W teorii wydaje się to proste. Korea Północna wystrzeliwuje w stronę Stanów Zjednoczonych pociski balistyczne. Salwy amerykańskich przeciwrakiet niszczą je, kończąc międzykontynentalną wymianę ciosów, jeszcze zanim ta się na dobre rozpoczęła. W praktyce jednak – jak dowodzi, cytując opinie specjalistów, strona Defense One – mogłoby to się okazać dużo bardziej skomplikowane.

Rozważania dotyczą głównie systemu Ground-Based Midcourse Defense (GMD). W przypadku niedawnego przelotu północnokoreańskiej rakiety nad terytorium Japonii jej wysokość lotu (770 tysięcy metrów) była bowiem za duża, aby możliwe było jakiekolwiek inne skuteczne przeciwdziałanie. Systemy przeciwrakietowe THAAD, Aegis i Patriot byłyby więc zredukowane do roli zaledwie obrony obszarowej.

Pierwszym problemem byłby dobór punktu przechwycenia i zestrzelenia północnokoreańskich rakiet. Jedna z najkrótszych dróg dla pocisków podążających nad amerykański kontynent biegnie nad biegunem północnym. Przy użyciu drugiej z nich w chwili zestrzelenia znajdowałyby się one najprawdopodobniej w kontrolowanej przez Rosjan przestrzeni powietrznej bądź nawet nad samym terytorium Rosji.

Takie naruszenie podniosłoby alarm w rosyjskim systemie wczesnego ostrzegania. Mimo propagandy rosyjscy wojskowi wysokiego szczebla mogą być zbyt rozsądni, aby uwierzyć, że przeciwrakiety były wycelowane w Rosję. Nikt normalny nie użyłby do takiego ataku głowic niszczących cel jedynie swoją energią kinetyczną. Ale ryzyko potraktowania nadlatujących amerykańskich rakiet jako prowokacji zawsze istnieje.

Można byłoby więc czekać, aż nieprzyjacielskie pociski balistyczne przejdą w finalną fazę zbliżania się do celu. Ostatnią rubieżą obrony przeciwrakietowej Stanów Zjednoczonych są jednak tylko dwie bazy GMD z przeciwpociskami GBI, Vandenberg w Kalifornii i Fort Greely na Alasce. Jeśli więc kontratak nastąpiłby zbyt późno, w akcji przeciwko nadlatującym głowicom nie byłoby szans na żadne poprawki.

W teorii można by nie czekać, aż pociski znajdą się w drodze do celu, i zniszczyć je tuż po odpaleniu. Wtedy jednak krążownik lub niszczyciel z systemem Aegis w wersji do obrony przeciwrakietowej musiałby być gotów do oddania strzału w ciągu jednej, dwóch minut, bardzo blisko wyrzutni. Ponadto miejsca, w których taka reakcja byłaby możliwa, praktycznie ograniczałyby się do wód terytorialnych Korei Północnej.

Na dodatek niektórzy analitycy i byli wojskowi nie zostawiają na systemach przeciwrakietowych suchej nitki. Mówią, że nazwy typu „tarcza” lub „kopuła” mogą dawać użytkownikom fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Twierdzą, że ich testy są obliczone na sukces i przeprowadzane w warunkach uproszczonych, a prawdopodobieństwo trafienia prawdziwego pocisku jest takie jak przy rzucie monetą.

Źródło zwraca uwagę na fakt, że postępów Kim Dzong Una w kwestii zbrojeń nie można lekceważyć. Sprawując władzę od sześciu lat, wykonał on o trzydzieści procent więcej testów broni nuklearnej niż jego poprzednicy, Kim Dzong Il i Kim Ir Sen, razem wzięci. Szef NORAD-u, generał Lori Robinson, wyraża jednak przekonanie, że Stany Zjednoczone są dobrze przygotowane do ewentualnej obrony.

Zobacz też: Hawaje obawiają się ataku impulsem elektromagnetycznym

(defenseone.com)

Raytheon