Wojska rządowe Demokratycznej Republiki Konga po raz pierwszy od ośmiu miesięcy wkroczyły do położonych na wschodnich krańcach państwa miast, które wcześniej zajmowane były przez rebeliantów.

W piątek 1 marca siły rządowe wkroczyły do miast Rutshuru oraz Kiwanja. Ich zadaniem jest ochrona ludności cywilnej przed zagrożeniem ze strony paramilitarnych grup w okolicy. Ludność wschodnich regionach Demokratycznej Republiki Konga regularnie bowiem cierpi z powodu obecnego tu konfliktu, który powoduje masowe gwałty, kradzieże i morderstwa popełniane na cywilach.

Postęp ten jest pierwszym krokiem naprzód po serii porażek militarnych z zeszłego roku. Między innymi zajęte przez rebeliantów zostało największe miasto na wschodzie kraju – Goma. Pojawiają się jednak obawy o wybuch nowych starć z siłami Ruchu 23 Marca, najsilniejszej grupy rebelianckiej w regionie, która zajęła Goma w zeszłym roku i obecnie może próbować odzyskać utracone przez siebie tereny.

Rząd nie planuje bezpośrednich ataków na niedalekie pozycje żołnierzy M23. Rebelianci uznali jednak wkroczenie wojsk do tych dwóch miast jako prowokację i zapowiedzieli próbę ich odbicia. Pułkownik Vianney Kazarama, rzecznik M23 ostrzegł Kinszasę i społeczność międzynarodową, że „wszystko co w tej chwili się wydarzy, jest odpowiedzialnością rządu”.

Siły rebelianckie przechodzą jednak obecnie kryzys. Walki wewnętrzne frakcji doprowadziły do starć pomiędzy różnymi odłamami grup rebeliantów. W szczególności dotyczy to konfliktu pomiędzy przywódcą M23, generałem Bosco Ntaganda a wysokim dowództwem wojskowym jego ruchu.

(reuters.com, bbc.co.uk)