Sytuacja na Morzu Czerwonym staje się coraz bardziej napięta. Minister spraw zagranicznych Francji Catherine Colonna odbyła wczoraj rozmowę telefoniczną ze swoim irańskim odpowiednikiem Hosejnem Amirem Abdollahianem. Francuzka miała wezwać Iran i jego sojuszników do zaprzestania działań destabilizujących region.

Tymczasem trwa podróż amerykańskiego sekretarza stanu Antony’ego Blinkena, który w dniach 5–10 stycznia odwiedzi Turcję, Grecję, Jordanię, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabię Saudyjską, Egipt i Izrael. Bez wątpienia głównym tematem będzie kwestia konfliktu w Gazie, jednak sytuacja u wybrzeży Jemenu najprawdopodobniej zostanie poruszona przynajmniej w części spotkań. Obecnie chwili wiadomo, że temat Morza Czerwonego omawiano podczas wizyty w Grecji, która jest już członkiem operacji „Prosperity Guardian”, jednak nie uczestniczyła w deklaracji wydanej 3 stycznia, ostrzegającej Ruch Huti przed dalszymi działaniami.



Ale Ruch Huti nie zamierza korygować kursu. W różnych miastach kontrolowanych przez bojowników organizowane są demonstracje potępiające zatopienie motorówek Ansar Allah przez US Navy i wyrażające solidarność z Palestyną. Nie jest to nic nowego, tego typu zbiorowiska są zwoływane regularnie od początku konfliktu. 5 stycznia w Sanie doszło do najprawdopodobniej jednej z największych tego typu manifestacji. Wydarzenie odbyło się na placu As-Sabin, ulubionym miejscu defilad organizowanych przez Hutich. Była to odpowiedź na wezwanie samego przywódcy ruchu Abd al-Malika al-Hutiego, który w oświadczeniu z 4 stycznia porównał Hutich do pierwszych muzułmanów, a walkę z Amerykanami nazwał dżihadem. Zapowiedział również odpowiedź na amerykańskie działania z 31 grudnia.

W podobny sposób wypowiedział się przewodniczący Najwyższej Rady Politycznej Mahdi al-Maszat, który 6 stycznia spotkał się z najważniejszymi przedstawicielami wojskowymi. Polityk pochwalił sposób działania sił zbrojnych ruchu. – Wiemy, jak komunikować się z tymi, którzy twierdzą, że są silni, i znamy język, który dobrze rozumieją – powiedział.

Działania Ruchu Huti zdecydowanie przygotowują lokalną opinię publiczną na dalszą eskalację. W sobotę 6 stycznia doszło również do ataku z wykorzystaniem pojedynczego drona, który został zestrzelony przez niszczyciel USS Laboon (DDG 59). Atak nie spowodował szkód, jednak stanowi jednak stanowi przekroczenie czerwonej linii postawionej przez Amerykanów w ostatnim oświadczeniu. Zaostrzenie konfliktu wydaje się bardzo prawdopodobne, obie strony znajdują na kursie kolizyjnym, z którego zejście wiązałoby się z dużymi stratami wizerunkowymi. Czas pokaże, czy któraś ze stron zdecyduje się na zdecydowane kroki.



Morska amunicja krążąca w wydaniu Hutich

Interesującym aspektem jest wykorzystanie przez Hutich morskiej amunicji krążącej. Według informacji przekazanych przez amerykańskiego admirała floty Brada Coopera, szefa Sił Morskich Dowództwa Centralnego (NAVCENT), rebelianci wykorzystać mieli pojedynczy USV, który 4 stycznia wpłynął w głąb Morza Czerwonego na około 42 mile morskie, po czym eksplodował kilka mil morskich od statków handlowych i okrętów koalicji. Wydarzenie to pokazuje, że proirańscy bojownicy nie wzięli sobie głęboko do serca nawoływań koalicji do zaprzestania działań.

Łódź wybuchła w bezpośrednim sąsiedztwie uczęszczanych szlaków handlowych, jednak żadna jednostka pływająca nie została uszkodzona i nikt nie odniósł obrażeń. Cooper zaznacza, że od 18 listopada Ruch Hutich przeprowadził dwadzieścia pięć ataków na statki handlowe w rejonie Morza Czarnego i Zatoki Adeńskiej. Nie ma jednak pewności, czy USV eksplodował w wyniku usterki technicznej czy było to celowe działanie rebeliantów mające „nastraszyć” koalicję.

Cooper dodał, że niepokojące jest wykorzystanie tego typu uzbrojenia przez rebeliantów. Warto jednak w tym miejscu przypomnieć o wydarzeniu sprzed blisko siedmiu lat, gdy Huti po raz pierwszy wykorzystali w działaniach morską amunicję krążącą.



30 stycznia 2017 roku za pomocą niewielkiej zdalnie sterowanej łodzi dokonali ataku na saudyjską fregatę rakietową Al-Madina. Początkowo uważano, iż w ataku wykorzystano wyładowaną materiałami wybuchowymi łódź motorową, sterowaną przez samobójców. Z czasem okazało się jednak, iż była ona zdalnie sterowana. Według Coopera na ten moment nie da się określić, jak bardzo zaawansowaną technicznie konstrukcję wykorzystali rebelianci w najnowszym ataku. Potwierdził jedynie, że była to niewielka, niskoburtowa i nieksoprofilowa jednostka.

Z całą pewnością nie był to tak zaawansowany technicznie USV jak ukraińskie bezzałogowce, które są solą w oku rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Należy jednak mieć na uwadze, że bezzałogowce Hutich, podobnie jak ukraińskie, przeszły dużą ewolucję od debiutu bojowego. Swój udział w ataku mógł mieć również Iran, przekazujący Hutim technologię lub gotowe USV – Iran jakoby ma produkować stosunkowo proste bezzałogowce do ataków kamikadze.

Zobacz też: Estonia stworzy jednostkę do niszczenia opl amunicją krążącą

US Navy / Mass Communication Specialist 2nd Class Elexia Morelos