Amerykańska marynarka wojenna rozgląda się za „czymś więcej niż Flight III”. Mowa oczywiście o kolejnej, jeszcze bardziej zaawansowanej wersji niszczycieli typu Arleigh Burke.

Dyskusje nad przyszłością US Navy mają coraz większy zakres i wykraczają daleko poza rolę i przydatność lotniskowców. Można nawet powiedzieć, że w przypadku dużych jednostek nawodnych marynarka wojenna znalazła się w kropce. Ambitny początkowo program budowy niszczycieli typu Zumwalt zakończył się, głównie z powodu rosnących kosztów, na trzech jednostkach. Do tego nie do końca wiadomo jaką rolę okręty te miałyby odgrywać w razie konfliktu.

Jeszcze gorzej wygląda sprawa z następcami krążowników typu Ticonderoga. Koncepcja Large Surface Combatant stale ewoluuje, a to powoduje kolejne opóźnienia. Program pozyskiwania LSC miał początkowo ruszyć w roku 2023, obecnie mówi się o roku 2026 lub jeszcze późniejszym czasie.

Z kolei w roku budżetowym 2022 zakończą się aktualne kontrakty na budowę niszczycieli Arleigh Burke Flight III. W obecnej sytuacji może zajść konieczność zamówienia kolejnych Flight III lub nawet opracowania jeszcze bardziej zaawansowanych wersji. Z jednej strony chodzi tutaj o zastąpienie najstarszych niszczycieli tego typu, które niedługo zaczną wychodzić ze służby, z drugiej – o wypełnienie luki spowodowanej przez brak LSC.

W dyskusji ścierają się różne poglądy na to, czego US Navy naprawdę będzie potrzebować za dziesięć lat i później. Kolejną kwestią są finanse. Priorytetem jest obecnie budowa atomowych strategicznych okrętów podwodnych typu Columbia, Departament Obrony zamówił także jednocześnie dwa lotniskowce typu Ford. Do tego trzeba jeszcze doliczyć ciągle nierozstrzygnięty program fregat FFG(X). Na opracowanie zadowalającej nowej wersji niszczycieli może więc zwyczajnie zabraknąć pieniędzy.

Zobacz też: US Navy przetestowała „Littoral Combat Group”

(news.usni.org)

Huntington Ingalls Industries