Mimo że USAF powoli odsyła te legendarne samoloty na emeryturę, Thunderbolty II bynajmniej się nie lenią. Wczoraj cztery maszyny przyleciały do Peru, gdzie wezmą udział w ćwiczeniach „Patriot Fury”. Jest to pierwsza w historii wizyta A-10 na południe od równika w ciągu blisko pięćdziesięciu lat służby.

Do Chiclayo w północno-zachodniej części kraju zawitały maszyny z 45. Eskadry Myśliwskiej 924. Dywizjonu rezerwy sił powietrznych z Davis-Monthan Air Force Base w Arizonie. Towarzyszył im także samolot transportowy C-17 Globemaster III, na którego pokładzie znajdował się personel 64. Lotniczego Skrzydła Ekspedycyjnego, mający zapewnić zabezpieczenie logistyczne.



Warthogi przyleciały – do bazy lotniczej imienia kapitana Joségo Abelarda Quiñonesa Gonzáleza, zlokalizowanej przy międzynarodowym porcie lotniczym tego samego imienia. Niejako na powitanie zatankowały tam z cywilnej instalacji. Była to nieplanowana, ale konieczna operacja, ponieważ na miejsce nie dotarła dostawa paliwa z USA. W komunikacie podkreślono, że wprawdzie sama instalacja różni się od tych używanych przez USAF, ale akurat złącze podłączane do samolotu jest identyczne.

„Patriot Fury” – będące ćwiczeniami rezerwy amerykańskiego lotnictwa, dotąd zawsze realizowanymi samodzielnie – w tym roku pierwszy raz połączono z „Resolute Sentinel”, czyli ćwiczeniami pod egidą US Southern Command. Tradycyjnie „Resolute Sentinel” skupia się na działaniach w środowiskach pozbawionych nowoczesnej infrastruktury. Stąd też samoloty miały być tankowane paliwem dostarczanym z USA, nie zaś pobieranym na miejscu, ale w takiej sytuacji piloci nie mogliby wykonać lotów zaplanowanych na pierwszy dzień ćwiczeń.

Tankowanie Warthoga w Chiclayo.
(US Air Force / Master Sgt. Bob Jennings)

Jak już wielokrotnie pisaliśmy, dla USAF-u działania rozproszone – to znaczy spoza ogromnych baz lotniczych aż proszących się o uderzenie wyprzedzające w razie konfliktu między mocarstwami – są od kilku lat jednym z głównych kierunków rozwoju. Planowane jest utworzenie i odtworzenie mniejszych baz, które umożliwiłyby ciągłe manewrowanie samolotami i zmianę ich miejsc stacjonowania w strefie walk tak, aby utrudnić ich zniszczenie na lotniskach pociskami manewrującymi lub balistycznymi. Można do tego również włączyć sieć lotnisk cywilnych i drogowe odcinki lotniskowe.



Proces odsyłania A-10C na cmentarzysko w bazie Davis-Monthan rozpoczął się w trzy miesiące temu. 5 kwietnia pierwszy samolot wyleciał z bazy Moody w stanie Georgia do Davis-Monthan. Maszyna należąca do 74. Eskadry Myśliwskiej (która jest jedną z dwu eskadr Warthogów w bazie Moody) wylatała 14 125 godzin przez czterdzieści trzy lata służby. Zgodnie z obowiązującymi planami szef sztabu USAF-u, generał CQ Brown, oczekuje wycofania wszystkich maszyn tego typu do końca dekady.

OA-10 Thunderbolt II przygotowywany do startu w zimowych warunkach Alaski, 2004 rok. Zwracają uwagę pokrowce na kołach chroniące przed przymarznięciem do płyty postojowej.
(USAF / Joshua Strang)

Pentagon wiele lat temu doszedł do wniosku, że maszyna taka jak Warthog może jeszcze mieć zastosowanie na przykład w górach Afganistanu, ale nie poradzi sobie w starciu z przeciwnikiem dysponującym nowoczesną obroną przeciwlotniczą, takim jak Chiny czy Rosja. Jak wielokrotnie pisaliśmy, Departament Obrony i siły powietrzne próbowały wycofać ze służby ten typ samolotu co najmniej od 2014 roku, a pierwsze przymiarki czyniono jeszcze w latach 90. Głównymi powodami były potrzeba oszczędności i zmiana filozofii, która kładzie większy nacisk na samoloty wielozadaniowe.

Mimo że A-10C nie przystaje już do współczesnego i nowoczesnego pola walki, decyzja o rychłym wycofaniu A-10 wzbudziła jednak ogromne kontrowersje, krytykowano ją w Kongresie, suchej nitki nie zostawił na niej również amerykański odpowiednik Najwyższej Izby Kontroli. O ocalenie Thunderboltów stoczono zaciętą walkę, która w styczniu 2016 roku zakończyła się częściowym sukcesem.

A-10C w norweskiej bazie Andøya.
(US Air National Guard / Tech. Sgt. Enjoli Saunders)

– W obliczu coraz większego chaosu na świecie po prostu nie możemy sobie pozwolić na przedwczesne wycofanie naszego najlepszego sposobu zapewniania bliskiego wsparcia z powietrza, dopóki nie wprowadzimy do służby jego następcy – przekonywał nieżyjący już senator John McCain, niezłomny orędownik A-10.



Sztab USAF-u nie poddawał się jednak i wciąż walczył o zgodę na wycofanie poczciwych Guźców. Jeden scenariusz zakładał, że maszyny będą umierać powolną śmiercią naturalną w miarę wyczerpywania się resursów. Wszczęto jednak program wymiany skrzydeł wraz z centropłatem, co przynajmniej teoretycznie pozwoliło A-10 latać nawet do roku 2040. Nominalny resurs nowych płatów wynosił 10 tysięcy godzin.

Ostatecznie Kongres zgodził się na stopniowe zerowanie floty od roku podatkowego 2023. W przyszłym roku podatkowym USAF chce skreślić ze stanu czterdzieści dwa A-10 – dwa razy więcej niż w roku bieżącym. Usunięcie ponad sześćdziesięciu egzemplarzy zredukuje liczebność floty Warthogów do około 220 w październiku roku 2024.

A-10 na szczęście nigdy nie miały okazji zademonstrować swoich możliwości podczas wojny w Europie. Nigdy nie przyszło im niszczyć radzieckich czołgów nacierających przez przesmyk Fuldy ku Frankfurtowi. Chwila chwały nadeszła dopiero podczas wojny z Irakiem, na którą wysłano 132 maszyny. Thunderbolty II upolowały tam – oprócz 900 czołgów i kilku tysięcy innych sztuk sprzętu – także dwa śmigłowce Mi-8. Poniżej zamieszczamy wywiad (po angielsku) z autorem jednego z tych zestrzeleń, Toddem Sheehym, pseudo „Shanghai”.

Zobacz też: Trochę więcej informacji o Virginiach dla Australii

US Air Force / Master Sgt. Bob Jennings