Międzynarodowy Trybunał Spra­wied­li­wości nakazał Izraelowi „natychmiastowe wstrzy­manie” działań – bojowych i innych – w Rafah mogących sprowadzić na gazańskich Pales­tyń­czyków warunki życia prowadzące potencjalnie do częściowego lub całkowitego wyniszczenia tej grupy ludności. Jest to orzeczenie niekorzystne dla Izraela, ale nie tak bardzo, jak oczekiwał wnioskodawca – Republika Południowej Afryki.

Sędziowie nie nakazali bowiem Izraelowi wprost całkowitego zaprzestania operacji w Rafah czy wręcz całej wojny w Strefie Gazy. Jest to raczej – toutes proportions gardées – upomnienie udzielane przez policjanta z drogówki kierowcy mającemu zbyt ciężką stopę na pedale gazu. Decyzja MTS nijak się ma do ciężkiej artylerii wytoczonej przez prokuratora Między­na­ro­do­wego Trybunału Karnego, czyli wniosku o nakaz aresztowania premiera Binjamina Netanjahu i ministra obrony Joawa Galanta.



Trzeba podkreślić, że istnieje pewien rozdźwięk opinii między członkami składu sędziowskiego co do faktycznego znaczenia treści orzeczenia. Na przykład południowoafrykańska sędzia Tire Tladi twierdzi, że MTS nakazał całkowite wstrzymanie operacji w Rafah. Nie zgadzają się z tym jednak inni sędziowie, na przykład Julia Sebutinde z Ugandy czy Georg Nolte z Niemiec. Wszystko wska­zuje, że większość jurystów skłoni się ku tej drugiej interpretacji – iż Izrael może dalej działać w Rafah, o ile będzie to robił z poszanowaniem praw ludności. Izrael już oficjalnie przyjął tę wykładnię. Ale tak czy inaczej orzeczenie jest dużo łagodniejsze, niż mieli nadzieję przed­sta­wi­ciele RPA, liczący na stwierdzenie wprost, iż Izrael dokonuje ludobójstwa.

Netanjahu oświadczył, że jego kancelaria przeprowadzi konsultacje z członkami rady ministrów w sprawie dalszego postępowania. Co ciekawe, wśród uczest­ników konsultacji wymienił ministra spraw strategicznych Rona Dermera, ministra sprawiedliwości Jariwa Lewina, ministra obrony Joawa Galanta i kilku innych, ale nie wspomniał o członkach rządu wojennego – Gadim Eisenkocie i Benim Gancu. Ten ostatni jest powszech­nie uznawany za najbardziej prawdo­po­dob­nego następcę obecnego premiera, toteż trudno się dziwić, że Bibi – kurczowo trzymający się stołka w obawie przed więzieniem – stara się go odsuwać na boczny tor.

Ganc odbył za to rozmowę z ame­ry­kań­skim sekretarzem stanu Antonym Blin­kenem. Izraelczyk pod­kreś­lił, że Cahal ma obowiązek dalej walczyć w Gazie, aby przywrócić wolność zakładnikom i zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom. Tymczasem służba prasowa Hamasu oświadczyła, że jest zadowolona z orzeczenia, ale uważa, iż nie jest ono wystarczające. Skrytykowano przede wszystkim ograniczenie treści orzeczenia do Rafah, choć – według hamasowców – „agresja okupantów w całej Strefie Gazy, zwłaszcza na północy, jest tak samo brutalna i niebezpieczna”.



Wkrótce po orzeczeniu MTS Izrael przeprowadził duży nalot na dzielnicę Szabura w Rafah. Niektórzy obserwatorzy sądzą, że miało to być swoiste pokazanie środkowego palca sędziom i całemu trybunałowi. Minister bezpieczeństwa naro­dowego Itamar Ben Gwir sko­men­tował orzeczenie po swojemu: że wyrok antysemickiego sądu w Hadze jest nieważny oraz że powinno nastąpić całkowite zajęcie Rafah i zwiększenie presji wojskowej na Hamas aż do jego całkowitego zniszczenia.

