Na przełomie listopada i grudnia w Cabo Delgado w północnym Mozambiku doszło do serii ataków na wsie w dystryktach Macomia i Palma. Podczas starć z wojskiem i lokalnymi oddziałami samoobrony zginęło dwunastu napastników, a czterech wpadło w ręce służb bezpieczeństwa. Władze próbują na wszelkie sposoby zażegnać kryzys w bogatej w złoża gazu prowincji – od wysyłania dodatkowych sił po angażowanie zagranicznych najemników.

29 listopada bojownicy zaatakowali całkowicie pozbawioną obrony wieś Nacutuco w dystrykcie Macomia. Terroryści zabili wówczas cztery osoby, wśród których jedna została spalona żywcem, a innej odcięto głowę. Wszystkie ofiary to cywile, którzy powrócili do domów po tym, jak rok temu uciekli w obawie przed atakami. Najbliższy posterunek sił bezpieczeństwa znajdował się osiem kilometrów od wsi, dlatego nikt nie przybył mieszkańcom z pomocą.

30 listopada inna grupa terrorystów zaatakowała wieś Olumbi w dystrykcie Palma. Bojownicy ostrzelali mieszkańców, zabijając jedną osobę. Później podłożyli ogień pod zabudowania gospodarcze, całkowicie niszcząc dwie stajnie. Mieszkańcy mogli jednak liczyć na mozambickich żołnierzy i pospiesznie sformowaną milicję. Bojownicy zostali zmuszeni do ucieczki. Podczas pościgu zabito czterech terrorystów, a kolejnych czterech schwytano. Poległ również jeden członek sił bezpieczeństwa. Napastnicy zaatakowali ponownie 2 grudnia, jednak gdy Mozambijczycy zabili ośmiu z nich, reszta uciekła do dżungli.

Zobacz też: Strach przed Boko Haram dociera do Zimbabwe

(allafrica.com)