Chiński lotniskowiec Shandong zawinął 6 maja do portu macierzystego w Sanyi na wyspie Hajnan. Tym sposobem okręt zakończył swój najdłuższy i najdalszy dotychczas rejs. Shandong zapuścił się na zachodni Pacyfik, w pobliże Guamu, w rejony, które do tej pory mniej lub bardziej regularnie odwiedzał pierwszy chiński lotniskowiec Liaoning. Pierwszy rejs Shandonga na otwarty ocean był częścią szerszych ćwiczeń „Liánhé Jiàn” („Połączony Miecz”, po angielsku „Joint Sword”) przeprowadzonych w dniach 8–10 kwietnia, a będących częścią większej demonstracji siły pod adresem Tajwanu i Stanów Zjednoczonych.

Od momentu podniesienia bandery w roku 2017 drugi z chińskich lotniskowców, a zarazem pierwszy zbudowany w kraju, rzadko kiedy opuszczał Morze Południowochińskie. Teraz spędził w morzy około czterdziestu czterech dni i operował około 400 mil morskich na zachód od Guamu.



Kolejną nowością była bardzo duża intensywność ćwiczeń lotniczych. Japońskie ministerstwo obrony naliczyło między 7 a 23 kwietnia łącznie aż 610 startów i lądowań samolotów i śmigłowców pokładowych. To blisko dwa razy więcej niż podczas ćwiczeń Liaoninga w grudniu ubiegłego roku, gdy Japończycy zanotowali 320 operacji lotniczych z pokładu okrętu.

To znaczący postęp, sugerujący rosnącą sprawność chińskich załóg. Z czego wynika tak duża różnica między obydwoma okrętami? Przypuszczalnie z konstrukcji obu okrętów. Liaoning to dokończony radziecki Wariag, półbliźniacza jednostka feralnego Admirała Kuzniecowa, kupiona wraz z dokumentacją techniczną od Ukrainy. Sami Chińczycy otwarcie przyznają, że w trakcie przygotowań do dokończenia Wariaga wprowadzili w projekcie przeszło tysiąc korekt. Efekty nie były w pełni satysfakcjonujące, bowiem w projekcie Shandonga wprowadzono jeszcze dalsze zmiany, w tym kształtu i rozmiaru nadbudówki i pokładu lotniczego, co zapewne zaowocowało sprawniejszą organizacją ruchu na pokładzie.

Ale pewne rzeczy nie uległy jeszcze zmianie. Myśliwce J-15 z obu chińskich lotniskowców startują jedynie z lekkim uzbrojeniem w postaci pocisków powietrze–powietrze bliskiego zasięgu albo w ogóle bez podwieszeń. Nie zauważono również do tej pory wykorzystania rosyjskich zasobników UPAZ-1A umożliwiających uzupełnianie paliwa na zasadzie buddy tanking. Wiadomo, że Chiny kupiły pewną liczbę UPAZ-1A, są nawet zdjęcia dokumentujące ich użycie przez J-15, jednak nie operujące z pokładów lotniskowców.



Wyraźnie widać bardzo ostrożne podejście chińskiej admiralicji, dzięki czemu udało się uniknąć utraty samolotów na morzu. Najprawdopodobniej z tych samych powodów do rzadkości należą operacje lotnicze w nocy i kiepskich warunkach pogodowych. Są one jednak koniecznym warunkiem stworzenia skutecznej grupy lotniskowcowej, zdolnej do projekcji siły z dala od własnych wybrzeży.

Pojawia się tutaj kolejna specyfika działań chińskich lotniskowców. Nawet zapuszczając się w pobliże Guamu, pozostają one pod parasolem własnego lotnictwa dalekiego zasięgu i pocisków balistycznych. Oficjalne komunikaty po powrocie Shandonga z ćwiczeń wręcz podkreślają współpracę z Siłami Rakietowymi, zwłaszcza jednostkami wyposażonymi w przeciwokrętowe pociski balistyczne i należącymi do lotnictwa bombowcami H-6K/J, rzekomo już uzbrojonymi w pociski hipersoniczne.

