Waszyngton wciąż próbuje wywierać presję dyplomatyczną na Izrael, tak aby z jednej strony zapobiec eskalacji mogącej podpalić cały Bliski Wschód, a z drugiej – poprawić sytuację humanitarną w Strefie Gazy. Administracja Joe Bidena sięgnęła w końcu po środek, który można by nazwać desperackim: zagroziła Izraelowi wstrzymaniem pomocy wojskowej, jeżeli Cahal nie poprawi dopływu pomocy humanitarnej do Gazy.

Amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin i sekretarz stanu Antony Blinken wystosowali 13 paź­dzier­nika list, w którym domagają się zapewnienia niekombatantom dostępu do żywności, leków i innych artykułów pierwszej potrzeby. Jest to w praktyce ultimatum, stawiające jasne żądania i dające określony czas na ich spełnienie: miesiąc. Ale trudno nie zauważyć, że wybory prezydenckie w USA są 5 listopada – za trzy tygodnie.

Sytuacja humanitarna w Gazie jest fatalna praktycznie od pierwszych dni wojny Izraela z Hamasem. Ale stopniowo się pogarsza, a większość prób ulżenia sytuacji nie przynosi wymiernych zmian. Nieszczęsny amerykański pirs tymczasowy zatonął, pracownicy organizacji pomocowych są zabijani, a zrzuty zaopatrzenia to raczej gest solidarności, a nie faktyczna pomoc.

Adresatami listu są minister obrony Joaw Galant i minister do spraw strategicznych Ron Dermer, ale oczywiście faktycznym odbiorcą tej groźby ma być Binjamin Netanjahu. List Blinkena i Austina wskazuje winnych pogorszenia się sytuacji humanitarnej w ostatnich tygodniach: bezprawie i działania izraelskiego rządu.

Dwaj sekretarze ostrzegają, że jeśli izraelskie władze nie zadbają o poprawę sytuacji, administracja Bidena będzie musiała skorzystać z przepisów łączących dostęp do amerykańskiej broni i pomocy wojskowej z przestrzeganiem prawa konfliktów zbrojnych. Obowiązująca Ustawa o kontroli eksportu uzbrojenia (Arms Export Control Act) pozwala Białemu Domowi przekazywać uzbrojenie wyłącznie do krajów, które używają go zgodnie z prawem (w tym Kartą Narodów Zjednoczonych). Z kolei Ustawa o pomocy zagranicznej (Foreign Assistance Act) stwierdza, że amerykańska pomoc wojskowa nie może trafiać do krajów blokujących dostawy amerykańskiej pomocy humanitarnej.

Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w listopadzie.

Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły. Pasek odlicza do kwoty 1200 złotych.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.

6%

W liście wyliczono szereg kryteriów, które Izrael musi spełnić. Przede wszystkim musi zagwarantować codzienny wjazd co najmniej 350 samochodów ciężarowych z żywnością do Strefy Gazy. Musi też wprowadzić pauzy humanitarne, które ułatwią dystrybucję żywności, dopuścić transport pomocy z Jordanii oraz zaprzestać izolacji północnej części Strefy Gazy i zagwarantować, iż nie będzie realizował polityki wypędzeń z tego regionu na południe. Warto też zwrócić uwagę, co Blinken i Austin piszą o UNRWA. Podkreślają, że wprawdzie uznają oskarżenia Izraela pod adresem agencji dotyczące współpracy niektórych jej pracowników z Hamasem, ale jednocześnie proszą, aby Netanjahu zapobiegł przyjęciu ustawy zakazującej jakichkolwiek oficjalnych kontaktów izraelskich urzędów z UNRWA, gdyż oznaczałoby to załamanie całego systemu dystrybucji pomocy humanitarnej w Strefie Gazy.

Według informacji Biura ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej od początku tego miesiąca nie zrealizowano ani jednej (sic!) dostawy żywności do północnej części Strefy Gazy, gdzie obecnie Cahal prowadzi intensywne działania bojowe. Izraelskie siły zbrojne utrzymują, że nie wstrzymały dostaw żywności, a winą za jej niedobory obarczają Hamas i pospolitych przestępców. Według danych COGAT‑u, czyli jednostki odpowiedzialnej między innymi za koordynację logistyczną w Strefie Gazy, w tym miesiącu do Gazy wjechało 465 samochodów, ale chodzi tu o całą Strefę, bez rozróżnienia na północ i południe.

W Izraelu pojawił się niedawno pomysł, aby to żołnierze Cahalu sami rozprowadzali żywność i leki wśród ludności palestyńskiej. Pomysł wyszedł jednak od ultraprawicowych członków koalicji rządzącej i od razu został zinterpretowany jako próba wykonania pierwszego kroku w kierunku permanentnej oku0pacji Strefy Gazy. Netanjahu stwierdził wobec tego, że koncepcja trafi do kosza.

Izrael otrzymuje od Stanów Zjednoczonych rocznie pomoc wojskową o wartości 3,8 miliarda dolarów. Ale trwająca wojna spowodowała gwałtowny wzrost wydatków. Według opisywanego przez nas niedawno raportu Instytutu Spraw Między­naro­do­wych i Publicz­nych Uniwersy­tetu Browna rok konfliktu na Bliskim Wschodzie kosztował Waszyng­ton co najmniej 22,76 miliarda dolarów. Same pakiety pomocowe wysyłane Izraelowi miały osiągnąć wartość 17,9 miliarda dolarów.

