W całym Izraelu odbywają się dziś uroczys­tości rocznicowe upamiętniające ofiary barbarzyń­skiej napaści Hamasu oraz wyrażające solidarność z zakładnikami i ich rodzinami. Dokładnie rok temu terroryści przedarli się przez (słabo bronione) ogrodzenie graniczne, zamordowali 1200 osób i uprowadzili 251 z powrotem do Strefy Gazy. Dziś nie tylko nie widać końca wojny z Hamasem, ale nawet trudno sobie wyobrazić, jak mógłby on wyglądać. Tymczasem rozkręca się druga wojna – z Hezbollahem. A kto wie, czy zaraz nie doczekamy się trzeciej – z Iranem?

Premier Izraela Binjamin Netanjahu ogłosił dziś, że chce, aby trwający konflikt zbrojny z Hamasem i Hezbollahem nazwać „Wojną Odrodzenia”. W ciągu kilkunastu minut Forum Rodzin Zakładników i Osób Zaginionych wystosowało oświadczenie, w którym podkreślono, że „nie może być i nie będzie żadnego odrodzenia bez powrotu wszystkich zakładników”.

Zakładnicy

Netanjahu wciąż zapewnia, że uwolnienie zakładników jest dlań priorytetem. Ale wydaje się, że od wielu miesięcy porozumienie w sprawie zawieszenia broni i uwolnienia zakładników nie było tak daleko. Izraelski wywiad szacuje, że spośród 251 zakładników uprowadzonych 7 października w lochach Hamasu tkwią jeszcze 63 żywe osoby i zwłoki 34 osób. Reszta została odbita lub uwolniona w drodze wcześniejszych układów.

Starania o uwolnienie pozostałych zakładników są z jednej strony odzwier­cied­le­niem powie­dze­nia o sześciu kucharkach. Oczywiście bezpośrednie negocjacje Izraela z Hamasem nie wchodzą w grę, ale skutek uboczny tego stanu rzeczy jest taki, że w rozmowach ścierają się różne interesy, Egipcjanie i Katarczycy chcą ustępstw ze strony Izraela i ulżenia cierpieniom palestyńskiej ludności cywilnej. Amerykanie chcą ustępstw ze strony Izraela, ale także ze strony Hamasu. Hamas chce ustępstw ze strony Izraela. A Izrael chce ustępstw ze strony Hamasu. A przynajmniej chce ich sam Netanjahu, bo tajemnicą poliszynela jest, że zespół izraelskich negocjatorów, któremu tradycyjnie przewodzi szef Mosadu Dawid Barnea, jest bardziej ugodowy.

Gal Hirsz, główny delegat rady ministrów do spraw zakładników, oskarżył dziś Zachód de facto o sabotowanie negocjacji. Jego zdaniem każdy, najmniejszy nawet sygnał o presji wywieranej na Izrael przez jego sojuszników jest dla Hamasu impulsem do zaostrzenia stanowiska albo zerwania negocjacji. Wskazał tu na przykład (choć nie wprost) niedawne słowa prezydenta Francji Emmanuela Macrona o embargu na eksport uzbrojenia do Izraela.

Hirsz ma na pewno rację w jednej kwestii: Hamas wyspecjalizował się w zmienianiu reguł w trakcie gry. Netanjahu ponoć kilkakrotnie zaostrzał stanowisko, ale za każdym razem skupiał się na tej samej kwestii: kontroli nad granicami Strefy Gazy, a więc nad korytarzem Filadelfi i przejściem granicznym w Rafah. Tymczasem negocjatorzy Hamasu zachowują się w sposób, który trudno byłoby nazwać poważnym.

Kiedy kilka tygodni temu Hamas odrzucił ostatnią jak dotąd propozycję dealu, amerykańscy dyplomaci sformułowali propozycję pomostową, mającą jakoś pogodzić stanowiska obu stron. Zgodnie z dotychczasową praktyką Katarczycy i Egipcjanie przekazali projekt Hamasowi, ten jednak… w ogóle się doń nie ustosunkował. Tym sposobem negocjacje właściwie dobiegły końca; niepodobna negocjować, kiedy jeden z uczestników rozmów nawet nie chce powiedzieć, czego oczekuje, choćby i miał kłamać.

W pewnym momencie milczenie Hamasu uznano za poszlakę wskazującą na śmierć szefa hamasowskiego politbiura Jahji Sinwara. Izrael wprawdzie nie chwalił się żadną operacją, która miałaby się zakończyć jego śmiercią, ale na wojnie jak na wojnie – mógł stracić życie od przypadkowej bomby czy nawet w wypadku w jednym z tuneli. Ale kilka dni temu Sinwar miał wznowić kontakt z hamasowcami rezydującymi w Katarze.

