Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka (SOPC) poinformowało, że wczoraj wspierane przez Iran bojówki wystę­pujące pod wspólnym szyldem Islams­kiego Ruchu Oporu w Iraku uderzyły na amerykański posterunek na polu ropo­nośnym Al‑Omar we wschodniej Syrii, w muhafazie Dajr az-Zaur.

To kolejny akt kampanii nazwanej „Zemstą za Gazę”, poparty zapowiedzią bojowników, że nadal będą dążyć do zniszczenia każdej amerykańskiej twierdzy w regionie. Już wcześniej krążyły plotki, że obiekt ten ucierpiał wskutek przeprowadzonych 29 stycznia ataków na bazę Asz‑Szaddadi, ostrzelaną pociskami rakietowymi.

Niemniej atak na Al‑Omar to pierwsza – i jednocześnie krwawa – odpowiedź Tehe­ranu po amerykańskich nalotach na szyickie ugrupowania terrorystyczne w Syrii oraz Iraku.



Uderzenia przepro­wadzone przez amery­kańskie lotnictwo wojskowe w piątek 2 lutego wyrządziły nie tylko straty materialne, ucierpiała również „siła żywa”, bodaj ważniejsza niż względnie łatwe do odbudowania zasoby dronów, pocisków czy innego sprzętu. Według niepotwierdzonych doniesień zginął Ali Hosejni, jeden z zaprawionych w boju dowódców polowych ugrupowania Liwa Fatemijun (co dosłownie tłumaczymy jako „Sztandar Fatymidów”), afgańskiej milicji szyickiej, którą utworzono, aby wspomóc Baszszara al‑Asada w wojnie domowej w Syrii.

– Wygląda to na zdecydowany krok administracji Bidena, ale z drugiej strony nie sądzę, że będzie wystarczające, aby odstraszyć te grupy – powiedział Charles Lister, dyrektor programu dla Syrii w Instytucie Bliskiego Wschodu. – Bojow­nicy są zaanga­żowani w tę kampanię od ponad dwudziestu lat i prowadzą długofalową walkę.

Mimo że naloty były pokazem amerykańskiej siły i według różnych źródeł pociągnęły za sobą nawet kilka­dziesiąt ofiar śmiertelnych, wywołały już sceptycyzm niektórych analityków, poda­jących w wątpliwość zdolność odstra­szania bojowników przed dalszą agresją. SOPC podało, że w atakach na dwadzieścia sześć obiektów w Syrii zginęło osiemnastu bojowników. Naloty znaczące, ale przepro­wadzone z niemal tygodniowym opóźnieniem, były więc swojego rodzaju honorowym ukłonem w stronę Teheranu, który prawdo­podobnie zdołał wycofać lub ukryć najbardziej wartoś­ciowych dowódców Sił Ghods przeby­wających w Iraku i Syrii, oficjalnie jako doradcy.



Wczorajszy atak, przeprowadzony za pomocą drona, był próbą rewanżu na Waszyngtonie, ale tym razem żaden Amerykanin nie zginął. Tyle szczęścia nie mieli jednak amerykańscy sojusznicy. Zginęło co najmniej siedmiu żołnierzy (pierwsze informacje mówiły o sześciu) Syryjskich Sił Demo­kra­tycznych, a osiem­nastu doznało ran.

– Wspierane przez Iran bojówki wykorzystały kontrolowane przez reżim syryjski obszary w Dajr az-Zaur jako miejsce, skąd dokonano ataku terro­rys­tycznego, którego celem była nasza Akademia Komandosów, a w którego wyniku zginęło sześciu naszych ludzi – napisał na Twitterze rzecznik Syryjskich Sił Demokratycznych, Farhad Shami.

