Ostatnie lata były wyjątkowo udane dla dumy francuskiego przemysłu zbrojeniowego. Rafale zyskał zamówienia na trzech kontynentach. Koncern Dassault Aviation nie zwalnia jednak tempa i wciąż szuka następnych krajów, które mogłyby być zainteresowane jego samolotem bojowym. Obecnie dwa kierunki wydają się najbardziej obiecujące.
Pierwszym kandydatem jest Oman. Jak informuje francuska La Tribune, sułtanat przystąpił już do wstępnych rozmów. W grę ma wchodzić stosunkowo niewielkie zamówienie – od dwunastu do osiemnastu egzemplarzy. Przedstawiciele Dassaulta odmówili komentarza.
Dziś w wojskach lotniczych Omanu służy dwanaście Eurofighterów Typhoonów, dwadzieścia trzy F-16 Fighting Falcony (siedemnaście w wersji C, sześć – D) i dziesięć lekkich samolotów bojowych Hawk 203. Te ostatnie prawdopodobnie zostałyby wycofane równolegle z dostawą francuskich maszyn.
Drugi kraj, który potencjalnie mógłby kupić Rafale’e, to Serbia. Prezydent Aleksandar Vučić, który przybył przedwczoraj do Paryża z dwudniową wizytą, powiedział, że wkrótce może nastąpić podpisanie umowy na dwanaście samolotów. Kierunek serbski to w przypadku Rafale’a nic nowego, ale tak krótki harmonogram zaskakuje.
Negocjacje na linii Belgrad–Paryż miały trwać już na przełomie 2021 i 2022 roku – i prawdopodobnie zbliżały się do pomyślnego zakończenia nawet po rosyjskiej napaści na Ukrainę. Niemniej kiedy Paryż stanął kategorycznie po stronie Kijowa, tymczasem Belgrad próbował grać na dwa fronty ze wskazaniem na Moskwę, transakcja upadła. Ale Vučić w zeszłym roku podkreślał, że bynajmniej nie zrezygnował z produktu Dassaulta, i szacował kwotę transakcji na 3 miliardy euro.
Aleksandar Vučić en visite officielle à #Paris . Après des entretiens avec Emmanuel Macron sur le #Kosovo et l’intégration européenne de la #Serbie, des négociations commerciales. Belgrade veut acquérir des avions Rafale et accéder au #nucléaire https://t.co/ulzx01TND9 pic.twitter.com/pcHvH41EXf
— Courrier des Balkans (@CdBalkans) April 9, 2024
Rosja od dawna używa Serbii instrumentalnie w roli czynnika wprowadzającego chaos w Europie. Serbskie społeczeństwo jest tradycyjnie prorosyjskie, aż 63% uważa, że to Zachód odpowiada za wybuch wojny w Ukrainie. Ale zarazem 46% sądzi, iż Serbia powinna zachować neutralność, a polityka zakupów dla wojska realizowana przez Belgrad jest dużo mniej przychylna Rosji, niż można by sądzić po nastrojach społecznych. Dość wspomnieć zakup chińskich dronów i systemów przeciwlotniczych czy europejskich śmigłowców H215 i H145M oraz dostarczonych w ubiegłym roku samolotów transportowych C295.
Vučić obiecał Macronowi dalsze zamówienia we francuskich przedsiębiorstwach, wskazując zarówno Airbusa, jak i Thalesa (ten drugi dostarczył Serbii w tym roku dwie samobieżne trójwspółrzędne stacje radiolokacyjne Ground Master 400 Alpha). Pozyskanie francuskich samolotów bojowych stanowiłoby kolejny krok oddalający Serbię od Rosji. Trzeba też mieć na uwadze, że Serbia ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej, toteż jest w interesie Belgradu nawiązywać coraz bliższe stosunki z gospodarkami naszej Wspólnoty.
– Serbia nie może mieć wątpliwości, że jej przyszłość jest w Unii Europejskiej i nigdzie indziej – powiedział Macron podczas spotkania z Vučiciem, apelując przy tym o ściślejszą współpracę Serbii z UE w kwestii polityki zagranicznej. Trudno nie dostrzec tu wezwania do rozluźnienia więzi z Rosją.
Sprzedaż samolotów bojowych do krajów europejskich jest istotna dla władz Republiki Francuskiej także jako element budowy partnerstwa paneuropejskiego i promowania europeizacji rynku zbrojeniowego na Starym Kontynencie.
W praktyce realia polityczne sprawiły, że Dassault nie miał konkurencji w Serbii. Rosjanie są obecnie dostawcą o praktycznie zerowej wiarygodności, ponieważ absolutny priorytet będzie miało ich własne zapotrzebowanie wojenne (do czego dochodzi jeszcze ryzyko nadziania się na amerykańskie lub unijne sankcje). Wciąż żywa wściekłość po NATO-wskiej kampanii lotniczej w 1999 roku przekreśla zaś szanse F-16 i Typhoonów. Francuzom z jakiegoś powodu szybciej wybaczono czynny udział w operacji „Allied Force”. Jedynym europejskim konkurentem Rafale’a mógłby być Gripen, ale nic nie wiadomo o jakimkolwiek zainteresowaniu Szwedów zamówieniem z Belgradu.
Podkreślmy jednak w tym miejscu, iż Serbia nie ma całkowitej awersji do amerykańskiego sprzętu. Wręcz przeciwnie – latem 2020 roku pojawiły się najzupełniej poważne doniesienia o możliwym zakupie samolotów szkolno-treningowych T-7A Red Hawk. Nenad Miloradović, ówczesny asystent ministra obrony do spraw zasobów materiałowych, powiedział, że Serbia mogłaby kupić dwadzieścia maszyn tego typu, które byłyby wykorzystywane także w roli lekkiego samolotu bojowego. Red Hawk miałby zastąpić używane do szkolenia zaawansowanego samoloty SOKO G-4 Super Galeb i samoloty uderzeniowe SOKO J-22 Orao.
