Minister obrony Turcji Yaşar Güler oświadczył, że zapadła decyzja o zarzuceniu planów modernizacji siedemdziesięciu dziewięciu samolotów bojowych F-16C we współpracy z amerykańskim koncernem Lockheed Martin. Zamiast tego maszyny przejdą modernizację opracowaną przez rodzimy koncern TUSAŞ (znany też pod anglo­języczną nazwą Turkish Aerospace Industries).

Należy podkreślić, że Turcja nie rezygnuje z zakupu czterdziestu fabrycznie nowych F-16 w najnowszej wersji Block 70/72. W tej kwestii Ankara przekazała już zapłatę w wysokości 1,4 miliarda dolarów (cały zakup powinien kosztować około 7 miliar­dów) i nic nie wskazuje na to, aby coś mogło zakłócić transakcję. Zmiana planów dotyczy jedynie modernizacji mid-life upgrade już posiadanych egzemplarzy.

– Zakłady TUSAŞ są zdolne do przeprowadzenia tej modernizacji własnymi siłami, toteż zwróciliśmy się do nich – powiedział Güler w trakcie przedwczorajszego wystąpienia przed Wielkim Zgromadzeniem Narodowym.

Szczegółowy zakres prac, które wykona TUSAŞ, pozostaje nieznany, ale punktem wyjścia będzie program „Özgür”, zakładający ograniczoną modernizację i wydłużenie resursu myś­liw­ców. W jego ramach zinteg­ro­wali F-16 Block 30 między innymi z własną stację radio­loka­cyjną Murad. Oblot pierwszego F-16 z Muradem odbył się – ze sporym opóźnieniem – w lutym tego roku.

Tak głęboka samodzielna moderni­za­cja była możliwa dzięki temu, że Turcja posiada kody źródłowe opro­gra­mo­wania F-16C/D Block 30 i 40, które produkowano w tym kraju na licencji (w ramach programu „Peace Onyx I” Turcy mieli zbudować 160 F-16 Block 30, ale po 43. egzemplarzu linię produkcyjną przestawiono na wersję Block 40).

Niemniej trzeba wziąć pod uwagę, że özgür znaczy po turecku „wolny” i że słowo to ma podsumowywać charak­ter całego programu moder­ni­za­cji: dążenie do uwolnienia tureckich samolotów bojowych od kontroli podmiotów zagranicznych. Moder­ni­zacja „szesnastek” nieobejmująca wymiany radio­loka­tora na urządzenie z aktywnym elektro­nicznym skano­wa­niem fazo­wym mija się z celem. Wobec tego TUSAŞ ma w planach kompleksową wymianę całej awioniki – z komputerem zarządzania misją na czele – na rodzime produkty. Tylko w taki sposób będzie można zintegrować maszyny w wersji Block 50 z radarem Murad.

Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w grudniu.

Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.

5%

Murad ma tysiąc modułów nadawczo-odbiorczych opartych na azotku galu, substancji, która wzmacnia sygnał radaru i zwiększa zdolność śledzenia obiektów. Stacja radiolokacyjna jest chłodzona płynem, połączeniem wody i glikolu. Płyn chłodniczy pracujący w obiegu zamk­nię­tym odbiera ciepło od anteny i pod­zes­połów radaru i oddaje je do systemu wenty­la­cyj­nego samo­lotu. Urządzenie zapro­jek­to­wano tak, aby instalacja wymagała jak najmniejszej ingerencji w struk­turę myśliwca. Jest ono mocowane do tych samych zaczepów co stary radar mechaniczny AN/⁠APG‑68(V)9.

W modernizacji do standardu F-16V Viper (oznaczenie Block 70/72 zarezerwowane jest dla maszyn spod igły) kluczowym elementem jest radiolokator Northrop Grumman AN/APG-83 SABR. Może on równocześnie skanować przestrzeń powietrzną i powierzchnię ziemi lub morza; szacuje się, że jest do pięciu razy bardziej niezawodny w stosunku do mechanicznego AN/⁠APG‑68(V)9. Oprócz tego modernizowane są łącze wymiany danych Link 16 i główny komputer misji. Ponadto myśliwce otrzymują pakiet walki elektronicznej nowej generacji i ulep­szone radio­stacje. W kokpicie dotych­cza­sowe miejsce wyświe­tla­czy wielo­funk­cyj­nych i zegarów analo­go­wych zajmuje poje­dyn­czy wielo­funk­cyjny ekran wielko­formatowy.

Turecki F-16D Block 50.
(USAF / Eric Burks)

A co z F-35?

Tureckie F-16 stały się jedną z ofiar pozyskania przez Ankarę rosyjskiego systemu przeciw­lot­ni­czego S-400 Triumf. Skutkiem było wykluczenie Turcji z programu F-35 w 2019 roku, po części po prostu za karę (za naruszenie przepisów ustawy CAATSA), a po części dla ochrony najnowocześniejszego NATO‑wskiego samolotu bojowego przed wyciekiem wrażliwych informacji na jego temat do Rosji.

