Jak poinformowała wczoraj amerykańska Agencja Departamentu Obrony do spraw Współpracy w Sferze Bezpieczeństwa (DSCA), Departament Stanu wyraził zgodę na sprzedaż Polsce pocisków kierowanych AGM-114R2 Hellfire. Za 800 pocisków, cztery „pociski”, czy raczej urządzenia, ćwiczebne M36 CATM i wsparcie techniczne mamy zapłacić maksymalnie 150 milionów dolarów.

Minister obrony Mariusz Błaszczak zapowiedział tymczasem, że Hellfire’y będą zintegrowane przez PZL Świdnik ze śmigłowcami wielozadaniowymi AW149 w konfiguracji wsparcia bezpośredniego wojsk lądowych. Rzecznik prasowy Agencji Uzbrojenia Krzysztof Płatek wkrótce uzupełnił tę informację – pociski trafią również pod skrzydła śmigłowców uderzeniowych AH-64E.



Kilka minut później podpułkownik Płatek dodał, że w planach jest także zakup pocisków AGM-179 JAGM, ale nie zmienia to faktu, że sprawa zakupu Hellfire’ów wzbudziła kontrowersje. Oczywiście trudno mówić o zaskoczeniu – kiedy ogłaszano zakup AW149, Płatek zapowiadał, że dla śmigłowców wybrano pociski „tej klasy co Hellfire”. Znając nasze lokalne realia, łatwo można było przewidzieć, że „ta klasa co Hellfire” to po prostu Hellfire i kropka. Ale wielu analityków uznało tę decyzję za motywowaną politycznie, a nie merytorycznie.

Najważniejsze pytanie brzmi: dlaczego Hellfire? Czy też może: dlaczego nie Brimstone? Wybraliśmy przecież ten drugi pocisk jako efektor niszczycieli czołgów opracowywanych w ramach programu „Ottokar-Brzoza”. Skazujemy się de facto na wprowadzenie do uzbrojenia trzech podobnych typów uzbrojenia: najpierw Brimstone, potem Hellfire, a na koniec wreszcie JAGM. Integracja Brimstone’ów z AW149 pozwoliłaby usunąć jeden element z tego zbioru.

Owszem, potrzebujemy też pocisków dla naszych dziewięćdziesięciu sześciu hipotetycznych Apache’ów (ciekawe, czy w praktyce zrealizujemy choć połowę tego zamówienia). Ale na dostawy pierwszych egzemplarzy poczekamy jeszcze kilka lat. Tymczasem AGM-179 osiągnął wstępną gotowość operacyjną – na początek w US Marine Corps – w marcu ubiegłego roku, a pięć miesięcy później zadeklarowano możliwość rozpoczęcia produkcji seryjnej.



Jeżeli integracja Brimstone’a faktycznie miałaby kosztować astronomiczne pieniądze, rezygnacja z tej opcji to oczywiście dobry pomysł. Ale dlaczego miałaby? Leonardo jest przecież udziałowcem MBDA (producenta Brimstone’ów) i już w 2016 roku zapowiadał gotowość integracji obu platform, szukał jedynie zainteresowanego klienta. Mocniejsze związanie owego klienta właśnie poprzez użycie wspólnego z „Brzozami” pocisku winno być w interesie koncernu matki i zakładów PZL Świdnik.

Oczywiście nikt by nam nie załatwił integracji w prezencie, musielibyśmy za nią zapłacić. Ale przecież za integrację Hellfire’ów też trzeba będzie zapłacić. Czyżby polski resort obrony miał tak słabą pozycje negocjacyjną, że nie potrafił przekonać rzymian do sformułowania sensownej oferty?

Wizualizacja AW149 w polskich barwach w konfiguracji wsparcia bezpośredniego.
(Ministerstwo Obrony Narodowej)

Natomiast wszystko wskazuje, iż Hellfire będzie rzeczywiście zapchajdziurą do czasu zakupu JAGM-ów. Być może okazało się, że Lockheed Martin ma już gruby portfel zamówień i obłożone linie produkcyjne, tak że wprowadzenie do uzbrojenia Apache’ów wraz z JAGM-ami byłoby niemożliwe (a integracja z Brimstone’ami de facto nie wchodzi w grę). AH-64 bez kierowanych pocisków rakietowych traci sporą część potencjału bojowego, tak więc jeśli nie dałoby się od razu uzbroić go w AGM-179, pozyskanie AGM-114 ma sens. A w takiej sytuacji ma również sens – czy przynajmniej więcej sensu – pozyskanie tych samych pocisków dla drugiego typu śmigłowców.