Dzisiejsze wojska lotnicze Serbii opierają się przede wszystkim na myśliwcach MiG-29. Część z nich dostarczono jeszcze w latach 80. Po tym jak flota została przetrzebiona w trakcie operacji „Allied Force”, odbudowano ją niemal od zera dzięki maszynom podarowanym najpierw przez Rosję, a następnie także przez Białoruś. Według raportu World Air Forces 2024 w służbie pozostaje czternaście egzemplarzy, w tym trzy dwustery. Do tego dochodzi siedemnaście J-22 Orao.
Smaczku sytuacji dodaje to, iż najnowszym na tę chwilę użytkownikiem Rafale’a jest Chorwacja. Mimo że oba kraje starają się dążyć do normalizacji stosunków, minie jeszcze wiele lat, zanim przestaną być antagonistami. Sprzedawanie jednego typu samolotów bojowych krajom, które, delikatnie mówiąc, nie przepadają za sobą, ma jednak długą tradycję. Dość wspomnieć Izrael i Egipt (które są użytkownikami F-16) czy Grecję i Turcję (takoż).
Od przybytku głowa nie boli?
Wydaje się, że Dassault Aviation, paradoksalnie, wolałby dostać zamówienie na kilkanaście egzemplarzy, czyli właśnie takie, jakie planują Serbia i Oman, niż na kilkadziesiąt. Portfel zamówień koncernu jest bowiem wypchany do granic możliwości, a niebawem może napęcznieć jeszcze bardziej. Gdyby pojawił się nowy klient chcący kupić, dajmy na to, sześćdziesiąt myśliwców, producent byłby zmuszony zaproponować bardzo długi termin dostawy, co z kolei mogłoby go kosztować zwycięstwo w przetargu.
Dassault ma bowiem pełne ręce roboty z dotychczasowymi zamówieniami. Na początku tego roku francuskie siły powietrzne zamówiły kolejną partię czterdziestu dwóch myśliwców w konfiguracji F4 za 5 miliardów dolarów. Tym samym łączna liczba Rafale’i dla Armée de l’Air et de l’Espace osiągnęła 234. W tej liczbie zawiera się dwanaście samolotów kupionych w miejsce tyluż odkupionych przez Grecję z zasobów sił powietrznych.
Równolegle trzeba obsługiwać zamówienia zagraniczne. W lutym 2022 roku rząd Indonezji zamówił czterdzieści dwa francuskie myśliwce za 8,1 miliarda dolarów. Wprawdzie Dżakarta spóźniała się z płatnościami, ale kolejne raty trafiały na właściwe konto i już w listopadzie tamtego roku na szkolenie do Francji oddelegowano sześciu pilotów i ośmiu techników.
W grudniu 2021 roku ogromne zamówienie nadeszło ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Za osiemdziesiąt Rafale’i (w konfiguracji F4) i dwanaście śmigłowców wielozadaniowych H225M Caracal Emiraty zapłacą 17 miliardów euro. Pierwsze samoloty mają być dostarczone w roku 2027.
Trwają także negocjacje z Arabią Saudyjską. Ta jeszcze w roku 2006 zamówiła siedemdziesiąt dwa Typhoony, a dwanaście lat później chciała skorzystać z opcji na czterdzieści osiem kolejnych. Wkrótce potem wybuchł skandal wokół zamordowania Dżamala Chaszukdżiego. Berlin przyjął twarde stanowisko i zdecydowanie odmawiał akceptacji sprzedaży. Rozmowy stanęły w miejscu. Wprawdzie Saudowie kupowali samoloty od Brytyjczyków, ale Typhoon jest przedsięwzięciem europejskim i rządy innych uczestników projektu też muszą wyrazić zgodę na transakcję.
Tak oto Saudowie zgłosili się do Dassaulta. Obecnie negocjacje w sprawie sprzedaży pięćdziesięciu czterech Rafale’i mają być na bardzo zaawansowanym etapie. Niemcy tymczasem zmienili podejście i dali zielone światło sprzedaży Typhoona Saudom, ale może już być za późno.
Ponadto wciąż trwa realizacja zamówienia na trzydzieści egzemplarzy dla Egiptu. Niebawem powinno też zostać sformalizowane zamówienie dla indyjskiej marynarki wojennej, która w ubiegłym roku wybrała Rafale’a M jako nowy myśliwiec pokładowy. Indie otrzymają dwadzieścia dwa samoloty w tej wersji i cztery w używanym już przez tamtejsze siły powietrzne wariancie Rafale DH, które będą służyć w lądowych ośrodkach szkoleniowych.
Szef Dassault Aviation Éric Trappier przyznał, że obecnie z linii produkcyjnej w Mérignac schodzi obecnie około dwóch samolotów miesięcznie (harmonogram dostaw na rok 2024 obejmuje dwadzieścia dwie sztuki). W najgorszym okresie w 2020 roku produkowano mniej niż jeden egzemplarz miesięcznie. Wkrótce tempo produkcji ma osiągnąć trzy egzemplarze miesięcznie, a jeśli uda się pozyskać nowe zamówienia – zwłaszcza to z Arabii Saudyjskiej – prawdopodobnie wzrośnie do czterech. Łącznie portfel zamówień obejmuje blisko 230 egzemplarzy.