Charles Asher Small, dyrektor Instytutu na rzecz Badań nad Globalnym Anty­se­mi­tyzmem stwierdził zaś, że „orzeczenie MTS jaskrawo przypomina, jak RPA, która stała się ośrodkiem działań ekstremistycznych na kontynencie afry­kań­skim, nadal przyjmuje ideologię antysemicką i wspiera terror spon­so­ro­wany przez państwa. Utrzymywanie ścisłych związków z Iranem, Katarem i Hamasem oraz działanie w ich imieniu sprawiło, że RPA stała się donośnym głosem na rzecz terroru”.

Potępienie nadeszło także z USA. Senator Lindsay Graham stwierdził, że MTS może iść do diabła, a lider republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów Steve Scalise oświadczył, że MTS jest zaślepiony antyizraelskim brakiem obiektywizmu.

Izraelskie MSZ wystosowało oświadczenie podkreślające, że oskarżenia o ludo­bójstwo wniesione przez RPA są odrażające, a izraelskie wojsko ani nie prowadziło, ani nie będzie prowadzić działań mogących skutkować wyniszczeniem ludności palestyńskiej.



Zakładnicy

Niestety ziszczają się obawy o życie zakładników. Coraz częściej dowiadujemy się, że osoby, o których od kilku tygodni czy nawet miesięcy nie było żadnych wiadomości, po prostu od dawna nie żyją. Żołnierzom Cahalu udało się odzyskać zwłoki trzech zakładników zamordowanych już 7 października, w drodze do Gazy bezpośrednio po uprowadzeniu z kibucu Mefalsim. Przez wiele miesięcy zakładano, że wszyscy trzej – Hanan Jablonka (lat 42), Michel Nisenbaum (59) oraz obywatel Francji i Meksyku Orión Hernández Radoux (30) – żyją. Dopiero w ubiegłym tygodniu podczas operacji bojowych w Strefie żołnierze Cahalu natrafili na bliżej nieokreślone dowody świadczące o rze­czy­wistym losie mężczyzn i wskazujące, gdzie znajdują się ciała.

Razem z tą trójką w okolicach kibucu Mefalsim uprowadzono i zamordowano po izraelskiej stronie granicy jeszcze cztery inne osoby. Ron Binjamin, lat 53, został pojmany w trakcie przejażdżki rowerowej między kibucami Be’eri i Mefalsim (około 16 kilometrów w jedną stronę). Icek Gelertner (58), Amit Buskila (28) i Shani Louk (22, prywatnie partnerka Radoux) bawili się na festiwalu Supernowa i po ataku hamasowców uciekli w stronę Mefalsim.

Ciała tych czworga odnaleziono w tym miesiącu w schowku pod jednym z domów w Dżabaliji. Odkryto je dzięki inicjatywie kapitana Roja Bejt Jaakowa. Kiedy 17 maja Cahal ogłosił znalezienie zwłok Gelertnera, Buskili, Louk i Binja­mina, Bejt Jaakow już nie żył. Zginął od bratobójczego ognia w Dżabaliji.

Nie ustają starania o uwolnienie pozo­sta­łych zakładników, dopóki jeszcze żyją. Niestety po ostatnim załamaniu negocjacji ich wznowienie staje w obliczu problemów. Nie dość, że Hamas nie wykazuje gotowości do rozmów, to jeszcze Egipt grozi wycofaniem się z mediacji w związku ze sporem o to, kto tak naprawdę odpowiada za blokowanie transportów pomocy humanitarnej przez przejście w Rafah. Szef Mosadu Dawid Barnea spotkał się w tej sprawie z szefem CIA Williame J. Burnsem i premierem Kataru Muhammadem ibn Abd ar‑Rahmanem as‑Sanim.



Według najnowszego sondażu 64% Izraelczyków sądzi, że uwolnienie zakładników – nie unicestwienie Hamasu czy demilitaryzacja Gazy – powinno być najwyższym priorytetem dla rządu. 67% sądzi, że rząd Bibiego robi w tej kwestii zbyt mało.

