocjacje twarzą w twarz.
Tymczasem jak ujawnił dziś wieczorem Barak Rawid z serwisu Axios, Iran jest gotów zaproponować przyjęcie szybkiego rozwiązania tymczasowego jako pomostu do końcowego i pełnego porozumienia. Według Alego Waeza z Międzynarodowej Grupy Kryzysowej, na którego powołuje się Rawid, Irańczycy uważają, że nie da się wypracować kompleksowego układu w dwa miesiące. Porozumienie tymczasowe mogłoby obejmować na przykład zobowiązanie się Iranu do wstrzymania prac nad wzbogacaniem uranu czy do „rozcieńczenia” zapasów uranu wzbogaconego do poziomu 60%.
Z dokumentów MAEA uzyskanych przez Associated Press wynika, że na dzień 11 maja 2024 roku irańskie zapasy izotopu uranu wzbogaconego do 60% wyniosły przeszło 142 kilogramy, co stanowiło wzrost o ponad 20 kilogramów od raportu z lutego. Już dwa lata temu Iran podobno uzyskał niewielką ilość pierwiastka wzbogaconego do 84% czystości. Do głowic jądrowych konieczny jest poziom 90%.
Przejście z poziomu 60% do 90% nie stwarza dodatkowych barier z zakresu wiedzy i umiejętności, a przy zastosowaniu odpowiedniej liczby odpowiednio zaawansowanych wirówek wytworzenie około 30 kilogramów potrzebnych dla głowicy jądrowej to kwestia tygodni, może nawet dni. Oczywiście samo wyprodukowanie takiej głowicy to osobna para kaloszy.
Trump niezmiennie zapewnia, że nie jest wrogiem Iranu i chce, aby Iran kwitł i był wielkim krajem – byle tylko bez broni jądrowej. „Przywódcy rozumieją, nie proszę o wiele, nie mogą mieć broni jądrowej”, powiedział prezydent.
Trzeba też zwrócić uwagę, że Iran jeszcze niedawno wykonywał kroki świadczące o przyspieszaniu programu, między innymi planował zainstalować osiemnaście kaskad wirówek IR-2m w Natanzie i osiem kaskad wirówek IR-6 w Fordo. Każda z tych klas wirówek wzbogaca uran szybciej niż podstawowe IR-1, które pozostają głównym motorem programu atomowego. Ale MAEA nie zawarła żadnych sugestii, że Iran planuje przejść na wyższy poziom wzbogacania pierwiastka w obliczu napięć między Teheranem a Zachodem na tle wojny między Izraelem a Hamasem w Strefie Gazy.

Za kabiną tego F-15I widoczna jest owiewka systemu łączności satelitarnej ELK-1891. Niewielką liczbę Ra’amów (a także F-15D) wyposażono w ten system, aby przystosować je do roli maszyn prowadzących formacje uderzeniowe.
(x.com/IAFsite)
Latem ubiegłego roku w artykule opublikowanym przez Bulletin of the Atomic Scientists Pejman Asadzade wyraźnie sugeruje, że większość Irańczyków opowiada się obecnie za posiadaniem broni nuklearnej, a przywódcy zaczynają zwracać na to uwagę. Źródłem tego wniosku jest sondaż przeprowadzony w okresie od 20 lutego do 26 maja przez Asadzadego we współpracy z firmą IranPoll z Toronto. Wykorzystano w nim panel internetowy obejmujący 2280 obywateli Iranu, który ściśle odzwierciedla strukturę demograficzną kraju, biorąc pod uwagę region zamieszkania, wiek respondenta, jego dochody i płeć.
Czego chce Izrael?
7 kwietnia Netanjahu mógł być zaskoczony słowami Trumpa, ale następnego dnia wziął się w garść i opublikował film, na którym wyraża radość z „bardzo serdecznej wizyty” w USA i określa warunki ewentualnego dealu nuklearnego z Iranem. Według premiera Izrael zaakceptowałby porozumienie podobne do tego, który w 2003 roku umożliwił likwidację libijskiego programu rozwoju broni jądrowej.
Co to oznacza w praktyce? Sama deklaracja Teheranu o zarzuceniu programu nie wystarczy. Bibi oczekuje fizycznej likwidacji – wysadzenia albo demontażu i wywózki – wszystkich instalacji służących do rozwoju broni nuklearnej. Wszystko to musiałoby się odbywać pod nadzorem Amerykanów lub być przez nich realizowane. Jeśli Iran się na to nie zgodzi i jeśli będzie grał na czas, jedyną opcją – przekonuje Netanjahu – stanie się użycie siły.
מסכמים ביקור חשוב בארה״ב.
זה היה ביקור מאוד טוב, ביקור מאוד חם, ויש גם דברים אחרים שתשמעו עליהם בהמשך.