Przez cały ten czas Waszyngton tylko raz wstrzymał transport uzbrojenia do Izraela. W maju tego roku, po wystosowaniu podobnego listu, zawieszono dostawę bomb o dużym wagomiarze. Transport ruszył jednak w drogę kilka tygodni później, jak na ironię – niedługo po opublikowaniu wyjątkowo krytycznego raportu na temat działań Izraelczyków w Gazie. 46‑stronicowy dokument sporządzony na zlecenie prezydenta stwierdzał między innymi: „można w sposób uzasadniony wnioskować, że od 7 paź­dzier­nika [amerykańskie uzbrojenie] było używane przez izraelskie siły bezpieczeństwa w sytuacjach sprzecznych ze zobowiązaniami wynikającymi z międzynarodowego prawa humanitarnego lub z przyjętymi najlepszymi standardami ograniczania strat wśród cywilów”.

Izraelski urzędnik, który rozmawiał z dziennikarzami The Washington Post pod warunkiem zachowania anonimowości, zapewnił, że Izrael traktuje tę sytuację poważnie i zamierza rozmawiać z Amerykanami o obawach wyrażonych w liście.

Trzeba zwrócić uwagę, że dopiero co Pentagon podjął decyzję o wysłaniu baterii systemu przeciwrakietowego THAAD do Izraela. Rozmieszczenie amerykańskich żołnierzy na izraelskiej ziemi po to, aby bronili Izraela, jest jaskrawym gestem świadczącym o gotowości Amerykanów do dalszego wspierania bliskowschodniego sojusznika. Prawdopodobnie właśnie dlatego sekretarze wystosowali list właśnie teraz. Jerozolimie trudniej będzie oskarżyć Amerykanów o działanie na szkodę Izraela, skoro za kilka dni THAAD będzie gotów do obrony izraelskiego nieba.

Oczywiście oskarżenia pojawią się tak czy inaczej. Już na początku tego roku radykalny prawicowiec Itamar Ben Gwir, minister bezpieczeństwa państwowego, otwarcie krytykował pre­zy­denta USA i stwierdził, że Donald Trump byłby lepszy dla Izraela niż Biden. Bibi musiał potem tonować nastroje i publicznie dziękować Bidenowi za wsparcie, ale brak dymisji Ben Gwira oznaczał jedno: Bibiemu zależy na utrzymaniu koalicji (i samego siebie na stołku) bardziej niż na wsparciu Białego Domu.

Rzecz jasna, oskarżenia pod adresem Bidena padają także z drugiej strony. Ta zarzuca prezydentowi, iż czyni za mało, aby ulżyć cierpieniom ludności palestyńskiej, i nie wykorzystuje wszystkich dostępnych środków nacisku na Izrael. Kwestia ta może potencjalnie zaważyć na wyniku wyborów prezydenckich. Jednym ze stanów, które wiceprezydentka Kamala Harris powinna wygrać, jest Michigan, gdzie mieszka duża społeczność osób pochodzenia palestyńskiego (i szerzej: arabskiego). Jeśli ci wyborcy zagłosują przeciw Harris lub w ogóle nie pójdą do urn, może to wystarczyć, aby głosy elektorskie z Michigan trafiły do Trumpa. Tymczasem rozgoryczenie wyborców rośnie.

Według hamasowskiego ministerstwa zdrowia w toku wojny zginęły już 42 tysiące osób. Wiele z nich to członkowie Hamasu, Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu i pomniejszych organizacji terrorystycznych (ministerstwo z oczywistych względów nie rozróżnia terrorystów i cywilów). Ale wiele innych ofiar to osoby zupełnie niewinne, a wśród nich niebagatelny odsetek stanowią dzieci.

W ostatnich dniach izraelskie lotnictwo przeprowadziło kilka wyjątkowo krwawych nalotów. 10 października w nalocie na szkołę w Dajr al‑Balah zginęło dwadzieścia osiem osób, a ponad pięćdziesiąt zostało rannych. A przedwczoraj świat obiegły nagrania ze zbombardowanego i płonącego szpitala imienia Męczenników Al‑Aksy również w Dajr al‑Balah. Tu życie straciły „tylko” cztery osoby. Ale kilkadziesiąt zostało rannych, a szpitale wciąż działające w Gazie nie mają wyposażenia specjalistycznego, które jest niezbędne do opieki nad osobami ciężko poparzonymi.

Amerykańscy urzędnicy, z którymi rozmawiali dziennikarze WaPo, stwierdzili, że w ich ocenie termin za trzydzieści dni, a nie wcześniejszy, jest uzasadniony zarówno złożonością oczekiwań Waszyngtonu, jak i harmonogramem dostaw uzbrojenia.

Mimo wszystko rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby zapewnił, że list nie powinien być traktowany jako groźba. Jego celem ma być ponowne podkreślenie, jak bardzo pilna jest kwestia rozbudowania sprawnego systemu pomocowego w Gazie. Kirby dodał, że Biały Dom ma „nadzieję, iż nie będzie trzeba tego zakomunikować po raz kolejny”. Przedstawiciele administracji nie chcą też powiedzieć jednoznacznie, czy transfer uzbrojenia naprawdę zostanie wstrzymany, jeśli Izrael zlekceważy zalecenia.

Według źródeł w izraelskim ministerstwie obrony, na które powołuje się The Jerusalem Post, już teraz w Jerozolimie zapanowało przekonanie, że trzeba będzie ustąpić. Wydaje się jednak, iż większą niechęć w Cahalu wzbudziła nie konieczność dopuszczenia pomocy humanitarnej do ludności, ale stanowisko sekretarzy odnośnie do północnej części Strefy Gazy. Przymusowe przemieszczenie całej ludności z północy na południe miało być sposobem na wykorzenienie Hamasu w tamtym regionie i wzmożenie nacisku na Jahję Sinwara.

Amit Agronov, IDF Spokesperson's Unit