Informacje o chińskiej obecności wojskowej w bazie Ream w Kambodży powracają jak bumerang, chociaż Phnom Penh i Pekin starają się zachować dyskrecję. W najnowszej odsłonie role główne grają wzmocnienie obrony przeciwlotniczej obiektu, a także chińskie stacje nasłuchowe w Kambodży i sąsiedniej Mjanmie.

Pierwsze informacje o przymiarkach Pekinu do założenia bazy w Kambodży pojawiły się jesienią 2018 roku i od razu wzbudziły obawy. Obiekt dawałby chińskiej marynarce wojennej szerokie możliwości, z szachowaniem Wietnamu oraz patrzeniem na ręce Tajlandii i Malezji włącznie. Chiny zyskałyby również zwiększoną zdolność projekcji siły w południowej części spornego Morza Południowochińskiego i strategicznie ważnej cieśniny Malakka.

Ostatecznie w myśl podpisanej 8 czerwca ubiegłego roku umowy Chiny zyskały dostęp do obszaru o powierzchni 30 hektarów w północnej części bazy. Zakres porozumienia jest jednak bardzo skromny.



Chiński grant ma sfinansować remonty infrastruktury oraz wzniesienie kilku nowych budynków, szpitala, przystani z miejscami do cumowania dla dwóch jednostek, warsztatów, suchego doku i pochylni. Jedyny planowany nowy obiekt to stacja naziemna systemu nawigacji satelitarnej BeiDou. Niby niewiele, ale zapewne zwiększy sprawność funkcjonowania systemu w regionie. Zważywszy, że podobnie jak GPS, także BeiDou ma zastosowanie wojskowe, będzie to wymierny zysk dla Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.

Chińska fregata Linyi typu 054A.
(US Navy / Mass Communication Specialist Seaman Johans Chavarro)

W chińskiej części bazy mają też być prowadzone badania naukowe – co jest doskonałą przykrywką dla działań wywiadowczych, chociażby ELINT i SIGINT, czy mapowania dna morskiego na potrzeby marynarki wojennej. Wbrew usilnym przekonywaniom Chiny swoim zachowaniem nie odbiegają, jak widać, od innych mocarstw, w tym USA – znienawidzonego wzoru, który trzeba dogonić i przegonić.

Chińska obecność w Ream jest więc mniejsza, niż oczekiwano, i nie stanowi istotnego problemu dla amerykańskich interesów i obecności w regionie. Niemniej Waszyngton składa regularne protesty. Jak by nie patrzeć, spora część bazy powstała w wyniku amerykańskich inwestycji, a zagraniczni dyplomaci regularnie donoszą o chińskich żołnierzach w ubraniach cywilnych, mundurach do złudzenia przypominających kambodżańskie albo nawet posługujących się kambodżańskimi paszportami. Chińskie reakcje na te doniesienia wpisują się jednak idealnie w dotychczasowe schematy działań. W przypadku pierwszej i jedynej dotąd chińskiej bazy zamorskiej w Dżibuti niemal do samego końca zaprzeczano, że obiekt powstaje.



Natomiast samo Ream ma w obecnej formie ograniczoną przydatność dla chińskiej marynarki wojennej. Basen portowy i prowadzący do niego tor wodny są zbyt płytkie, aby przyjmować większe okręty. Sama baza jest ulokowana korzystnie bardziej z punktu widzenia straży wybrzeża niż marynarki wojennej. Położona zaledwie niecałe 30 kilometrów od granicy z Wietnamem, dobrze nadaje się na zaplecze jednostek dozorujących wody terytorialne i granicę morską państwa. Natomiast w przypadku jakiegokolwiek hipotetycznego konfliktu rozlewającego się na cały region staje się bardzo narażona na atak, zwłaszcza że obrona przeciwlotnicza bazy w zasadzie nie istnieje.

Braki trzeba więc nadrobić. Pogłębiarki pojawiły się w Ream już w roku 2021. W ubiegłym roku zaobserwowano budowę czegoś, co niektórzy analitycy identyfikują jako nowy pirs. Minister obrony Kambodży Tea Banh przyznał otwarcie, że prace są finansowane przez Chiny, ale nie będą one jedynym państwem z dostępem do bazy.

We wrześniu ubiegłego roku zaczęło robić się jeszcze ciekawiej. Premier Hun Sen przekazał resortowi obrony 157 hektarów pod budowę „dowództwa obrony powietrznej i kwatery głównej”. Kolejnych 30 hektarów przeznaczono pod budowę „morskiego systemu radarowego”. Zwróćmy uwagę, że dotychczas powierzchnia bazy wynosiła około 60 hektarów, zaś teren pod jej rozbudowę wykrojono z pobliskiego parku narodowego. Pod koniec marca Phnom Penh potwierdziło plany budowy dowództwa obrony powietrznej, nie podało jednak szczegółów.



Takie inwestycje na pewno zwiększą wartość Ream dla Chińczyków, nadal jednak bardziej jako ośrodka obserwacji, nadzoru, koordynacji i nasłuchu niż zaplecza dla operacji wojskowych. W przeciwieństwie do prac nad infrastrukturą w przypadku dowództwa obrony powietrznej i stacji radarowej kambodżański resort twierdzi, że projekty nie są finansowane ani współfinansowane przez Chiny, nie będzie też chińskiej obecności na terenie nowych obiektów. Phnom Penh cały czas zaprzecza również pogłoskom o chińskiej instalacjach nasłuchowych w Ream.

Równolegle do bazy w Kambodży zaczęły krążyć spekulacje o możliwym wykorzystaniu przez chiński wywiad należących do Mjanmy wysp Kokosowych. Pogłoski takie krążą już od roku 2014, dotyczą kliku punktów na wybrzeżu Morza Andamańskiego i Zatoki Bengalskiej. Z chińskiego punktu widzenia ma to ważkie uzasadnienie. Pozwala nie tylko zaglądać w karty Indiom, ale również nadzorować północny koniec strategicznie ważnej cieśniny Malakka, przez którą przechodzi około 80% ropy naftowej importowanej przez Chiny.



Mjanmańskie Wyspy Kokosowe (nie mylić z archipelagiem o tej samej nazwie położonym kilka tysięcy kilometrów dalej, między Indonezją i Australią) leżą na północ od należących do Indii Andamanów i Nikobarów. Oba archipelagi mają istotne znaczenie dla kontroli cieśniny Malakka. Według deklaracji z roku 2016 między Nikobarami a Sumatrą planowano rozmieścić na dnie morza sieć hydrofonów, mających śledzić ruchy chińskich okrętów podwodnych zmierzających na lub powracających z Oceanu Indyjskiego. Nie dziwi więc, że w rejonie wysp mniej lub bardziej regularnie pojawiają się chińskie jednostki badawcze podejrzewane o działania szpiegowskie.

Według zdjęć satelitarnych udostępnionych przez amerykańską firmę Maxar w ostatnich miesiącach dało się zauważyć wzrost aktywności wojskowej na na największej z Wysp Kokosowych – Great Coco. Pas startowy tamtejszego lotniska wydłużono do 2300 metrów, wzniesiono nowe hangary i stację radarową. Według jednej z hipotez z bazy mogą operować mjanmańskie samoloty rozpoznawcze, a dane z ich misji są udostępniane Pekinowi. Ma to być „dowód wdzięczności” ze strony rządzącej krajem junty za poparcie i wsparcie ze strony Chin.

Zobacz też: Bundeswehra wybrała HK416

US Navy