צפו >> pic.twitter.com/DdMmo6XxPF
— Benjamin Netanyahu – בנימין נתניהו (@netanyahu) April 8, 2025
Amerykanie koncentrują obecnie siły na Bliskim Wschodzie. Pisaliśmy już kilkakrotnie o przebazowaniu bombowców B-2A Spirit na atol Diego Garcia. Na razie wykorzystywane są do ataków na jemeńskich Hutich, ale równie dobrze mogą zostać użyte przeciwko Iranowi. Izrael nie ma bowiem środków, które pozwoliłyby zlikwidować irańskie instalacje jądrowe środkami kinetycznymi. Owszem, można używać wirusów komputerowych, ale fizyczna likwidacja instalacji jest możliwa wyłącznie rękoma Amerykanów.
Owszem, Izrael pokazał, że jest w stanie działać w irańskiej przestrzeni powietrznej i atakować cele wysokiej wartości. Atak z kwietnia ubiegłego roku na stanowisko obrony przeciwlotniczej w Isfahanie dowiódł, iż Izraelczycy nie tylko nie obawiają się irańskiej opl, ale mają też obmyślone sposoby jej neutralizacji. Szkopuł w tym, że dwa główne irańskie ośrodki jądrowe – zakłady wzbogacania Iranu w Fordo i Natanzie – ukryte są pod grubą warstwą skały.
W starej już, ale niezmiennie aktualnej analizie opublikowanej w magazynie Tablet Austin Long z Columbia University szacował, że penetracja Fordo wymagałaby użycia dwudziestu pięciu F-15I i siedemdziesięciu pięciu bomb (w tym dwudziestu pięciu GBU‑28), które metr po metrze kolejnymi eksplozjami drążyłyby dziurę w stropie tak długo, aż dokopałyby się do pomieszczenia z wirówkami. Problem w tym, że „długo” oznacza w tym wypadku naprawdę długo: bomby trzeba by zrzucać w co najmniej półminutowych odstępach, co przekłada się na minimum czterdzieści minut bombardowania, a w praktyce zapewne około godziny.
10/Natanz Iran’s Largest Enrichment Facility:
What is it?
Iran’s main enrichment site, partially underground but vulnerable to attack.What does it do?
Enriches uranium using thousands of centrifuges (up to 60% purity). pic.twitter.com/inFtleYuDC— GeoInsider (@InsiderGeo) March 30, 2025
Taka operacja wymagałaby jednocześnie chirurgicznej precyzji i zdolności do długotrwałego przebywania w nieprzyjacielskiej przestrzeni powietrznej. Możliwość uzupełniania paliwa w locie staje się wówczas tylko jednym z szeregu problemów. I to nawet nie największym, gdyż zużycie paliwa jest przynajmniej przewidywalne i o ile nie nastąpi awaria, można je obliczyć zawczasu z dużą dokładnością. Reakcja irańskiej obrony powietrznej może zaś przybrać różne postaci, zwłaszcza że Iran planuje kompleksową modernizację sił powietrznych we współpracy z Rosją. F-15IA w konfiguracji powietrze–powietrze mogą więc również mieć pełne ręce (skrzydła?) roboty.
W informacjach o zastosowanej w Fordo technice umacniania stropów jest sporo przesady, ale nie należy mieć wątpliwości, że jest twardym orzechem do zgryzienia. GBU‑57 Massive Ordnance Penetrator jest zdolna do przebicia się przez ośmiometrową warstwę zbrojonego betonu o wytrzymałości na ściskanie rzędu 69 megapaskali, 60 metrów klasycznego betonu zbrojonego lub 40 metrów skały o średniej twardości. Według większości analityków bomba GBU‑57 nie będzie mieć problemów z obróceniem obiektu w perzynę. A które bombowce mogą przenosić MOP-y? Otóż właśnie B-2A.
Trudno więc sobie wyobrazić, jak i dlaczego to Izrael miałby być liderem czy przywódcą ewentualnej operacji. Bardziej prawdopodobne jest to, że Trump – w swoim stylu – palnął, co mu ślina na język przyniosła. Być może chciał wysłać jakiś pozytywny sygnał premierowi Izraela, z którym ponoć łączy go osobista przyjaźń. Trzeba jednak pamiętać, że ich stosunki załamały się jednak w 2020 roku, kiedy Netanjahu miał czelność pogratulować Bidenowi zwycięstwa w wyborach. Dla Trumpa – promującego bezsensowną teorię spiskową o sfałszowanych wyborach – była to zdrada. Spalone mosty udało się odbudować dopiero w zeszłym roku podczas kampanii wyborczej w USA.
Na koniec trzeba stwierdzić, że szanse na jakiekolwiek tymczasowe porozumienie są nikłe. Byłby to wręcz idealny przykład tego, czego Bibi najbardziej nie chce – gry na czas. Co gorsza, dwanaście lat temu to właśnie taki tymczasowy układ stał się pomostem do znienawidzonego przez Netanjahu porozumienia JCPOA. Bibi będzie więc ze wszystkich sił naciskał na Trumpa, aby ten nie zgadzał się na żadne półśrodki.