Trzeba też mieć na uwadze, iż tak zwana Oś Oporu, czyli po prostu Iran i jego mniej lub bardziej niezależne marionetki (z Hezbollahem włącznie), chce, aby zawieszenie broni w Libanie połączono z zawieszeniem broni w Gazie. Takie stanowisko wyraził też irański minister spraw zagranicznych Abbas Araghczi podczas niedawnej wizyty w Libanie. Rzecznik Hamasu Abu Obajda wygłosił dziś swoiste orędzie, w którym podkreślił, że „los zakładników zależy od działań ich rządu”, a zwłaszcza długości operacji wojskowej w Gazie.

Ale bynajmniej nie chcemy tu rozgrzeszać Bibiego ani prawicowych oszołomów, z którymi tworzy rząd. Trzeba pamiętać o tym, co się działo bezpośrednio przed napaścią Hamasu, o protestach przeciwko deformie sądownictwa (której jedynym celem było uchronienie premiera przed wyrokiem więzienia za malwersacje finansowe), a także o celowym osłabieniu ochrony granicy z Gazą po to, aby wzmocnić ochronę żelaznego elektoratu na Zachodnim Brzegu. Rodziny ofiar domagają się powołania komisji śledczej, która zbada zaniedbania prowadzące do tak monstrualnej klęski i kompromitacji potężnego izraelskiego aparatu wywiadowczego. Bibi utrzymuje, że z komisjami śledczymi należy poczekać do końca wojny.

Ojciec jednego z zakładników, Jonatan Dekel-Chen, który wystąpił dziś na ceremonii zorga­ni­zo­wanej przez American Jewish Committee, powiedział z kolei, że „ogromna większość Izraelczyków jest wstrząśnięta tym, jak nasz rząd raz po raz zmienia stanowisko w procesie negocjacji z Hamasem”. Podkreślił również, że Bibi „nie chce wziąć żadnej odpowiedzialności za sytuację, w której znalazł się Izrael, i nie potrafi przedstawić realistycznej wizji przyszłości kraju”. Przyznał jednak zaraz, iż podobnie jak większość izraelskiego społeczeństwa stracił wiarę w możliwość wprowadzenia w życie rozwiązania dwupaństwowego.

Na polu walki w Gazie

Hamas postanowił „uczcić” rocznicę masakry, ostrzeliwując Izrael pociskami rakietowymi. Jak zwracaliśmy uwagę w poprzednim sprawozdaniu, Cahalowi udało się znacząco zdegradować potencjał Hamasu w tym zakresie. Ale nie znaczy to, że terrorystom skończyły się pociski i wyrzut­nie, a można było założyć w ciemno, iż zachomikują coś na tak szczególną okazję. I rze­czy­wiś­cie – około godziny 6.30 czasu lokalnego hamasowcy odpalili cztery pociski w stronę przygranicznych kibuców. O tej samej porze dokładnie rok temu terroryści przekroczyli ogrodzenie graniczne.

Trzy pociski zestrzelono, jeden upadł z dala od zabudowań. Kilkanaście minut wcześniej samoloty bojowe zbombardowały szereg celów w Strefie Gazy. Jak później oznajmiono – chodziło o zniszczenie wyrzutni przygotowywanych do oddania rocznicowej salwy.

Przed południem kolejne pociski odpalono w stronę Tel Awiwu i innych miast środkowego Izraela. Tym razem lekko ranne zostały dwie Izraelki. Następna salwa wymierzona w Sderot nie przyniosła żadnych strat.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie. Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują.

Konfliktom nie grozi zamknięcie, jeśli jednak nie dopniemy budżetu tą drogą, będziemy musieli w przyszłym miesiącu na pewien czas przywrócić reklamy Google.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

GRUDZIEŃ BEZ REKLAM GOOGLE 96%

Cahal obwieścił rozszerzenie zakresu działań bojowych najpierw w północnej, a następnie w południowej części Strefy Gazy. Mieszkańców północy, zwłaszcza Bajt Hanun, Dżabaliji i Bajt Lahiji, wezwano do przeniesienia się do strefy humanitarnej na południu. W tym celu ponownie otwarty zostanie korytarz humanitarny wzdłuż Drogi Saladyna, wiodącej do Chan Junus. Ale w reakcji na ostrzał rakietowy, który nadszedł właśnie z Chan Junus, zapowie­dziano działania bojowe również tam. Wkróce potem izraelskie samoloty i artyleria wymłóciły miejsca, z których odpalono pociski.

Na polu walki w Libanie

Cahal ogłosił kolejne zwiększenie skali operacji lądowej w Libanie. Do walki wprowadzono już trzecią dywizję – 91. „Ha-Galil” (galilejską). To tak zwana dywizja regionalna przydzielona do Dowództwa Północnego i w warunkach pokojowych samodzielnie odpowiadająca za granicę z Libanem. Dołączyła ona do 98. Dywizji Spadochronowej „Ha-Esz” (ogniowej) i 36. Dywizji „Ga’asz” (burza lub gniew). Na razie w operacji biorą udział trzy z pięciu brygad 91. Dywizji, pozostałe dwie nadal skupiają się na zabezpieczaniu pogranicza.

