Od końca stycznia przez Szwajcarię przetacza się skandal związany z finan­so­wa­niem sił zbrojnych, a raczej brakiem tegoż. Okazało się, że jeden z najbo­gat­szych krajów świata nie jest w stanie płacić za już podpisane kontrakty. Na tym nie koniec. Perspektywa zwięk­szenia wydatków na obronę do poziomu 1% PKB została przesunięta, a na jaw wyszedł niewygodny fakt, który chociaż znany od lat nie zwracał niczyjej uwagi – dokumenty finansowe depar­ta­mentu obrony bardzo rzadko są udostępniane nie tylko obywatelem, ale też politykom.

Trzęsienie ziemi zaczęło się, gdy pod koniec stycznia wojsko poinformowało o odwołaniu tegorocznej edycji pokazów lotniczych AirSpirit. Następnie okazało się, że skreślone zostały także pokazy lotnicze Axalp i przyszłoroczne targi Defense. Wszystkie imprezy należą do żelaznego rozkładu jazdy szwajcarskich pokazów związanych z wojskiem, decyzja o ich odwołaniu wywołała więc duży oddźwięk. Zainteresowanie wzrosło jeszcze bardziej, gdy w rozmowie z publiczną rozgłośnią SRF dowódca sił zbrojnych, generał porucznik Thomas Süssli, jako przyczynę takich kroków wskazał brak funduszy.



Dziennikarze SRF zaczęli drążyć temat i wkrótce poinformowali o prawdziwej sensacji. W myśl niejawnego raportu przygotowanego przez departament już w styczniu tego roku w wojskowym budżecie zieje dziura wielkości miliarda franków (ponad 4,5 miliarda złotych). Później okazało się, że kwota jest większa i braki wynoszą 1,4 miliarda franków. Natychmiast pojawiły się pytania o przy­cz­ynę takiego stanu oraz oskar­żenia pod adresem generała Süssliego i szefowej resortu obrony Violi Amherd.

Takie stawianie sprawy jest jednak krzywdzące, zwłaszcza wobec Amherd. Dziura to oczywiście „zasługa” trwających przeszło trzy dekady cięć w wydatkach na obronę. Te zaś zaczęły się w Szwajcarii już pod koniec zimnej wojny. Jako państwo neutralne Helwecja mogła pozwolić sobie wydawać mniej niż kraje NATO czy Układu Warszawskiego, nie było jednak mowy o rozbro­jeniu. Szczyt został osiągnięty w latach 1986–1987 gdy na obronę przeznaczono około 1,8% PKB. Potem zaczął się trend spadkowy, który doprowadził do 0,8% PKB w roku 2022. Amherd trafnie zauważyła, że wojsko zostało „zaoszczę­dzone na śmierć” (kaputtgespart).

Problemy zaczęły być bardziej odczu­wal­ne wraz z kolejnymi programami moderni­zacyjnymi. Na czoło wysuwa się zakup trzydziestu sześciu samolotów bojowych F-35A, który kosztuje 6,035 miliarda franków (29,4 miliarda złotych). Do tego dochodzą modernizacja obrony przeciwlotniczej (2 miliardy franków) i kupno czterdziestu ośmiu moździerzy samobieżnych kalibru 120 milimetrów na podwoziu transpor­tera opance­rzonego Piranha IV (kolejnych 579 milionów franków).



To dopiero początek, bowiem mówimy o już zawartych umowach. Tymczasem wielkimi zbliża się krokami wymiana sprzętu wojsk lądowych. Przede wszyst­kim mówi się o nowych haubicach samobieżnych i zestawach przeciw­pan­cer­nych, bezzałogowcach czy działaniach w cyberprzestrzeni, które do roku 2030 mogą pochłonąć nawet 13 miliardów franków. Mając świadomość kosztów F-35 i modernizacji Patriotów, szwajcarskie wojsko od roku 2018 przyjęło oszczęd­noś­ciowy „plan gene­ral­ny” i poważnie ograniczyło zakupy. Zgrzyt nastąpił w latach 2020–2021, gdy depar­tament obrony wystąpił o fundusze na zakupy nieprze­widziane w „planie gene­ralnym” i je otrzymał.

