Wall Street Journal opublikował raport rzucający nowe światło na izraelski atak na bazę lotniczą T4 w Syrii. Do uderzenia miało dojść po rozmowach z administracją Donalda Trumpa, zaangażowaną we wsparcie Izraela, który dąży do osłabienia wpływów Teheranu na Bliskim Wschodzie.
Według źródeł wywiadowczych i innych wtajemniczonych atak miał nastąpić przy milczącym amerykańskim poparciu, gdyż Biały Dom poinformowano o niechybnym uderzeniu z kilkudniowym wyprzedzeniem. Waszyngton skłaniający się ku twardemu stanowisku wobec państwa ajatollahów raczej nie zamierzał protestować.
Izraelski premier Binjamin Netanjahu podczas spotkania z Trumpem przekazał informacje, wedle których izraelski wywiad uzyskał potwierdzone dane, że w syryjskiej bazie ma być rozlokowany rosyjskiej produkcji system przeciwlotniczy Tor-M1. Do bazy T4 miał przybyć na pokładzie bliżej niesprecyzowanego samolotu i oczekiwał na uzyskanie gotowości operacyjnej. Zdaniem Netanjahu miał to być ostatni moment na udaremnienie wzmocnienia obrony przeciwlotniczej w Syrii.
Rząd Izraela miał dać zielone światło operacji zakładającej uderzenie w nowo przybyłą baterię przeciwlotniczą, aby uniemożliwić siłom irańskim użycie jej przeciwko izraelskim samolotom, które mogą prawie bezpiecznie poruszać się nad terytorium Syrii.
Przywódcy Izraela nadal nie potwierdzili ani nie zaprzeczyli, że stali za operacją lotniczą wymierzoną w syryjską bazę. Mimo to w mediach pojawiały się wzmianki powołujące się na izraelskich wysoko postawionych wojskowych, którzy twierdzili, że doszło do pierwszego bezpośredniego starcia między Iranem i Izraelem. Tym samym zaistniała groźba, że wojna, która teraz jest jeszcze nazywana zastępczą, może przerodzić się w otwarty konflikt zbrojny.
Izrael ocenia bazę lotniczą T4 jako jedno z podstawowych zagrożeń dla bezpieczeństwa krajowego. Problem polega na tym, że obiekt jest miejscem stacjonowania sił rządowych, rosyjskich myśliwców i irańskiej floty dronów. Początkowo zakładano, że atak z 9 kwietnia był wymierzony tylko w hangary mieszczące drony, które są używane do misji rozpoznawczych i potencjalnych ataków.
W wyniku uderzania zginęło jednak siedmiu żołnierzy Sił Ghods, elitarnej jednostki Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, w tym pułkownik Mehdi Dehgan, oficer odpowiedzialny za nadzór nad operacjami aparatów bezzałogowych.
Wcześniej bazę zaatakowano w lutym, gdyż z niej miał wystartować uzbrojony dron, który naruszył przestrzeń powietrzną Izraela. Atak zakończył się utratą myśliwca wielozadaniowego F-16I, który miał zostać trafiony pociskiem przeciwlotniczym systemu S-125 Newa.
Zobacz też: Wątpliwe doniesienia o izraelskich F-35 nad Iranem
(wsj.com, timesofisrael.com)