Rozkazy ewakuacji dla libańskich cywilów objęły kolejne dwanaście wsi. Cahal wzywa ludność do przeniesienia się na północ od rzeki Awali.

Co szczególnie interesujące, służba informacyjna Cahalu zapowiedziała także rozpoczęcie działań od strony morza, i zaapelowała do cywilów o unikanie plaż na południe od ujścia Awali do Morza Śródziemnego, a także o niewypływanie w morze łodziami w tamtym rejonie. Oznacza to, że za strefę działań bojowych uznano około 70 kilometrów wybrzeża – mniej więcej dwie trzecie libańskiej linii brzegowej.

Bojownicy Hezbollahu wciąż unikają starć na małym dystansie i tam, gdzie się da, atakują za pomocą moździerzy i ppk. Tym sposobem Cahal stracił kolejnych poległych. Wskutek ostrzału moździerzowego życie stracili 25-letni sierżant rezerwy Etaj Azulaj i 43-letni chorąży rezerwy Awiw Magen. Kolejny żołnierz został ciężko ranny. Cała trójka służyła w specjalistycznej jednostce inżynieryjnej numer 5515, której personel to w ogromnej większości weterani liniowych jednostek komandosów.

Partia Boga oświadczyła, że jest gotowa kontynuować walkę przeciwko agresorowi pomimo bolesnych strat doznanych w ostatnich tygodniach. Między wschodem a zachodem słońca bojownicy odpalili około 140 pocisków rakietowych. Ostrzał dosięgnął przygranicznej miejscowości Kefar Weradim. Pociski spadły tam na dom i na parking. Nikomu nic się nie stało, ale straty materialne są dość poważne.

Chejl ha-Awir kontynuuje intensywne bombardowania Bejrutu i południowego Libanu. W popołudniowej fali nalotów wykonano aż około stu samolotolotów. Ale w jednym z wcześ­niej­szych uderzeń bomba spadła na remizę strażacką w Baraszit. Zginąć miało co najmniej ośmiu strażaków. W ciągu minionego roku wskutek izraelskich uderzeń życie straciło – według danych libańskiego ministerstwa zdrowia – 118 pracowników różnych służb ratowniczych.

Na zakończenie tej części sprawozdania musimy jeszcze pochylić się nad losem Esmaila Ghaaniego. Ten irański generał, dowódca Sił Ghods, czyli „długiego ramienia” Pasdaranów odpowiadającego między innymi za sterowanie Hezbollahem, kilka dni temu przybył z wizytą do Bejrutu. Spekulowano, że chce się spotkać z prawdopodobnym nowym sekretarzem generalnym Partii Boga, Haszimem Safim ad-Dinem. Szkopuł w tym, że Izrael akurat wtedy postanowił zapolować na Dina.

Los potencjalnego następcy Nasr Allaha pozostaje nieznany, ale po czterech dniach milczenia można zacząć się skłaniać ku temu, iż Din nie żyje. Wczoraj jednak gruchnęła wiadomość, jakoby Izrael zrzucił mu bombę na głowę akurat podczas spotkania z Ghaanim. Po nalocie lokalna delegatura Sił Ghods miała stracić kontakt ze swoim pryncypałem. Dziś jego zastępca Iraż Masdżedi oświadczył, iż Ghaani ma się dobrze, ale nie odniósł się do doniesień, iż jego życie było zagrożone przez izraelski nalot. Z kolei przecieki z izraelskich służb wywiadowczych wskazują, iż celem nalotu był Din, a nie Ghaani. Mosad miał nie mieć bladego pojęcia o tej możliwości – jak powiedzieliby anglofonowie – ubicia dwóch ptaków jednym kamieniem.

Iran

Tu możemy zakomunikować, iż nie mamy nic do zakomunikowania. Teheran powtórzył ostrzeżenie, iż odpowie w zdecydowany sposób na każdą izraelską operację wymierzoną w cele na terytorium Iranu. Ale wciąż nie mamy bladego pojęcia, jak taka operacja może wyglądać, mamy jedynie spekulacje, którym poświęciliśmy sporo miejsca w poprzednich sprawo­zda­niach. Niektórzy analitycy sądzą, iż atak może nastąpić dziś w nocy, tak aby Izrael mógł również „poświętować” rocznicę.

Szef amerykańskiego Dowództwa Centralnego generał Michael Kurilla przebywa obecnie w Izraelu z kilkudniową wizytą. Wczoraj odbył on naradę z ramatkalem (szefem sztabu Cahalu) generałem broni Hercim Halewim. Szczegółów rozmowy oczywiście nie ujawniono, ale łatwo zgadnąć, iż zasadniczym tematem była spodziewana izraelska operacja. Tymczasem minister spraw zagranicznych Jordanii Ajman Safadi oskarżył Izrael o popychanie Bliskiego Wschodu w kierunku „otchłani pełnoskalowej wojny”.

Odnotujmy również, że Ruch Huti odpalił dziś jeden pocisk balistyczny w stronę centralnego Izraela. Został przechwycony przez antypocisk systemu Chec.

x.com/idfonline