Do kwestii wyboru typu pocisku dochodzi jednak wersja samego Hellfire’a. AGM-114R2 to pocisk naprowadzany półaktywnie laserowo, toteż operator uzbrojenia musi podświetlić cel. Tymczasem laserowy wskaźnik celu wchodzi w skład głowicy TADS (Target Acquisition and Designation Sights) umieszczonej na nosie śmigłowca. Widać go dobrze na zdjęciu tytułowym niniejszego artykułu – to ten kolorowy element po prawej stronie u dołu. Aby skutecznie użyć AGM-114R2, trzeba mieć cel w polu widzenia TADS-a, a ze względu na jego umiejscowienie oznacza to, że śmigłowiec również będzie widziany przez cel i będzie narażony na ogień obrony przeciwlotniczej.

Właśnie ten problem leży u fundamentu modernizacji AH-64 do standardu D i wyposażenia go w radiolokator Longbow umieszczony nad wirnikiem. Do współpracy z nim przeznaczone są pociski AGM-114L („L” jak Longbow). Ten zestaw pozwala śmigłowcowi atakować zza przeszkód terenowych, wystawiając jedynie owiewkę radiolokatora.

Oczywiście AGM-114R2 to wciąż potężna broń, nadająca się do zwalczania szerokiego wachlarza celów (operator musi jedynie wybrać odpowiedni tryb działania zapalnika). Brimstone jest jednak nowocześniejszy i pod wieloma względami przewyższa swojego amerykańskiego kuzyna – ma większy zasięg (20 kilometrów) i dysponuje własnym radarem. Jego wybór dla naszych niszczycieli czołgów zasługuje na pochwałę, dlatego też tym większe zdziwienie budzi wybór Hellfire’ów dla śmigłowców.

Pozyskanie Hellfire’ów przez program Foreign Military Sales jest też wątpliwe – by nie powiedzieć wprost, że szkodliwe – ze względów gospodarczych. Komponenty Brimstone’a są częściowo produkowane w naszym kraju przez Mesko. Decyzja o integracji pocisków tego typu z kolejną platformą dałaby nie tylko bezpośrednie korzyści gospodarcze (więcej zamówień dla polskich podwykonawców), ale także korzyści pośrednie w postaci jeszcze mocniejszej pozycji negocjacyjnej w trakcie późniejszych rozmów. I to nie tylko w rozmowach na temat samych Brimstone’ów.



MBDA uczestniczy przecież w programie Narew, a potencjalnie może w przyszłości dostarczać naszym siłom zbrojnym także inne systemy uzbrojenia. Im bardziej MBDA będzie związana z polskim przemysłem, tym lepiej dla nas w kontekście wszystkich dalszych programów modernizacji sił zbrojnych. Rezygnacja z dalszego zacieśniania więzi z MBDA miałaby sens jedynie wtedy, gdy zacieśniania oznaczałoby osłabienie związków z innym ważnym graczem na naszej krajowej arenie. Ale kto mógłby być takim graczem? Przecież nie Lockheed Martin. Trudno sobie wyobrazić, co mogłoby osłabić ten związek.

Zwróćmy też uwagę, że decyzję o zakupie AW149 wraz z utajnionym wówczas pociskiem kierowanym oraz decyzję o wyborze efektora dla programu „Ottokar-Brzoza” podejmowano równolegle – obie ogłoszono w lipcu ubiegłego roku. Ale najwyraźniej nie podejmowano jej łącznie, co również wydaje się osobliwe.

Jeśli Hellfire ma być tylko krótkoterminowym rozwiązaniem pomostowym, od biedy można na nie przystać. Mimo oczywistych problemów ma też zalety, czy raczej jedną, ale dużą zaletę: ujednolicenie uzbrojenia AH-64E i AW149. Jeśli za jakiś czas oba typy zostaną sprawnie przezbrojone w JAGM-y – wszystko w porządku. Obawiamy się jednak, iż AW149 mogą pozostać skazane na Hellfire’y przez cały okres służby. W końcu za integrację z JAGM-em też będzie trzeba zapłacić. I co wtedy?

Zobacz też: Okręt podwodny Biełgorod, nosiciel torped nuklearnych Posiejdon, przyjęty do służby

Nicky Boogaard, Creative Commons Attribution 2.0 Generic