W przyszłym miesiącu minie pięćdziesiąt jeden lat od wodowania USS Nimitz (CVN 68). Obecnie jest on najstarszym lotniskowcem świata pozostającym w linii i ma przed sobą już tylko kilka lat czynnej służby pod amerykańską banderą. Projekt budżetu na rok podatkowy 2024 ma przesunąć moment skreślenia Nimitza ze stanu floty o trzynaście miesięcy – z kwietnia 2025 roku na maj roku 2026. Ale tak czy inaczej marynarkę wojenną już wkrótce czeka ogromne wyzwanie.
Nimitz będzie dopiero drugim wycofanym ze służby i rozmontowanym lotniskowcem o napędzie atomowym. A sytuacja jego poprzednika – USS Enterprise (CVN 65) – dobrze pokazuje, z jakimi problemami będzie trzeba się zmierzyć i tym razem. Oczywiście zagwozdka dotyczy przede wszystkim reaktorów.
Wstępna rozbiórka Enterprise’a zaczęła się w 2012 roku, kiedy wycofano go z czynnej eksploatacji. Od tego czasu rozmontowano większość instalacji okrętowych, a przede wszystkim usunięto paliwo jądrowe z reaktorów i część materiałów niebezpiecznych. Obecnie prace jednak praktycznie nie posuwają się naprzód, a roczne koszty związane z utylizacją jednostki (chociaż bardziej trafnym określeniem będzie tutaj: postój przy nabrzeżu) sięgają milionów dolarów rocznie.
Wedle udostępnionych informacji z opracowania instytucji kontrolnej GAO (odpowiednika polskiego NIK-u) z 2018 roku pełna utylizacja Enterprise’a może kosztować około 1,5 miliarda dolarów i trwać nawet do 2044 roku. Mimo sędziwego wieku konstrukcja ośmiu reaktorów jądrowych A2W (Nimitz ma tylko dwa reaktory A4W) jest nadal tajna, a z tego powodu utylizacją lotniskowca może zająć się wyłącznie US Navy i podmioty jej podległe. Generuje to dodatkowe koszty i przedłuża proces.
Jak informuje serwis Breaking Defense, w tym miesiącu US Navy rozpoczęła przygotowania do procesu dezaktywacji Nimitza. Wstępne prace analityczne zlecono oczywiście stoczni Newport News Shipbuilding, która buduje wszystkie amerykańskie „superlotniskowce” i która obecnie pracuje na Enterprisie. Pentagon ma nadzieję, że trudne doświadczenia z CVN 65 pozwolą usprawnić procedury i ułatwią rozbiórkę wszystkich Nimitzów.
Obecnie w kwestii Enterprise’a w grę wchodzą trzy opcje. Pierwszą jest przekazanie sekcji nienuklearnych do komercyjnej stoczni złomowej, podczas gdy sekcja z reaktorami trafiłaby do stoczni marynarki wojennej Puget Sound, gdzie każdy reaktor zamknięto by w osobnym pojemniku, a następnie przewieziono na odległe o 320 kilometrów składowisko Hanford. Druga metoda różni się tylko tym, że zamiast ośmiu pojemników, zbudowano by cztery – każdy dla pary reaktorów – co utrudniłoby transport, ale uprościłoby samą budowę.
Wreszcie trzecia opcja zakłada zlecenie całości prac podmiotom komercyjnym. Marynarka wojenna wskazała właśnie tę opcję jako preferowaną, gdyż nie absorbowałaby ona mocy przerobowych stoczni Puget Sound, która i tak jest już obciążona ponad miarę bieżącymi pracami przy utrzymaniu okrętów. Jeśli żadna z tych opcji nie wypali, Enterprise będzie musiał stać przy nabrzeżu w Newport News praktycznie bez końca – czyli do czasu, aż prędzej czy później ktoś jednak da zielone światło któremuś z trzech scenariuszy.
– Enterprise i Nimitz są podobne pod tym względem, że są to duże, mocne okręty zawierające w sobie niewielką ilość różnych materiałów niebezpiecznych – mówi Jamie Koehler, rzeczniczka Naval Sea Systems Command. – Są to jednak znacząco odmienne projekty, więc podejście do dezaktywacji będzie odzwierciedlało te różnice.
We wrześniu ubiegłego roku na pokładzie Nimitza doszło do skażenia wody pitnej paliwem lotniczym JP-5, przez co okręt zmuszony był przerwać ćwiczenia integracyjne swojej grupy uderzeniowej. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez rzecznika Trzeciej Floty, komandora porucznika Seana Robertsona, system rozprowadzający wodę po okręcie przepłukano, oczyszczono i zbadano, a wodę pitną uznano za bezpieczną dla załogi. Nimitz po dwutygodniowym postoju, opuścił bazę North Island w San Diego, aby dołączyć do grupy i dokończyć cykl ćwiczeń u wybrzeży Kalifornii.
Robertson oficjalnie przyznał, że w wyniku incydentu jedenastu marynarzy wykazywało objawy zatrucia paliwem. Wszyscy poszkodowani otrzymali niezbędną pomoc medyczną i wrócili do służby. Wojskowi początkowo dementowali informacje o poszkodowanych marynarzach. Jak przekazywał Stars and Stripes, według relacji użytkowników portali społecznościowych, takich jak Twitter i forum r/Navy na Reddicie, kilku członków załogi zachorowało od spożycia zanieczyszczonej wody lub zostało poparzonych po kontakcie z nią.
Zobacz też: Kolekcja samolotów założyciela Microsoftu znalazła nowego właściciela