US Air Force ogłosiło decyzję w sprawie zamówienia nowych powietrznych strategicznych stanowisk dowodzenia, które zajmą miejsce samolotów Boeing E-4B Nightwatch. Kontrakt o wartości 13 miliardów dolarów otrzymała Sierra Nevada Corporation. Będzie to jeden z największych projektów w historii tego stosunkowo niewielkiego przedsiębiorstwa. Liczby nowych samolotów jeszcze nie ustalono, w grę wchodzi od ośmiu do dziesięciu.
Formalnie poszukiwanie oferentów rozpoczęto w 2021 roku wraz z publikacją wstępnych wymagań. Niestety szczegółowe kryteria, które musi spełnić samolot określany jako Survivable Airborne Operations Centre (zdolny do przetrwania – w domyśle: warunków wojny pełnoskalowej – powietrzny ośrodek operacyjny), są utajnione, nie tylko w zakresie wyposażenia specjalistycznego, ale również w zakresie konstrukcji płatowca. Ale z nieoficjalnych przecieków wynika, że USAF oczekuje ściśle określonych rozmiarów (zbliżonych do obecnych E-4B) i czterech silników.
Tym sposobem wybór już na starcie jest ograniczony do dwóch typów samolotów pasażerskich: Boeinga 747-8 i Airbusa A380. Tymczasem podobnie jak w przypadku samolotu prezydenckiego trudno sobie wyobrazić, że Amerykanie mogliby postawić na konstrukcję europejską. W grę wchodzą nie tylko parametry samolotu jako takiego, lecz także względy polityczne i wizerunkowe. Potęga amerykańskiego przemysłu lotniczego powinna – wręcz musi – być w stanie zapewnić rządowi Stanów Zjednoczonych statki powietrzne o znaczeniu strategicznym. A to oznacza, że wyboru nie ma: Jumbo Jet i kropka.
SNC is building the airborne command center of the future! SAOC is a highly specialized aircraft that ensures continued critical command, control and communication during national emergencies for POTUS, SECDEF and CJCS. We're honored to support this important mission. pic.twitter.com/krqjfwXtoM
— Sierra Nevada Corporation (@SierraNevCorp) April 28, 2024
Oczywiście przedsiębiorstwo Fatiha i Eren Özmenów może być jedynie projektantem, konstruktorem i integratorem systemów misyjnych. Płatowiec trzeba będzie pozyskać z innego źródła. Jako że produkcja Boeingów 747 dobiegła już końca, nie da się zamówić nowych egzemplarzy wprost z linii produkcyjnej w Everett, pozostają jedynie te z rynku wtórnego.
Dlaczego sam Boeing nie może się zająć modyfikacją swoich samolotów? Według anonimowych źródeł wszystko rozbiło się o kwestię praw intelektualnych i sposobu finansowania programu. Pentagon chce, aby zawrzeć kontrakt na zasadzie ceny stałej, to znaczy odgórnie ustalić, ile maksymalnie zapłaci, i mieć święty spokój. Wszelkie przekroczenie kosztorysu byłoby problemem wykonawcy kontraktu i to on musiałby pokryć koszty. Boeing nie chciał się na to zgodzić. O przekreśleniu kandydatury producenta Jumbo Jetów dowiedzieliśmy się w grudniu ubiegłego roku.
W ostatnich latach koncern straszliwie się sparzył na takich kontraktach. FlightGlobal podaje przykład choćby VC-25B. Tylko w okresie od lipca do września 2023 roku dział Defense, Space & Security odnotował stratę w wysokości 924 milionów dolarów, z czego aż 482 miliony to właśnie skutek przekroczenia kosztów programu VC-25B, wynikłego głównie z wyższych niż przewidywane kosztów współpracy z poddostawcami. Według Reutersa od 2014 roku koncern stracił na kontraktach o cenie stałej aż 16,3 miliarda dolarów.
Ale pomimo to Boeing 747 miał zwycięstwo w kieszeni. Ten wybór ma również uzasadnienie natury czysto pragmatycznej, a nie tylko prestiżowej. Obecnie w służbie są cztery E-4B, będące przebudowanymi Boeingami 747-200B. Trzy z nich, określane jako AACP (Advanced Airborne Command Post), weszły do służby w konfiguracji E-4A w latach 1973–1974. Następnie zamówiono czwartą maszynę w zmodernizowanej wersji E-4B NAOC (National Airborne Operations Center), po czym wcześniejszą trójkę również doprowadzono do tej konfiguracji. Prezydenckie VC-25A wprowadzone do służby w 1990 roku to również B747-200B, mające zająć ich miejsce VC-25B będą zaś Boeingami 747‑8i (notabene również kupionymi z drugiej ręki).
