Rozważania o ewentualnym konflikcie amerykańsko-chińskim koncentrują się wokół działań US Navy, US Air Force i US Marine Corps, natomiast niemal całkowicie pomijane są rola i możliwości wojsk lądowych. Niekiedy można wręcz odnieść wrażenie, że US Army do niczego się nie przyda w wojnie na Pacyfiku. Napięte relacje z Chinami stały się w ostatnich latach centralnym elementem amerykańskiej strategii wojskowej, planowania i wydatków, z coraz głośniejszymi wezwaniami do większego zaangażowania się w sprawy Tajwanu. Wraz z tym pojawiły się głosy do ponownego przemyślenia roli wojsk lądowych i ich udziału w konflikcie wokół wyspy.

Rozwijane od kilkunastu lat koncepcje ewentualnej zbrojnej konfrontacji z Chinami, takie jak AirSea Battle (bitwa powietrzno-morska), przedstawiają dość prosty obraz konfliktu. Siły USA na Pacyfiku muszą przetrwać pierwsze uderzenie chińskich pocisków balistycznych i manewrujących, a by następnie podjąć walkę o panowanie na morzu i w powietrzu wokół Tajwanu lub w innym rejonie zachodniej części oceanu.

Główną rolę mają odegrać zaawansowane myśliwce piątej i szóstej generacji, okręty podwodne i własne środki rażenia dalekiego zasięgu. Założenia takie dotyczą zarówno obrony Tajwanu przed inwazją z kontynentu, jak i jego odbijania. Oprócz walki na morzu i w powietrzu obie strony mają starać się zdobyć dominację w cyberprzestrzeni, kosmosie i spektrum elektromagnetycznym.



To bardzo uproszczone podejście, na co na łamach War on the Rocks zwróciła uwagę Jacquelyne Schneider. Punktem wyjścia jej rozważań są wyniki ostatniego sondażu przeprowadzonego przez Chicago Council on Global Affairs. Po raz pierwszy od rozpoczęcia takich badań opinii w roku 1982 większość Amerykanów, konkretnie 52%, popiera udział sił USA w obronie Tajwanu przed agresją ze strony Chińskiej Republiki Ludowej.

M1A2 Abrams należący do 1. Dywizji Kawalerii zjeżdża na ląd z USNS Carson City.
(US Army / Spc. Deomontez Duncan)

Zdaniem Schneider w takiej sytuacji ewentualność wysłania amerykańskich żołnierzy do walki w Azji Wschodniej wymaga pogłębionej dyskusji oraz przedstawienia opinii publicznej możliwie najlepszego obrazu sytuacji i scenariuszy konfliktu. Najistotniejszym wyzwaniem będzie przygotowanie Amerykanów na relatywnie duże straty w przypadku wojny z Chinami, przed czym w kwietniu tego roku ostrzegał już szef sztabu sił powietrznych, generał Clint Hinote.

Schneider nie podziela poglądu tajwańskiego analityka Hsieh Pei-hsueh, że Republika Chińska może się obronić za pomocą już posiadanych środków i pomocy USMC. Jej zdaniem do skutecznego odparcia inwazji konieczna jest obecność odpowiednio licznego kontyngentu US Army. To samo dotyczy scenariusza organizowania partyzantki na okupowanej wyspie i jej późniejszego odbijania, oczywiście jeżeli Waszyngton uzna taką operację za opłacalną i wartą poniesienia dużych strat.

Żołnierze 377. Pułku Spadochronowego Artylerii Polowej podczas ćwiczeń poligonowych z haubicą M119.
(US Army / Sgt. Alex Skripnichuk)

We wszystkich takich scenariuszach wojska lądowe dysponują atutami nieposiadanymi przez lotnictwo i siły powietrzne. Są nimi przede wszystkim bazy i magazyny na terenie Japonii i Korei Południowej, a także gotowe i obecne w regionie struktury dowodzenia szczebla dywizyjnego i korpuśnego. Mogą one odegrać nieocenioną rolę w przypadku amerykańskiej porażki w pierwszej fazie działań i przedłużającego się konfliktu.



Schneider zwraca uwagę na jeszcze jeden niewygodny dla USA fakt: po raz ostatni amerykańskie siły zbrojne koncentrowały się na obronie w połowie lat 70. Później nadeszła era AirLand Battle i nacisk na działania ofensywne. Ta zmiana w doktrynie poważnie rzutuje na wymagania wobec sprzętu i strategię jego zakupów. Priorytetowo traktowane są rozwiązania techniczne i operacyjne, optymalizujące szybkość działań i zdobycie przytłaczającej przewagi w sile ognia w rejonie działań. Odbyło się to kosztem działań defensywnych i przygotowań do walki na wyczerpanie. Takie podejście jest widoczne także w obecnie rozważanych nowych koncepcjach walki jak manewr rozszerzony i wojna mozaikowa.

Paradoksalnie, w Chinach przyjął się ten sam trend. Na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza przeszła od strategicznej defensywy (aczkolwiek nawet wówczas promowano bardzo aktywną obronę) do działań ofensywnych obliczonych na jak najszybsze pokonanie przeciwnika. Nie powinno to dziwić, gdyż amerykańskie sukcesy w obu wojnach z Irakiem były dla Chińczyków inspiracją. Położyli oni jednak również duży nacisk na mobilizację gospodarki i optymalizację wykorzystania zasobów kraju w przypadku konfliktu oraz rozbudowę rezerw i formacji paramilitarnych.