Aby wywrzeć presję na własne władze i wszystkie podmioty mogące jakoś wpłynąć na przebieg negocjacji, Forum Rodzin Zakładników i Zaginionych postanowiło opublikować nagranie wykonane przez hamasowców 7 paź­dzier­nika w bazie Nachal Oz (stanowiącej posterunek dozorujący aktywność przy granicy), ukazujące pojmanie pięciu izraelskich żołnierek – Liri Albag, Kariny Ariew, Agam Berger, Danielli Gilbo i Naamy Lewi. Wśród obelg słychać między innymi słowo „sabaja”, oznaczające między innymi niewolnicę seksualną.

Cała piątka wciąż znajduje się na terenie Strefy Gazy. Nie ma potwierdzonych informacji o ich losie. Ze względu na brutalność nagrania nie załączamy go tutaj. Kto chce, może się z nim zapoznać w serwisie Times of Israel w artykule dostępnym pod tym linkiem.

Amerykańskie siły pokojowe?

Serwis Politico informuje, że admi­ni­stracja Bidena przygotowuje się do wzięcia na siebie dużej roli w stabilizacji powojennej Strefy Gazy. Amerykański urzędnik miałby być głównym doradcą cywilnym służącym przy dowództwie nowych palestyńskich sił porządkowych. Przewiduje się, że sam dowódca takiej formacji mógłby być Palestyńczykiem albo obywatelem któregoś z umiar­ko­wa­nych państw arabskich (na przykład Egipcjaninem albo Saudyj­czy­kiem, ale nie Katarczykiem – ze względu na bliskie związki władz Kataru z Hamasem).

Co ciekawe, ów cywilny doradca miałby pracować na Bliskim Wschodzie, ale nigdy i pod żadnym pozorem nie miałby się znaleźć na terenie Strefy Gazy. Uzasadnienie jest proste: Waszyngton chce uniknąć choćby marginalnych oskarżeń o sprawowanie władzy okupacyjnej nad ludnością palestyńską. Z tego samego względu siły stabilizacyjne nie mogą być dowodzone przez Amerykanów. Netanjahu oczywiście chciałby postawić na ich czele oficera Cahalu, ale w grę wchodzi także oficer egipski, jeżeli nie uda się znaleźć odpowiedniego kandydata wśród Palestyńczyków.



Początkowo misja stabilizacyjna miałaby ograniczać się do działania w ośrodkach, z których dystrybuowana jest pomoc humanitarna dla ludności. Następnie stopniowo rozszerzałaby swój zakres odpowiedzialności tak, aby w końcu objąć całą Strefę Gazy. Waszyngton ma ponoć nadzieję, że uda się włączyć do misji także Zjednoczone Emiraty Arabskie i Maroko. Im więcej państw arabskich weźmie udział w tym przedsięwzięciu, tym łatwiej będzie przekonać ludność Palestyny, iż jest to wspólny wysiłek arabskich współbraci realizowany z troski o Gazę. Amerykanie chcieliby też powołać radę złożoną z obywateli Strefy Gazy do sprawowania zarządu cywilnego na tym terytorium.

Tymczasem trzej żołnierze amery­kań­skich wojsk lądowych zostali ranni w trakcie pracy na pirsie JLOTS zostało rannych. Ich obrażenia nie miały nic wspólnego z działaniami bojowymi ani zamachami terrorystycznymi. Prawdo­po­dob­nie doszło wypadku w trakcie przeładunku. Jeden z żołnierzy zwichnął nogę w kostce, drugi doznał kontuzji pleców. Nieoficjalnie wiadomo, że trzeci został przewieziony do szpitala w ciężkim stanie.

Pirs działa już od tygodnia, ale poza tym przykrym incydentem cieniem na jego historii położyła się jeszcze jedna sytuacja. W tym tygodniu trzeba było wstrzymać transporty pomocy humanitarnej, gdyż kilkanaście samochodów zostało złupionych po drodze do magazynów. Przedstawiciele ONZ odpowiadający za dystrybucję żywności przerwali dostawy na dwa dni i wykorzystali ten czas na wytyczenie alternatywnych, bezpieczniejszych szlaków.



