Para samolotów zwalczania okrętów podwodnych Tu-142 (oznaczenie NATO: Bear-F) odbyła wczoraj lot ćwiczebny nad Morzem Norweskim i północnym Atlantykiem, obejmujący poszukiwanie symulowanych okrętów nieprzyjaciela. Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że lot trwał około dwunastu godzin, a samoloty pokonały w tym czasie ponad 7 tysięcy kilometrów.
Załogi Tu-142 ćwiczyły współpracę z okrętami Floty Północnej, której jednostki symulowały zarówno cele, jak i skład grupy uderzeniowej przyjmującej dane od samolotów i na tej podstawie atakującej przeciwnika. W skład grupy okrętów-celów wchodził między innymi okręt desantowy Piotr Morgunow projektu 11711, z kolei na czele grupy uderzeniowej działał krążownik rakietowy „dalekiej strefy morskiej i oceanicznej” Marszał Ustinow projektu 1164.
Rosjanie podkreślają, że ćwiczenia odbywały się na wodach międzynarodowych i że ani okręty, ani samoloty nie naruszyły granic innych państw. Tu-142 zbliżyły się jednak do brytyjskiej przestrzeni powietrznej na tyle, że RAF zdecydował się na poderwanie Typhoonów z RAF Lossiemouth. Myśliwce wspomagała też latająca cysterna Voyager z RAF Brize Norton.
RAF Typhoons from @RAFLossiemouth were scrambled today to intercept a pair of Russian TU-142 aircraft operating over the North Sea near to UK airspace.
Full story: https://t.co/BZ8ZQUm81M pic.twitter.com/PHpLhXyfSk
— Royal Air Force (@RoyalAirForce) August 6, 2021
Na zdjęciu udostępnionym przez RAF widać, że jeden z samolotów uczestniczących w ćwiczeniach to Tu-142MK numer RF-34057 o nazwie własnej Wołogda. Ta sama maszyna zawitała w pobliże Szkocji w listopadzie ubiegłego roku. Wówczas towarzyszył mu Tu-142MZ numer RF-34060.
Mimo że Tu-142 jest wyspecjalizowanym samolotem ZOP, Rosjanie ostatnio zaczęli się częściej chwalić użyciem ich w ćwiczeniach skupiających się na niszczeniu okrętów nawodnych. W czerwcu Tu-142MZ wzięły udział w ćwiczeniach na Pacyfiku, stosunkowo blisko Hawajów, co wzbudziło taki niepokój w Pentagonie, że (według niepotwierdzonych informacji) oddelegowano aż trzy niszczyciele typu Arleigh Burke do śledzenia rosyjskich okrętów i osłony archipelagu.
W ćwiczeniach wziął udział między innymi krążownik Wariag – bliźniak Marszała Ustinowa, okręt flagowy Floty Pacyfiku – a także fregata Marszał Szaposznikow oraz korwety Gieroj Rossijskoj Fiedieracyi Ałdar Cydienżapow, Sowierszennyj i Gromkij, a także dwadzieścia samolotów i śmigłowców. Przy tamtej okazji Tu-142 spędziły w powietrzu około czternastu godzin.
Komunikat rosyjskiego ministerstwa obrony poświęcony czerwcowym ćwiczeniom zawiera interesujące sformułowanie: dwa zespoły okrętów działały w odległości 2500 mil od łańcucha Kuryli, co oznacza w praktyce, że strefa ćwiczeń znajdowała się w pół drogi między Hawajami a Midway, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że strefa ćwiczeń miała średnicę co najmniej 300 mil. Resort obrony pokazał również poniższą nie mniej ciekawą kompilację migawek z ćwiczeń.
Ale bodaj najciekawsza informacja podana przez Rosjan to prostolinijne stwierdzenie, iż ćwiczenia obejmowały niszczenie nieprzyjacielskiej grupy lotniskowcowej. To, że chodzi o lotniskowce amerykańskie rozumie się samo przez się. Ale pojawiły się wówczas inne pytania: jaką metodę walki z okrętami lotniczymi ćwiczono oraz jaką rolę odgrywały Tu-142MZ i myśliwce przechwytujące MiG-31BM. Niektórzy analitycy spekulowali, że to właśnie myśliwce – uzbrojone w pociski hipersoniczne Ch-47M2 Kinżał i noszące w tej konfiguracji oznaczenie MiG-31K – miałyby atakować lotniskowce.
