Tokio cały czas stara się zachęcić japoński przemysł zbrojeniowy do aktywniejszego poszukiwania zagranicznych klientów. Na ten rok rząd premiera Shigeru Ishiby zaplanował przygotowanie strategii zwiększenia eksportu sprzętu wojskowego przez zwiększenie międzynarodowej konkurencyjności przemysłu obronnego. Co ciekawe, ostatnie lata były dla japońskiej zbrojeniówki bardzo dobre.

Zacznijmy od krótkiej charakterystyki branży. Japoński przemysł nie dorobił się żadnego koncernu zbrojeniowego na miarę Lockheeda Martina, BAE Systems czy Rheinmetalla. Za większość produkcji na rzecz wojska odpowiada pięć firm: Mitsubishi Heavy Industries, Kawasaki Heavy Industries, Fujitsu, NEC i Mitsubishi Electric. Jest to jednak dla nich margines działalności, z którego obroty nie stanowią istotnego źródła zysków. Do tego z racji obowiązujących od roku 1967 ograniczeń Japończykom nie udało się stworzyć globalnej sieci powiązań i kontaktów ani zdobyć tradycyjnych klientów.

Wprowadzone właśnie w roku 1967 przez rząd premiera Eisaku Sato przepisy znane jako polityka „trzech zasad”, spro­wa­dzały się do zakazu eksportu uzbro­jenia do krajów komunis­tycz­nych, objętych embar­giem ONZ lub uwikłanych w konflikty. W 1976 przerodziło się to w praktycznie całkowity zakaz sprzedaży uzbrojenia za granicę. Jedyny wyjątek uczyniono dla Stanów Zjednoczonych.

Samolot transportowy Kawasaki C-2 proponowano między innymi Zjednoczonym Emiratom Arabskim i Nowej Zelandii – na razie bezskutecznie.
(Hunini, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

Podobnie jak gdzie indziej koniec zimnej wojny przyniósł cięcia budżetowe i spadek zamówień. Dla zbrojeniówki pracującej na dobra sprawę wyłącznie na potrzeby Sił Samoobrony (Jieitai) miało to doniosłe konsekwencje. Wprawdzie najwięksi producenci nie odczuli tego tak mocno, ale niżej w łańcuchach dostaw było już gorzej. Wiele małych i średnich przedsiębiorstw pracujących jako poddostawcy upadło albo przebranżowiło się. Za najniższy punkt tego procesu można uznać rok 2019, gdy Komatsu zrezygnowało z dalszego rozwijania rodziny lekkich pojazdów opancerzonych LAV. Firma uznała, że zyski są zbyt małe w stosunku do ponoszonych kosztów.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

MARZEC BEZ REKLAM GOOGLE 91%

W tym czasie zaczęły zachodzić jednak istotne zmiany. Od roku 2011 kolejne rządy stopniowo łagodziły przepisy eksportowe. Największe kroki na tym polu czynił premier Shinzō Abe. Zainicjował on politykę zachęcania japońskich koncernów do ubiegania się o zagraniczne kontrakty. Dodatkowe zamówienia miały przynieść obniżenie kosztów dla Jieitai, a także wspomóc gospodarkę. Firmy podeszły jednak do sprawy zaskakująco biernie. Istotnym czynnikiem są też obawy o szkody piarowe. Handel bronią może zaszkodzić wizerunkowi firmy u pacy­fis­tycz­nej rodzimej klienteli, ale również u antyjapońsko nastawionych konsu­men­tów w Chinach i Korei Połud­nio­wej.

To samo dotyczy programów badawczo-rozwojowych. Brakuje chętnych do pracy przy tworzeniu nowego sprzętu wojskowego. Dopiero w sierpniu ubiegłego roku ministerstwo obrony zapowiedziało powołanie instytucji wzorowanej na amerykańskiej agencji DARPA. Jedno trzeba Japończykom oddać: gdy po latach analiz i rozważań przystąpili do działania, na przeszkodzie nie stanęła nawet zmiana rządu. Instytut Nauki i Techniki Innowacji Obronnych, wydzielony z Agencji Zakupów, Techniki i Logistyki (ATLA), zainaugurował działalność 1 października.

Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem. W myśl pierwotnych planów Instytut miał początkowo zatrudniać sto osób, połowę z ministerstwa obrony i Sił Samoobrony, połowę z uczelni i przedsiębiorstw. Udało się zebrać siedemdziesięciu sześciu pracowników.