AH-64D z 1. batalionu 3. Pułku Lotniczego odpala pociski rakietowe kalibru 70 milimetrów.
(US Army / Maj. Robert Fellingham)

O ile fuzja cywilno-wojskowa jest niewątpliwym atutem w razie długiej wojny, o tyle inne punkty budzą już pewne wątpliwości. Posiadanie odpowiednich rezerw jest zaletą, jednak na współczesnym polu walki ilość nie ma już tak dużego znaczenia jak kiedyś, a niekiedy może okazać się nawet problemem. Pod znakiem zapytania stoi również możliwość masowej produkcji zaawansowanego sprzętu, pozwalającej na sprawne uzupełnianie strat.

Zdaniem Schneider jeśli Waszyngton uzna, że warto walczyć o Tajwan, US Army może odegrać ważną rolę zarówno w powstrzymaniu, jak i – jeśli będzie to konieczne – wygraniu konfliktu. Konieczne będzie rozpoczęcie wspólnych ćwiczeń z siłami tajwańskimi, a także stworzenie odpowiedniej doktryny działań. Ćwiczenia na większą skalę z regionalnymi sojusznikami mogą stać się czynnikiem odstraszającym, zniechęcającym Pekin do lekkomyślnych działań. Warte zachodu może też okazać się stworzenie dla Tajwanu odpowiednich systemów uzbrojenia umożliwiających odparcie inwazji. Wszelkie wsparcie winno być jednak realizowane w taki sposób, aby nie zachęcać Tajpej do ograniczenia wydatków na obronę i pozwalających USA zachowanie „strategicznej niejednoznaczności” jako kolejnego czynnika odstraszającego.



Warto zwrócić uwagę, że mimo marginalizacji na pacyficznym teatrze działań US Army przygotowuje się do konfliktu w tym regionie. Na początku roku 2020 ogłoszono rozpoczęcie prac nad specjalnymi grupami zadaniowymi przeznaczonymi do przełamywania chińskich stref antydostępowych. Takie jednostki mają łączyć w sobie środki do rażenia na dużą odległość, takich jak pociski hipersoniczne, z działaniami w cyberprzestrzeni.

W tym samym roku US Army ogłosiła plany zwiększania zdolności walki radioelektronicznej na zachodnim Pacyfiku. Dodatkowe jednostki WRE mają prowadzić szeroko pojęte działań w spektrum elektromagnetycznym i cyberprzestrzeni oraz precyzyjne naprowadzać pociski dalekiego zasięgu. Będą stanowić więc nieocenione wsparcie przy przełamywaniu stref antydostępowych. Kolejnym atutem oferowanym przez wojska lądowe jest możliwość wykorzystania haubic samobieżnych M109 i ciągnionych M777 do obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Udane próby w tej dziedzinie zorganizowano już w ubiegłym roku. Takie wykorzystanie artylerii może ułatwić przetrwanie chińskiego pierwszego uderzenia.

Tajwańskie czołgi M60 i transportery opancerzone CM-21.
(玄史生, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Do wielu z wymienionych atutów odwołała się sekretarz wojsk lądowych Christine Wormuth. Wskazała ona dla US Army trzy główne zadania w przypadku wojny na Pacyfiku: budowa i obrona baz, zapewnianie dowództw wyższego szczebla dla operacji połączonych oraz wreszcie utrzymywanie linii zaopatrzeniowych i logistyki na rozległych obszarach. Wormuth zapowiedziała również, że wojska lądowe mogą podjąć działania ofensywne przy wykorzystaniu środków rażenia dalekiego zasięgu, takich jak pociski hipersoniczne LRHW. Zakłada także udział w działaniach jednostek lądowych, brygady piechoty i Strykerów wraz z lotnictwem w działaniach mających „przywrócić integralność terytorialną naszych sojuszników i partnerów”.

Sekretarz podkreśliła również zainteresowanie wojsk lądowych rozszerzeniem sieci baz poprzez większą liczbę umów z sojusznikami i partnerami w regionie. Takie podejście wpisuje się w koncepcję działań rozproszonych, mających zwiększyć odporność sił amerykańskich i sojuszniczych na chińskie uderzenia pociskami balistycznymi, manewrującymi i hipersonicznymi.



Na koniec trzeba poruszyć jeszcze jedną kwestię. I Chiny, i USA zakładają lokalny, ograniczony konflikt. Jak jednak uczy historia, takie wojny mają paskudną tendencję do eskalacji niezależnie od intencji przywódców walczących stron. Przed takim scenariuszem ostrzegał generał dywizji Richard Coffman, dyrektor Next-Generation Combat Vehicle Cross-Functional Team, działającej pod egidą Dowództwa Przyszłościowego amerykańskich wojsk lądowych. Już teraz można zakładać rozszerzenie ewentualnego konfliktu o Japonię. Tokio od kilku miesięcy jasno sygnalizuje, że nie pozostanie obojętne w przypadku zagrożenia niezależności Tajwanu. Jeden z czarnych scenariuszy zakłada chiński atak na amerykańskie bazy na terenie Japonii, który porazi także cele japońskie.

To samo dotyczy rzadko przywoływanej w kontekście Tajwanu Korei Południowej, gdzie również stacjonują siły USA. Jak Pekin zareaguje na działania Amerykanów prowadzone z półwyspu? Z Tajpej już płyną głosy, że podobnie jak Tokio, także Seul powinien uznać los wyspy za kwestię bezpieczeństwa narodowego. Także w południowokoreańskich mediach pojawiają się obawy, że wydarzenia w Cieśninie Tajwańskie mogą doprowadzić do „czegoś” na półwyspie.

Zobacz też: Częstsze wizyty amerykańskich okrętów podwodnych w Norwegii

Spc. Quincy Adams