Spalenie Koranu

Trudno sobie wyobrazić, żeby opinia o Izraelu wśród arabskich muzułmanów mogła być jeszcze gorsza niż teraz, ale pewien izraelski żołnierz postanowił to sprawdzić, wrzucając do ognia egzem­plarz świętej księgi islamu. Dowództwo sił zbrojnych czym prędzej oświadczyło, że zachowanie żołnierza jest niezgodne z wartościami Cahalu, i poinformowało o wszczęciu śledztwa.

W sieci pojawiło się także zdjęcie innego żołnierza – na tle płonących książek w bibliotece Uniwersytetu Al-Aksa w Gazie (potwierdzenie lokalizacji zdjęcia można obejrzeć tutaj). Heinrich Heine w grobie się przewraca.

Przejście w Rafah

Orzeczenie MTS wskazało na Izrael jako winnego zablokowania przejścia granicz­nego w Rafah. Przypomnijmy: 7 maja, w początkowej fazie operacji w tym mieście, żołnierze Cahalu zajęli i zamknęli znajdujące się w tym mieście przejście na granicy z Egiptem, kontrolowane dotąd przez Hamas i wykorzystywane przezeń do swoich niecnych celów. Wywołało to błyskawiczny kryzys w stosunkach dyplomatycznych z Egiptem.

Minister spraw zagranicznych Jisrael Kac oświadczył, że trzeba przekonać Egipcjan do otwarcia przejścia i dopuszczenia transportów pomocy humani­tarnej. Kair odparował, że to izraelskie działania w tym regionie Strefy Gazy spowodowały zamknięcie przejścia i że Izraelczycy starają się tylko przerzucić winę na kogoś innego. Minister spraw zagranicznych Egiptu podkreślił, że Izrael ponosi wyłączną odpowiedzialność za kryzys humani­tarny w Gazie i tylko na nim spoczywa odpowiedzialność za jego załagodzenie. Netanjahu niedawno oskarżył Egipt o uczynienie zakładników z ludności Gazy.



Dziś MTS stwierdził, że obowiązkiem Izraela jest otwarcie przejścia i zapewnienie dostępu do Strefy Gazy. Izrael podtrzymywał, że wina leży po stronie Egiptu, ten jednak twardo obstawał przy swoim stanowisku: nie będzie ruchu transgranicznego, dopóki po drugiej stronie stacjonują izraelscy żołnierze. W końcu i w tej kwestii do pracy wziął się prezydent Biden, który odbył rozmowę telefoniczną ze swoim egipskim kolegą po fachu Abd al‑Fattahem as‑Sisim. Izrael tymczasem zakulisowo zwrócił się do władz Autonomii Palestyńskiej, proponując, aby to one – a nie Hamas – przejęły kontrolę nad przejściem po stronie Gazy. Szefostwo Fatahu stwierdziło krótko, że nie ma mowy, dopóki nie będzie projektu utworzenia niepodległego państwa palestyńskiego.

Pod presją z Waszyngtonu Sisi w końcu ustąpił. Wprawdzie nie zgodził się na otwarcie przejścia (przed którym czeka gigantyczna kolejka samochodów ciężarowych, a wiele towarów już zdążyło się zepsuć), ale pozwolił na przekierowanie dostaw do przejścia Kerem Szalom. Władze Autonomii Palestyńskiej poparły ten krok. Oznacza to, że transporty przejadą z Egiptu nie do Strefy Gazy, ale do Izraela, a dopiero stamtąd – do Gazy.

Dron ze wschodu

Tuż przed godziną 6.00 rano czasu lokalnego służba prasowa Cahalu poinformowała o zestrzeleniu bezza­ło­go­wego aparatu latającego zbliżającego się ze wschodu do granic Izraela. Dron został zniszczony przez samoloty myśliwskie jeszcze poza izraelską przestrzenią po­wietrzną, ale fragmenty pocisku powietrze–powietrze spadły opodal miasta Safed w Górnej Galilei i spowodowały niewielki pożar zarośli. Minionej nocy, również poza granicami Izraela, strącono jeszcze dwa drony.

Wkrótce potem do przeprowadzenia ataku przyznała się jedna z działających w Iraku bojówek sponsorowanych przez Iran. Celem wszystkich trzech dronów miał być port w Ejlacie.

x.com/idfonline