– W ciągu najbliższych dni przekazujemy cztery samoloty na Ukrainę w pełnej sprawności – powiedział Andrzej Duda. Kolejne maszyny są obecnie serwisowane i przygotowywane do podróży za naszą wschodnią granicę. Decyzję w tej sprawie podjęto „na poziomie najwyższych władz państwowych”. Według prezydenta chodzi o egzemplarze, „które przejęliśmy na początku lat 90. po armii NRD”, ale takich akurat nie mamy.
Polska otrzymywała MiG-i-29 w trzech zasadniczych partiach. Najpierw, jeszcze za czasów Układu Warszawskiego, dostaliśmy dwanaście fabrycznie nowych egzemplarzy. Następnie wymieniliśmy się z Czechami: dziesięć MiG-ów za jedenaście śmigłowców Sokół. Wreszcie w 2002 roku za symboliczne euro za sztukę odkupiliśmy od Niemiec dwadzieścia dwa mocno wyeksploatowane samoloty, z których wyremontowano czternaście.
Deklaracja Dudy padła w trakcie wspólnej konferencji z prezydentem Czech Petrem Pavlem. Można wobec tego przypuszczać, że do Ukrainy trafią myśliwce, które otrzymaliśmy od Czechów.
Według słów Dudy nasze Siły Powietrzne mają w tej chwili kilkanaście MiG-ów-29. Ich służba tak czy inaczej zbliża się do końca, ponieważ jeszcze w tym roku powinniśmy otrzymać pierwsze „pomostowe” FA-50. Można się spodziewać, że docelowo nad Dniepr trafią wszystkie nasze Fulcrumy.
Dwa dni wcześniej premier Mateusz Morawiecki stwierdził, że przekazanie naszych myśliwców „może nastąpić w ciągu czterech–sześciu tygodni”. Ciekawe, czy było to celowe zaciemnianie obrazu (nie mógł przecież nie wiedzieć, co dzisiaj oznajmi Duda) czy też miał na myśli realizację całości dostaw. Wcześniej minister obrony Słowacji Jaroslav Naď potwierdził gotowość przekazania Ukrainie dziesięciu wycofanych ze służby MiG-ów-29.
Combat flight of a pilot MiG-29 of the Ukrainian Air Force 🇺🇦😎 pic.twitter.com/ud7DEFXo9A
— Ukrainian Air Force (@KpsZSU) March 16, 2023
Tym samym dobiega końca ponadroczna opera mydlana z polskimi myśliwcami w roli głównej. Przypomnijmy, że już w pierwszych dniach marca (2022 roku, rzecz jasna) Polska ogłosiła, że wyśle wszystkie posiadane MiG-i-29 „niezwłocznie i nieodpłatnie” do amerykańskiej bazy Ramstein w Niemczech, gdzie zostaną przekazane do dyspozycji rządu Stanów Zjednoczonych w celu odstąpienia ich Ukrainie. Amerykanie jednak szybko utrącili ten pomysł.
Odstąpienie naszym sąsiadom MiG-ów-29 to sensowna decyzja z kilku różnych powodów. Przede wszystkim ukraińscy lotnicy są już dobrze zaznajomieni z tym typem i przesiadka na polskie maszyny może nastąpić prawie z marszu. „Prawie”, bo nasze MiG-i mają awionikę zmodernizowaną do standardów NATO-wskich. Ponadto Ukraina z pomocą Amerykanów zintegrowała swoje MiG-i-29 między innymi z pociskami antyradiolokacyjnymi AGM-88 HARM. Tym samym Fulcrum stał się dla Ukraińców podstawowym narzędziem obezwładniania rosyjskiej obrony przeciwlotniczej.
Wiadomo również, że Amerykanie pracują – przynajmniej koncepcyjnie – nad integracją MiG-ów-29 z pociskami powietrze–powietrze AIM-120 AMRAAM. Problem polega na tym, że pocisk musi być w stanie „rozmawiać” ze stacją radiolokacyjną nosiciela, aby ta wstępnie wskazała mu cel. Później pocisk może już działać w trybie „odpal i zapomnij” dzięki własnemu radarowi (chociaż korekty podawane z nosiciela zwiększają prawdopodobieństwo porażenia celu), ale odpalanie go na ślepo jak HARM-a nie ma sensu.
Rzecz nie w tym, że się nie da – bo prawdopodobnie się da. Ale stacja radiolokacyjna baterii przeciwlotniczej jest z natury rzeczy mało mobilna i dzięki uprzedniemu rozpoznaniu można z dużą dozą pewności określić, gdzie należy odpalić pocisk, aby dać mu szansę na znalezienie celu. Atakowanie statku powietrznego w odległości kilkudziesięciu kilometrów nie daje takiego luksusu. AMRAAM potrzebuje 40 sekund, aby przelecieć 50 kilometrów. Zachodnie systemy przeciwlotnicze, takie jak NASAMS, mogłyby być naziemnymi stacjami naprowadzania, ale wówczas użycie AMRAAM-ów przez Fulcrumy byłoby ograniczone do bezpośrednich okolic stanowisk tych systemów.
Oczywiście pocisk może używać własnego radaru przez cały czas dolotu do celu. Ale w takiej sytuacji pilot musi się pogodzić z faktycznym obniżeniem zasięgu i zdegradować AMRAAM-a do roli pocisku do walki w zasięgu wzroku. Powracamy więc do odwiecznego problemu: wszystko da się zrobić, ale nie wszystko się opłaca. Dużo będzie zależało od dwóch pytań: jak długo jeszcze potrwa wojna i ile Ukraina będzie musiała czekać na zachodnie myśliwce? Jeśli odpowiedź na oba pytania brzmi: „długo”, być może integracja AMRAAM-ów się opłaci.
Dla porządku odnotujmy również w tym miejscu, że Ukraina zamówiła nową partię karabinków Grot. Niestety nie ujawniono rozmiarów zamówienia, nie wiadomo też, jakie będzie źródło finansowania (krążą pogłoski o użyciu na ten cel unijnych funduszy pomocowych dla Ukrainy).
Wicepremier @mblaszczak: Mam kolejną dobrą wiadomość. Ukraińcy postanowili zamówić w Fabryce Broni #Radom kolejne egzemplarze karabinków #GROT.
— Ministerstwo Obrony Narodowej 🇵🇱 (@MON_GOV_PL) March 16, 2023