Sudańskie miasto Al‑Faszir nadal jest zagrożone. Odparcie przez wojsko ofensywy bojowników Sił Szybkiego Wsparcia tylko na chwilę odsunęło wizję katastrofy. Zdobycie miasta ma kluczowe znaczenie, ponieważ to ostatni duży ośrodek miejski w Darfurze nadal kontrolowany przez rząd. SSW zmieniły więc taktykę. Tym razem zamiast iść na otwartą konfrontację, zachowują się podobnie jak Rosjanie pod Charkowem: ostrzeliwują miasto.

Al-Faszir od początku konfliktu pozostawał jednym z najbezpieczniejszych miast w kraju. To właśnie tu tysiącami ściągali Sudańczycy uciekający przed szalejącą wojną domową. Wielu z nich zamieszkało w obozie Abu Szuk, który obecnie jest intensywnie ostrzeliwany przez bojowników. Bezpośrednio przed wybuchem walk miało w nim mieszkać około 100 tysięcy uchodźców.



23 maja szacowano, że nawet 60% uchodźców wewnętrznych już opuściła Abu Szuk. Dotyczyło to szczególnie północnej części obozu, do którego bojownikom udało się na chwilę wedrzeć. Zostali stamtąd wyparci przez koalicję cywilnych milicji i sudańskiego wojska. Walki objęły też częściowo obszar sąsiedniego obozu Nawisza.

Analitycy z Yale Humanitarian Research Lab ocenili dane pochodzące ze zdjęć satelitarnych przedstawiających obecny stan miasta. Wskazują one na celowe ostrzeliwanie budynków cywilnych. Działania bojowników mogą nosić znamiona zbrodni wojennej. Nie oznacza to, że wojsko rządowe działa dużo lepiej. Żołnierze również prowadzą ostrzał bez oglądania się na straty w cywilach, ale w ich przypadku nie zaobserwowano celowego uderzania w skupiska ludności.

O skali tragedii świadczą doniesienia przedstawicieli Lekarzy bez Granic. Do tylko jednego prowadzonego przez nich szpitala od 10 maja przywieziono już prawie tysiąc osób, z których 134 zmarły. W niektórych placówkach nawet 70 rannych ma czekać w kolejce na przeprowadzenie niezbędnych operacji. Ratowania życia nie ułatwia problem z dostępem do środków medycznych. Wiele organizacji humanitarnych wstrzymało dostawy z obaw o bezpieczeństwo pracowników.

Nie tylko placówki medyczne nie są wystarczająco zaopatrzone. Cywile nie mają dostępu do wystarczającej ilości żywności i wody. Upadły również usługi publiczne. Dla wszystkich mieszkańców i uchodźców wewnętrznych pozostawanie w mieście jest koniecznością. Mimo niebezpieczeństwa część ludzi decyduje się na desperacki krok: ucieczkę w nieznane.



W sumie z powodu wojny domowej 8,8 miliona Sudańczyków musiało porzucić domy i dołączyło do ogromnej rzeszy uchodźców wewnętrznych. Aż 24,8 miliona osób potrzebuje wsparcia. Od początku konfliktu zginąć miało już nawet 14 tysięcy mieszkańców kraju. Obserwatorzy cały czas podkreślają, że sytuacja w Al‑Faszir z dużym prawdopodobieństwem może zakończyć się ludobójstwem.

Alice Wairimu Nderitu, pełniąca funkcję specjalnego doradcy ONZ ds. zapobiegania ludobójstwu, stwierdziła, że tragedia Darfuru pozostaje niezauważona. Przyczyną mogą być kryzysy znacznie łatwiej przyciągające uwagę światowych mediów — Ukraina i Gaza.

Wojna domowa w Sudanie

Napływ uchodźców wewnętrznych nad­wy­rężył miejscowe usługi publiczne. Dwa­dzieś­cia lat temu w Al‑Faszir mieszkało około ćwierci miliona ludzi. Pięć lat później było to już pół miliona. Obecnie przebywa tam około 2 milio­nów Sudań­czyków.

Od początku stycznia 2024 roku sytuacja w Sudanie uległa dras­tycz­nemu pogor­szeniu. Niemal cały kraj objęły walki między siłami rządowymi a bojownikami z Sił Szybkiego Wsparcia generała Mohameda Hamdana Dagalo „Hemed­tiego”. Niewielka różnica w wyposażeniu i wyszkoleniu obu stron sprawia, że kon­fron­ta­cje są krwawe i długotrwałe, a raz zdobyte pozycje rzadko przechodzą w ręce przeciwnika.

Najcięższe walki trwały od kwietnia do czerwca 2023 roku, jednak sytuacja nadal jest tragiczna. Egzekucje, tortury i prze­śla­do­wania na tle etnicz­nym stały się codzien­nością mieszkańców Darfuru Za­chod­niego. Wszystko wskazuje, że będzie to kolejna zbrodnia, za którą nikt nie odpowie. Dawni członkowie i dowódcy polowi dżandżawidów, obecnie należący do Sił Szybkiego Wsparcia, nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za przestępstwa popełnione w trakcie poprzedniej wojny.



Upadek przemysłu naftowego

Przeciągająca się wojna domowa doprowadziła do poważnych zmian w gospodarce kraju. Uzależniony od eksportu ropy naftowej Sudan z powodu działań Sił Szybkiego Wsparcia i ataków na instalacje stracił ogromne fundusze w związku. Taki los spotkał między innymi pola wydobywcze Balila w Kordofanie Zachodnim. Tylko w tej prowincji doszło do zniszczenia lub uszkodzenia instalacji wydobywczych na aż dziesięciu polach. Szabrownicy i dywersanci atakują zarówno pola naftowe, jak i rafinerie czy biura.

Minister ds. ropy naftowej Walid Al‑Assad potwierdził, że od początku wojny doszło do drastycznego spadku poziomu wydobycia: z 35 tysięcy do 18 tysięcy baryłek dziennie. Wstrzymano również wszelkie prace konserwacyjne, co z pewnością będzie miało wpływ na odbudowę kraju po wojnie.

Pierwszą rafinerią, która wpadła w ręce bojowników Sił Szybkiego Wsparcia, była Al-Dżili, położona 70 kilometrów na północ od Chartumu. Wstrzymanie eksportu tylko z tego zakładu ma kosztować Sudan każdego dnia 5 milionów dolarów. Kraj czerpie również zyski z transferu ropy naftowej wydobywanej w Sudanie Południowym. Utrzymujący się konflikt może doprowadzić do zakłóceń przesyłu.

RomanDeckert, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International