Plan A – tak nazywa się symulacja nuklearnego wzajemnego unicestwienia się przez Stany Zjednoczone i Rosję, przedstawiona niedawno w sieci przez grupę badaczy z Uniwersytetu w Princeton w stanie New Jersey. Wizja ta ma być ostrzeżeniem przed katastrofalnymi konsekwencjami ewentualnego konfliktu między mocarstwami w obliczu coraz bardziej kwestionowanych ograniczeń w rozprzestrzenianiu broni jądrowej.
Według materiału zaprezentowanego na portalu YouTube wojna z użyciem głowic nuklearnych zaczęłaby się w momencie próby odwrócenia losów wojny konwencjonalnej. W obliczu nieuniknionej ofensywy sił Paktu Północnoatlantyckiego, Rosja wyprowadza z okolic Kaliningradu jądrowe „uderzenie ostrzegawcze” na jedną z baz w zachodniej części Polski. W odpowiedzi NATO dokonuje ataku odwetowego.
Po przekroczeniu „nuklearnego progu reagowania” rozpoczyna się wymiana ciosów. Używając lotnictwa i pocisków balistycznych bliskiego zasięgu, Rosja wysyła 300 głowic w kierunku baz i zgrupowań wojsk wroga. NATO rewanżuje się 180 głowicami, przenoszonymi głównie przez samoloty. Z całej Europy nietknięte uderzeniami jądrowymi pozostają jedynie Francja, Portugalia, Irlandia, Islandia oraz kraje Skandynawii.
Po nuklearnej zagładzie Starego Świata w kierunku rosyjskich instalacji rakietowych podąża 600 głowic wystrzelonych z amerykańskich okrętów podwodnych i podziemnych silosów na terytorium Stanów Zjednoczonych. Będąc świadomymi rychłej utraty większości wyrzutni na lądzie, Rosjanie wykonują kolejny atak, z silosów, samobieżnych wyrzutni i okrętów podwodnych, tym razem bezpośrednio na USA.
To jednak wciąż ocalałym politykom i generałom żadnej ze stron nie wystarcza. Aby zapobiec zbyt szybkiej odbudowie potencjału militarnego przez wroga, tym razem międzykontynentalne pociski balistyczne biorą na cel największe skupiska ludności i główne ośrodki gospodarcze. Na każde z trzydziestu największych miast po obu stronach konfliktu spada od pięciu do dziesięciu głowic nuklearnych.
W przypadku przedstawionego scenariusza wojny w jej wyniku w ciągu niespełna pięciu godzin zginęłoby 34,1 miliona ludzi, a 57,4 miliona osób zostałoby rannych. Łączna liczba ofiar wyniosłaby więc „zaledwie” 1,2% światowej ludności według stanu na sierpień 2019 roku. Szacunki te nie obejmują jednak późniejszych ofiar w ludziach na skutek promieniotwórczego skażenia terenu, choroby popromiennej i mutacji.
Zobacz też: Konflikt mocarstw – „druga wojna światowa na sterydach”?
(sgs.princeton.edu; na fot. amerykańska próbna eksplozja jądrowa przy atolu Bikini w lipcu 1946 roku)