Powyższą fotografię wykonano wiosną 1949 roku. Z dzisiejszej perspektywy ma ona w sobie coś absurdalnego, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że widzimy na niej sterowiec wojskowy. Jest to aerostat serii ZSG-3, jeden ze 134 przedstawicieli typu K produkowanego przez firmę Goodyear od 1940 roku. Z jednej strony w dziedzinie techniki wojskowej jest to zamierzchła przeszłość, z drugiej – to stare zdjęcie, jak na ironię, może się okazać prorocze.
Okręt na zdjęciu to USS Sicily (CVE-118), czternasty lotniskowiec eskortowy typu Commencement Bay, przyjęty do służby już po zakończeniu drugiej wojny światowej. Latem 1950 roku należał do Floty Pacyfiku i pod jej egidą wziął udział w wojnie koreańskiej, tu jednak widzimy go jeszcze jako okręt Floty Atlantyku. Białe linie widoczne pod sterowcem miały pomagać jego pilotowi – którym był najpewniej kapitan Carl J. Seiberlich, późniejszy kontradmirał – w ustawieniu maszyny nad osią pokładu.
Współcześnie rola amerykańskich sterowców w walce przeciwko U-Bootom grasującym na szlakach atlantyckich w czasie drugiej wojny światowej jest często pomijana. Ale chociaż nie były najskuteczniejszą bronią w arsenale aliantów (a po ich usługi sięgnięto w znacznej mierze z desperacji), lekceważący stosunek do ich służby jest niesprawiedliwy. Stanowiły bowiem cenne uzupełnienie samolotów w kwestii zabezpieczania amerykańskich wód przybrzeżnych.
Ich główna baza znajdowała się w Lakehurst w stanie New Jersey – dokładnie tam, gdzie doszło do katastrofy Hindenburga. Stamtąd można było patrolować uczęszczane szlaki między Cape Cod a Norfolkiem. W 1943 roku utworzono drugą bazę na Florydzie, skąd sterowce mogły patrolować całą Zatokę Meksykańską i Karaiby. W czasie drugiej wojny światowej nie praktykowano jednak lądowań sterowców na lotniskowcach, głównie dlatego, że nie byłoby możliwości bezpiecznego przepompowania helu, co oznaczałoby zarezerwowanie całego lotniskowca na użytek pojedynczego aerostatu.
Największą zaletą sterowca była oczywiście zdolność długotrwałego pozostawania w powietrzu. Mogły patrolować przez kilkanaście godzin z prędkością około czterdziestu pięciu węzłów, dzięki czemu – takie przynajmniej było założenie – załodze byłoby łatwiej dostrzec okręt podwodny niż z dużo szybszego samolotu. Szybko zaczęto wyposażać je w radar i detektory anomalii magnetycznych oraz uzbrajać w bomby głębinowe (standardowo cztery: dwie w komorze bombowej i dwie na podwieszeniach zewnętrznych) i karabiny maszynowe, ale ich głównym zadaniem miało być naprowadzanie własnych okrętów nawodnych na U-Boota.
Szkopuł w tym, że załoga wynurzonego U-Boota mogła dostrzec sterowiec dużo szybciej niż załoga sterowca dostrzegłaby okręt na powierzchni morza. Mogłoby się wydawać, że muszenie przeciwnika do zanurzenia powinno być przyjmowane z radością, ale ówczesna doktryna, wykształcona kosztem życia tysięcy marynarzy, stawiała na szybkie, skuteczne ataki, które nie dałyby U-Bootowi szansy ucieczki i doprowadziłyby do jego zniszczenia. Sterowce nie tylko nie nadawały się do realizacji tej agresywnej doktryny, ale wręcz w niej przeszkadzały.
Niemniej jednak, chociaż w realizacji zadań ściśle bojowych sterowce radziły sobie kiepsko, ich wartość ujawniała się w innej kwestii: miały wprost magiczny wpływ na morale załóg statków handlowych idących w konwojach przez Atlantyk czy z Ameryki Południowej do Stanów Zjednoczonych. Niektóre konwoje karaibskie w początkowym okresie wojny mogły liczyć wyłącznie na sterowce, gdyż okręty i samoloty były potrzebne na północy. Oprócz tego sterowce zapewniały też bezcenne wsparcie dla działań poszukiwawczo-ratowniczych.
W ostatecznym rozrachunku sterowce nie zatopiły ani jednego U-Boota, natomiast jednemu U-Bootowi udało się zestrzelić sterowiec. Tej niebagatelnej sztuki dokonał U-134 typu VIIC, który w lipcu 1943 roku strącił sterowiec K-74 na Cieśninie Florydzkiej.
Mogłoby się wydawać, że wraz z wycofywaniem sterowców ze służby wojskowej w latach pięćdziesiątych ich przyszłość ograniczona będzie do odgrywania roli ciekawostek na rynku komercyjnym. Amerykańskie siły zbrojne nie straciły jednak całkowicie zainteresowania sterowcami, a na początku XXI wieku zaczęły one wracać do łask, ponownie dzięki długotrwałości lotu. W dobie systemów bezzałogowych aerostaty mogłyby pozostawać w powietrzu już nie całymi dniami, ale całym tygodniami czy wręcz miesiącami.
Amerykanie podejmowali szereg projektów mających zbadać możliwość użycia sterowców dla potrzeb wojskowych. Najbardziej ambitny był cięższy od powietrza Walrus HULA (Hybrid Ultra Large Aircraft), który część siły nośnej miał uzyskiwać dzięki wyprofilowaniu aerodynamicznemu powłoki. Najbardziej obiecujący z kolei wydawał się JLENS (Joint Land Attack Cruise Missile Defense Elevated Netted Sensor System), który miał służyć do wykrywania zbliżających się pocisków manewrujących, dronów oraz pojazdów naziemnych i nawodnych. Istnieją podejrzenia, że analogiczny projekt realizują Chińczycy.
Być może nadchodzi więc czas, aby Amerykanie wskrzesili zapoczątkowany trzydzieści pięć lat temu projekt Battle Surveillance Airship System. Głównym przeznaczeniem sterowców YEZ-2A opracowywanych w ramach BSAS miało być wykrywanie za pomocą radaru nisko lecących pocisków przeciwokrętowych. Łatwo jednak wyobrazić sobie wyposażenie ich w sonoboje i nawet torpedy POP. O ile sterowca nie można – w przeciwieństwie do samolotu takiego jak P-8A Poseidon – szybko wysłać w strefę dozorowania, o tyle kiedy już się tam znajdzie, może pozostawać na czatach dowolnie długo. W tej dziedzinie sterowiec będzie górować nad dronami ZOP takimi jak MQ-9B SkyGuardian.
Natomiast odpowiedź na pytanie o uzupełnianie paliwa i amunicji daje nam zdjęcie, zaczynające ten artykuł. Rzecz jasna, dziś nie trzeba by używać lotniskowca. O ile pozwalałaby na to konstrukcja aerostatu (sprawę trzeba by więc uwzględnić na etapie projektowania), do zadań zaopatrzeniowych można by wykorzystać dowolny okręt z pokładem lotniczym dla śmigłowców. Wprost wymarzonym kandydatem do tej roli wydają się szybkie katamarany transportowe typu Spearhead, rozwijające prędkość ponad 40 węzłów.
Zobacz też: Cztery haubice będą walczyć na poligonie o zamówienie od US Army