Izraelczycy nie rozpoczęli jeszcze pełnoskalowej inwazji, ale pododdziały z jednostek specjalnych działają już na terytorium Strefy Gazy, gdzie starają się odbijać zakładników i rozpoznawać sieć stanowisk obronnych Hamasu (pisaliśmy o niej więcej wczoraj). Operacja ofensywna może ruszyć już tej nocy. Na ranem czasu polskiego upływa czas dany na ewakuowanie się mieszkańcom północnej części Strefy.

Tymczasem setki tysięcy osób – zgodnie z apelem wystosowanym przez Izraelczyków, ale wbrew instrukcjom Hamasu – próbują się dostać na południe. Wielu już się to udało, ale zdecydowanie więcej albo wciąż jest w drodze, albo też nie zamierza się nigdzie ruszać. Hamasowskie ministerstwo obrony twierdzi, że Izraelczycy bombardują kolumnę uchodźców i że tylko w tych nalotach zginęło co najmniej siedemdziesiąt osób.



Na razie nie ma żadnych dowodów, które potwierdzałyby bombardowanie uchodźców, czy to celowe, czy przypadkowe. Izrael ripostuje, oskarżając Hamas o budowanie barykad na drogach. Ich celem jest oczywiście powstrzymanie izraelskich wozów pancernych, ale na razie utrudniają ewakuację cywilów.

Izraelczycy zapowiedzieli otwarcie na sześć godzin – od 10.00 do 16.00 czasu lokalnego – korytarza humanitarnego, którym Gazańczycy będą mogli się przemieszczać w stronę Chan Junus. Dla wielu mieszkańców Strefy Gazy najlepszym rozwiązaniem w tej trudnej sytuacji byłoby przeniesienie się do Egiptu, ale na to nie ma zgody ani Jerozolimy, ani Kairu.

Egipcjanie zaczęli wręcz wznosić betonowe bariery, aby nikt nie zdołał się przedrzeć przez granicę. Oba rządy (dzięki mediacji Waszyngtonu) uzgodniły jedynie możliwość skorzystania z przejścia w Rafah dla obcokrajowców, których wojna zaskoczyła w Gazie. Po drugiej stronie Rafah czekają zaś ciężarówki z pomocą humanitarną, których także nikt nie chce puścić w dalszą drogę.

Nie ustaje ostrzał rakietowy Izraela. Jego intensywność pozostaje niewielka, ale samo to, że trwa nieprzerwanie, dowodzi, iż arsenał Hamasu był prawdopodobnie dużo większy, niż zakładały służby wywiadowcze Państwa Żydowskiego. To zaś wymusza nadzwyczajne kroki: Cahal postanowił rozpocząć próby operacyjne systemu broni laserowej wysokiej mocy Żelazny Promień (Keren Bar’zel) w ramach swojej wielowarstwowej obrony powietrznej.



W październiku 2022 roku Jerozolima dawała sobie jeszcze trzy lata na uzyskanie gotowości operacyjnej. Siły Obronne Izraela zdają sobie sprawę z niedojrzałości systemu Żelazny Promień, ale nie można już dłużej czekać.

Przyspieszenie tej decyzji nie ma nic wspólnego z negatywną oceną efektywności Żelaznej Kopuły, która po raz kolejny zrobiła, co mogła, aby osłonić mieszkańców Izraela przed rakietowym deszczem. Ale w kierunku Państwa Żydowskiego odpalono w minionym tygodniu ponad 5 tysięcy pocisków, tymczasem cena pojedynczego efektora Żelaznej Kopuły opiewa na 40–60 tysięcy dolarów, a moce produkcyjne są ograniczone i nie dadzą rady nadążyć za takim tempem ostrzału.

Dla porównania: według izraelskich danych w dniach 10–17 maja 2021 roku przeprowadzono 3100 ataków rakietowych na terytorium Izraela. Z kolei podczas trzydniowych zmagań na początku sierpnia 2022 roku Islamski Dżihad wystrzelił z Gazy ponad 1000 rakiet. Rok temu pisaliśmy, że pojedynek z Hamasem może przynieść nawet 1500 lub nawet 2000 odpaleń na dobę. Wiele się nie pomyliliśmy, jeśli weźmiemy pod uwagę efektywny czas zmasowanego ostrzału.

Jeśli przyjmiemy, że bojownicy wystrzelili w kierunku Państwa Żydowskiego 6000 pocisków to odpalenie w ich kierunku takiej samej liczby Tamirów wiązałoby się z koniecznością zapłacenia od 240 do 360 milionów dolarów. Koszt jednej rakiety odpalanej przez Palestyńczyków to jedynie 600 dolarów, co daje globalnie niespełna 4 miliony dolarów. Żelazny Promień ma przede wszystkim nieograniczony zapas „amunicji” (dopóki emiter ma należyty dopływ energii elektrycznej – laser ma moc ponad 100 kilowatów). Koszt porażenia przez laser na pewno nie zamknie się w 3 dolarach i 50 centach – jak mówił swojego czasu premier Naftali Bennet – ale może wzrosnąć do 2 tysięcy za sztukę. To wciąż tanio w porównaniu z Tamirem.