Systematyczne zwiększanie wydatków na obronę i rosnące zakupy sprzętu zaczęły przynosić rezultaty. Według opublikowanego 2 grudnia 2024 roku raportu Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) na temat obrotów największych firm zbrojeniowych świata w roku 2023 japońskie koncerny mają się czym pochwalić. W zestawieniu ujęto sto podmiotów, w tym wspomniana japońską piątkę. Ich łączne zyski osiągnęły 10 miliardów dolarów, co oznacza wzrost aż o 35% w stosunku do roku poprzedniego. Niektóre japońskie koncerny miały zanotować wzrost zysków ze sprzedaż uzbrojenia aż o 300%.

To zaskakująco dobry wynik, zwłaszcza gdy porównać aktywność japońskiej zbrojeniówki z połud­niowo­kore­ań­ską. Republika Korei była w 2023 roku dziesiątym największym eksporterem broni na świecie. Zawdzięcza to w pierwszym rzędzie rosnący zamówieniom zagranicznym, zwłaszcza z Europy. Według SIPRI zyski największych połud­niowo­kore­ań­skich firm zbrojeniowych liczone rok do roku wzrosły o 39% i wyniosły 11 miliardów dolarów.

Japońska fregata Mogami.
(海上自衛隊)

Mimo całego deklarowanego pacyfizmu takie coś może podziałać Japończykom na ambicję, a presja zewnętrzna rośnie. Nie chodzi tylko o zagrożenie ze strony Chin, Rosji i Korei Północnej. Po napaści Rosji na Ukrainę wzrósł nacisk ze strony Waszyngtonu i europejskich partnerów na dalsze łagodzenie restryk­cji eksportowych. W obliczu rosnących potrzeb frontu i ujawnionego z całą bez­względ­noś­cią regresu europejskiego przemysłu zbro­je­nio­wego do poziomu manufaktur zaczęto szukać wszelkich możliwych źródeł zao­pa­trze­nia, zwłaszcza amunicji arty­le­ryjskiej.

Waszyngton wystąpił z propozycją, aby Japonia poszła szlakiem przetartym przez Koreę Południową: dostarczała amunicję pozwalającą uzupełnić amerykańskie maga­zyny. Tokio dostosowało się do tych życzeń i 22 grudnia premier Fumio Kishida ogłosił dopuszczenie do sprze­daży za granicę „uzbrojenia śmiercio­noś­nego” – przyznano licencję na sprzedaż Stanom Zjednoczonym wypro­du­ko­wa­nych w Japonii pocisków do systemu Patriot. W przepisach oznacza to zgodę na eksport sprzętu produ­ko­wa­nego na licencji do kraju licencjodawcy.

Kolejnym, istotnym z punktu widzenia samej Japonii, punktem nacisku okazał się program GCAP. Kiedy w grudniu 2022 roku doszło do połączenia programów japońskiego F-X i brytyjsko-włoskiego Tempesta, pojawiło się ważne, ale to bardzo ważne pytanie: jak pogodzić re­stryk­cyjne japońskie przepisy ze wspól­nym rozwojem konstrukcji, produk­cją i ewentualnym eksportem? Znowelizowane, złagodzone przepisy, chociaż cały czas bazujące na „trzech zasadach” zostały ogłoszone 26 marca ubiegłego roku.

Japońska fregata Mogami.
(海上自衛隊)

Do tego warunki na rynku stają się coraz bardziej sprzyjające. Popyt na nową broń rośnie i cały czas wyprzedza podaż. W bieżącym roku Japonię czeka rywalizacja o bardzo prestiżowy kontrakt na fregaty dla Australii. Japoński „udoskonalony typ Mogami” rywalizuje tam z niemieckim MEKO A200. Z medialnych doniesień wynika, że tym razem strona japońska rzeczywiście stara się wygrać. Jeżeli faktycznie uda się zdobyć australijski kontrakt będzie to przełom.

Strategia, nad którą pracuje rząd Ishiby, w przeciwieństwie do poprzednich podejść ma wyznaczyć średnio- i długoterminowe cele eksportowe w zakresie sprzętu wojskowego. Dodatkowo Tokio planuje najwyraźniej bardzo systematyczne i długofalowe działania, strategia ma bowiem być rewidowana co pięć lat. Dokument powstaje przy współpracy agencji rządowych, z resortami obrony i handlu na czele. Opinie przemysłu mają być „uwzględniane”, co sugeruje, że wśród koncernów nadal dominuje pasywna postawa.

Strategia ma jeszcze jeden, nieskrywany cel. Jest nim przygotowanie japońskiej zbrojeniówki na drugą kadencję Donalda Trumpa. W Japonii pojawiają się obawy, że po powrocie do Białego Domu Trump może zwiększyć naciski na sojuszników, aby kupowali więcej amerykańskiej broni, to zaś może utrudnić realizację własnych programów.

ministerstwo obrony Japonii