Doświadczenia z E-4A/B ułatwiły więc przystosowanie Jumbo Jetów do roli Air Force One. Urządzenia łączności, ochrona przed skutkami (względnie) bliskich wybuchów jądrowych, w tym przed impulsem elektromagnetycznym, optymalizacja wyposażenia VIP‑owskiego, procedury zabezpieczania samolotu w powietrzu i na ziemi, przygotowanie maszyny do pozostawania w powietrzu kilkadziesiąt godzin – wszystko to ewoluuje w US Air Force w sposób ciągły od 1973 roku wokół maszyn tego samego typu, jedynie różnych konfiguracji. Przesiadka na Boeingi 747‑8 umożliwi kontynuowanie tego procesu.
Jedyną potencjalną alternatywą byłby ciężki samolot transportowy C-5M Super Galaxy. Już w latach osiemdziesiątych Lockheed przedstawił wizję swojego ogromnego samolotu przystosowanego do roli powietrznego stanowiska dowodzenia. W tej wersji miał on nosić oznaczenie EC-5B i miał zająć miejsce samolotów EC-135C Looking Glass. Trudno jednak oczekiwać, aby koncernowi z Bethesdy chciało się odkurzać ten pomysł, zwłaszcza że produkcja C-5 również dobiegła już końca.
W grę wchodziło też jedno alternatywne rozwiązanie. W 2018 roku Dowództwo Zaopatrzeniowe Sił Powietrznych (AFMC) opublikowało dokument zawierający plan zastąpienia trzech typów samolotów specjalnego przeznaczenia – E-4B, E-6B i C-32A – pojedynczym nowym modelem. E-4B bazuje na Boeingu 747-200, E-6B to zmodyfikowany Boeing 707, a C-32A powstał na bazie Boeinga 757. Szesnaście E-6B należących do US Navy w razie wybuchu wojny atomowej będzie wykorzystane do łączności z zanurzonymi okrętami podwodnymi i lądowymi silosami z pociskami balistycznymi.
Służba NAOC-ów dobiegnie końca w latach trzydziestych. Ich następca będzie musiał spełnić wygórowane warunki. Na co dzień NAOC służy jako samolot wożący sekretarza obrony (mimo że zasadniczo do przewozu urzędników w randze sekretarza departamentu służą C-40B). Ale jego najważniejszym zadaniem jest bowiem umożliwić prezydentowi USA wydawanie rozkazów siłom zbrojnym, a przede wszystkim siłom nuklearnym. W związku z tym musi dysponować bogatym pakietem urządzeń komunikacyjnych.
Na przykład wiadomo, że owiewka na górnej powierzchni kadłuba E-4B skrywa (tylko? między innymi?) antenę do łączności na falach centymetrowych. Podobnie jak rosyjski Ił-80, również E-4B dysponuje (a jego następca zapewne będzie dysponować) anteną długości 8 kilometrów rozwijaną z bębna w tylnej części kadłuba służącą do komunikacji z zanurzonymi okrętami podwodnymi na falach superdługich. Źródła podają, że NAOC dysponuje łącznie trzynastoma różnymi systemami łączności, które mogą być używane w dowolnej konfiguracji.
Teraz wprowadzaniem analogicznych modyfikacji do nowych samolotów zajmie się SNC. Spółka będzie musiała opracować i zintegrować systemy łączności, zabezpieczyć samolot przed skutkami ataku nuklearnego i przed zagrożeniami elektronicznymi oraz opracować systemy obsługi naziemnej tam, gdzie potrzebne będą nowe. Całość ma być realizowana w architekturze modułowej, tak aby ułatwić późniejsze modernizacje.
Notabene już w sierpniu ubiegłego roku SNC otworzyła nowy hangar – przystosowany właśnie do obsługi Boeingów 747-8 – w porcie lotniczym w mieście Dayton w stanie Ohio. Lotnisko leży 630 kilometrów od bazy Andrews w stanie Maryland, gdzie E-4B czekają w gotowości, aby przyjąć na pokład prezydenta lub sekretarza obrony, i niecały 1000 kilometrów od bazy Offutt w stanie Nebraska, gdzie stacjonują na co dzień. Do tego pod Daytonem znajduje się też baza lotnicza Wright-Patterson.
Standardowa procedura zakłada, że kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych udaje się w podróż zagraniczną, jeden E-4B podąża śladem Air Force One. Kiedy prezydent jest w kraju, jeden E-4B musi całodobowo znajdować się w gotowości do startu. W 2019 roku powódź w Nebrasce sprawiła, że realizowanie tej normy stanęło pod znakiem zapytania.