Amerykańska marynarka wojenna jest na początku drogi mającej doprowadzić do powstania nowego wielozadaniowego samolotu bojowego, który za kilkanaście lat zastąpi F/A-18E/F Super Hornety. Program jest realizowany pod nazwą Next Generation Air Dominance, taką samą jak program budowy nowego myśliwca dla US Air Force, ale oba programy nie mają ze sobą nic wspólnego.
Dokładnie rzecz ujmując: Next Generation Air Dominance marynarki wojennej oznacza system systemów obejmujący sam myśliwiec F/A-XX oraz wiele rodzajów wspierających go maszyn bezzałogowych o różnym przeznaczeniu. Będą one mogły wypełniać zadania myśliwskie, walki elektronicznej, a być może nawet w pewnym momencie przejmą zadania wczesnego ostrzegania, po wycofaniu samolotów E-2 Hawkeye. Sam F/A-XX najprawdopodobniej będzie myśliwcem załogowym, ale nie jest to ostatecznie przesądzone.
Rozmowy na temat NGAD toczą się od wielu lat, ale do tej pory nie zaowocowały konkretnymi postępami. Tymczasem okazało się, że marynarka wojenna bez wielkiego rozgłosu powołała już biuro projektu NGAD. Program będzie podzielony na dwa etapy. W pierwszym etapie ma zostać stworzony następca F/A-18E/F, a w drugim etapie będą prowadzone prace nad następcą samolotu walki elektronicznej EA-18G Growler. Określenie „F/A-XX” odnosi się do następcy myśliwców uderzeniowych.
Super Hornety i Growlery zaczną być wycofywane w latach trzydziestych. W związku z tym szef operacji morskich, admirał Mike Gilday, oświadczył, że prace nad nowym myśliwcem muszą przyspieszyć i nie można sobie pozwolić na opóźnienia, jakie wystąpiły w czasie opracowywania myśliwca F-35 Lighting II. Obecnie program jest w fazie analityczno-koncepcyjnej: marynarka wojenna zbiera informacje od przemysłu na temat dostępnych rozwiązań technicznych, które pozwolą podjąć decyzję, czy nowy myśliwiec będzie załogowy czy bezzałogowy. Ostateczna decyzja ma zapaść w ciągu dwóch do trzech lat.
Wraz z wprowadzeniem do służby nowego samolotu zmieni się struktura skrzydeł lotnictwa pokładowego. Obecnie lotnictwo pokładowe składa się w całości z samolotów załogowych. W ciągu kilku lat mogą do nich dołączyć bezzałogowe latające cysterny MQ-25. Wraz z wdrożeniem do służby F/A-XX stosunek samolotów załogowych do bezzałogowych ma wynosić około 40:60 na korzyść dronów.
– Według dzisiejszych założeń przyszłe skrzydło lotnictwa pokładowego ma mieć stosunek samolotów załogowych do bezzałogowych 60 do 40, ale z biegiem czasu proporcje zmienią się na 40 do 60 na korzyść bezzałogowców – powiedział kontradmirał Gregory Harris, dyrektor działu lotniczego przy szefie operacji morskich. – Wiele będzie zależało od powodzenia we wdrażaniu latających cystern MQ-25 Stingray i naszej zdolności do sprawnego i bezpiecznego zarządzania ruchem dużej liczby bezzałogowców w przestrzeni wokół lotniskowca i na pokładzie lotniczym.
Kontradmirał Harris zauważył, że istnieje wiele czynników mających wpływ na ostateczną konfigurację myśliwca i nie wszystkie dotyczą wyzwań technicznych. Kluczowa będzie między innymi polityka względem uzbrojonych dronów wyposażonych w pewien rodzaj sztucznej inteligencji oraz tego, czy można im pozwolić samodzielnie wybierać cele i odpalać uzbrojenie, i czy będą zdolne do oceny sytuacji na takim poziomie jak człowiek.
– Myślę, że walka powietrzna jest jedną z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszą rzeczą do zastosowania w samolotach autonomicznych – opisuje kontradmirał Harris. – Ze wszystkich rzeczy, których uczymy pilotów myśliwców, przede wszystkim musimy zbadać, jak maszyna bezzałogowa analizuje odebrane sygnały i jak na nie reaguje. To zajmie trochę czasu. Natomiast nie sądzę, żeby posiadanie bezzałogowej platformy do przenoszenia rakiet było krokiem za daleko. Mógłbym mieć bezzałogowego skrzydłowego. Mógłbym wskazać platformie bezzałogowej cel i samemu nacisnąć spust lub z góry upoważnić ją do strzału, jeśli dojdę do wniosku, że sytuacja na to pozwala. To nie wykracza poza moją wyobraźnię.
Mimo że marynarka wojenna i siły powietrzne prowadzą osobne programy Next Generation Air Dominance, w fazie analityczno-koncepcyjnej pozostają w stałym kontakcie. Chociaż w rezultacie powstaną osobne płatowce, mogą one współdzielić wiele podzespołów. Chodzi przede wszystkim o radiolokator i inne czujniki, ale także systemy walki radiolelektronicznej, systemy sieciocentryczne czy uzbrojenie.
– Producent może oferować jakiś sensor, powiedzmy: radar, ale z biegiem czasu przestaje on spełniać nasze wymagania z punktu widzenia serwisowania lub osiągów – mówił dalej kontradmirał Harris. – Z systemem o otwartej architekturze będziemy mieli możliwość szybkiej wymiany tego komponentu na inny i nie będziemy przywiązani do jednego producenta. Mamy z historii złe doświadczenia z byciem zmuszanym do korzystania z rozwiązań jednego producenta. Uważamy, że konkurencja sprawi, że otrzymamy produkty lepsze, bardziej niezawodne i o niższych kosztach utrzymania.
W celu zwiększenia konkurencji przy realizacji programu NGAD marynarka wojenna będzie otwarta na współpracę również z przedsiębiorstwami, których wcześniej nie brano pod uwagę. Kontradmirał Harris stwierdził, że największe koncerny są przyzwyczajone do współpracy ze swoimi sprawdzonymi, ciągle tymi samymi partnerami, co czasem nie dawało rezultatów oczekiwanych przez zamawiającego. Dlatego tym razem marynarka wydała rekomendację, aby maksymalnie poszerzyć dostęp wszelkich przedsiębiorstw do programu, dzięki czemu nawet małe firmy będą mogły poszukać niewielkiej niszy, w której osiągną bardzo dobre rezultaty.
Zobacz też: Perun na poligonie w Giżycku
(news.usni.org)