Przypomnijmy też, że sama chińska marynarka wojenna traktuje Liaoninga i Shandonga jako okręty szkoleniowe o ograniczonej wartości bojowej. Wprawdzie w mediach regularnie pojawiają się komunikaty opisujące eskapady w rejon Guamu jako ostrzeżenie dla USA i demonstrację własnej zdolności do obrony w przypadku „próby wmieszania się” Waszyngtonu w kwestię Tajwanu, ale zdolność chińskich grup lotniskowcowych do przeprowadzenia zaskakującego ataku na wyspę jest dyskusyjna, a jej przeżywalność tak daleko od własnych wybrzeży i stref antydostępowych – bardzo niska.



Co jakiś czas pojawiają się również pomysły rozmieszczenia chińskich lotniskowców w przypadku „W” na wschód o Tajwanu i wykorzystania ich jako wysuniętej linii obrony powietrznej. Nawet wówczas ich przeżywalność i przydatność oceniana jest jako niewielka. W rozmowie z agencją Reutera Yoji Koda, admirał w stanie spoczynku i były dowódca Morskich Sił Samoobrony, stwierdził, że w razie wojny oba chińskie lotniskowce byłyby bardzo dobrym celem dla sił amerykańskich i japońskich, i w związku z tym zostałyby szybko wyeliminowane z walki.

Przypomina to sytuację sprzed sześciu lat, gdy ówczesny rzecznik rosyjskiego ministerstwa obrony, generał major Igor Konaszenkow, określił brytyjski lotniskowiec HMS Queen Elizabeth jako „dogodny, duży cel morski”. Wracamy tutaj do intensywnie omawianej kwestii przydatności lotniskowców w ich obecnej formie na współczesnym polu walki. Z drugiej strony trzeba jednak pamiętać, że chińskie lotniskowce są w wyjątkowo niekorzystnej pozycji nie tylko z uwagi na geografię. Chińczycy dopiero uczą się wykorzystania takich okrętów i muszą robić to sami.

Ostrożne podejście wojskowych do kwestii wykorzystania lotniskowców widać w chińskiej literaturze fachowej. Greg Torode, Eduardo Baptista i Tim Kelly z agencji Reutera przeanalizowali ponad sto artykułów na ten temat opublikowanych w chińskich czasopismach fachowych, z Dziennikiem Armii Ludowo-Wyzwoleńczej na czele. Wyłania się z nich jasny obraz, bardzo odmienny od lansowanego przez propagandę. Wojskowi i eksperci otwarcie przyznają, że chińskie lotniskowce w dającej się przewidzieć przyszłości będzie znacznie ustępować pod względem przydatności innym okrętom nawodnym, nawet w przypadku konfliktu na Morzu Wschodniochińskim. Wskazywana jest ciągle duża rozbieżność między wyszkoleniem załóg i lotników a wymaganiami operacyjnymi.



W jednym z artykułów analizujących najważniejsze atuty ChALW w przypadku wojny o Tajwan lotniskowce w ogóle się nie pojawiają. Natomiast zgodnie z dostępnymi ocenami zagranicznych służb wywiadowczych i ekspertów duże znaczenie przykładane jest do pocisków balistycznych bazowania lądowego. To one mają zmieść obronę i trzymać na dystans amerykańską odsiecz.

W opublikowanym w grudniu ubiegłego roku przez amerykańską Congressional Research Service raporcie na temat modernizacji chińskiej marynarki wojennej autorzy zwracają uwagę, że znane scenariusze użycia chińskich lotniskowców do projekcji siły nie zakładają konfrontacji z US Navy, lecz kładą nacisk na zastraszanie słabszych przeciwników. Poważniejsze zmiany nadejdą zapewne wraz z wejściem do służby „superlotniskowca” Fujian typu 003.

Zdaniem części analityków prawdziwym przełomem byłaby dopiero wyprawa chińskiej grupy lotniskowcowej na Ocean Indyjski. Wprawdzie baza w Dżibuti jest przygotowywana do ewentualnego przyjęcia dużych okrętów nawodnych, jednak mało prawdopodobne, aby czyniono to z myślą o długotrwałej wysuniętej obecności, jak na przykład amerykańskich lotniskowców w Japonii.

Zobacz też: Boeing dostarczył ostatniego Zombie Vipera

twitter.com/jointstaffpa