Problem w tym, że Flota Pacyfiku najprawdopodobniej nie otrzymała jeszcze żadnych Kinżałów, nawet do prób, a informacje ministerstwa obrony jasno wskazują, że MiG-i wykonywały jedynie lot na eskortę Bearów. Oczywiście zawsze podczas analizy takich komunikatów trzeba mieć na uwadze, że co drugie słowo może być kłamstwem. Ale jeśli nie?
Wczorajsze ćwiczenia zdradzają nam co nieco na temat tego właśnie aspektu ćwiczeń. Wydaje się, że Tu-142 zajmowały się raczej wskazywaniem celów krążownikom. Za taką interpretacją przemawia też opis części ćwiczeń poświęconej działaniom ZOP – wspomniano tam o sześciu samolotach Ił-38/Ił-38N, ale nie napisano ani słowa o Tu-142. Tymczasem okręty projektu 1164 są uzbrojone w pociski P-1000 Wułkan o zasięgu szacowanym na 700 kilometrów. W przypadku Ustinowa, na którym zmodyfikowano wyrzutnie i zwiększono ich odporność termiczną, zasięg Wułkanów miał wzrosnąć do ponad 1000 kilometrów dzięki przyspieszaczom rakietowym. Okręt nosiciel nie może w pełni wykorzystać tak dalekosiężnej broni, jeśli ogranicza się do korzystania z własnych czujników.
Na marginesie trzeba wspomnieć, że istnieje także specjalistyczna wersja łącznościowa Tu-142, oznaczona literami MR i nosząca w kodzie NATO nazwę Bear-J. Są to jednak maszyny przeznaczone do prowadzenia łączności z zanurzonymi okrętami podwodnymi. Na pierwszy rzut oka można je rozpoznać po owiewce na szczycie statecznika pionowego. Nie jest ona skierowana w tył, jak w samolotach ZOP (detektor anomalii magnetycznych), ale w przód i skrywa antenę radiową. Zamiast uzbrojenia Tu-142MR przenosi radiostację Friegat z rozwijaną anteną o długości 8600 metrów do łączności na falach bardzo długich.
Warto też podkreślić, że w reakcji na rosyjskie ćwiczenia opodal Hawajów przesunięto nie tylko samodzielne niszczyciele, ale też – jak na ironię – lotniskowcową grupę uderzeniową. US Navy przyznała 17 czerwca, że grupa lotniskowca USS Carl Vinson (CVN 70) wraz z pięcioma niszczycielami (O’Kane, Howard, Chafee, Dewey i Michael Murphy) rozpoczęła działania w pobliżu Hawajów. Nie poinformowano wprawdzie, jaki jest cel skierowania Vinsona w ten region, ale naiwnością byłoby widzieć tutaj tylko zbieg okoliczności.
Rosjanie coraz częściej demonstrują zdolność do działania na oceanach. Jesienią ubiegłego roku pisaliśmy, że wiceadmirał Andrew Lewis przyznał, iż obecnie cały Atlantyk trzeba traktować jako pole walki, na którym nieprzyjaciel w każdym momencie może dać o sobie znać. Rosyjskie okręty podwodne odbywają bowiem coraz dłuższe patrole na tych akwenach, a ich potencjał bojowy cały czas rośnie. Wobec tego US Navy musi przestać traktować całe wschodnie wybrzeże jako bezpieczną przystań.
Podobne przesłanie niosą ze sobą inne analogiczne ćwiczenia rosyjskich samolotów dalekiego zasięgu, takie jak opisywany przez nas na początku roku czternastogodzinny lot Tu-160 nad Oceanem Arktycznym (a trzeba pamiętać, że Tu-160 również są wymieniane w gronie potencjalnych nosicieli Kinżałów). W razie konfliktu zbrojnego komponent nawodny Wojenno-morskogo fłota nie byłby w stanie przeciwstawić się okrętom US Navy, toteż Kreml stara się pokazać kły innego rodzaju. Opisywane wyżej ćwiczenia pozwalają sądzić, że zarówno północny Atlantyk, jak i spora część Pacyfiku (przynajmniej do Hawajów, a może i dalej) stanowią obszar, na którym rosyjska broń przeciwokrętowa potencjalnie może zagrozić amerykańskim lotniskowcom.
Zobacz też: US Army szuka pojazdu do działań w Arktyce