Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych od ponad roku studiują możliwość zwiększenia obecności w Arabii Saudyjskiej w obliczu potencjalnego konfliktu z Iranem. W grę wchodzi wykorzystanie portu Janbu nad Morzem Czerwonym i dodatkowych dwóch baz lotniczych, które miałyby być udostępniane na zasadzie doraźnej potrzeby operacyjnej. Waszyngton potwierdził, że przetestowano już rozładunek i wysyłkę towarów drogą lądową z portu w Janbu – kluczowego terminalu dla rurociągów naftowych w tym państwie.
W ostatnim czasie wizytę w Janvu złożył generał Kenneth McKenzie, szef Dowództwa Centralnego Stanów Zjednoczonych (CENTCOM), co wywołało dalsze spekulacje na temat rychłego podpisania porozumienia. Nie podjęto jednak żadnych wiążących decyzji. Wykorzystanie Janbu oraz leżących niedaleko Morza Czerwonego baz lotniczych w Tabuku i At-Taif dałoby amerykańskim siłom zbrojnym więcej opcji elastycznego działania w regionie tego akwenu. Ma to mieć szczególne znaczenie w przypadku przeciwdziałania wzmożonym atakom ze strony rebeliantów Huti.
Według przedstawicieli CENTCOM-u ataki na serce saudyjskiego przemysłu naftowego we wrześniu 2019 roku stały się impulsem do obmyślania planów wzmocnienia tego obszaru. Rijad i Waszyngton winą za ten atak – który tymczasowo zmniejszył produkcję saudyjskiej ropy o połowę i spowodował wzrost jej cen – obarczyły Iran. Teheran zaprzeczył, że jest w to zamieszany, a do ataku przyznali się jemeńscy rebelianci, który – jak się później okazało – używali dronów wyprodukowanych w irańskich zakładach.
Należy jednak zauważyć, że stosunki saudyjsko-amerykańskie pozostają napięte od czasu zabicia dziennikarza Washington Post Dżamala Chaszukdżiego w 2018 roku. Negocjacje są więc skomplikowane, a dodatkowo oliwy do ognia dolewa fakt, że rozmieszczenie – nawet tymczasowe – wojsk amerykańskich w bliskości muzułmańskiego świętego miasta Mekka (At-Taif leży w odległości osiemdziesięciu pięciu kilometrów) może wywołać gniew wśród ekstremistów.
– Są to ostrożne środki planowania wojskowego, które pozwalają na tymczasowy lub warunkowy dostęp do obiektów i nie są w żaden sposób prowokacyjne ani nie stanowią amerykańskiej ekspansji w regionie, ani w Arabii Saudyjskiej – napisał Bill Urban, rzecznik prasowy Centralnego Dowództwa.
Arabia Saudyjska włożyła już dużo pieniędzy w rozwój infrastruktury obu baz lotniczych, a według CENTCOM-u dąży do jeszcze większego wzrostu znaczenia tych obiektów. Nie da się ukryć, że rozlokowanie amerykańskich żołnierzy w bazach na zachodnim wybrzeżu może mieć istotne znaczenie w przypadku ewentualnego konfliktu z Iranem, gdyż tam większość pocisków balistycznych, które są w irańskiej służbie, po prostu nie doleci.
Należy przy tym podkreślić, że Iran doskonale rozumie znaczenie Morza Czerwonego tak ze względu na styczność z zachodnim wybrzeżem Jemenu, jak i ze względu na Kanał Sueski, do którego południowy szlak wiedzie przez Bab al-Mandab i Morze Czerwone. Jesienią ubiegłego roku pisaliśmy o irańskim statku Sawiz, który kotwiczy na wodach międzynarodowych w pobliżu cieśniny od połowy 2017 roku. Pełni tam funkcję wysuniętej bazy operacyjną Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.
Chęć uzyskania dostępu do saudyjskich baz ma być częścią planu przedstawionego przez McKenziego Kongresowi. „Western Sustainment Network” to system planowania logistycznego, który zapewniłby możliwość elastycznego reagowania na zagrożenia bezpieczeństwa w regionie podporządkowanym CENTCOM-owi. W bazach nie byłoby żołnierzy stacjonujących na stale, ale w każdej chwili istniejąca infrastruktura pozwoliłaby na ściągnięcie sił z innych obiektów, zależnie od potrzeby operacyjnej.
Waszyngton wycofał wojsko z Arabii Saudyjskiej po atakach z 11 września. Bazę Al-Amir Sultan w centralnej części kraju wykorzystywały amerykańskie siły powietrzne do 2003 roku, później ciężar działań zaczęto przenosić do katarskiej Al-Adid (to właśnie tam znajduje się wysunięta kwatera główna CENTCOM-u). W 2019 roku Al-Amir Sultan zaczęła jednak odzyskiwać wcześniejsze znaczenie w związku z rosnącym napięciem na linii Waszyngton–Teheran. Znajduje się w niej około 2500 żołnierzy amerykańskich, z których część należy do obsługi baterii Patriotów. W październiku pojawił się tam kontyngent z 77. Eskadry Myśliwskiej „Gamblers” z myśliwcami F-16C z Shaw Air Force Base.
Z perspektywy Iranu dodatkowe amerykańskie bazy prawdopodobnie staną się kolejnym powodem do agresywnej retoryki obu stron. Już teraz Alireza Mirjusefi, rzecznik irańskiej misji przy ONZ, skrytykował posunięcie Waszyngtonu, nazywając obecność obcych wojsk na Bliskim Wschodzie „jednym z głównych powodów chaosu i braku bezpieczeństwa w regionie”.
Zobacz też: Moskwa i Ateny rozmawiają o modernizacji greckich S-300
(militarytimes.com)