Amerykańska marynarka wojenna i Korpus Piechoty Morskiej cały czas spierają się o liczbę dużych okrętów desantowych. Aktualna liczba – trzydzieści jeden – uważana jest przez USMC za niezbędne minimum, ale jednocześnie za zdecydowanie niewystarczającą. Kolejne przypadki potwierdzają, że marines mają racje, jak jednak skutecznie lobbować, jeśli sami do końca nie wiedzą, czego chcą?

Już w ubiegłym roku podczas wystąpienia przed podkomisją do spraw sił morskich senackiej komisji sił zbrojnych generał broni Karsten Heckl, zastępca dowódcy USMC do spraw rozwoju i integracji walki, przytoczył sytuację z czasu krótko przed rosyjską agresją na Ukrainę ilustrujący, do czego prowadzi niedostateczna liczba dużych okrętów desantowych.

Dowództwo sił amerykańskich w Europie (EURCOM) zwróciło się wówczas do Korpusu z prośbą o rozmieszczenie na Starym Kontynencie jednostki ekspedycyjnej marines (MEU) i amfibijnej grupy gotowości (ARG) jako zabezpieczenia na wypadek rozlania się konfliktu. Piechota morska nie mogła spełnić prośby z braku dostępnych okrętów desantowych.



22. MEU i ARG skupiona wokół śmigłowcowca desantowego USS Kearsarge (LHD 3) typu Wasp i okrętu desantowego-doku USS Arlington (LPD 24) typu San Antonio wyruszyła do Europy z Norfolku dopiero 16 marca 2022 roku. Trzecia z wchodzących w skład grupy jednostek, okręt desantowy-dok USS Gunston Hall (LSD 44) typu Whidbey Island, wyruszyła jeszcze później – 28 marca – i dotarła do Narwiku 22 kwietnia. Generał Hackl przedstawił to jako istotny przykład postępującej utraty przez Korpus zdolności do odgrywania roli sił reagowania kryzysowego.

USS Kearsarge (LHD 3) w drodze przez cieśniny duńskie na Morze Bałtyckie.
(US Navy)

Bieżący rok dostarczył kolejnych przykładów. USMC nie był w stanie zareagować na trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii. Natomiast ewakuację personelu amerykańskiej ambasady z pogrążającego się w wojnie domowej Sudanu przeprowadziły siły specjalne, a nie, jak zwykle, piechota morska i marynarka wojenna. W obu przypadkach przyczyna była taka sama: w pobliżu nie było żadnej MEU i ARG. W przypadku Sudanu najbliżej operująca grupa powróciła do kraju miesiąc przed wybuchem wojny, a następna była dopiero w trakcie szkolenia przed wysłaniem w region.

Zdaniem generała brygady USMC w stanie spoczynku Christophera Owensa takie sytuacje jasno pokazują, że trzydzieści jeden dużych okrętów desantowych to zdecydowanie za mało. Nie da się tak zapewnić ciągłej obecności w kluczowych rejonach i szybkiej reakcji na pojawiające się kryzysy, często wymagające nie działań zbrojnych, lecz misji humanitarnych. Problem jest tym poważniejszy, że amerykańskie stocznie nie mają wystarczających mocy przerobowych, aby remontować i serwisować okręty w odpowiednim tempie. Według stanu na początek kwietnia tego roku w gotowości operacyjnej pozostawało tylko trzynaście jednostek desantowych.

USS John P. Murtha (LPD 26) typu San Antonio.
(US Navy / Huntington Ingalls)

W artykule opublikowanym w serwisie Defense News generał Owens zwraca jednak uwagę, że Korpus sam prosił się o taką sytuację. W roku 2009 sekretarz marynarki wojennej, szef operacji morskich US Navy i dowódca USMC zawarli porozumienie, w którym za niezbędne minimum uznano trzydzieści osiem dużych okrętów desantowych. Taką liczbę określono jako konieczną do przerzutu dwóch pełnych brygad piechoty morskiej. Tym sposobem powstrzymano trend spadkowy zapoczątkowany wraz z końcem zimnej wojny.



