Ministerstwo obrony Rumunii zaczyna przygotowywać rewolucję sprzętową w siłach zbrojnych. Do tej pory modernizacja skupiała się w dużej mierze na westernizacji sił powietrznych, które wyposażono w używane Fighting Falcony. Planowane zakupy ogłoszone w ciągu minionych kilkudziesięciu godzin przeobrażą rumuńską marynarkę wojenną i wojska lądowe.
Przede wszystkim parlament zatwierdził zapowiadane od marca pozyskanie pięćdziesięciu czterech czołgów M1A2 Abrams SEPv3. Będą to wozy używane, pochodzące z zasobów US Army. Wraz z czołgami Rumunia kupi także dwanaście dodatkowych pojazdów, zapewne wozów zabezpieczenia technicznego i mostów towarzyszących. Łącznie zakup będzie kosztować 1,1 miliarda dolarów. Dostawy mają ruszyć jeszcze w tym roku.
Docelowo Rumuni chcą mieć 250 Abramsów. Kolejnego zamówienia prawdopodobnie możemy się spodziewać w przyszłym roku. Generał Cătălin Tomescu, były dowódca Wielonarodowego Korpusu Południowy Wschód, przewiduje, że możliwe jest nawiązanie współpracy z Polską w kwestii utrzymania technicznego Abramsów.
Swoistą sensacją jest to, że ministerstwo obrony zwróciło się do parlamentu o zgodę na zakup pary okrętów podwodnych typu Scorpène. Wprawdzie o zainteresowaniu Bukaresztu tymi jednostkami wiadomo od dawna, ale mało kto oczekiwał, że decyzja zapadnie właśnie teraz. Obie jednostki – których cenę dwu oszacowano na 2 miliardy euro – mają podnieść banderę w ciągu ośmiu lat.
Zbuduje je oczywiście francuski koncern Naval Group we współpracy z hiszpańską Navantią. Warto przy tym pamiętać, że poprzednia próba współpracy z Bukaresztem zakończyła się dla Francuzów sporą wpadką. Mieli oni zbudować w Rumunii cztery korwety typu Gowind 2500. Z powodu nieporozumień na tle finansowym między Naval Group a stocznią Șantierul Naval Constanța projekt upadł, jeśli nie permanentnie, to przynajmniej tymczasowo.
Rumunia przeniosła do rezerwy swój jedyny okręt podwodny Delfinul projektu 877E w 1996 roku i od tej pory – mimo ćwierćwiecza różnych pomysłów na odbudowę komponentu podwodnego – nie ma żadnych okrętów tej klasy.
Kolejny punkt na liście to brytyjskie niszczyciele min typu Sandown. Tu również sprawa ma długą historię, a wojna w Ukrainie – i miny dryfujące bezwładnie po Morzu Czarnym – uświadomiły Bukaresztowi, że nie można już dłużej czekać. Już jesienią ubiegłego roku Brytyjczycy „zarezerwowali” wycofane ze służby niszczyciele min HMS Ramsey i HMS Blyth. Na mocy porozumienia międzyrządowego Londyn sprzeda parę Sandownów za 126 milionów euro plus VAT (co obejmuje także wstępne wsparcie logistyczne). Dodatkowo Rumunia sfinansuje ich modernizację, w tym integrację bezzałogowych pojazdów podwodnych Atlas Elektronik SeaFox, za 22 miliony euro.
Notabene dwa inne okręty tego typu – HMS Blyth i HMS Ramsey – otrzyma Ukraina. Okręty sprzedano jeszcze przed rozpoczęciem pełnoskalowej wojny, a po jej rozpoczęciu pozostały w Wielkiej Brytanii i były wykorzystywane do szkolenia ukraińskich załóg.
Wreszcie ostatni punkt na liście zakupów to modernizacja trzech okrętów projektu 1241R (NATO: Tarantul), które – o ile parlament da zielone światło – zostaną wyposażone w dwie czterokomorowe wyrzutnie pocisków przeciwokrętowych NSM, nowy radar i system zarządzania walką. Rozpisany na cztery lata program ma kosztować 375 milionów euro i obejmie pozyskanie aż czterdziestu ośmiu pocisków. Wcześniej Rumunia – podobnie jak przed laty Polska – wybrała NSM także dla systemu obrony wybrzeża. ⬢
Zobacz też: F-35B uszkodzony pociskiem z własnego działka