Roboty stworzone zostały przez człowieka do wykonywania za niego prac żmudnych, brudnych lub niebezpiecznych. W tej kategorii na pewno mieści się naprawianie lotnisk zaatakowanych przez wroga, do czego siły powietrzne Stanów Zjednoczonych chcą w przyszłości wykorzystywać właśnie automaty.
Na lotniskowej nawierzchni nawet w trakcie normalnej eksploatacji z biegiem czasu pojawiają się dziury, szczeliny i pęknięcia, powstają nierówności i zaciera się oznakowanie. Gdy lotnisko zostaje zbombardowane, zniszczenia stają się dużo poważniejsze. Do tego szybkość wykonania napraw może decydować o tym, czy baza będzie w stanie wysłać w powietrze ocalałe samoloty przed kolejnym nalotem.
Służby inżynieryjne najpierw oszacowują rozmiar zniszczeń. Później z pasów startowych i dróg kołowania usuwane są niebezpieczne przedmioty, zwłaszcza te, które mogą eksplodować lub spowodować skażenia. I dopiero wtedy zaczyna się proces właściwej naprawy. A każdy z tych etapów może trwać godzinami.
Przy udziale robotów ma się to jednak zmienić. Małe, wielowirnikowe drony posłużą do kontroli stanu powierzchni i nadzoru obrzeży lądowiska. Roboty saperskie fachowo usuną miny i niewybuchy. Wyposażone w dodatkowe moduły zdalnego sterowania ciężarówki, wózki widłowe i buldożery same załatwią zaś najnudniejszą część zadania, polegającą na załadunku i dostawie materiałów na miejsce.
Jak mówi Bobby Diltz z cywilnych służb inżynieryjnych USAF-u (AFCEC) w San Antonio w Teksasie, systemy te nie muszą wyróżniać się inteligencją. Do działania wystarczą im proste algorytmy, jakimi posługują się domowe roboty sprzątające, a do omijania przeszkód radar lub jego laserowy odpowiednik, lidar.
Zobacz też: Jakie będą kierunki rozwoju robotów wojsk lądowych?
(c4isrnet.com; na fot. ćwiczenia USMC z naprawy uszkodzonych lotnisk w bazie Al Asad w Iraku)