W składzie amerykańskiej marynarki wojennej powołano do życia nową grupę zadaniową – Task Group Greyhound – przeznaczoną do zwalczania okrętów podwodnych na Oceanie Atlantyckim. Formalnie osiągnęła ona wstępną gotowość operacyjną już 1 września, ale dopiero kilka dni temu US Navy obwieściła światu powstanie tej formacji. Warto podkreślić, że komunikat nie owija w bawełnę i mówi zupełnie wprost o zagrożeniu dla USA stwarzanym przez rosyjskie siły podwodne.

Okręty tworzące Task Group Greyhound – niszczyciele typu Arleigh Burke stacjonujące na wschodnim wybrzeżu USA – mają być w założeniu gotowe do szybkiego wyjścia w morze. W jej skład będą wchodziły jednostki, które niedawno zakończyły przydziały operacyjne, a teraz oczekują na przeglądy i naprawy. Aby nie czekały bezczynnie, marynarka wojenna chce je skierować do działań szkoleniowych i operacyjnych, właśnie takich jak zadania ZOP i szeroko pojęta ochrona amerykańskiego wybrzeża.

Pierwszymi członkami grupy zostały USS Thomas Hudner (DDG 116) i USS Donald Cook (DDG 75). Ten pierwszy w lipcu wrócił z półrocznego rejsu operacyjnego na Morzu Śródziemnym i Bliskim Wschodzie, drugi zaś niedawno zakończył kilkuletni okres stacjonowania w hiszpańskiej bazie Rota. W styczniu 2022 roku dołączy do nich USS The Sullivans (DDG 68), który obecnie wchodzi w skład grupy brytyjskiego lotniskowca HMS Queen Elizabeth. Kiedy Cook wejdzie do stoczni na przegląd, jego miejsce zajmą USS Cole (DDG 67) i USS Gravely (DDG 107), obecnie w składzie lotniskowcowej grupy uderzeniowej USS Harry S. Truman (CVN 75).



Ceremonia inauguracji działalności Task Group Greyhound na pokładzie USS Thomas Hudner.
(US Navy / Mass Communication Specialist 3rd Class Aaron Lau)

– Koncepcja jest taka, że wystawiamy okręty, które mają już za sobą przydziały operacyjne, więc są najbardziej gotowe i najbardziej doświadczone – powiedział kontradmirał Brendan McLane, szef SURFLANT-u, czyli dowództwa sił nawodnych na Atlantyku.

Docelowo Task Group Greyhound ma się więc składać z czterech Burke’ów, z których dwa mają być do dyspozycji SURFLANT-u praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Notabene samą nazwę Greyhound wybrano (nieoficjalnie) w nawiązaniu do filmu z Tomem Hanksem, opowiadającego o przejściu alianckiego konwoju przez Atlantyk, na którym grasują „wilcze stada” Kriegsmarine. Trzeba w tym momencie podkreślić, że nowa grupa zadaniowa nie ma się zajmować wyłącznie polowaniem na okręty podwodne, ale na tę kwestię Amerykanie kładą obecnie największy nacisk.



Pierwsze dwa niszczyciele należące do Task Group Greyhound stacjonują w Mayporcie w stanie Floryda i Norfolku w Wirginii. Grupa ma osiągnąć pełną gotowość operacyjną w czerwcu przyszłego roku. Wtedy też będzie zdolna do natychmiastowego reagowania na potencjalne zagrożenia na wschodnim wybrzeżu kraju. Do zadań ZOP niszczyciele typu Arleigh Burke wykorzystują przede wszystkim śmigłowce pokładowe MH-60R Seahawk, ale dysponują także systemem walki podwodnej Lockheed Martin AN/SQQ-89, zintegrowanym z systemem Aegis.

Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych są obecnie w trakcie zakrojonej na dużą skalę reorientacji pod kątem potencjalnego konfliktu zbrojnego z równorzędnymi przeciwnikami (przez co należy rozumieć Chiny i Rosję) zamiast wcześniejszego skupienia na konfliktach asymetrycznych. Mimo że więcej uwagi Pentagon poświęca Chinom i rejonowi Indo-Pacyfiku, nie lekceważy bynajmniej Atlantyku, a więc i zagrożenia stwarzanego przez Rosję.