Amehrd od lat zabiega o zwiększenie wydatków na obronę, aczkolwiek jej działania w ciągu ostatnich dwóch lat ilustrują porzekadło, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Trzeba przy tym dodać, że parlament nie zgodził się na wszystkie jej pomysły i zablo­kował kupno dwudziestu czterech Piranhi V w konfi­guracji kołowego bojowego wozu piechoty, jak i przyspie­szony zakup nowych środków przeciw­pan­cernych.

Cały czas pozostaje problem opłacenia zawartych już kontraktów. Jedyne rozwią­zanie, jakie do tej pory był w stanie zapro­ponować generał Süssli, to rozpo­częcie nego­cjacji z produ­centami, aby zgodzili się reali­zować dostawy w terminie przy przesu­nięciu wpłat. Komenta­torzy ostrze­gają jednak, iż taki pomysł może wpędzić w kłopoty mniejsze firmy.

Tak jak dla innych w Europie, i dla Szwajcarów kubłem zimnej wody była rosyjska pełno­skalowa inwazja na Ukrainę. Ale problem zbyt niskich wydatków na obronę zauważono już wcześniej. Przedwojenne plany zakładały zwiększenie budżetu departa­mentu obrony z 5,2 miliarda franków w roku 2022 do 6 miliardów w roku 2032. Szok spowodowany wybuchem wojny zachęcił parlament do hojniejszego sypnięcia groszem. Według uchwały z czerwca 2022 roku w ciągu dziesięciu lat wydatki na obronę miały zostać podwojone i przekro­czyć 10 miliardów franków.



Z czasem przyszło jednak ochłonięcie. Okazało się bowiem, że budżet konfe­de­racji jest już zbyt napięty, aby można było sobie pozwolić na tak rady­kalne zwięk­sze­nie finan­so­wania wojska, a podobnie jak w Niemczech wysokość długu publicznego jest prawnie ograni­czona. W grudniu 2023 roku parlament przegło­sował skromniejszy, choć nadal znaczący wzrost wydatków na obronę, do poziomu 9 miliardów franków w roku 2032.

Najbardziej wzburzył jednak polityków (od prawa do lewa) wcześ­niej­szy brak dostępu do infor­macji na temat realnej sytuacji finansowej wojska. Wydaje się, że to właśnie ta sprawa stanie się w najbliż­szych miesiącach głównym motywem grillowania Amehrd i Süsslego. Wzbu­rze­nie jest tym większe, że w ostatnich latach Helweci często i głośno krytykowali Austriaków za nadmierne redukcje i cięcia budżetowe. Ale w ciągu ostatnich dwóch lat Wiedeń dokonał poważnego zwrotu w tej sprawie, tym bardziej godnego uwagi ze względu na liczne zastępy poży­tecz­nych idiotów i rosyjskich agentów wpływu na najwyż­szych szczeblach drabiny politycznej.

Szwajcarzy szukają rozwiązania obecnego problemu i już pojawiają się typowe dla nich pomysły. W rozmowie z dziennikiem Tages Anzeiger Stefan Holenstein, prezes zrzeszenia formacji obrony tery­torialnej, zapropo­nował prze­pro­wadzenie refe­ren­dum w sprawie konsty­tucyjnego obo­wiązku przezna­czania na obronę co najmniej 1,5% PKB. O ile Szwajcaria kojarzy się z neutralnością, a ostatnimi czasy głośne były tamtejsze ruchy pacy­fis­tyczne, o tyle lobby „militarne” jest siłą, z którą należy się liczyć. Zrzeszenia formacji para­mili­tarnych, rezer­wistów i oficerów oraz kółka strze­leckie liczą dużo ponad 250 tysięcy członków. Zebranie wymaganych stu tysięcy podpisów wyma­ganych, aby zainicjować referendum, nie będzie stanowić problemu. Gorzej z przeko­nywaniem głosujących. Holen­stein chce bowiem szukać dodat­kowych pieniędzy na wojsko, oszczę­dzając na komunikacji zbiorowej, rolnictwie i ener­ge­tyce oraz ewentualnie podnosząc VAT.

Zobacz też: Indie testują rodzimy pocisk przeciwokrętowy NASM-SR

TheBernFiles via Wikimedia Commons