Dziś wieczorem izraelskie siły powietrzne poinformowały, że przez cały dzień skupiały się na atakowaniu celów w dzielnicach Dżabalija, Zajtun, Al-Furkan i Bajt Hanun, gdzie oprócz siły żywej przeciwnika niszczono stanowiska dowodzenia i wyrzutnie. Późnym wieczorem śmigłowiec bojowy zniszczył budynek, w którym znajdowało się kilku terrorystów.

Rzecznik Cahalu kontradmirał Daniel Hagari powiedział, że pododdziały Cahalu działające w Strefie Gazy zlikwidowały drużyny terrorystów z wyrzutniami ppk próbujące dostać się na teren Izraela. W tych ostatnich słowach nie ma niczego ciekawego. Logiczne, że terroryści będą starali się dokonać kolejnej infiltracji, w tym ich jedyna nadzieja – w sianiu chaosu po izraelskiej stronie granicy. Ciekawostką są jednak wyrzutnie ppk, które stanowią rzadkość w Strefie Gazy.

Zasadniczym uzbrojeniem przeciwpancernym Hamasu są różnorodne granatniki radzieckiej (i rosyjskiej) proweniencji. Ale wiadomo, że kilkanaście lat temu do Gazy dotarła partia niewielka rosyjskich Kornietów. Izraelczycy oskarżali wówczas Moskwę o zorganizowanie transportu, a przynajmniej świadome dopuszczenie do jego realizacji. Później swoje pociski zaczął dostarczać także Iran. Właśnie ppk nieustalonego typu użyli terroryści z Hamasu, aby zniszczyć śmigłowiec transportowych CH-53D Sea Stallion (oznaczenie lokalne Jasur), który lądował awaryjnie opodal kibucu Be’eri 7 października.

Ppk są bronią skomplikowaną w użyciu i, ze względu na rozmiar, dużo trudniejszą do przemycenia. Dlatego też liczba wyrzutni w Strefie Gazy jest prawdopodobnie niewielka. Oferowana przez nie siła rażenia sprawia jednak, iż jest to zagrożenie, którego nie wolno lekceważyć.



A skoro o tym mowa – dodajmy jeszcze, że Hezbollah powoli nasila ataki na izraelskie posterunki przy granicy z Libanem i obok tradycyjnych pocisków rakietowych i moździerzowych również zaczyna używać ppk. Doszło także do ataków na Wzgórzach Golan, na co Izrael odpowiedział nalotami odwetowymi na cele w południowej Syrii. Amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin zapowiedział, że w razie potrzeby Stany Zjednoczone same dysponują potencjałem mogącym zapobiec włączeniu się Hezbollahu do wojny. Przypomnijmy, że na miejscu jest już lotniskowiec USS Gerald R. Ford (CVN 78) ze swoją grupą uderzeniową.

Izraelczycy może i zjednoczyli się w walce z barbarzyńskim Hamasem, ale bynajmniej nie oznacza to, że wybaczyli aparatowi bezpieczeństwa klęskę, jaką było wpuszczenie terrorystów na obszar kraju. Główną winę ponosi bezdyskusyjnie premier Binjamin Netanjahu (o jego występkach pisaliśmy tutaj), a społeczeństwo – na tyle, na ile to jest możliwe w realiach wojennych – domaga się wyciągnięcia konsekwencji. Dziś odbyła się demonstracja, podczas której kilkaset osób domagało się ustąpienia premiera i apelowało o informacje dotyczące zakładników. Do tej pory władze powiadomiły około 130 rodzin, ale szacuje się, że liczba osób uprowadzonych przez Hamas może być dwukrotnie większa.

A tymczasem w Berlinie zwolennicy Hamasu zaczęli malować gwiazdy Dawida na domach, w których mieszkają Żydzi.



Aktualizacja (03.15): Według New York Timesa inwazja miała zacząć się w weekend, ale sztab Cahalu postanowił opóźnić ją o kilka dni. Głównym winowajcą są tu chmury. Cahalowi zależy na walce pod czystym niebem, tak aby móc do maksimum wykorzystać możliwości rozpoznania za pomocą bezzałogowych aparatów latających. W warunkach ograniczonej widzialności trudniej też udzielać wojskom lądowym bliskiego wsparcia z powietrza.

Da to również trochę więcej czasu na ewakuację cywilów. Ale dopóki Egipt nie zgodzi się przyjąć uchodźców, cała ewakuacja będzie przelewaniem z pustego w próżne – w Chan Junus wprawdzie ludziom nie lecą bomby na głowę, ale dostęp do żywności, leków i czystej wody jest podobnie utrudniony jak w Gazie. Światowa Organizacja Zdrowia ostrzegła, że rozkaz ewakuacji oznacza potencjalny wyrok śmierci dla mniej więcej 2 tysięcy pacjentów hospitalizowanych w Gazie.

Aktualizacja (04.30): Niezbadane są wyroki historii. Półtora roku temu tysiące Ukraińców szukały schronienia w Izraelu. Według Ha-Arec w sierpniu tego roku było ich około 4600. Dziś ruszyła ewakuacja Ukraińców i Ukrainek z Izraela do Ukrainy via Rumunia. Na razie z możliwości skorzystało 207 osób. Kolejny lot odbędzie się jutro, resort spraw zagranicznych spodziewa się 155 pasażerów.

IAF / Nero Lewin