W irańskich bezzałogowych statkach latających wykorzystywanych przez Rosję do atakowania ukraińskich miast i infrastruktury na dużą skalę wykorzystują komponenty europejskiej proweniencji. Tak wynika z dokumentu, którego istnienie ujawnił 28 września The Guardian. W 47-stronicowym raporcie, przedłożonym w sierpniu przez Kijów rządom państw Grupy G7, znalazła się też nieformalna propozycja przeprowadzenia ataków na zakłady produkcyjne bezzałogowców w Rosji, Iranie i Syrii.

W dokumencie stwierdzono, że w ciągu poprzednich trzech miesięcy Moskwa przeprowadziła ponad 600 uderzeń na miasta przy użyciu bezzałogowych statków powietrznych wyposażonych w zachodnie urządzenia. W samolocie pocisku Szahedz-131, mającym zasięg 2 tysięcy kilometrów, znaleziono pięćdziesiąt dwa elementy pochodzące od zachodnich przedsiębiorstw.

Jako oryginalnych producentów zidentyfikowanych komponentów wymieniono pięć europejskich firm, w tym polską spółkę zależną brytyjskiej międzynarodowej korporacji. Pojawiły się też komponenty wyprodukowane w Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii, Holandii, Niemczech, Kanadzie i Japonii.



Kijów ocenia, że Iran zdywersyfikował produkcję, wykorzystując syryjską fabrykę dostarczającą gotowe UAV-y do rosyjskiego portu w Noworosyjsku. Produkcja dronów przeniosła się częściowo do Ałabugi w Republice Tatarstanu. Teheran już w mniejszym stopniu dostarcza gotowe produkty, ale nadal zmuszony jest zapewniać dostawy części i rzekomo czuje się zbyt obciążony dostawami na potrzeby wojny rosyjsko-ukraińskiej. Wobec tego Irańczycy rzekomo chcą się wycofać z przedsięwzięcia i szukają jak najłagodniejszej metody, aby nie zdenerwować kluczowego sojusznika.

Nie znaleziono jednak żadnych dowodów na to, że zachodnie przedsiębiorstwa, których części zidentyfikowano, dopuściły się nadużyć. Wykorzystywanie dostępnych na rynku komponentów jest możliwe dzięki słabej kontroli podaży produktów tak zwanego podwójnego zastosowania, które nadawać się mogą do instalowania w urządzeniach zarówno cywilnych, jak i wojskowych. W wielu przypadkach obrót tymi towarami w ogóle nie jest kontrolowany. Z ukraińskiego raportu wynika, że analiza dokumentów celnych wskazują na pochodzenie prawie całego irańskiego importu z Turcji, Indii, Kazachstanu, Uzbekistanu, Wietnamu i Kostaryki.

– Koordynacja między służbami wywiadowczymi UE nie była wystarczająca, aby uporać się z niewłaściwym wykorzystaniem zachodnich komponentów – powiedział Bart Groothuis, eurodeputowany zasiadający w podkomisji obrony i bezpieczeństwa Parlamentu Europejskiego.



Dokument „Śmierć w ostrzale. Raport o bezzałogowych statkach latających Szahed-136/131” zawiera najbardziej aktualną analizę taktyki i planów produkcyjnych Rosji. Od czasu pierwszego użycia Szahedów, odnotowanego 13 września 2022 w Kupiańsku w obwodzie charkowskim, dużo się zmieniło, zwłaszcza że Rosja wykorzystuje Szahedy niemal nieprzerwanie.

Ukraińcy zauważają, że przerwa w atakach, która trwała od 17 listopada do 7 grudnia, prawdopodobnie wynikała z konieczności przystosowania do warunków klimatycznych Europy Wschodniej. Irańskie drony zaprojektowano dla ciepłego klimatu bliskowschodniego, cechującego się wysokimi temperaturami i dużym zapyleniu. Należało więc przystosować je do znoszenia niższych, nawet ujemnych temperatur. W tym zakresie wymagana była pomoc Irańczyków i ścisła koordynacja między rosyjskimi i irańskimi inżynierami.

Jak wspomnieliśmy wyżej, za skalę wykorzystywania Szahedów w Ukrainie odpowiada przede wszystkim dywersyfikacja źródeł. Jeśli nawet pierwsza rosyjska fabryka jeszcze nie osiągnęła pełnych mocy przerobowych, można przypuszczać, że pierwsze egzemplarze już zjechały z linii produkcyjnej. Na początku lipca w Ukrainie zestrzelono nowy model Szaheda-136, oznaczony „Y002”, który „być może został zmontowany w nowym zakładzie produkcyjnym w Rosji”. Przemawiać za tym miał inny profil skrzydła, co mogłoby wskazywać na produkcję w nowym miejscu.

Drugim czynnikiem jest niemal niezakłócona ścieżka dostaw. Szahedy (lub coraz częściej ich części) wędrują z Iranu do Rosji w ładowniach statków idących przez Morze Kaspijskie. Drony są dostarczane do irańskiego portu Amirabad, skąd są wysyłane do rosyjskiej Machaczkały. Szlak przerzutowy jest pod pełną kontrolą rosyjskiej marynarki wojennej i Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.



Oprócz samych Ukraińców mało komu zależy na niszczeniu łańcucha dostaw. Mający największe doświadczenie Izrael z pewnością nie zaryzykuje jakichkolwiek operacji mającej posłać bezzałogowce na dno Morza Kaspijskiego albo unicestwić je jeszcze na terytorium Iranu. Ukraińcy są chętni do takich rozwiązań i twierdzą, że jeśli tylko otrzymaliby narzędzia (na przykład pociski dalekiego zasięgu), zajęliby się tym sami. Być może jednak należałoby wziąć przykład z Izraela: mniej rozprawiać, więcej zaś czynić?