Stanowisko operatorów systemu AN/SQQ-89 na USS Momsen (DDG 92).
(US Navy / Mass Communication Specialist 2nd Class James R. Evans)

Głównym przejawem tego stanu rzeczy jest odtworzenie 2. Floty US Navy z końcem 2019 roku, po ośmiu latach nieistnienia. W jej obszarze odpowiedzialności znajdują się tereny od bieguna północnego po Florydę i Gibraltar. Do jej zadań należy również kontrola administracyjna, operacyjna i szkoleniowa nad okrętami, lotnictwem i siłami desantowymi operującymi na wodach wschodniego wybrzeża USA i północnego Atlantyku. Powstanie 2. Floty wiąże się z odciążeniem dowództwa i jednostek wchodzących w skład 6. Floty, które odpowiedzialne są za rejon Morza Śródziemnego i Afrykę.

Wiceadmirał Andrew Lewis, dowódca 2. Floty, przyznał, że obecnie cały Atlantyk trzeba traktować jako pole walki, na którym nieprzyjaciel w każdym momencie może dać o sobie znać. Rosyjskie okręty podwodne odbywają bowiem coraz dłuższe patrole na tych akwenach, a ich potencjał bojowy cały czas rośnie. Wobec tego US Navy musi przestać traktować całe wschodnie wybrzeże jako bezpieczną przystań. De facto oznacza to powrót do myślenia z czasów drugiej wojny światowej, kiedy U-Booty potrafiły pochodzić do samego Nowego Jorku i przeprowadzać ataki torpedowe na frachtowce odcinające się ciemną sylwetką na tle świateł metropolii.



Teraz oczywiście głównym zagrożeniem jest atak za pomocą pocisków balistycznych z głowicami jądrowymi i pocisków manewrujących, ale blokowanie portów wojennych i zakłócenie żeglugi cywilnej bynajmniej nie opuściły repertuaru okrętów podwodnych o napędzie atomowym. O tym, jak doświadczenia sprzed osiemdziesięciu lat mogą się przełożyć na działania ZOP w trzeciej dekadzie XXI wieku pisaliśmy w tym artykule.

Amerykanie dużą nadzieję pokładają też w morskich samolotach patrolowych P-8A Poseidon. W ubiegłym roku dwie maszyny tego typu przebazowano na Bermudy, skąd miały między innymi pomagać w ochronie obszaru Hampton Roads, zawierającego kluczowe instalacje US Navy na wybrzeżu atlantyckim. Nie wiadomo jednak, czy w przyszłości Poseidony zadomowią się na Bermudach na stałe. Ale w ramach ćwiczeń na morzu Task Group Greyhound będzie między innymi współdziałała z samolotami ZOP. Symulowanym celem będą amerykańskie SSN-y wychodzące z portu (lub kończące rejs), a Burke’i ze swoimi śmigłowcami i Poseidony będą na nie polować.

Załoga niszczyciela USS John Paul Jones (DDG 53) przed dziobem swojego okrętu, skrywającym sonar AN/SQS-53.
(US Navy / Electronics Technician 2nd Class William Weinrich)



Jak powszechnie wiadomo, bandera Świętego Andrzeja nigdy nie miała okazji powiewać na lotniskowcu z prawdziwego zdarzenia (Kuzniecow się nie liczy), ale czego Związek Sowiecki nie miał na powierzchni, to starał się nadrabiać pod wodą. Rosyjski przemysł stoczniowy ma piękne tradycje w dziedzinie projektowania i produkcji okrętów podwodnych, a Wojenno-morskoj fłot – w dziedzinie ich użytkowania (choć nie bez tragicznych wypadków). Po zastoju w następstwie rozpadu ZSRR Moskwa znów zaczęła inwestować w budowę podwodnych nosicieli pocisków balistycznych.