Wszystko uległo zmianie w roku 2019 wraz z rozpoczęciem przez piechotę morską reformy, która z czasem przybrała postać koncepcji Force Design 2030. Jej najbardziej znane elementy to reorganizacja lotnictwa Korpusu i likwidacja sił pancernych. Z obecnej perspektywy dużo istotniejsze okazało się jednak założenie, że nie potrzeba już trzydziestu ośmiu dużych okrętów desantowych.

Zamiast nich zaczęto szukać mniejszych jednostek – Light Amphibious Warship (LAW), mających lepiej wpisywać się w koncepcję rozproszonych operacji morskich (Distributed Maritime Operations). Zakłada ona rezygnację z walki o całkowite panowanie na morzu i skupienie się na kontroli ograniczonych, za to kluczowych z punktu widzenia konfliktu czy operacji, akwenów. Takie podejście ma się przyczynić do uzyskiwania lepszych efektów poprzez zwiększenie siły ofensywnej, a zarazem przeżywalności poszczególnych komponentów sił morskich. Innymi słowy: rozproszone operacje morskie oznaczają działania niedużych, elastycznych zespołów floty, wspieranych przez lotnictwo i koncentrujących się w celu wykonania zadania.

Jak jednak podkreśla Owens, takie podejście stało się dla marynarki wojennej niczym innym jak zaproszeniem do redukcji sił desantowych i skierowaniem zaoszczędzonych w te sposób funduszy na inne cele, w tym nowe jednostki bojowe i bezzałogowe. Wprawdzie National Defense ­Authorization Act na rok budżetowy 2023 zobowiązał US Navy do utrzymania w linii trzydziestu jeden dużych okrętów desantowych, jednak rzeczywistość nie wygląda aż tak dobrze. Marynarka planuje wstrzymać budowę okrętów desantowych typu San Antonio Flight II i przyspieszyć wycofywanie ze służby jednostek typu Whidbey Island. Jeśli uda się zrealizować te zamierzenia, liczba dużych okrętów desantowych spadnie do dwudziestu pięciu.

Marynarze na okręcie desantowym USS San Antonio (LPD 17) podczas ćwiczeń strzeleckich z wukaemem M2.
(US Navy / Mass Communication Specialist Jacob M. Turrigiano)



Przy takiej liczebności floty USMC nie będzie w stanie szybko i sprawnie reagować na zachodzące wydarzenia. Zdaniem generała Owensa idea LAW-ów ma sens jedynie przy założeniach przyjętych dla teatru działań na Indo-Pacyfiku. Wysunięta obecność MEU i ARG to coś więcej niż tylko projekcja siły. Te bardzo elastyczne jednostki odgrywają istotną rolę we współpracy z sojusznikami i partnerami, reagowaniu kryzysowym, niesieniu pomocy ofiarom katastrof naturalnych i ewakuacji cywilów z terenów ogarniętych walkami. W przypadku takich misji mniejsze okręty to mniejsze możliwości. Mniejsza flota i mniejsze okręty to także bardziej ograniczone zdolności do reagowania w przypadku naprawdę dużych kryzysów.

Okręty desantowe to kolejny problem US Navy związany z traceniem potencjału. Wystarczy wymienić wycofywanie okrętów podwodnych typu Ohio przystosowanych do przenoszenia pocisków manewrujących czy przeciągające się prace nad następną generacją niszczycieli i wielozadaniowych okrętów podwodnych. Zalecenia dawane przez Owensa nie są wyjątkowe ani odkrywcze – podkreśla on konieczność długoterminowego partnerstwa wojska, administracji, kongresu i przemysłu, rozpisanego na wiele lat finansowania programów budowy nowych okrętów i rozwoju przemysłu stoczniowego.

Zobacz też: Ujawniono malowanie nowego samolotu prezydenckiego

US Navy / Mass Communication Specialist 1st Class Gary Keen