W ostatnich dniach Rosja atakowała Szahedami zwłaszcza obiekty portowe nad Morzem Czarnym, gdzie zginęło kilku cywilów. 28 września nad Ukrainę nadleciały czterdzieści cztery samoloty pociski. Jak podaje Reuters, to największa liczba Szahedów wykorzystanych w jednym ataku w tym miesiącu. Na szczęście wszystkie oprócz dziesięciu zniszczono w powietrzu.

Kapitan Andrij Rudyk z Centrum Badań Zdobycznej Broni i Techniki Wojskowej Sił Zbrojnych Ukrainy stwierdził podczas konferencji prasowej 28 września, że najnowsza generacja tych dronów ma nowe głowice, silniki, akumulatory, serwomotory i korpusy. W nowych głowicach odłamkowych zastosowano kulki wolframowe, które zwiększają strefę rażenia w porównaniu z klasyczną głowicą burzącą (notabene stosowane są one również w amerykańskich pociskach GMLRS). Wolfram nadaje się doskonale do tego celu ze względu na wysoką gęstość.

Większość pozostałych zmian nie wpływa w znaczący sposób na ogólną charakterystykę dronów. Nowsze Szahedy wyposażono w silniki produkcji chińskiej zamiast irańskich. Irańczycy pochwalili się tymczasem stworzeniem Szaheda-136 z silnikiem odrzutowym zamiast tłokowego. Nie podano jego typu ani charakterystyki technicznej, ale nowa jednostka napędowa zapewni większą prędkość przelotową (kosztem zasięgu).



Jeśli już mowa o współpracy irańsko-rosyjskiej, po 18 października może ona stać się jeszcze bardziej prężna. W tym dniu wygasa kolejny element systemu powstrzymywania Islamskiej Republiki przed rozwojem programu rakiet balistycznych. Mowa o rezolucji numer 2231 Rady Bezpieczeństwa ONZ. Dokument przyjęty w związku z podpisaniem historycznego porozumienia z Iranem z 14 lipca 2015 roku w kwestii ograniczenia programu nuklearnego nadal sprawia wiele problemów interpretacyjnych i jest wykorzystywany w przepychankach politycznych.

Może on sprawić jeszcze więcej kłopotów, tym razem nie tylko interpretacyjnych, ale też faktycznych. Na mocy tego dokumentu przez osiem lat od zatwierdzenia JCPOA 18 października 2015 roku (nie zaś, jak wielu podaje, od daty podpisania 14 lipca) sygnatariusze porozumienia mieli konkretne obowiązki. W szczególności bez zgody RB ONZ powinni się powstrzymywać od sprzedaży bądź przekazywania w inny sposób sprzętu wojskowego: czołgów, pojazdów opancerzonych, systemów artyleryjskich dużego kalibru, samolotów i śmigłowców bojowych, okrętów, pocisków rakietowych i innych systemów rakietowych.

Innymi słowy: po 18 października możliwa będzie jawna sprzedaż bezzałogowych statków latających i pocisków balistycznych o zasięgu większym niż 300 kilometrów. O skuteczności oenzetowskich przepisów (a także możności ich egzekwowania) świadczą wszystkie interesy, które państwo ajatollahów robiło z bojownikami Huti, Hezbollahu, Hamasem i Palestyńskim Islamskim Dżihadem oraz obecnie z Rosjanami. Teheran robił, co chciał, jedynie ograniczony technicznie i finansowo.



I tym razem może być tak samo. W dniach 19–20 września rosyjski minister „obrony” Siergiej Szojgu odwiedził Teheran, aby wzmocnić współpracę wojskową z Iranem. Dowódca lotnictwa wojskowego Pasdaranów, generał brygady Amir Ali Hadżizade, oprowadził Szojgu po kwaterze głównej Korpusu Strażników, Szojgu omówił też z ministrem obrony, generałem brygady Mohammadem Rezą Asztianim, wygaśnięcie ograniczeń wynikających z rezolucji nr 2231. Analitycy Institute for the Study of War podali, że Irańczycy w ostatnich miesiącach prezentowali bądź oferowali Rosjanom co najmniej kilkanaście typów pocisków balistycznych, manewrujących i innych. Wśród nich były dobrze znane Fateh-110 czy Zolfaghar o zasięgu 300 kilometrów lub większym.

Szojgu w Iranie oglądał między innymi pocisk 358 – amunicję krążącą przystosowaną do zwalczania celów latających – a także pierwszy irański hipersoniczny pocisk balistyczny Fattah o deklarowanym zasięgu 1400 kilometrów. Nie podjęto jednak – a przynajmniej nie ogłoszono – żadnych wiążących decyzji. Przygotowywanie kolejnych umów nie może jednak dziwić, gdyż współpraca między dwoma pariasami na arenie międzynarodowej staje się coraz bardziej zaawansowana. Warto przypomnieć, że na początku września siły zbrojne Islamskiej Republiki otrzymały Jaki-130, co stało się podstawą do odnowienia dyskusji o potencjalnych dostawach myśliwców Su-35SE. Małżeństwo z rozsądku trwa więc w najlepsze.

Przeczytaj też: Zanim powstał U-2. Loty rozpoznawcze nad ZSRR w czasie zimnej wojny

Tasnim News Agency