F-35 (i F-22) latające w przestrzeni powietrznej, w której nie spodziewają się przeciwdziałania (dotyczy to nawet lotów bojowych nad Irakiem), mają na ogół zamontowane reflektory rogowe, czyli odbijacze fal radio­loka­cyj­nych. Z jednej strony ułatwiają one działanie w cywilnej przestrzeni powietrznej, z drugiej – utrudniają potencjalnemu nieprzyjacielowi poznanie dokładnych charakterystyk radiolokacyjnych samolotu. Odbijacze są zdejmowane jedynie do tych lotów, podczas których właściwości stealth są naprawdę potrzebne, czyli na przykład podczas symulowanych lotów bojowych przeciwko zaawansowanemu technicznie nieprzyjacielowi. Ryzyko uzyskania przez Rosję szczegółowej wiedzy na temat właściwości F-35A za pośrednictwem danych z komputerów S-400 uznano za zbyt wielkie.

Turcja podejmowała starania, aby wrócić do programu F-35, ale ponieważ szanse na to były mizerne, a nowe samoloty były coraz potrzeb­niejsze, zdecydowała się wyposażyć siły powietrzne w F-16V, które nie są objęte aż tak ścisłą ochroną kontr­wywia­dow­czą. Ale i tu pojawiły się przeszkody natury politycznej, sprowadzające się do pytania: czy Turcja jest wiarygodnym sojusznikiem? Ostatecznie impas przełamano na szczycie NATO w 2023 roku, kiedy Turcja wyraziła zgodę na akcesję Szwecji do Sojuszu.

Holenderski F-35A.
(Ministerie van Defensie, CC BY-SA 4.0)

Gdy Wielkie Zgroma­dze­nie Narodowe oficjalnie dało zielone światło, prezydent USA Joe Biden wystąpił do Kongresu o zgodę na sprzedaż Turcji pakietu wartego 20 miliardów dolarów, obejmującego nowe F-16 Block 70 i modernizację starych maszyn. Notabene: Kongres zatwierdził wówczas również sprzedaż F-35A Grecji.

Ale jako się rzekło – Turcja wciąż ma apetyt na F-35. Trudno się dziwić, jest to (mimo opóź­nień programu i przekroczeń kosztorysu) najlepszy samolot bojowy dostępny na obecnym rynku. Podczas tego samego wystąpienia, w którym mówił o F-16, minister Güler przyznał, że jego resort skierował do Waszyngtonu prośbę o sprzedaż F-35. Obecnie w Stanach Zjedno­czo­nych znajduje się sześć Lightningów II wyprodukowanych z myślą o Turcji, a docelowo Ankara chciała pozyskać nawet sto maszyn tego typu. W prace rozwojowe i produkcję zaangażowane było dziesięć tureckich przedsiębiorstw.

Według Gülera Amerykanie zmienili nastawienie, kiedy zobaczyli oblot tureckiego rodzimego myśliwca Kaan w lutym tego roku i zrozumieli, jakie postępy poczyniła Turcja. Wydaje się, iż Güler sugeruje, że Amerykanie boją się stracić dobrego klienta. Ale ta logika się sypie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że sprzedaż F-35 nijak nie zablokuje rozwoju Kaana. To, czy Turcy chcą pozyskać Lightningi II, jest zupełnie niezależne od postępów (lub ich braku) w programie rodzimego samolotu bojowego.

Prototyp Kaana startuje do pierwszego lotu.
(twitter.com/RTErdogan)

Jeśli już, to Amerykanów mógł raczej zaniepokoić coraz bardziej prawdopodobny zakup Eurofighterów Typhoonów. W grę ma wchodzić czterdzieści maszyn dla dwóch eskadr. Dostawy miałyby być podzielone na dwie transze po dwadzieścia. Turcja zainteresowana jest najnowszymi obecnie maszynami w standardzie Tranche 4, wypo­sa­żo­nymi w stację radio­loka­cyjną Captor-E z aktywnym skanowaniem fazowym. Güler w trakcie wywiadu w jednej z tamtejszych stacji telewizyjnych podkreślał, że Niemcy sprzeciwiały się transakcji, ale dzięki wsparciu ze strony Wielkiej Brytanii, Włoch i Hiszpanii, czyli pozostałych członków konsorcjum Eurofighter, udało się przekonać je do zmiany zdania.

Poza tym zagrożenie stwarzane przez S-400 bynajmniej nie zniknęło. Ba, po 2019 roku jeszcze wzrosło wraz z bandycką napaścią Rosji na Ukrainę, współpracą Chin z Rosją i coraz bardziej agresywną postawą Państwa Środka na Pacyfiku. Gdyby Rosjanie pozyskali informacje o F-35 za pośrednictwem S-400, mogłyby one trafić także do Chin w charakterze zapłaty za udzielaną przez nie pomoc. A to byłoby nie do zaakceptowania dla Amerykanów.

Dwa miesiące temu pojawił się jednak pomysł, jak można by obejść zagrożenie ze strony S-400. Zgodnie z informacjami, do których dotarł grecki dziennik Kathimerini, Amerykanie wysunęli propozycję przeniesienia komponen­tów rosyj­skiego systemu do kontro­lo­wa­nego przez USA sektora w bazie İncirlik. Formalnie umożliwiłoby to Turcji utrzymanie baterii na swoim terytorium, ale w istocie oznaczałoby przekazanie kontroli Amerykanom. Co więcej, Ankara nie złamałaby w ten sposób warunków i wiążących klauzul w umowie z Rosją. Według nieoficjalnych informacji amery­kań­ska propozycja została odrzucona przez delegatów znad Bosforu.