Amerykańskie ataki wywołały obiekcje wśród władz krajów, na które spadły bomby, oraz Iranu. Rzecznik irańskiego ministra spraw zagranicznych Nasser Kanaani określił ataki w Iraku i Syrii jako kolejny „strategiczny błąd” Stanów Zjedno­czonych, obok wsparcia dla Izraela w wojnie z Hamasem. Natomiast Irak, nominalny sojusznik Stanów Zjedno­czo­nych z ogromnymi irańskimi wpływami, oświadczył, że wezwał Davida Burgera, amerykańskiego chargé d’affaires w Bagdadzie, do wręczenia mu listu protestacyjnego. Według danych rządowych w nalotach bombowców B-1B zginęło co najmniej szesnastu Irakij­czyków, a dwudziestu pięciu zostało rannych.



Amerykańskie Lancery – startujące do tej operacji z bazy lotniczej Dyess w Teksasie – uderzyły w obszar położonego w prowincji Anbar miasta Al‑Ka’im, które jest bastionem bojowników Sił Mobilizacji Ludowej (Al‑Haszd asz‑Szabi). Według irackiego urzędnika z prowincji Anbar celem były składy amunicji. Wskutek nalotów śmierć miało ponieść dwóch cywilów. Stoi to w sprzeczności z oficjalnymi danymi serwowanymi przez Bagdad, które zgadzały się z informacjami podanymi przez Siły Mobilizacji Ludowej co do szesnastu ofiar śmiertelnych – wyłącznie bojowników. Ugrupowanie to zapowiedziało walkę z Amerykanami w celu wyrugowania ich wpływów w Iraku.

B-1B Lancer na co dzień stacjonujący w bazie Ellsworth startuje z Dyess do lotu bojowego nad Syrią.
(US Air Force / Senior Airman Leon Redfern)

Rzecznik rządu irackiego określił amery­kańskie naloty jako „rażącą agresję”. Jednocześnie stwierdził, że Bagdad nie wyraził zgody na wykorzys­tanie irackiej ziemi jako „pola bitwy do wyrównania rachunków”.

– Ten agresywny atak stawia bezpie­czeństwo w Iraku i regionie na skraju przepaści, co stoi w sprzecz­ności z wysiłkami na rzecz zapew­nienia wymaga­nej stabilności – powiedział Basim al‑Awadi.



Od 19 października SOPC udoku­men­towało 108 ataków przeprowadzonych przez wspierane przez Iran bojówki na bazy koalicji w różnych obszarach Syrii. Przypuszczono 27 ataków na bazę na polu naftowym Al‑Omar, 16 na bazę Asz‑Szaddadi opodal Al‑Hasaki, 29 na posterunek położony w pobliżu pola gazowo-naftowego Koniko (na połud­niowy wschód od Dajr az-Zaur, na lewym brzegu Eufratu), 17 na bazę Charab Al‑Dżair w Ar‑Rmelan, 13 na garnizon At‑Tanf, dwa na bazę Tall Bajdar (30 kilometrów na północ od Al‑Hasaki), dwa na bazę w Al‑Malikijji, jeden na bazę Kasrak opodal Tall Tamr w muhafazie Al‑Hasaka, jeden na bazę Istirahat al‑Wazir w muhafazie Al‑Hasaka.

Amerykanie nie zamierzają chować głowy w piasek. Z irackiego Kurdystanu przez przejście graniczne Al‑Walid do bazy między­narodowej koalicji w Tall Bajdar dociera pomoc. 5 lutego do bazy przybył konwój piętnastu ciężarówek przewo­żących bloki cementowe, materiały logis­tyczne, artykuły medyczne i sprzęt wojskowy. Amerykanie – mający w Syrii około 900 żołnierzy, a w Iraku około 2500 – nie zamierzają tanio sprzedawać skóry. Natomiast Iran, pocią­gający za sznurki i szczujący swoje psy gończe, twierdzi, że z Waszyngtonem nie będzie negocjował, gdyż według Kanaaniego USA nie są częścią rozwiązania, ale częścią kryzysu na Bliskim Wschodzie.

Zobacz też: Morskie testy japońskiego działa elektromagnetycznego

US Army Reserve / Spc. Tarako Braswell