Obawy w Pentagonie budzą również nowe rosyjskie wielozadaniowe okręty podwodne typu Jasień-M (projekt 885M). Pierwsza jednostka, nosząca nazwę K-561 Kazań, podniosła banderę w stoczni Siewmasz w Siewierodwińsku w maju tego roku, dwanaście lat od rozpoczęcia budowy. Okręt ma 13 800 ton wyporności w zanurzeniu i 139,5 metra długości. Załoga liczy sześćdziesięciu czterech oficerów i marynarzy. Jednostka może się zanurzyć na 510 metrów i rozwija 31 węzłów. Według amerykańskich analityków Jasienie-M dadzą skokowy wzrost potencjału bojowego rosyjskiej flocie podwodnej i prawdopodobnie zniwelują albo przynajmniej znacząco ograniczą dotychczasową przewagę techniczną amerykańskich SSN-ów.

O krok od wejścia do służby jest także okręt podwodny specjalnego przeznaczenia Biełgorod (K-329). Jego konstrukcja bazuje na kadłubie okrętu projektu 949A Antiej (NATO: Oscar II), ale został wydłużony w celu pomieszczenia wyposażenia specjalistycznego do prac podwodnych przy instalacjach wojskowych i na szelfie kontynentalnym w Arktyce. Jego długość wynosi 184 metry. Spekuluje się, że na pokładzie wygospodarowano także miejsce dla bezzałogowego pojazdu podwodnego uzbrojonego w głowicę nuklearną Posiejdon (znanych tez jako Status-6). Okręt ma być formalnie użytkowany przez Główny Instytut Badań Podmorskich. Po raz pierwszy wyszedł w morze 25 czerwca.

Drugim tajemniczym okrętem znajdującym się w budowie jest Chabarowsk. Jednostka ma być niedługo wodowana, ale nie wiadomo kiedy można się spodziewać jej przyjęcia do służby. O samym okręcie wiadomo niewiele. Spekuluje się, że jest to pierwsza z planowanej serii trzech lub czterech jednostek przystosowanych specjalnie do przenoszenia sześciu Posiejdonów.



Moskwa rozwija też możliwości swojego lotnictwa morskiego. Na początku sierpnia para samolotów Tu-142 (oznaczenie NATO: Bear-F) odbyła lot ćwiczebny nad Morzem Norweskim i północnym Atlantykiem, obejmujący poszukiwanie symulowanych okrętów nieprzyjaciela. Dwa miesiące wcześniej ćwiczenia o podobnym charakterze – obejmujące niszczenie nieprzyjacielskiej grupy lotniskowcowej – zorganizowano także na Pacyfiku.

Mimo że Tu-142 jest wyspecjalizowanym samolotem ZOP, Rosjanie ostatnio zaczęli się częściej chwalić użyciem ich w ćwiczeniach skupiających się na niszczeniu okrętów nawodnych – prawdopodobnie w roli samolotów wskazujących cele dla krążowników uzbrojonych w pociski P-1000 Wułkan o zasięgu szacowanym na 700 kilometrów czy dla nosicieli (tak nawodnych, jak i podwodnych) pocisków hipersonicznych 3M22 Cyrkon, które według ogólnodostępnych źródeł mają latać z prędkością Mach 9 i mieć zasięg 1000 kilometrów. W tym miesiącu miały się odbyć pierwsze strzelania próbne Cyrkonów z okrętu podwodnego K-560 Siewierodwinsk projektu 885, ale przełożono je na październik i listopad.

– Zagrożenie strategiczne dla naszej ojczyzny wkroczyło w nową erę – powiedział McLane. – Nasi główni rywale wprowadzili do służby i wciąż rozwijają szeroki wachlarz możliwości stwarzających ryzyko dla kraju.

Zobacz też: Badania negują wpływ zubożonego uranu na zdrowie uczestników „Pustynnej Burzy”

US Navy / Chief Photographer's Mate Todd P. Cichonowicz